Bożena Ratter: Nieukarane komunistyczne zbrodnie
data:26 czerwca 2017     Redaktor: Agnieszka

Praca na Łączce uczy pokory – stwierdza profesor Krzysztof Szwagrzyk na spotkaniu w siedzibie IPN, omawiając efekty prac prowadzonych w Warszawie.

By Bundesarchiv, R 49 Bild-0131 / Wilhelm Holtfreter / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 de, commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=5372093
 
 
Cmentarz na Bródnie - kwatera 45N przy studni, gdzie w 1946 roku grzebano zamordowanych na Pradze przy ul. 11 Listopada. Jama grobowa, obok siebie leżeli ludzie, którzy mieli wysokie buty oficerskie, jeden z nich  miał na wysokości klatki piersiowej piękny, srebrny ryngraf z napisem wyrytym na odwrocie: Olszewski Bogdan Stanisław  Żyrardów Szkolna 12 i  po łacinie „e viva NSZ sic transit gloria mundi” (niech żyją NSZ tak przemija chwała tego świata). Widać wiedział, iż śmierć nastąpi i jeśli pozostawi ślad po łacinie, żaden ze strażników nie będzie w stanie odczytać. Rakowiecka - odkryty został mur a na nim 75 śladów po kulach. To tam wykonywano egzekucje na początku lat 50 –tych XX wieku. Łączka - szukamy około 100 szczątków osób straconych w więzieniu przy Rakowieckiej. Zamordowanych  przez władzę komunistyczną wprowadzającą socjalistyczny naród robotniczo – chłopski w świetlaną, socjalistyczną  przyszłość, do której prowadzi jedynie słuszna doktryna Karola Marksa.
 
W latach 1982 - 1984 na Łączce zrobiono 197 pomników ludzi zasłużonych dla władzy ludowej. Pod nimi szczątki eksterminowanej w imię marksizmu polskiej elity, profesorów, nauczycieli, inżynierów, przedsiębiorców, leśników, prawników, księży, artystów, architektów, uczniów, studentów, rolników i robotników, którym egzystencję zakłóciła napaść na terytorium Polski  w 1939 r. odwiecznych wrogów narodu polskiego - Niemcy i Rosję.
 
Musimy rozebrać prawie 200 podstaw pod te groby, są one betonowe i niezwykle głębokie.Odnajdujemy zniszczone fragmenty szczątków ludzkich, tam nie ma szczątków w całości. Dlaczego? Najpłytszy grób ma 2,70 m głębokości  a najgłębszy ma 3,30 m. Gigantyczne, betonowe konstrukcje to jest ostatni akord tego komunistycznego, świadomego zacierania śladów po szczątkach ofiar. Na dnie grobów ślady po koparkach. Zanim zrobiono jakikolwiek grób czy rząd grobów dla zasłużonych dla władzy ludowej, przyjeżdżała koparka i niszczyła te wszystkie groby więzienne. Robiąc jeden rząd pod pomniki z lat 80-tych obcięła głowy, obcięła górne części tułowia. Po 2-3 miesiącach koparka robiąc następny rząd  obcięła nogi i tylko takie fragmenty możemy odnaleźć, pozostałe szczątki tych ludzi porozrzucane są na większym obszarze, ponieważ wszystkie te szczątki traktowane były jako rodzaj wypełnienia przestrzeni pomiędzy tymi grobami komunistycznymi. Mimo tej barbarzyńskiej działalności możemy dzisiaj powiedzieć, że one tam są! Możemy je wydobyć, zidentyfikować z czasem i godnie pochować. Nieoceniona jest praca wolontariuszy z kraju i zagranicy, którzy przyjeżdżają do Warszawy na własny koszt, płacąc za hotele i utrzymanie, by pracować i przesiewać ziemię zmieszaną z drobnymi szczątkami ludzkimi, by znaleźć ząb, kość paliczkową…  Nieoceniona jest determinacja profesora Krzysztofa Szwagrzyka i wspaniałego zespołu.
 
