W osłonie nocy wydał dekret,
rozesłał zbrojnych po kraju,
by szukali dzieciny,
nie przebierając w środkach.
Przecież wolność nie mógła się narodzić!
Oprawcy idąc za złudną gwiazdą,
uzbrojeni w stalowe pancerze
wyłamali bramy stoczni.
Furią wodnych wystrzałów
zdusili wielki ogień pieców.
Śmiertelną serią wypruli głębię kopalń...
Na nic zdał się ich psi węch
i twarde metody przesłuchań,
nie znaleźli tajnego miejsca.
On na przekór godzinie policyjnej.
Cichą nocą nam się narodził.
Wskazując drogę do siebie
tylko tym, którzy w mroku,
u szczytów szybów, naznaczonych
kainową ręką, potrafili odnaleźć
migoczące światełko karbidówki.
Tam w dole na czarnych bryłach
uświęconych całopalną ofiarą
umoszczono Mu posłanie,
na którym mrużąc oczka zasnął,
zmęczony ciągłym ukrywaniem
i płaczem z żalu nad losem
grudniowych wdów i sierot.