Życzenia świąteczne na Urodziny Chrystusa. U nas w Klecku w dawnej Polsce było tak…
data:30 grudnia 2017     Redaktor: GKut

Śp. Porucznik Stefan Mustafa Abramowicz to bohater poniższego felietonu.

Wspominamy ostatnie Święta Bożego Narodzenia z leciwym ułanem, który 9 kwietnia 2018 r. w wieku 103 lat odszedł na wieczną wartę. Polecamy takze: http://solidarni2010.pl/36853-ostatnie-pozegnanie.html

 

Życzenia świąteczne na Urodziny Chrystusa. U nas w Klecku w dawnej Polsce było tak…

Radość z powodu świąt to dar dostępny dla każdego. Nieważne gdzie się je spędza, ani z kim.

Po wieczornej mszy w oktawie Bożego Narodzenia wybrałam się z córką w odwiedziny. Stukając, pukając w drzwi i okno domu naszego ułana Stefana Mustafy Abramowicza, nuciłam sobie jego piosenkę z tamtych lat:

„Przybyli ułani pod okienko. Pukają, wołają: puść panienko! O Jezu! a dokąd Bóg prowadzi? Warszawę odwiedzić byśmy radzi. Gdy zwiedzim Warszawę, już nam pilno zobaczyć to stare nasze Wilno. A z Wilna już droga gotowa, prowadzi prościutko do Lwowa. O Jezu, a cóż to za mizeria? Otwórz no panienko! Kawaleria. Przyszliśmy napoić nasze konie, Za nami piechoty pełne błonie. Panienka otworzyć podskoczyła, żołnierzy do środka wpuściła.”

I rzeczywiście tak jak w piosence - musiałam swoje odstać pod okienkiem. Zanim drzwi mi otworzono i do środka zaproszono - napatrzyłam się na czysty granat nieba nad Manchesterem, depcząc skrzypiącą trawę, a był przymrozek. Wpatrując się w nieboskłon - zahaczyłam o okno na piętrze, w którym przemknął dobrze mi znajomy cień gospodarza domu.

Wnuczka Pana Stefana – panna Renatka trochę nas przytrzymała pod drzwiami, zanim usłyszałam zgrzyt przekręcanego kluczem zamka. Druga wnuczka Lucy mieszkająca ze swym dziadkiem pojechała z najbliższymi na święta do Wrocławia. Tam w 1946r. siostra Pana Stefana Ewa Abramowicz - Korycka, ze swym mężem Janem Koryckim, dziedzicem z majątków we wsi Łowczyce k/Nowogródka – wyjechała i schroniła się przed sowieckim NKWD, które nachodziło ich pytając o powojenne losy brata Andersowca.

 
 
 
 
 
 
Weszłyśmy do przytulnego domu. Za chwilkę ukazała się lekko przygarbiona postać sędziwego ułana, a na jego głowie srebrny wieniec z włosów jak korona, czesanych złotymi myślami. (w języku polskich Tatarów ułan znaczy młody chłopak, a Tatar znaczy rycerz) Kiedy zobaczył nas czekające w przedpokoju – chyba przypomniała mu się jego młodość i aż wyprostował się na nasz widok, wołając swym charakterystycznym: Ho! ho! A ja, jaj!

 

Pomimo swego wieku (w styczniu rozpocznie 103 lata!) – prawie zbiegł do nas na dół po schodach. Cóż to była za radość i gościnne przyjęcie! Słów przywitania nie było końca, obejmowaliśmy się stojąc w radosnym kółeczku.

 

 
 
 
 
 
Zaproszono nas do dziennego pokoju. Teraz wszystko tutaj urządzone jest inaczej niż wtedy, gdy mieszkałyśmy lat kilka w domu ułana.

- Mamy kolejne Boże Narodzenie Panie Stefanie! powiedziałam, a on od razu podjął temat:

- Urodziny Chrystusa

Tak my Tatarzy mówiliśmy w Klecku – Urodziny Chrystusa.

Po czym błyskotliwie dodał: - Podczas Kampanii Włoskiej słyszałem od Włochów: - Natale. - Buon Natale! czyli Wesołych Świąt. Rosjanie natomiast za cara mówili: - Rożdżiestwo Chrysta (Pождество Христа).

