Jerzy Binkowski: A może oni naprawdę tak myślą?
data:02 grudnia 2017     Redaktor: GKut


Kiedy słyszę, co mówią osoby wrogie dobrej zmianie, myślę, że treść wypowiadanych, a zazwyczaj obraźliwych i pełnych pogardy słów, musi być opłacalna. Przypuszczam, że ich agresywna, bezczelna, chamska, pogardą napełniona aktywność jest wysoce i bardzo dobrze opłacona. W innym przypadku nie wyzwalałaby takiej zuchwałości, jaką można obserwować na ulicach Warszawy, Krakowa, Poznania, Gdańska.

 

Prestiż, którego źródłem stają się zasoby materialne (dom-pałac, samochód, markowa odzież, zegarek na przedramieniu, ciągle najnowszej generacji gadżety elektroniczne) jest modny. Celebryci celebrują „nowoczesność”.

Prestiż moralny budowany na przestrzeganiu odwiecznych zasad nie jest modny i nie potrzebuje pieniędzy. To właśnie czystość moralna jest bramą do wolności.

To, co czyni dla dobra wspólnego aktualna ekipa rządowa, wprowadza mnie w stan wewnętrznego uniesienia. Zachwycam się wizją Polski z centralnie umieszczonym węzłem komunikacyjnym. Marzę o spełnieniu wizji Polski z nowymi drogami, z kanałem przecinającym w poprzek Mierzeję Wiślaną. Widzę polskie porty wzdłuż 500 km wybrzeża. Widzę stocznie tętniące wysiłkiem pracy przy budowie statków rybackich i turystycznych, w najnowszych technologiach konstrukcyjnych. Czy aż tak trudno wyobrazić sobie radość i dumę osób wreszcie przemieszczających się podwodnym tunelem do Świnoujścia? Dostrzegam znaczenie uruchomienia transportu na szlakach rzecznych. Słyszę o podjętych inwestycjach w unowocześnienie połączeń kolejowych. Za dwa lata będziemy bezpiecznie i wygodnie jechać do Zakopanego. Wyobrażam sobie zmiany jakości powietrza dla każdego z nas, gdy na jezdniach zaczną dominować pojazdy o napędzie elektrycznym… itd…itp. Górnictwo wyszło z kryzysu. Rozpoczynamy proces dywersyfikacji źródeł gazu ziemnego. Stacjonowanie wojsk NATO w sposób zasadniczy zwiększa bezpieczeństwo naszego kraju.

Jako podatnik uczestniczę w wysiłkach osłaniania rodzin wielodzietnych, osób starszych i najuboższych. Nie tracę wiary w osoby pracujące w tzw. służbie zdrowia, że wraz z należną zapłatą obudzą swoje serca dla cierpiących, chorych. Podobają mi się wysiłki zreformowania edukacji. Prace nad wprowadzaniem przemiany służb aparatu niesprawiedliwości i korupcji w służbę prawa i sprawiedliwości wspieram żarliwą modlitwą i nadzieją. Obserwuję wysiłek i prace ekipy rządzącej oraz Prezydenta z największym szacunkiem.

Żyję 70 lat. Nigdy dotychczas nie czułem się tak serdecznie związany z ludźmi władzy. Dostrzegam ich trudną (bo niewyobrażalnie wieloaspektową) pracę, i widzę, z jaką rzetelnością i zaangażowaniem służą naszej ojczyźnie. Często na kolanach trwają w modlitwie.

A jednak…, a jednak są ludzie, którzy w brutalny sposób wyrażają swoje niezadowolenia. Mało powiedziane: jakość ich emocjonalnych wypowiedzi, nieustanna negacja wobec wprowadzanych zmian, siła rozsiewanej nienawiści i absurdalność argumentów i zachowań pozwala przypuszczać, że są to ludzie funkcjonujący na granicy ROZPACZY, jakby im spadała na głowę konstrukcja ich domu. Bronią swego domu i w szale nienawiści chcą niszczyć każdego, kto w ich mniemaniu rozwala, burzy przestrzeń, którą przez lata zasiedlili i w niej dookreślali swoje prawa. Mówią: „To agonia państwa prawa”.

Nie są w stanie dostrzec, że w swoim rozpanoszeniu, przez dziesiątki lat, pomijali wrażliwość osób inaczej hierarchizujących wartości. Osoby przeżywający poważnie zasadę pomocniczości i solidarności, nie angażują się w politykę dla osobistego zysku. Nie wstydzą się faktu, iż nie mieszczą się w reguły poprawności politycznej.

