Okiem Shorka - Astroturfing II
data:26 lipca 2017     Redaktor: Shork

Uzupełniam artykuł sprzed półtora roku o bieżące wydarzenia





Definicja astroturfingu w Wikipedii się zmieniła, bo przecież edytorzy są również opłacani i wtajemniczeni.
Aktualny atak był przygotowywany około 3-4 miesiące bo tyle mają świeże konta na twitterze i mniej więcej tyle upływa od ich ostatniej aktywności. Można było też dogrzebać się z wcześniejszych wpisów, że domagająca się w czystej polszczyźnie zawetowania ustaw osoba, jeszcze w zeszłym roku dyskryminowała kandydata na prezydenta USA.
Wczorajszy artykuł w onecie słodkimi bzdurami próbował odwrócić kota ogonem, twierdząc że astroturficzne wystąpienia to również marsze w obronie Telewizji Trwam, czy Marsz Niepodległości.
Oczywiście momentalnie kwalifikuje to onet jako beneficjenta obecnej sytuacji, który za okresloną kasę pisze określone rzeczy udając spontan i oddolność.
Czy na któryś marsz produkowano hurtem transparenty, napisy czy flagi? Każdy miał swoją. Transparent to duży wydatek. Naklejki podobnie. Sympatyzujący z protestami przedsiębiorcy kupowali z własnej kieszeni w niezbyt imponujących ilościach. Teraz plakatami obwieszona jest cała Warszawa. Białe róże zniknęły chyba z całego województwa, a zniczy pojawiło się więcej niż w Zaduszki. Można umiejętniej udawać spontan, ale przy tak wysokich kosztach muszą być faktury, a rozpuszczenie pracowników aby kupowali po kioskach ruchu na paragony zwiększa koszty wielokrotnie. Należy ograniczać pracowników, stosować outsourcing, i tak największą masę stanowią pożyteczni idioci porwani duchem demokracji.
Ilu ich jest? Około 90% bo tylu nie potrafi odpowiedzieć racjonalnie na pytanie czemu protestuje i zatyka się przy szczegółowym pytaniu o konkretne artykuły.
Dochodzi do zabawnych sytuacji, gdy osoby źle nauczyły się roli, zapominają tekstu i pani przedstawiająca się jako adwokat z Gdyni w drugim zdaniu już jest z Gdańska. Albo magister prawa twierdzi, że Konstytucja to nie ustawa.
 
Onet nie jest tak zdeterminowany, jak Newsweek czy Fakt. Nad obydwoma wisi projektowana ustawa ograniczająca udział w rynku niepolskich mediów. Fejknews o daniu przez Marszałka, Prezydentowi godziny na zmianę zdania jest obrzydliwością na miarę „Jak nie wylądujemy to nas zabije” czy „Tak lądują debeściaki”. Nikt nie poniósł żadnej odpowiedzialności za tamto, więc prostytutki udające dziennikarzy, pozwalają sobie na coraz więcej.
W mediach ściekowych rozpowszechniono informacje jakoby CBA wkroczyło do MON.
Oczywiście powołują się na siebie nawzajem.
Na Węgrzech poradzono sobie z fałszywymi wiadomościami prasowymi stosując bardzo wysokie kary finansowe. U nas nadal jedyną możliwością reakcji jest wytoczenie procesu sadowego, który może trwać bardzo długo.
Oficjele Unii Europejskiej histerycznie atakują polski rząd. Grożą sankcjami i wyznaczają ultimatum nie mając do tego żadnych podstaw prawnych.
 
Czym dla astroturfingu jest prezydenckie weto? Kosztem i to wysokim. Prowodyrzy muszą być opłacani kolejne miesiące. Muszą być w gotowości, więc urlopów nie będzie. Pożyteczni idioci też mają swoje plany wakacyjne i szybko się nudzą, więc trzeba werbować następnych.
Za kilka tygodni będą zmęczeni, tym bardziej że tym razem efektu nie będzie. Być może zainteresuje się organizatorami polski wywiad, bo nazwiska ludzi związanych z fundacjami protestującymi przeciw zmianom w sądownictwie są najwyraźniej niepolskie, co może wskazywać wprost na elementy wojny hybrydowej.
 
A może, śladem USA i Wielkiej Brytanii ustawowo zabronić astroturfingu?
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.