Tak powróciliśmy do przeszłości i zaczęły się wspomnienia.

Zachęcony rozmową Pan Stefan snuł swoje wątki…

„Tradycyjnie od wieków Polacy celebrują święta na Urodziny Chrystusa. Dawniej wszystko było inaczej i ludzie byli inni w dawnej Polsce.

My muzułmanie byliśmy obok świąt Narodzenia, ale widzieliśmy jak masa ludzi szła do kościoła na Pasterkę. Nie jestem fanatykiem religijnym. Lubię posłuchać innych, kiedy wszyscy jesteśmy pod parasolem tego samego Boga.

 
 
 
 
Są inne zwyczaje w świętowaniu ale wszystko wchodzi w jedno źródło – jednego i tego samego Boga. Czasem i ja zachodziłem do kościoła i przyglądałem się jak katolicy świętowali w kościele Urodzenie Chrystusa. Chodziłem też do cerkwi prawosławnej. Pięknie śpiewano tam pieśni w chórach. Widziałem ich obrzędy religijne. Wszyscy byliśmy zżyci ze sobą. Żyliśmy w zgodzie i nikt nie odważył się zrobić coś przykrego, dokuczać czy zaszkodzić.
 
 
 
 
 
 
Wszystkie wyznania razem się spotykały i byliśmy bardzo zgodni. Wszyscy w swoich bożnicach celebrowali w co wierzyli.

U nas w Klecku podczas świąt Bożego Narodzenia robiono w szkole przyjęcia i były szkolne zabawy przy ustrojonej choince. Choinka sama mówiła jakie to święto. Śpiewaliśmy kolędy na głosy: Bóg się rodzi moc truchleje; Bracia patrzcie jeno. Inni przygrywali nam na instrumentach.

 
 

 

To pamiętam bardzo dobrze do tej pory, że wszyscy bez względu na wyznanie szliśmy razem się bawić i tańczyć. Pamiętam był rok 1929 jak miałem z 14 lat, gdy prosiliśmy dziewczęta do tańca.

Do polskiej szkoły poszedłem w 1925r. mając 10 lat.

 
 
 
 

Wtedy w Klecku dopiero co otworzono siedmio-oddziałową szkołę powszechną. Do tej szkoły zaczęły uczęszczać dzieci starsze wiekiem, opóźnione przez działania I-szej wojny światowej. Chodziły 7-latki i 18-letni poborowi do służby wojskowej. Zaczynaliśmy naukę czytania i pisania ucząc się razem w jednej klasie. Chodzili tam prawosławni, katolicy, muzułmanie i żydzi. Żydzi byli najzamożniejsi, najlepiej ubrani i najlepiej się uczyli. Prawie dorastałem, kiedy mając 15 lat kończyłem 7 oddział szkolny. Z braku funduszy na naukę zakończyła się moja szkolna edukacja.

 
 
 
 
1. Szwadron Tatarski 13. Pułku Ułanów Wileńskich w Nowej Wilejce k/Wilna

Potem służyłem w wojsku w kawalerii.

 
 
 
 
 
 
 
Na święta był wspólny obiad bożonarodzeniowy. Dostaliśmy większą porcję mięsa. Dowódca na głos składał ułanom życzenia świąteczne. Uśmiechał się do żołnierzy, nie podchodził jednak do nas blisko z życzeniami. Poustawiano wiele stołów w szeregu. Nie dostaliśmy żadnych paczek, prezentów. Polska była biedna po latach zaborów. Jak inni ułani dostawali urlop i jeździli na święta do domu, wtedy nas było 3o – stu Tatarów w Szwadronie i z rozkazu dowódcy brano nas do kościoła. Na koniach jechaliśmy z oddziałem na mszę w Nowej Wilejce. My mówiliśmy, że jesteśmy muzułmanie, ale d-ca prawił, że jeździmy nie dla wspólnych modłów do kościoła ale w zastępstwie do uzupełnienia liczby w szeregach. W kościele staliśmy i klękaliśmy jak inni żołnierze w naszym oddziale.

