W 1990 r. Zygmunt Maguza wraz z siostrą Alicją Hensel i Julianem Stankiewiczem pojechał w rodzinne strony, żeby oddać hołd pomordowanej rodzinie Stankiewiczów.
W Iwaniczach spotkałem przy drodze Wołodię Kozibrodę – mówi pan Zygmunt. - Przywitałem się z nim. Objął mnie, a ja jego. Podałem rękę stojącemu obok Ukraińcowi. Tknięty nagłym przeczuciem zapytałem go czy żyje Petro Horbaczewski. Ten mówi – O właśnie witałeś się z nim! Horbaczewski, jak się zorientował kto ja jestem, pomimo podeszłego wieku, ruszył w gumiakach i kufajce za węgieł i wyglądał. Pewnie myślał, że będę go ścigał i próbował go zabić, tak, jak on mnie przed laty. Powiedziałem do siostry: to ten Petro Horbaczewski co zabił Weronikę Stankiewicz, siostrzyczkę mamy. (…)
W najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że kiedyś podam rękę mordercy moich dziadków.
*
Zygmun Maguza opisał swoje losy w książce "ŻOŁNIERSKIE LOSY WOŁYNIAKA", WYDANEJ PRZEZ IPN w 2018 r.