Bożena Ratter: To nie jest historia Kresów, to jest historia Polski
data:23 października 2017     Redaktor: Agnieszka

Nowoczesne narody, te które mają korzenie, mają tradycję, mają historię, pamiętają o swojej przeszłości – przypomniał prof. Stanisław Nicieja  podczas VIII Dni Kultury Kresowej w Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu 14-15 października 2017 r. Profesor mówił o polskiej paranoi, czyli o ciągłym odwlekaniu w czasie decyzji o utrwaleniu pamięci o Polakach wypędzonych z dawnych ziem polskich. Pół narodu, które zostało przesiedlone, nie ma swojego miejsca!

By radek.s - Praca własna, CC BY-SA 3.0, commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1720781

 

 

 

Potrzebna jest polityka faktu, nie możemy wciąż pytać, prosić na kolanach kolejnego geniusza politycznego w Warszawie, Krakowie. Tu na Dolnym Śląsku jest matecznik, obserwuję jak odchodzi całe pokolenie. I opowiadał profesor jak z szuflad, z niepamięci oddawanych do jego domu depozytów czy zbiorów genialnych zbieraczy jak syna cukiernika złoczowskiego, który posiada w Krakowie mnóstwo dokumentów, tworzył żmudnie przez 8 miesięcy X tom Kresowej Atlantydy. Wczoraj byłem w Jaworznie, jutro będę w Zabrzu, w czwartek w Bełchatowie, w piątek w Kielcach. Jeżdżę po co? By zbierać materiały i dokumentować to, co się stało  i co jest ważne dla historii Polski. Granica państwa polskiego oparta o Zbrucz i Dniestr przeniosła się o 250 km ze wschodu do rzeki Bug. Tam było 200 miast, tysiące wsi, setki pałaców, zamków, klasztorów, kościołów i cmentarzy. Myśmy to stracili, ale nie wolno nam o tym zapomnieć. To nie jest historia Kresów, to jest historia Polski, której młode pokolenie nie zna. Przyjechał do mnie Niemiec, były mieszkaniec ziemi brzeskiej, z książką liczącą 500 stron. Wszystko w niej było, historia miejscowości, gdzie jest położona, co w niej było, kto był pastorem, kto leżał na cmentarzu, kto miał sklep, kto do jakiej szkoły chodził, do jakiego kościoła… To naturalny odruch, by przejść się ścieżką, którą szedł dziadek. To jest piękne! On wie, że tu nie wróci, ale wie, że tu są jego  korzenie.

Spotkanie w Muzeum Piastów było okazją do złożenia podziękowania  pani Alicji Zbyryt, prezesowi Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. Nastawiliśmy się na krzewienie kultury kresowej, tradycji, etosu, więc organizujemy konkursy dla młodzieży albo wycieczki – mówi pani Alicja w wywiadzie dla lokalnej prasy. To dzięki staraniom Pani Alicji pamięć o Kresach w  Brzegu trwa i widoczne jest zaangażowanie władz miasta oraz młodzieży. Od zakończenia II wojny światowej PRL i post PRL nie  prowadził polityki historycznej i kulturalnej (nie mylić z  propagandą), choć mamy wyjątkowo bogatą historię i kulturę. Mamy wspaniałych Polaków, którzy przeznaczają prywatny potencjał intelektualny i ekonomiczny by pamięć o Polakach i Kresach, czyli o sporym kawałku Polski, utrwalać. Czesław Eugeniusz Blicharski, łagiernik i żołnierz Polskich Sił Zbrojnych, twórca unikatowego w skali światowej Archiwum Tarnopolskiego, czyli obszernego zbioru fotografii, wspomnień, relacji, publikacji oraz wszelkich innych dokumentów na temat miasta Tarnopola i ziemi tarnopolskiej w ciągu ostatnich wieków, czynił to bez grosza wsparcia rządowego czy pozarządowego. Ziemia w Polsce przechowuje przedmioty, które nie pozwolą zapomnieć, że kiedyś istnieli tu ludzie, których nie zna współczesne pokolenie. Mieli zniknąć – pisze Ewa Polak – Pałkiewicz w szkicach „Rycerze wielkiej sprawy”. Współcześni  Rycerze Wielkiej Sprawy przybliżają nam historię, tradycję, kulturę i ludzi z tej sporej części Polski, która już do nas nie należy.