Kiedy było nasze święto muzułmańskie Ramadan Bajram (na pamiątkę gdy Archanioł Gabriel ukazał się Mahometowi, który wtedy pościł. Wtedy przekazał mu natchnione słowa, by uczył ludzi) czy Kurban Bajram (święto na cześć złożenia Bogu ofiary przez Abrahama) – jeździliśmy do meczetu w Wilnie na nasze nabożeństwa. Dostawaliśmy po dwa dni wolnego.

Niewola

Podczas sowieckiej niewoli w obozie przejściowym w Kozielsku (X-XI 1939r.) widziałem kilka osób od nas z Klecka, ale wśród niezliczonych polskich jeńców spotkałem tylko dwóch Tatarów, a z jednym z nich rozmawiałem.

Żołnierze wyznania chrześcijańskiego w Narodzeniu Chrystusa widzieli nadzieję oswobodzenia z niewoli. Jako muzułmanin ufałem w miłosierdzie boże, że Bóg nas ocali. Modliłem się do miłosiernego Boga i prosiłem o wyjście na wolność.


Exodus. Przyszedł upragniony dzień wyjścia na wolność

Wyruszyłem z obozu w Tockoje (styczeń 1942r.) do Ałma Aty w Kazachstanie i pociągiem towarowym przez sowiecką Azję Środkową (III 1942r.) z Ottaru w Kirgizji przy chińskiej granicy - mijałem Himalaje i dalej do Taszkientu w Uzbekistanie w kierunku do Samarkandy na spotkanie z d-cą mjr Kazimierzem Zaorskim. Następnie przez Aszkabat w Turkmenistanie na postój. Potem znów pociągiem do Krasnowodzka przy Morzu Kaspijskim do portu wybawienia, by dopłynąć na Wielkanoc (IV 1942r.) do Pahlavi - Ziemi Obiecanej w Persji/Iranie. Był to dla nas ląd nadziei i wolności. To dopiero była wolność!... Potem do Bagdadu w Iraku, Transjordanii, Palestyny i nad rzekę Jordan.

 
 
 
 
 
 
Dalej do Jerozolimy, Tel-Avivu, Betlejem, Nazaretu, Gazy, o których bardzo marzyłem na lekcjach w szkole.
 
 
 
 
W 1943r. przybyłem z wojskiem do Egiptu na manewry. Zwiedziłem Kair, Gizę, Port Said aż po Kanał Sueski łączący Morze Śródziemne z Morzem Czerwonym.
 
 
 
Na szkoleniu w wielkiej brytyjskiej bazie wojskowej Tel-El-Kiebir (VIII 1943r.) zostałem elektrykiem pojazdów mechanicznych szwadronowej czołówki naprawczej.
 
 
 
 
 
 
Modlitwy Arabskie

Pamiętam, w porcie Aleksandrii, gdy mieliśmy wypłynąć okrętami do Taranto w Italii – Arabowie dali mi modlitwy arabskie, abym miał je przy sobie. Na dwóch dwustronnych karteczkach była napisana prośba o bożą pomoc. Zachęcali, bym modlił się tymi słowami o dalszą opiekę podczas wojny i powrót do domu. Włożyłem obrazki do książeczki i do kieszonki munduru. Przechowałem je do dzisiaj.

 
 
 
 
 
Oto tłumaczenie słowa Surah 1 Al-Fatiha Otwierająca: „W Imię Boga Miłosiernego i Litościwego! Chwała Bogu Panu światów, Miłościwemu, Litościwemu, Królowi Dnia Sądu. Oto Ciebie czcimy i Ciebie prosimy o pomoc. Prowadź nas drogą prostą, drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany i nie tych, którzy błądzą.”

Z wojskiem do życzliwej Italii

 

 

(IV 1944 - V 1945r.) Podczas świąt Narodzenia nie mieliśmy tu okazji chodzenia do kościoła. Widzieliśmy jak Włosi podążali do Chiesa, czyli do kościoła, życząc nam Wesołych Świąt - Buon Natale! Mieliśmy postoje na polu czy w innym otwartym terenie. Tu podczas święta zbieraliśmy się w swoich oddziałach. Przychodził ksiądz i śpiewaliśmy kolędy. W wojsku nie dzieliliśmy się opłatkiem, może oficerowie między sobą w swoich kręgach się dzielili.

