Przed północą 16 grudnia 2016 roku w warszawskim centrum zarządzania ruchem lotniczym przeprowadzano testy awaryjnego zasilania elektrycznego dla systemów kontroli ruchu. Po odłączeniu instalacji miejskiej doszło do awarii wszystkich akumulatorów zapasowych.
W efekcie przestały działać radary, a także system łączności radiowej i telefonicznej. Na pół godziny zamknięto polską przestrzeń. Samolotom nakazano omijanie naszego terytorium. Doszło też do opóźnień na krajowych lotniskach.
Prokuratura wyjaśnia, dlaczego doszło do całkowitej awarii wszystkich akumulatorów i to w sytuacji, gdy system ze względów bezpieczeństwa jest zwielokrotniony.
Na razie - według naszych ustaleń - nie ma twardych dowodów, że mogło to być celowe działanie "osób trzecich". Trzeba jednak to ostatecznie wykluczyć.
Zastanawiać musi pewna cisza wokół tej sprawy. W grudniu byliśmy świadkami próby siłowego obalenia rządu i przejęcia władzy przez opozycję. Na sali sejmowej rozpętała się (pod błahym pretekstem) dzika awantura, połączona z okupacją mównicy sejmowej i próbą uniemożliwienia uchwalenia budżetu. Równolegle zwołane pośpiesznie grupy ludzi rozpoczęły okupację sejmu, nagłaśnianą przez antyrządowe media na wszystkie możliwe sposoby. Nagle czas na odwiedzenie Polski znalazł Donald Tusk, który wyraźnie czekał na przełom, aby wkroczyć i "ratować demokrację".
W tym samym czasie TVP dotknięta została potężną awarią, uniemożliwiającą na dotarcie z przekazem na połowę obszaru Polski. Sprawcą zamieszania była prywatna firma, zajmująca się nadawaniem sygnału- oczywiście za swoje błędy później przeprosiła.
Pewnym jest, że w ślad za wydarzeniami w Polsce uruchomione zostałyby działania na scenie europejskiej- można się tylko domyślać, kto tam konkretnie pociągał za sznurki.
Czy polskie organy śledcze są w stanie przeprowadzić rzetelne dochodzenie, opierając się na informacjach jawnych oraz przekazanych przez służby? Sprawa jest zbyt poważna, aby puścić ją w niepamięć.