W Poranku Radia Wnet prof. Grażyna Ancyparowicz stwierdziła, że obecna polska gospodarka się rozwija i jest w dobrym stanie. Jednakże zauważyła, że bolączką polskiej polityki gospodarczej jest brak inwestycji budżetowych na poziomie samorządowym, co jest dla niej zaskakujące.  Jeżdżę często po Śląsku, widok jest przygnębiający. Jest tam trudno, widać zaniedbane domy, ulice. Na Śląsk będą skierowane baczniej oczy rządu. To dobrze. Zaniedbani są na Dolnym Śląsku mieszkańcy, którzy zostali ekspatriowani lub przybyli dobrowolnie z innych regionów Polski po II wojnie światowej. Likwidacja przemysłu włókienniczego, hutniczego i górniczego oraz rolnictwa to utrata środków do życia setek tysięcy mieszkańców, to utrudnienia w komunikacji, w dotarciu do usług np. służby zdrowia, w uzyskaniu opieki dla osób starszych i chorych. Zniszczony został etos pracy.

Elżbieta  Królikowska-Avis, doradca w MSZ, mówi o działaniach na rzecz dobrych  relacji pomiędzy  Polakami i Brytyjczykami. „Chcemy się poznać i wspierać, przysłali nam agendę planowanego spotkania w lutym 2018 r. Część tematów sformułowana została niewłaściwie, np. w sekcji dotyczącej społeczeństwa Brytyjczycy zaproponowali pomoc w temacie „współczesne niewolnictwo i bezdomność”. My zaproponowaliśmy zmianę tematu pomocy, bo nie mamy współczesnego niewolnictwa, ale mamy ludzi nie uprzywilejowanych w Polsce, to są niepełnosprawni. Jeśli za definicję współczesnego niewolnictwa uznamy biedę, która albo spycha ludzi w bezdomność (choćby wskutek zbrodniczej reprywatyzacji czy likwidacji przemysłu i rolnictwa) albo zmusza do podejmowania niewolniczej pracy poza granicami to mamy tego przykład na Dolnym Śląsku. Tu również mieszkają Polacy nieuprzywilejowani. Wyjazdy do pracy to rozbijanie rodzin, brak opieki nad dziećmi i osobami starszymi we własnych rodzinach na rzecz opieki nad osobami starszymi w Niemczech. Bardzo zaniedbane jest budownictwo komunalne. Władze lokalne nie inwestowały w utrzymanie i zabezpieczenie tych obiektów od zakończenia II wojny światowej. To kolejna przyczyna bardzo złych warunków życia mieszkańców Dolnego Śląska.

Oczywiście nie wszystkich. W Karpnikach obejrzałam pałac pięknie odnowiony i utrzymany, ale nikogo z lokalnej ludności nie stać ani na kolację ani na nocleg w hotelu. Mieszkańcom wsi doskwiera brak sieci wodociągowej i kanalizacyjnej. A na wniosek mieszkańców droga przez wieś została zabezpieczona poprzez uzupełnienie balustrady w miejsce kamiennych słupów, ohydnymi słupami metalowymi, które już są przerdzewiałe, powyrywane. Niczym w SMB Imielin, zlecenie dla szwagra, któremu nie zależy bo wie, że zaraz otrzyma następne zlecenie od Prezesa. W Karpnikach jest Dębowy Dwór, dawniej również prywatna własność, ale wynajmowana na świadczenie usług medycznych. Nowy właściciel ma dwór tylko dla siebie, łącznie z drogą z Karpników do Trzcińska. Droga to lądowisko dla helikoptera, którym przylatuje z rzadka do swojej posesji. Inna kategoria ludzi zamożnych to zwani przez lokalnych mieszkańców "trawnikowcy", nowi właściciele ziemscy ustawieni jeszcze w czasach PRL w urzędach i agencjach. Kupili za grosze po 100 ha ziemi by odbierać dopłaty z UE. Jakoś nikt nie wpadł na pomysł, by te ziemie tanio sprzedać rolnikom, którzy ziemię uprawiali lub pracownikom, pozbawionym pracy wskutek likwidacji hut, kopalń, zakładów czy GSów.  Pamiętam transport ekspatriantów z Drohobycza i Kołomyi, który dotarł do  Jarkowic – opowiada pani Janina. To oni uruchamiali fabrykę Polleny i GS w Miszkowicach. To byli inżynierowie, urzędnicy, ale i tokarze czy palacze. A pan Tadeusz Baczyński miał restaurację. Pracowałam z nimi wiele lat.