Przed frontowymi działaniami wojennymi i przygotowaniami do Kampanii Włoskiej był czas na odpoczynek w bazach. Zapewniała nam to brytyjska strategia wojskowa. Anglicy bardzo dbali o żołnierzy wiedząc, że człowieka nie da się zastąpić innym, a sprzęt – tak. Kto chciał - to zwiedzał wtedy starożytne zabytki jednej z najstarszych cywilizacji Europy. Ja wyznawałem zasadę: „Co teraz zobaczę i się nauczę jest więcej warte niż zaoszczędzone pieniądze w mojej kieszeni.” Wiedziałem, że nigdy więcej może się nie powtórzyć okazja zwiedzania.

Nie bądź głupi i nie daj się zabić!

 
 
 
 
Polonia Eroica. Polska heroiczna/bohaterska

Nasz 2. Korpus pod d-twem Gen. Andersa był włączony wraz z Australijczykami, Kanadyjczykami, Brytyjczykami, Hindusami i Amerykanami do 8. Brytyjskiej Armii Wojsk Sprzymierzonych dowodzonej przez Gen. Oliver’a Leese.


 

Natomiast my Polacy z Kanadyjczykami i Australijczykami byliśmy razem jako trzy oddziały. Po ciężkich 2 tygodniowych walkach nasze polskie wojsko szło na odpoczynek i wtedy zajmowaliśmy się zwiedzaniem. Zastępowały go w walkach przez 2 tyg. oddziały kanadyjskie, a potem front w swoje ręce brali Australijczycy. Kiedy przez dwa tygodnie 2 oddziały naszej armii były na pierwszej linii frontu - jeden oddział odpoczywał i tak w kółko się zmienialiśmy. Nasz odcinek walk był nad Adriatykiem wzdłuż szosy Nr 16 (Senigallia, Ancona, Loreto, Bolonia) Dla nas Polaków to był honor, że braliśmy udział w wysoce strategicznych akcjach wojennych, by bić wroga Niemca.

Brytyjczycy walczyli klasą, Niemcy rasą a Sowieci masą.

Pamiętam jak mieliśmy postój przy małej górzystej wioseczce z biednymi chałupkami w Pratella. Tu spod góry wypływało źródło z mineralną wodą. Lekarze wojskowi nakazywali szczególnie nam Polakom pić tej wody jak najwięcej, gdyż byliśmy najbardziej sponiewierani przez sowiecki wyniszczający reżim jenieckich obozów zagłady.

W czas wojny załogi Shermanów nie gardzą zwiedzaniem starożytnych zabytków jednej z najstarszych cywilizacji Europy

Podczas odpoczynku pojechaliśmy jeepami do Neapolu, pięknego dużego miasta z wysokimi domami i wąskimi ulicami. Mieszkańcy przeciągali liny na zewnątrz od domu do domu i przed oknami nad ulicami suszyli bieliznę. Wyglądało to jak flagi podczas świąt narodowych. Ludność na nasz widok wołała: Viva La Polonia! Evviva L'esercito Polacco! (kibicuję Polskiej Armii)

 
 
 
 
 
 
 
 
Witano nas winem i kwiatami. W mieście był piękny marmurowy pałac królewski nad brzegiem Morza Tyrreńskiego, którego tarasy wchodziły w morze. Włosi nazywali go pałacem króla Emanuela albo pałacem Mussoliniego. Okazały pałac służył wtedy jako dom wypoczynkowy dla wojska pod nazwą YMCA. Na ogromnych tarasach były eleganckie kawiarnie z wybornym winem, a dobrego wina we Włoszech nie brakowało.
 
 
 
 
 
 
Nie brakowało także pięknych młodych Włoszek, które urzekająco uśmiechały się do nas polskich żołnierzy. Kiedy włoscy gospodarze żartowali o nas mówiąc: „Żołnierze lubią stare wino i młode panienki,” wtedy wygłodniała Armia Czerwona szła frontem wschodnim. Polowali na krowy kradnąc je po niemieckiej stronie.

