UROCZYSTA PREMIERA KSIĄŻKI MARKA BATEROWICZA - transmisja
data:03 grudnia 2017     Redaktor: GKut

11 grudnia w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przy ul. Foksal 3/5 w Warszawie, odbyła się uroczysta premiera książki Marka Baterowicza "Ziarno wschodzi w ranie", wydanej nakładem Stowarzyszenia Solidarni 2010 ( wydanie I - Sydney 1992).

 
 
Marek Baterowicz czyta fragmenty książki.
 
 
 
 
Podczas spotkania książka będzie dostępna w cenie promocyjnej.
 

Osoby, które są zainteresowane posiadaniem książki, prosimy o wpłatę na cele statutowe Stowarzyszenia Solidarni2010 kwoty 35 zł (osoby z Polski) oraz przesłanie informacji na adres ziarno@solidarni2010.pl

Oto nr konta:

67 2490 0005 0000 4520 4582 2486

Po zaksięgowaniu wpłaty, książka zostanie wysłana na wskazany adres.

Książka wydana została staraniem i środkami członków Stowarzyszenia Solidarni 2010 w ramach działań statutowych.

 
 
***
 
 

Poniżej fragment książki czytany przez Autora.

 

Natarczywy dzwonek do drzwi zbudził Ewę. Budzik wskazywał ósmą. Wstała, zaniepokojona tą wczesną pobudką, i podeszła do judasza. Poznała sąsiadkę z drugiego piętra. Odetchnęła.

– Pani Ewo, ja przepraszam, że tak wcześnie... Dzień dobry... Bałam się, że później pani nie zastanę... – tłumaczyła się pani Adela.

– Proszę, ależ proszę... – i Ewa wpuściła sąsiadkę, szczęśliwa że to ona składa jej wizytę, a nie inne, nieoczekiwane osoby – niech pani siada... O, napijemy się kawy, bo jeszcze oczy mi się kleją...

– Stokrotnie przepraszam, złocieńka... Gdybym wiedziała...

– To nic, czas wstawać i coś robić! – uspokoiła ją Ewa. Posadziła sąsiadkę w kuchni, sprzątając ze stołu spodeczki i brudne szklanki. – Co się stało, moja droga?

Pani Adela westchnęła ciężko, miała podkrążone powieki jak po nieprzespanej nocy. Klamra spinała jej przyprószone siwizną włosy.

– Pani Ewo, przychodzę do pani, bo pomyślałam, że pani właśnie powinna wiedzieć, co się dzieje w naszym kraju... Potworność! Rodzina przywiozła mi wczoraj bratanicę, skatowaną na UB... Biedna dziewczyna jest w takiej depresji, jakby postradała zmysły... Albo opowiada o tym, albo milczy godzinami... Czy może pani przyjść do nas i posłuchać, nie chcę jej zostawić samej na dłużej! Ja też mam kawę, prosimy do nas!

Ewa zawahała się. Znała panią Adelę od lat i miała do niej zaufanie. Zgasiła więc gaz pod czajnikiem. Na piżamę ubrała owerol i zeszły piętro niżej. W jadalni, na wersalce, leżała młoda dziewczyna, przykryta kocem.

– Basiu, Basieńko... – powiedziała pani Adela – poznaj moją najlepszą przyjaciółkę... Pani Ewa...

Dziewczyna spojrzała z niepokojem, ale z ciekawością.

– Nie bój się, pani Ewa jest z „Solidarności"... – Barbara ożywiła się i uniosła na łokciu. Patrzyła z lękiem, nie ufając jeszcze.

– Proszę pani, za co oni nas... – urwała i znowu opadła na poduszkę.

Ewa usiadła koło niej, na krześle. Nie wiedziała, jak się zachować, aby nie pogorszyć stanu nerwów dziewczyny. Milczała. Pani Adela usiadła obok bratanicy i wzięła ją za rękę.

– Basieńko... Ta pani pracowała w radiu, a teraz wyrzucili ją... Możesz powiedzieć wszystko, pani Ewa przekaże to „Solidarności"...

– To „Solidarność" jeszcze działa? – zdziwiła się Barbara – przecież internowali...

– Na szczęście nie mogli wszystkich – wyjaśniła Ewa – i nie dadzą rady. Teraz będziemy działać w ukryciu... Założymy biuletyn w podziemiu i tam właśnie będziemy informować ludzi, także o prześladowaniach... Co tobie zrobili?

Barbara otworzyła oczy, spojrzała na Ewę i znowu spuściła powieki.

– Ciociu... – odezwała się półgłosem – opowiedz ty... ja już...

– Dobrze, kochanie. Więc tak, zabrali ją z domu do samochodu i wozili za miastem parę godzin, wypytując i strasząc… A to, że zostawią ją przywiązaną do drzewa w lesie, a to, że ją oszpecą – jeden to nawet żyletkę wyjął i pod nos jej podsuwał...

– Pytali o archiwum – przerwała jej Barbara – a wszystko spalił kolega, bo ktoś go uprzedził o stanie... Naprawdę już nie istniało... Oni nie wierzyli i w końcu... stało się najgorsze...

– Tak – podjęła pani Adela – zawieźli Barbarę na komisariat i tam, wie pani, są takie metalowe szafy. Wsadzili biedactwo do jednej z nich, zamknęli i bili pałkami... Domyśla się pani, jaki to hałas, jak to grzmi!

– Ile to trwało? – spytała Ewa.

– Nie wiem... chyba wieki... – odparła Barbara – koszmarne łomotanie, jakby się góry waliły... Z początku modliłam się, ale straciłam głowę... Jak skończyli, nie mogłam mówić... Boję się, że zrobią mi to samo...

– Dlatego brat przywiózł ją do mnie, Basia teraz boi się mieszkać w rodzinnym mieście, widzi pani do czego doszło... Chciała ukryć się u mnie, nawet do lekarzy boi się pójść!

– Lekarza da się załatwić... – wtrąciła Ewa

– Nie chcę nikogo!...

– Dobrze, dobrze – uspokoiła ją Ewa – nie zawołam lekarza, masz rację, Basiu, twoja ciocia zastąpi go lepiej!

– Aha, miałam zrobić kawę! – i pani Adela pobiegła do kuchni. Ewa udała się za nią. Stanęła przy oknie i patrzyła na klon rosnący po drugiej stronie ulicy.

– No i widzi pani – szepnęła pani Adela – niby nie bili jej, a zabili w niej duszę... Czy otrząśnie się z tego?

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.