Nie towarzyszą tej pracy marsze i protesty przeciw zbrodniczym, komunistycznym władzom, ministrom i urzędnikom, donosicielom i zleceniodawcom, operatorom koparek, które wżarły się na 4 m w głąb ziemi, by uszkodzić martwą tkankę narodu. Otrzymali godziwe wynagrodzenie za eksterminację polskiej elity. Niejednemu pozwoliło to na zakup działki i domu, wykształcenie dzieci za granicą i długoterminowe zabezpieczenie rodziny na kontach bankowych. I mimo „odejścia” komunizmu w 1989 roku, do tej pory nie odbyły się procesy polityczne i nie zostały wydane wyroki na zbrodniarzy. Oni żyją  wśród nas bezkarnie, cieszą się splendorem oraz jakością życia zapewnioną zdobytymi dzięki ofiarom trofeami. Parę dni temu umarł major Jan Kiszka ps. Dąb. Umarł z prawomocnym wyrokiem zatwierdzonym przez SN w 2010 r. Nie został zrehabilitowany. Żyjący komuniści, wiekiem bliscy setki, nadal wierzą w słuszność ideologii, która spowodowała represje 1,8 miliona Polaków (a wszystkich „wrogów komunizmu” zginęło w gułagach 60 milionów). Spotykający się w krakowskim stowarzyszeniu Kuźnica (liczy sobie około 1000 członków i przypomina park jurajski) panowie na poważnie dyskutują o tym, jak Lenin rozumiał religię i jak my powinniśmy ją rozumieć. Kuźnica to pokłosie melanżu marksizmu  i Ewangelii, a zagrożenie płynące z takiego paktu  Profesor Joseph Ratzinger zauważył 50 lat temu, podczas prowadzonych w Tybindze wykładów i rewolty 1968 roku.  Dostrzegł, że Europa rozpoczęła właśnie wtedy wielkie „wyprowadzenie się” z chrześcijaństwa, „soborowe hasło „uwspółcześnienia” chrześcijaństwa, przyjęte bezkrytycznie przez wielu pasterzy Kościoła, doprowadziło w minionym półwieczu nie tylko do sekularyzacji form głoszenia wiary, ale także do sekularyzacji samej wiary”.  (Gość Niedzielny - ks. Tomasz Jaklewicz). I dlatego dzisiaj  obserwujemy tak negatywny stosunek do chęci odszukania właściwych szczątków bliskich  i godnego ich pochówku, kpina zarówno ze strony skomunizowanych świeckich jak i duchownych. Już w 1957r. Józef Czapski w eseju „Tumult i widma” pisał: „Dziś chyba częściej jeszcze dla przeciętnego czytelnika „Tygodnika Powszechnego” niż kiedyś dla czytelnika „Tygodnika Ilustrowanego”, a tym bardziej „Przeglądu Współczesnego” religia to wyłącznie katolicyzm, a katolicyzm to w pierwszym rzędzie obrona polskości - gdy znowu dla przeciętnego czytelnika „Trybuny Ludu” czy nawet „Po prostu” każda religia to ciemnogród i opium (ortodoksyjny i ostro zabarwiony nacjonalizmem katolicyzm albo „religia - wsteczny zabobon czy histeria” - generalny pogląd pozytywistycznej lewicy na religię).Trzeba ją do czasu tolerować ze względów taktycznych czy nawet w imię rzetelnej woli demokratyzacji komunizmu („naród jest katolicki”), ale na pewno nie dla religii jako takiej, będącej naturalnie bajeczką dla nie zawsze grzecznych, ale na pewno głupich dzieci.
 
Wskutek tego o religijnej problematyce w jej najszerszym znaczeniu lepiej nie pisać. Po co wydłużać promienie jej działania. Ale czy nie grozi Polsce niepisany układ, który by przypominał przez długie lata utrzymaną zgodę ateistycznych maurrsistów z pewnym typem katolików, obrońców tras i ładu, układ, o którym z głębokim otrząsem pisał Brzozowski bo widział w tym właśnie zaprzeczenie religii”. (Józef Czapski, Tumult i widma)
 
„Zakrawa na skandal, że informacje o torturowaniu przez Izrael palestyńskich aresztantów po raz pierwszy zostały ujawnione opinii publicznej (która jednak je wówczas zlekceważyła) nie przez organizacje i obrońców praw człowieka, takie jak Amnesty International, lecz za sprawą śledztwa dziennikarskiego opublikowanego przez londyński Sunday Times. Pod koniec lat 1980-tych, jak już wspomniałem, sprawy zaczęły przybierać nowy obrót. Brutalnego zdławienia pierwszej, w zasadzie pokojowej, intifady, która rozpoczęła się pod koniec 1987 roku, nie dało się już ani ukryć, ani zignorować - jak grzyby po deszczu pojawiały się nowe organizacje praw człowieka, zarówno lokalne izraelskie i palestyńskie, jak i międzynarodowe, zaś te starsze coraz bardziej uodparniały się na zewnętrzne naciski” (Norman G. Finkelstein, Wielka Hucpa o pozorowaniu antysemityzmu i fałszowaniu historii). I w tym względzie niewiele się zmieniło, krzykliwe organizacje broniące praw człowieka nadal nie są zainteresowane losem milionów pomordowanych i potajemnie pochowanych czy 40 000 wyrzucanych na bruk wskutek reprywatyzacji prowadzonej przez beneficjentów komunistycznej transformacji. Nadal są nieodporne na zewnętrzne naciski, a może nawet przez nie stymulowane i finansowane.  
 
