Bożena Ratter: Przekonać ludzi nie jest łatwo. Nie zawsze zależy to od argumentów i nawet oczywistości faktów
data:13 lutego 2018     Redaktor: Agnieszka

Polsko-ukraiński konflikt w latach 1939 - 1947 powinien być rozpatrywany także w kontekście sowieckim. Jest to myśl przewodnia pracy autora, ukraińskiego historyka (Ihor Iljuszyn), piszącego o sowietyzacji Galicji Wschodniej i Wołynia w latach 1939 - 1941 - książkę poleca Tomasz Stańczyk w lutowym wydaniu Historii Do Rzeczy.

 
 

Szkoda, że nie poleca ukraińskiego historyka Wiktora Poliszczuka, autora wielu dzieł i dokumentów, świadka tamtych wydarzeń, naukowca, który (tak jak dr Ewa Kurek w odniesieniu do relacji polsko- żydowskich) dla wyjaśnienia relacji polsko –ukraińskich od 90 lat XX wieku studiował tomy akt w archiwach (dopóki nie zostały zablokowane), przeprowadził wnikliwą analizę w dokumentach i przeróżnych środowiskach i krajach, uczestniczył w rozmowach, konferencjach itp.  

„Na Wołyniu i w Galicji w latach okupacji hitlerowskiej nie było wojny (ani konfliktu) polsko-ukraińskiej lub ukraińsko-polskiej, było tylko mordowanie polskiej ludności cywilnej przez formacje OUN-UPA. Tym bardziej nie było, jak tego chcą niektórzy polscy publicyści, bratobójczych walk, nie było wzajemnego wyrzynania się, chociaż miały miejsce sporadyczne akty bezmyślnej ślepej zemsty ze strony Polaków ocalałych od mordów. Twierdzę i podkreślam to wielokrotnie, że nie ma narodów zbrodniczych, są natomiast zbrodnicze ideologie i organizacje ze zbrodniczymi programami działania. Przyczyna mordów wołyńskich tkwi w ideologii i założeniach programowych Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Tę przyczynę opisałem w swej książce „Gorzka prawda - zbrodniczość OUN-UPA” oraz w sześciu innych, wydanych po niej. Tą przyczyną dotąd nie zainteresowali się polscy historycy z prawdziwego zdarzenia. Mało tego - są wśród nich i tacy, którzy usiłują paraliżować naukowe dociekania w tym zakresie. Z ideologii nacjonalizmu ukraińskiego oraz z dokumentów programowych OUN wynika, że ta organizacja postawiła przed sobą zadania zbudowania ukraińskiego państwa nacjonalistycznego na wszystkich, według jej ocen, ukraińskich terytoriach etnograficznych, a cel ten, według OUN, osiągnąć należy drogą usunięcia z tych terytoriów wszystkich wrogów, w tym przypadku Polaków. Chodzi o terytorium Wołynia, Galicji, Chełmszczyzny, Nadsania, Łemkowszczyzny. Powyższe wynika ze sformułowań programowych OUN z 1929 roku, zgodnie z którymi usunięcie „zajdów”, „czużyńców”, „okupantów” miało nastąpić „w toku rewolucji narodowej”, ta zaś, według ocen OUN Bandery, rozpoczęła się po okupacji hitlerowskiej Kresów Wschodnich II RP.

…Mówiłem już o politycznym aspekcie mordów masowych, a trzeba przecież powiedzieć także o metodach mordowania. Ideologia nacjonalizmu ukraińskiego wychodziła z założeń, że nacja (naród) stanowi gatunek w przyrodzie, tak jak gatunkiem w przyrodzie są psy, lwy, tygrysy, konie, koty itp., i że te gatunki, a więc nacje-narody, walczą między sobą o byt i przestrzeń, a w walce tej dozwolone są wszystkie metody, wroga trzeba nienawidzić. Okrucieństwo w prowadzonych mordach było skutkiem właśnie tej ideologii, według której „wroga” (a wrogiem byli Polacy) należy wyniszczać w sposób bezwzględny. Okrucieństwo mordów miało odstraszyć raz i na zawsze wszystkich, którzy w ten lub inny sposób stanęliby na drodze do realizacji przez OUN jej celów. Do wrogów tej organizacji należeli też ci Ukraińcy, którzy nie zgadzali się z nią ani z metodami jej walki. Ich też trzeba było zniszczyć, w równie okrutny sposób. Według tej ideologii, jak to określił greckokatolicki ksiądz Jurij Fedoriw, „trzeba było wyrzec się ojca i matki, Boga i sumienia, prawa i etyki, miłości bliźniego i osobistych uczuć. W imię jednego... zdobędziesz albo zginiesz.” Właśnie ta ideologia doprowadziła wielu do zezwierzęcenia. Ideologia nacjonalizmu ukraińskiego zachęcała do mordowania i z góry rozgrzeszała sprawców mordów, traktując ich jak bohaterów” (Wiktor Poliszczuk, Potępić UPA).