W komunalnym budynku w Jarkowicach spotykam starszą panią ekspatriowaną z Kresów. Pracowała 40 lat w Pollenie, ma emeryturę 1400 zł. Jest samotna, kto zajmie się nią, gdy nastąpi znaczna utrata sprawności? A kto zapali świeczkę na grobie Polaków, których rodziny zostały wymordowane na Kresach i pozostają w Polsce samotni? Potrzebna jest edukacja, by chronić Polaków, którym udało się uniknąć eksterminacji na ziemiach zabranych Polsce, którzy przyjechali do Polski i przystąpili do pracy na rzecz odbudowy kraju, a obecnie zostali wypchnięci na margines, zapomniani, a jako że w większości przybyli tutaj po unicestwieniu ich rodzin, ich groby również ulęgają unicestwieniu. I nie chodzi o to, by organizacje społeczne składały się na utrzymanie grobu (Towarzystwo Miłośników Ziemi Drohobyckiej), ale by państwo miało kompleksowy program, w którym zarządzi prowadzenie bazy i opieki,  i to na kolejne wieki.  Zwracam się do władz samorządowych i rządu o uruchomienie programu „Mogiłę przodków ocal od zapomnienia” na terenie Polski, by nasi Rodacy nie zostali wyparci z pamięci powtórnie. Potrzebna jest też reakcja władz kościelnych, nie słyszałam, żeby Prymas Polski groził suspendowaniem księżom w wiejskich parafiach, którzy na oczach parafian łamią przykazania kościelne. Wierni tracą zaufanie, osoby starsze i samotne tracą wsparcie, bo nie mają możliwości udania się do innej parafii.

W Kamiennej Górze szukam śladu fabryki łożysk kulkowych dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego zatrudniającej więźniów obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. Nie otrzymałam odpowiedzi z Archiwum Muzeum Gross-Rosen na pytanie, gdzie pracował  więzień o podanym przeze mnie numerze, imieniu i nazwisku. Otrzymałam natomiast propozycję, bym podała więcej szczegółów. Udałam się więc do Sztolni Arado. Sympatyczny człowiek informuje mnie, że fabryka znajdowała się w miejscu, gdzie obecnie stoi pawilon niemieckiej sieci handlowej Kaufland. Chichot historii, czy to była celowa decyzja czy wynik ignorancji. Od mieszkańca Jarkowic uzyskałam informację, iż w Kamiennej Górze niemiecki pracodawca zatrudnia w filii koncernu wyrobów czekoladowych Lindt pracowników z Ukrainy. Pracują 5 dni w tygodniu, firma wynajmuje im mieszkania i obiecuje mieszkania dla rodzin. Polacy zatrudniani w firmach budowlanych przez Polaków (czy beneficjentów transformacji?)  pracują w Niemczech 11 godzin dziennie, również w soboty i niedziele. Prace wykonują bez zabezpieczeń, na co nie zgodziłby się żaden niemiecki pracownik i bez mechanicznego wsparcia przy podnoszeniu ciężarów, co powoduje często uszkodzenia układu kostnego.

Wieś Grzędy, tutaj zamieszkali ekspatriowani Polacy z różnych stron Kresów, a w latach 50-tych przybyli ocaleli  z łagrów syberyjskich. Spotykam wspaniałą  panią Józefę z Brzuchowic. Brzuchowice to X dzielnica Lwowa – mówi dumnie. Urodziła się 92 lata temu w rodzinie stolarza – murarza. Tata był bardzo dobry, rdzenny Polak i katolik, dziadkowie wyznania ukraińskiego to przybrani rodzice jej mamy. Brzuchowice to piękne miejsce, ludzie przyjeżdżali tam do uzdrowiska, domy były bogatsze, murowane. Było bardzo czysto, parkany czyste, przed oknami ogródek, z prawej stronie akacja pięknie kwitła, dom nieduży. Tata wszystko umiał zrobić, mam modlitewnik oprawiony przez niego w skórę. Zginął budując studnię, był oczytany, chciał mieć dobrą wodę, został zasypany w tej studni. Pani Józefa miała 14 lat, pamięta dokładnie gdy biegła po strażaków tak szybko, że nie mogła odzyskać oddechu. Rodzina pani Józefy była na liście czwartej wywózki, wypowiedzenie wojny przez Niemcy uratowało rodzinę. Tata to obrońca Lwowa. Mieszkańcy  mieli własny cmentarz w Brzuchowicach, ojciec jako obrońca Lwowa pierwszy tam był pochowany.  Siostra pojechała na cmentarz do Brzuchowic - wszystko zniszczone, ktoś inny jest pochowany na miejscu taty. Pani Józefa pamięta akcje nacjonalistów ukraińskich. Wśród ekspatriantów byli też Ukraińcy, dziwnym trafem to oni zajmowali się przydziałem nowych gospodarstw i mieszkań na Ziemiach Odzyskanych.

Mam nadzieję, że zapowiadane wizyty przedstawicieli rządu na Ukrainie przyniosą skutek w postaci umowy wymuszającej właściwe odnoszenia się władz i mieszkańców Ukrainy do historii, która jednoznacznie wskazuje na obecność Polaków w tym kraju i na ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na polskich sąsiadach. Obecnie dostęp do dokumentów, które wcześniej były polskim historykom udostępniane, nie jest możliwy.

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.