Pojawiła się szansa na sprawiedliwość i na solidarność.

Minione dwa lata pokazały, że pękł skrywany dotychczas garb egoizmu, pychy, nadęcia, pozerstwa, narcyzmu w dzisiaj opozycyjnych środkach masowego przekazu. Jednoznaczna jest wrogość wobec nas, którzy wygraliśmy, demokratyczne w regułach, wybory.

Zachowanie i styl argumentacji, wyciąganie ludzi na ulice w geście sprzeciwu, angażowanie instytucji międzynarodowych, aby one wyznaczyły parametry zniewolenia nas, są znakiem głębokiego zagubienie osób, którym się trzęsie ziemia, grunt pod nogami , a reakcje ich są uzasadnione jedynie bezradnością wobec świata, który ma teraz funkcjonować na zasadach obcych, dawno odrzuconych, znienawidzonych.

Przed nami szansa pokazania światu, że można wierzyć Bogu poprzez okazywane Mu zaufanie dla daru, który otrzymaliśmy przed tysiącami lat na Górze Synaj. Zasady Dekalogu są najbardziej szlachetnym i uniwersalnym narzędziem w drodze ku sensownemu życiu, które jest drogą krzyżową, wiodącą do Zbawienia. Wszystkiego nigdy nie jesteśmy w stanie zrobić, aby wszyscy byli zadowoleni. Zwłaszcza w epoce rozbuchanego konsumpcjonizmu i w czasie, gdy modnym i przyjmowanym celem życia ma być ziemskie zadowolenie. Słowo „szczęście” w tym kontekście nie pasuje. Prawda o realnych możliwościach „tutejszego”, ziemskiego świata, napawa goryczą.

Nie otrzymaliśmy na Synaju prawa pogardzania innymi osobami, które nie wyznają naszych poglądów. Naszym obowiązkiem jest znaleźć taką pojemność własnego serca, która pozwoli zmieścić tych „innych” w sercu i nazwać ich braćmi.

Wygląda na to, że nasi bracia nie chcą nas traktować jak braci. Trudno. To ich problem. Nie można jednak rezygnować z misji przypisanej każdemu katolikowi, wyznawcy religii Objawionej. Misja nawracania wyklucza „nawracanie” z użyciem przemocy czy pod presją prawa stanowionego. Wykluczona jest przemoc medialna i agresja poprzez groźbę, szantaż czy manipulację. Jedynym sposobem jest uświęcanie rzeczywistości poprzez pełne osobiste świadectwo: próby zachowania zasad, którym podporządkował swoje ziemskie życie Jezus Chrystus.

Kiedy definiuję patriotyzm jako dążenie do życia we wspólnocie narodowej, w poszanowaniu indywidualnych, duchowych zasobów każdego z nas, dostrzegam, że moi bracia liberałowie i cała „lewa strona” nie życzą sobie, abyśmy byli ich partnerami – ich braćmi. Czy trafne jest snucie analogii do zachowania przybyszów do Europy, wśród których rozpoznajemy masy ludzi pragnących osiągnąć lepsze warunki życia, ale bez podporządkowania się regułom życia społecznego i bez brania odpowiedzialności za kraj, w którym się osiedlają? Tym ludziom ma się lepiej żyć („dobrze żyć”) bez pracy i bez odpowiedzialności, dlatego, że im się to najzwyczajniej w świecie – należy!

Wśród dziwnych, niekiedy infantylnych form zachowania posłów totalnej propozycji totalnego wyeliminowania nas, dostrzegam cechy terroru. Zbrodniczego terroru? Oni nie modlą się do Boga Miłości. Więc co robić? Robić swoje z pełnym zawierzeniem Niepokalanej – Pośredniczce Łask.

Jerzy Binkowski


Jerzy Binkowski – Urodził się w 1949r. w Gdyni. Ukończył studia filozoficzno-psychologiczne w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Dyplomem reżyserskim ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Pracował głównie z młodzieżą – poradnictwo i teatr. Mieszka od 40 lat w Białymstoku. Należy do warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Wydał między innymi: „Głosy z pustyni”, „Na drugą stronę białych brzóz”,, W drodze z Damaszku”, „Wygnanie Boga”, „To nieba odblask poraził człowieka”. Jest autorem libretta do "Kantaty Przemienienia" oraz "Totus Tuus- całyM Twój".

 






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.