• „Wtedy Piotr zbliżył się do Jezusa”
Słowo „wtedy” nie jest tutaj przypadkowe. Nieco wcześniej Piotr usłyszał z ust Jezusa, że gdy dwaj o coś zgodnie prosić będą, to wszystkiego użyczy im Ojciec” (Mt 18, 19). Te słowa musiały go poruszyć, może go zaniepokoiły, skłoniły do myślenia a potem do rozmowy z Jezusem.
Piotr słuchając tych słów uświadomił sobie, że jedyną drogą do zgody z bratem jest przebaczenie. Może sam miał z kimś na pieńku? I właśnie „wtedy” zapytał. Apostoł zrobił duży krok do przodu, bo nie pyta już o to, co zrobić. Jest już na dobrej drodze. Domyślił się, że chodzi o przebaczenie. Tak właśnie działa w nas światło Słowa. Piotr pyta, jak często przebaczać. Uważa, że przecież musi być jakaś rozsądna granica ludzkiej wytrzymałości. Ponadto, jeśli ciągle będziemy wybaczać, to krzywdziciel weźmie naszą „naiwność” za dobrą monetę i wcale nie przestanie czynić zła. To sensowne pytanie. Po ludzku trudno wybaczać bez końca i wszystko. A Jezus znowu zaskakuje. Mówi: „Zrób kolejny krok, Piotrze. I przestań liczyć”.
Kiedy ostatnio słowo Boże, które słuchałem lub rozważałem, zbiło mnie z tropu i podważyło moje dobrze ugruntowane i rozsądne przekonania?
• „Przyprowadzono mu jednego, który był mu winien dziesięć tysięcy talentów”
Św. Augustyn pisząc o modlitwie stwierdza, że „człowiek jest żebrakiem wobec Boga”. Codziennie żyje z tego, co otrzyma. Najpierw czas – kolejny dzień. W modlitwie „Ojcze nasz” prosimy o chleb na „dzisiaj”, a nie na cały tydzień, miesiąc czy rok. Miarą naszego życia jest dzisiaj, a nie jakaś nieokreślona przyszłość.
Jezus w przypowieści stwierdza, że jesteśmy także dozgonnymi dłużnikami Boga, a nie Jego wierzycielami, którym się zawsze coś należy... Jesteśmy winni wiele także rodzicom, wychowawcom, nauczycielom itd. Ów „jeden” sługa w przypowieści to nie kucharz czy żniwiarz. To musiał być podwładny w wysokiej randze, obdarzony dużym zaufaniem. Dziesięć tysięcy talentów to astronomiczna suma pieniędzy jak na tamte czasy. Aby ją uzbierać, przeciętny pracownik musiałby pracować około 15 lat.
Jesteśmy winni Bogu coś, czego nigdy nie zwrócimy. Jedyne, czego od nas wymaga, to czynić podobnie jak On, czyli przebaczać. Sługa chciał wszystko oddać, nie mając nawet pewności, że dożyje jutra: „Panie, poczekaj trochę, to odrobię to, co wydałem”. Nawet to nam wylatuje z głowy, że żyjemy tylko dzisiaj, nie jutro. W naszych rzutkich obietnicach poprawy maskuje się nasza iluzja wszechmocy i zbytniego zaufania we własne możliwości, jakby i one nie były darem Boga tylko naszą zdobyczą.
Jak często działam w taki sposób, jakbym miał kontrolę nad przyszłością?
• Św. Łukasz podaje nieco inną wersję słów Jezusa: „I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwróciłby się do ciebie mówiąc: „Żałuję tego”, przebacz mu” (Łk 17, 4). To ciekawe uzupełnienie wersji Mateuszowej. Sztandarowe dla tego ewangelisty, który zawsze stara się znaleźć dla grzesznika pewne okoliczności łagodzące. Przede wszystkim chodzi o przebaczenie w ciągu jednego dnia. „Nigdy mu tego nie wybaczę” – takie oświadczenie słyszymy czasem z ust innych lub sami raczymy nim naszych słuchaczy. Przebaczanie nie jest naszym spontanicznym zachowaniem.
Łukasz uczy, że nie powinniśmy z góry zakładać, że brat, który nas skrzywdził dzisiaj, pozostanie takim na wieki. Nie zmieni się. I basta. Przebaczyć z serca to dać drugiemu kredyt zaufania. To żyć ciągłą nadzieją. Właśnie dlatego, że się mu przebacza, może pewnego dnia coś w nim pęknie. Po drugie, choć wydaje się to wręcz groteskowe, że ktoś kilka razy w ciągu dnia nas krzywdzi i przychodzi z prośbą o przebaczenie (czasem robią tak dzieci, ale dorośli?), to jednak w tym obrazie kryje się głębsza prawda: skoro ktoś powraca kilka razy w ciągu dnia i żałuje, to znaczy, że w nim samym toczy się zmaganie. Nie potrafi jeszcze w pełni zapanować nad sobą, widzi swoją słabość, uznaje ją, ale ciągle jej ulega. Może go to boli, ale ciągle jest bezsilny, choć się stara. Dobro już się w nim przebija, ale jeszcze nie zwyciężyło w pełni.
Czy ja zmieniam się tak szybko jak oczekiwałbym tego od innych?
• „Pan dług mu darował (…) I uniesiony gniewem kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda”
Wydaje się, że pan z przypowieści jest niespójny. Najpierw zachowuje się typowo po ludzku: chce dług odzyskać, potem – nietypowo: daruje dług, a na końcu znowu pragnie go odzyskać. Powodem tego zachowania nie jest jednak zmienność i kapryśność pana, lecz ślepota sługi, który nie potrafi, doświadczywszy tak wielkiego dobra, przebaczyć swemu bratu. „Gdy tylko wyszedł…. Niemal natychmiast po darowaniu długu… zaczął dusić swego współsługę. Jak mógł się tak zachować, skoro otrzymał tak wiele? Czy przyjęcie tak wielkiej łaski nie powinno zmienić jego serca? A on działał po staremu, jakby nic się nie wydarzyło.
Dlaczego? Czy się na to nie oburzamy? I co robimy z tym oburzeniem? Na te pytania każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
Dariusz Piórkowski SJ