Ryszard Makowski: Stan wojenny podzielił Polaków i ten podział trwa do dzisiaj
data:16 grudnia 2017     Redaktor: Agnieszka

W III RP ze stanu wojennego zrobiono niewinną igraszkę, a to była zbrodnia na narodzie i jej efekty są ciągle odczuwalne. - przypominamy tekst napisany w 2017r., zachował swoją bolesną aktualność do dziś, a nawet brzmi jeszcze mocniej ...

 

Zastanawiamy się dzisiaj, dlaczego Polacy są tak podzieleni, dlaczego można mówić wręcz o dwóch zwalczających się plemionach. Premier Morawiecki w swoim exposé jako jeden z celów wymienił stworzenie wielkiej biało – czerwonej drużyny. Pan prezydent Andrzej Duda też wyznaczył sobie zadanie zintegrowania wszystkich Polaków. Z pewnością należy czynić wysiłki by naród był jednością, ale nie będzie to łatwe, bo korzenie tego podziału sięgają nocy z 12 na 13 grudnia i jednej z najhaniebniejszych zdrad w historii Polski, jakiej dopuścił się sowiecki sługus Jaruzelski. Zaprzaństwo jego i jego zaciągu nigdy nie zostało rozliczone. Co więcej w III RP znaleźliśmy się w paradoksalnej sytuacji, że ubeccy oprawcy opływali w dobrobyt, a ich ofiary ledwo wiązały koniec z końcem. Znienawidzony rzecznik prasowy stanu wojennego Urban, śmieje się wszystkim w oczy, chełpiąc się bogactwem. Zomowcy oskarżeni o mord w kopalni „Wujek” kpili na sali sądowej z rodzin tych, których zastrzelili. Wiedzieli, że są bezkarni w wymiarze sprawiedliwości sięgającym tradycjami lat pięćdziesiątych. Herszt tego przedsięwzięcia Jaruzelski leży w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Powązkowskim. Młodsze pokolenia nie zdają sobie sprawy, jaką głęboką bruzdę wyrył stan wojenny w sercach Polaków. Propaganda III RP zrobiła ze stanu wojennego niewinną grę podobną do harcerskich podchodów i wybiła na czoło teorię mniejszego zła. Przedstawiano Jaruzelskiego jako wielkiego patriotę targanego rozterkami. To był morderca, który wystawił czołgi przeciwko bezbronnym ludziom, a przede wszystkim trwale podzielił naród.

W komunie była niechęć do PZPR, jednak nie było powszechnej nienawiści do członków partii. W jakimś stopniu tolerowano, że dużo ludzi zapisało się z powodów zawodowych. Trudno było mieć kierownicze, bądź dyrektorskie stanowisko nie należąc do jedynie słusznej opcji. Także przedstawiciele aparatu przymusu starali się nie rzucać w oczy. Milicjanci to w zasadzie wszyscy byli z drogówki. Ubecy nie obnosili się ze swoim pięknym fachem. A tajni współpracownicy byli jak sama nazwa wskazuje zakamuflowani. W siedemdziesiątych latach hołubione przez władze autentyczne sukcesy sportowe dawały społeczeństwu poczucie jedności. A gdy w 1980 roku powstała „Solidarność”, w jej szeregi wstąpiło 10 milionów ludzi. Chyba trudno znaleźć lepszy dowód na to, że Polacy potrafią być wspólnotą,

Noc stanu wojennego podzieliła społeczeństwo skutecznie. To nie były żarty. Trzeba było się opowiedzieć czy jest się po stronie krajowych okupantów czy przeciwko nim. Zresztą zadbano, by pracownicy bezpieki byli odpowiedni zmotywowani. Jeszcze przed stanem wojennym zatrudnionych w resortach siłowych i członków partii straszono, że „Solidarność” znaczy drzwi ich mieszkań, bo mają zamiar ich i ich rodziny wymordować. I te drzwi ktoś znaczył. A ile zmarnowano życiorysów w stanie wojennym, ilu złamano ludzi, tego nikt nie zliczy.

Ci sami, którzy nas zastraszali w 1981 lufami karabinów, po 1989 roku potrafili zająć przyczółki w gospodarce, uwłaszczyć się na majątku narodowym, zawładnąć mediami publicznymi i prywatnymi i praktycznie zrobić z III RP dojny folwark dla wybranych.

Jak nasz naród jest obecnie podzielony? No właśnie tak jak w stanie wojennym.

Po jednej stronie mamy kolaborantów stanu wojennego, tych jawnych i tych tajnych, ich potomków i ludzi bezideowych, którzy przeważnie z powodów materialnych do nich przystali. Po drugiej stronie mamy ludzi wiernych chrześcijańskiej tradycji i wiernych tradycji walki o polskość.

Naszym przekleństwem jest to, że górą, jeśli chodzi o stan posiadania, o zajmowane stanowiska, o status choćby na uczelniach, bez zmian są ci, którzy uznali Jaruzelskiego za swojego wodza. I oni, co pokazują wszelkie próby puczu, nawet kosztem podpalenia Polski nie wyrzekną się niezasłużenie dostatniego życia, nie wyrzekną się swojej pogardy dla przeciętnego Polaka, traktując go wyłącznie jako część ciemnogrodu.

Są dwie Polski. Jedna niemoralna, lewacka, zadufana w sobie, przekonana o swojej wyższości i do granic roszczeniowa względem państwa. I ta druga, może trochę zaściankowa, przywiązana do religii i tradycji i pragnąca pięknego państwa dla siebie i pokoleń.

Nie da się zbudować skonsolidowanego społeczeństwa bez zapewnienia dziejowego poczucia sprawiedliwości. Nie stworzy się biało-czerwonej drużyny uświetnianiem gali 25 – lecia telewizji powstałej w sposób wyjątkowo „enigmatyczny” i założonej przez wyjątkowo „enigmatyczne” osoby z niemniej „enigmatycznym” kapitałem.

Oczywiście można postępować jak radiowa Jedynka, kiedy to w nocy z 12 na 13 po godzinie dwudziestej czwartej nadaje się wesoły program kabaretowy. Jednak, gdy się akurat wraca z ulicy Jezuickiej na warszawskiej Starówce, gdzie kiedyś mieścił się komisariat, na którym zamordowano Grzegorza Przemyka i po wysłuchaniu apelu poległych w stanie wojennym, to człowiek zastanawia czy to na pewno tak powinno być?

Czy rechotliwą niepamięcią da się zbudować lepszą Polskę?

Nie da się zasypać okopów stanu wojennego i połączyć Polaków, dopóki będzie dominowało poczucie, że opłaciło się być wtedy po stronie zdrajców i III RP to szanuje do dzisiaj.

Tekst ukazał się na portalu wpolityce.pl/

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.