I tu nawiązanie do komentarza Piotra Zychowicza  w Historii Do Rzeczy: „Zbrodnia komunistyczna, a nie polska to rozpoczęta w 1947r. akcja „Wisła”, w której dochodziło wobec „ludności cywilnej do brutalności i bezwzględności. Jak to bolszewicy”. Skandaliczne jest to porównanie zbrodni bolszewickiej, na milionach Polaków rozstrzeliwanych strzałem w tył głowy w Operacji Polska, w Katyniu, na ulicach i w więzieniach Lwowa, Grodna, Stanisławowa, Wilna, wiezionych bydlęcymi wagonami na Sybir, do Kazachstanu, gdzie główki niemowląt przymarzały do ściany wagonu, skąd zmarłe niemowlęta i dorośli wyrzucani byli na stacjach do rowów (pamiętam, jak sołdat ze zmarłymi niemowlętami pod pachą chodził po wagonie i pytał, czy jeszcze są zmarli - wspomnienie), gdzie wywożono ich na pusty step w mróz, by sobie rękoma wygrzebali norę w ziemi, gdzie w łagrach umierały tysiące Polaków, Żydów, Ormian, Cyganów, Ukraińców, a powracający z wojny i łagrów w katowniach UB trzymani byli nago, w własnych odchodach, w karcerach metr na metr, do przesiedlenia.

Dziwi mnie, iż w lutowym/2018 wydaniu Historii Do Rzeczy nie ma wzmianki o pierwszej wywózce na Sybir polskiego ziemiaństwa, polskich osadników i leśników (polskiej elity, która na pewno nie uległaby marksizmowi kulturowemu) dokonanej przez bolszewików, również  na podstawie list dostarczanych przez Ukraińców, w niezwykle mroźną noc z 9 na 10 lutego 1940 roku. Nie ma wzmianki o pierwszej zbrodni ludobójstwa w Paroślu, 9 lutego 1943 r. „Niemowlęta były przybijane do stołów nożami kuchennymi, kilku mężczyzn było obdartych ze skóry pasami, niektórzy mieli wyrywane żyły od pachwiny do stóp, kobiety były nie tylko gwałcone, lecz wiele z nich miało poobcinane piersi. Wielu pomordowanych miało poobcinane uszy, nosy, wargi, oczy powyjmowane, głowy często poobcinane. Po dokonaniu rzezi mordercy urządzili libację w domu sołtysa. Po odejściu oprawców, wśród resztek jedzenia i butelek po samogonie znaleziono martwe dziecko około 12-miesięczne, przybite bagnetem do stołu, a w ustach dziecka włożony był niedojedzony kawałek kiszonego ogórka.”

A komentarz Piotra Zychowicza dotyczy książki Pawła Smoleńskiego „Akcja Wisła", „jego książka to kawał świetnego reportażu, momentami ściska za gardło”.

Szkoda, że nie ściskają za gardło Piotra Zychowicza tomy relacji jak wyżej, o okrutnych zbrodniach, wbijaniu na płot niemowląt, wrzucanie do studni i palenie żywcem itd.  Ewy Siemaszko, Lucyny Kulińskiej, Szczepana Siekierki, Czesława Partacza i setki pojedynczych wspomnień, w tym kompozytora polskiego, Krzesimira Dębskiego.

Przekonać ludzi nie jest łatwo. Nie zawsze zależy to od argumentów i nawet oczywistości faktów. Częściej od tego, czy ci ludzie chcą, żeby tak było jak jest naprawdę, czy nie chcą. Jeżeli zbyt duża ilość nie chce, nie pomogą ani argumenty, ani najbardziej rzucająca się w oczy oczywistość” – pisał 60 lat temu Józef Mackiewicz. Pisał też: „We Lwowie i na Wołyniu polskim w ostatnich latach przed wojną, pęczniał coraz bardziej i rozrastał się potężnie ruch narodowy ukraiński, mimo wszelkich ograniczeń i trudności sprawianych mu przez władze polskie,  podczas gdy na właściwej Ukrainie i w jej stolicy Kijowie, znikł zupełnie jako ruch narodowy, mimo przymusowej ukrainizacji, stosowanej przez władze bolszewickie”.