Miejscem, do którego dotarłem były starożytne Pompeje. Pompeje to był wielki bajzel! Bóg ich ukarał za odstępstwa i lawą wulkaniczną Wezuwiusza zalał ich studnie, domy publiczne, których tam było bardzo dużo, a potem wszystko zasypał popiołem. Widziałem amfiteatr i jego podziemne tunele, którymi wypuszczano niegdyś lwy. Bogaci ludzie urządzali tam bestialstwo, wrzucając dla lwów nowonarodzone dzieci z wadami fizycznymi. Malowidła w muzeum ukazywały rozwiązły tryb życia Cesarstwa Rzymskiego, co mnie wcale nie dziwiło dlaczego cesarstwo upadło.

Zwiedzałem także Genuę nad Morzem Śródziemnym.

 
 
 
 
 
 
 
 
Był tam pół kilometrowy plac, może był to plac defilad z posągami jakiś postaci, których ręce były wzniesione do góry na znak nazistowskiego pozdrowienia - Heil Hitler! Była to pozostałość po rządach Benito Mussoliniego. Partyzanci włoscy poutrącali posągom ręce i w górze sterczały utrącone kikuty bez rąk i ramion.

Pobłogosławił nam Papież Pius XII

Dnia 5 czerwca 1944r. Amerykanie zdobyli Rzym, który także udało mi się zwiedzić. Być w Rzymie i nie widzieć Papieża? Dlatego swe kroki skierowaliśmy do Watykanu, a potem na Plac św. Piotra, gdzie wraz z tłumami wiernych oczekujących na placu dostaliśmy błogosławieństwo Papieża, stojącego na swym balkonie.

Byłem też w Predappio gmina Forli w miejscu urodzin Mussoliniego. Do głównych osiągnięć dyktatora należało wytyczenie i pobudowanie dróg, które po bokach obsypano lśniącymi kamieniami, służącymi za odblaskowe krawężniki. Duce wydrążył w górach tunele; rozbudował front robót publicznych, osuszył podmokłe tereny i dolinę Padwy - budując tam osiedla domków z farmami, a tym poprawił dolę robotników i chłopów. Poznałem życie jakie było tam w Italii. Włochy to był biedny kraj. Królowie bawili się ale nic nie zrobili dla swego ludu.

Miejmy w sercu żywą pamięć i pamiętajmy chwile polskiej Victorii!

Kiedy zdobyliśmy Monte Cassino,

 
 
wyzwalaliśmy z rąk niemieckich miasto za miastem - byłem dumny z naszych żołnierzy, że zapisaliśmy się honorowo na kartach historii świata tak, że dzisiaj z dumą my Polacy możemy spacerować po ulicach Italii.

Widząc to wszystko co uczynił dla mnie Pan Bóg – byłem bardzo wdzięczny Bogu, że pozwolił mi wyjść cało ze wszystkich niebezpieczeństw i opresji jakie przyniosła ze sobą wojna. Bóg wynagrodził mi mój ból po stokroć więcej. Dlatego pomimo doznanych cierpień nie mogę narzekać na swój los.

Na koniec pragnę złożyć wszystkim życzenia na Urodziny Chrystusa.

 
 
 

Jak to u nas w Klecku mówiliśmy:

Radosnych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku życzę Polakom w Polsce i na obczyźnie.”

 

Por. Stefan Mustafa Abramowicz - ostatni ułan RP

Manchester, 28 XII 2017r.

Wysłuchała i spisała Xenia Jacoby

Zdjęcia Xenii oraz archiwalne

 

***

Jacoby Xenia - Polka z pokolenia JP II.

Wnuczka Zygmunta AK-owca i Kazimiery z Dmowskich.
Potomkini ocalałych spod Lwowa.
Studia filoz-teolog. wskazały kierunki.
Emigracja w RFN, USA, WB - utrwaliła nostalgię.
Myśli o Ojczyźnie - sprowokowały do pisania.
Zobacz równiez:
Galeria do artykułu :
Zobacz więcej zdjęć ...





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.