Co pisze Wiktor Poliszczuk o znawcach zbrodni nacjonalistów ukraińskich: „Na Zachodzie, w szczególności w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie, działa szereg instytutów, w których podzielnie dominuje ukraiński nacjonalistyczny pogląd na rozwój stosunków polsko-ukraińskich, na rolę OUN-UPA. W tych instytutach odbywają staże polscy historycy, polscy doktoranci, wpływ tych instytutów na nich jest wyraźnie zauważalny. Wszystko to na Ukrainie i w Polsce odbywa się tu fali popierania przez Zachód ukraińskiego nacjonalizmu w ciągu dziesięcioleci, na fali wykorzystywania nacjonalistów ukraińskich do wpływania w odpowiednim kierunku na zmiany na Ukrainie. Na tej też fali dochodzi do rozpasania nacjonalistów ukraińskich w Polsce, gdzie nacjonaliści ukraińscy wpływają nawet na kierunki rozwoju nauki w zakresie badań nad stosunkami polsko-ukraińskimi, w zakresie ustalania programów nauczania historii w szkole… (Grzegorz Motyka choćby). W stanie bezwładności polskich organizacji społecznych, naukowych itp, na Zachodzie aktywność przejawia część młodych Ukraińców przybyłych w ostatnich piętnastu latach na Zachód z Polski. To oni, pod egidą oficjalnych organizacji, formalnie ukraińskich, a faktycznie ukraińskich nacjonalistycznych, takich jak Światowy Kongres Ukraińców, Kongres Ukraińców Kanady, Ukraiński kongresowy Komitet Ameryki, Ukraińska Koordynacyjna Rada – urządzają manifestacje, na przykład przed parlamentem prowincji Ontario w Toronto, z udziałem biskupów greckokatolickich i prawosławnych z orkiestrą, przemówieniami, podczas których wszystkie  i zwielokrotnione ofiary zwalczania OUN-UPA zaliczane są  do ofiar akcji „Wisła”, Polskę przyrównuje się do Niemiec hitlerowskich, pokazuje się ją jako tę, która organizowała ludobójstwo na ludności ukraińskiej… Placówki dyplomatyczne RP nie reagują na to, a nawet wchodzą w porozumienie z ukraińskimi organizacjami nacjonalistycznym, urządzają wspólne imprezy itp., zaś mówienie o zbrodniach OUN-UPA na ludności polskiej ambasador RP w Kanadzie nazywa „moskiewską inspiracją" (Wiktor Poliszczuk , Potępić UPA 1998 rok).

Czy nie przypomina to zachowań 20 lat później, wobec nowelizacji Ustawy o IPN? Czy publicyści, dziennikarze, polskie media, naukowcy, nauczyciele akademiccy nadal nie będą prezentować Polakom i światu wyników badań tych nielicznych, odważnych polskich historyków, którzy często będąc uczestnikami historycznych wydarzeń i stosując klasyczny warsztat historyczny mogą nam zrelacjonować i opiniować  fakty historyczne zamiast rozpowszechniać „post prawdę” publicystów, dziennikarzy i nie polskich historyków, którzy bez tej ugruntowanej wiedzy sprzedają nam zrelatywizowaną, sfałszowaną w imię nowej ideologii (tej przetransformowanej w 1989 r) w interesie obcych i wrogich Polsce grup? To śmieszne, pewnie w imię kolejnego modnego hasła komunizmu kulturowego, „zrównoważonego rozwoju” stawiającego w tym przypadku znak równości między zbrodniarzem a ofiarą, a może nawet inny symbol matematyczny, znak mniejszości oznaczający mniejszą winę sprawców a większą ofiar, czyli narodu polskiego.

„Szczególnie policja ukraińska po wkroczeniu wojsk niemieckich do Galicji w końcu czerwca, na początku lipca 1941 roku odegrała nikczemną rolę. Większość tych ludzi służyła już poprzednio w milicji sowieckiej, ponieważ po zajęciu tych terenów w 1939 roku Rosjanie oparli się przede wszystkim na ludności ukraińskiej, składającej się z parobków, chłopów i robotników, a więc niejako z założenia podatnej na właściwą ideologię. Kiedy Rosjanie musieli się wycofać, wystarczyły zaledwie 24 godziny, aby dotychczasowi milicjanci podporządkowali się nowym, narodowosocjalistycznym władcom i stali się ich najwierniejszymi pomocnikami. Istniała wszakże pewna liczba ukraińskich nacjonalistów przeciwstawiająca się Sowietom. Jednakże grupa ta również rzuciła się w ramiona Niemców, w nadziei na otrzymanie od nich własnego państwa” (Szymon Wiesenthal, Prawo nie zemsta).
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.