„Wkrótce bolszewicy rozpoczęli swoje dzieło. Więc najpierw rabowali doszczętnie sklepy i składy - zabierali wszystko, ładowali na auta ciężarowe i wysyłali. Równorzędnie zaczęły się aresztowania. Nikt nie mógł być pewny, czy prześpi noc w domu, czy wróci, jeśli wyjdzie. Po sesji aresztowań byłych oficerów i wojskowych przyszła kolej na sędziów. Potem dobrano się do lekarzy, właścicieli realności, sklepów itd. Aresztowano na prawo i na lewo. Zaczęto też trapić młodzież gimnazjalną i uniwersytecką i porywano masowo do więzień. Powód zawsze się znalazł. Po aresztowaniach rdzennych Lwowian z końcem czerwca 1940 r. rozprawiono się ostatecznie z uchodźcami. Praca nie była trudna - w rękach NKWD znajdowały się  nazwiska i adresy rejestrujących się na zachód. Poza nielicznymi, którym udało się przedrzeć do Przemyśla, wpadli uchodźcy w zastawioną na nich pułapkę. Przez trzy noce ciągnęły furmanki i  auta ciężarowe, które odstawiały uchodźców do przygotowanych dla nich pociągów towarowych. 29 czerwca (1940 r.) nad ranem NKWD zabrało i nas. Zresztą wzięto nas w komplecie, bo mąż mój przyszedł ze swej tułaczki w listopadzie. Życie pod reżimem sowieckim tak zdruzgotało nasze nerwy, że jechaliśmy odrętwiali, nie przejmowaliśmy się już niczym. Dokuczało nam tylko pragnienie i brak powietrza w zamkniętym wagonie. 13 lipca wśród ciemnej nocy dotarliśmy do celu. Znaleźliśmy się w samym sercu olbrzymiej puszczy, w republice maryjskiej, kwartał 11. Z nastaniem świtu rozglądnęliśmy się, gdzie właściwie jesteśmy i jak to miejsce wygląda. Zobaczyliśmy niewielką polankę, na której stały dwa baraki, studnia i stajnia. Dookoła stara, gęsta puszcza na bagnie. Wśród katolików bohaterski lwowianin, ksiądz Fedorowicz, który zgłosił się do transportu na ochotnika, jako uchodźca Tadeusz Jackowski. Temu dzielnemu kapłanowi, narażającemu swe życie dla wielkiej sprawy, mają Polacy 31 kwartału do zawdzięczenia, że w najcięższych chwilach nie upadli na duchu. Jego wiara, że przetrzymamy, choćby nas najbardziej gnębili, jego dobroć i słodycz w odnoszeniu się do naszych ludzi bez różnicy wyznania - a stanowcza, nieustraszona postawa wobec ciemiężców, zjednały mu powszechną miłość i szacunek. Nawet bolszewicy nie odważyli się zbezcześcić  plugawym słowem tego człowieka, którego sami uważali za kogoś niezwykłego". (wspomina Marta Stella z Rossowskich Rumanowa, Jan Tomasz Gross - W czterdziestym nas Matko na Sybir zesłali). Ta zsyłka, której kolejną rocznicę obchodzimy w tym miesiącu, nie była ostatnią próbą unicestwienia polskiej elity przez wysłanie na nieludzką ziemię.  Naszych rodaków zsyłano do łagrów pod koniec wojny i po jej zakończeniu przy współudziale komunistów Polaków (w działaniach antypolskich brał udział Stefan Michnik i Zygmunt Bauman).
Dane IPN dotyczące deportacji Polaków dokonanej przez sowietów i polskich komunistów:
 
•  1 milion 114 tysięcy obywateli RP zamieszkujących sowiecką strefę okupacyjną,
 
•  336 tysięcy obywateli RP z centralnej i zachodniej Polski (uciekinierów),
 
•  250 tysięcy poza wielkimi deportacjami aresztowanych indywidualnie,
 
•  140 tysięcy skierowanych do pracy przymusowej,
 
•  180 tysięcy oficerów i żołnierzy,
 
•  pod koniec wojny i po wojnie co najmniej 50 tysięcy żołnierzy AK,
 
•  10 tysięcy górników ze Śląska.
 
Wcielili przymusowo do Armii Czerwonej blisko ćwierć miliona młodych Polaków. Razem stanowi to około 2 milionów 300 tysięcy ludzi. Liczbę unicestwionych w Sowietach Polaków - na skutek deportacji - szacuje się na ponad milion.
 
Uciekinierzy, czyli uciekający przed Niemcami Polacy z zachodnich i centralnych województw, też byli deportowani. Przede wszystkim w czasie trzeciej masowej deportacji pod koniec czerwca i w lipcu 1940 roku. Szacuje się, że wywieziono wtedy około 240 tysięcy ludzi. Wśród ocalonych młodych Polaków, późniejszych żołnierzy gen. Władysława Andersa, byli nie tylko chłopcy z Kresów noszący legitymacje z napisem: "Bez Wilna i Lwowa nie ma Polski", lecz także ci z Pomorza, Wielkopolski czy ze Śląska. Ich rodziny szukały schronienia przed Niemcami na wschodzie kraju. Trafiły do sowieckiego piekła.
 
Także podczas czwartej masowej deportacji w czerwcu 1941 r. wywożono uciekinierów z niemieckiej zony okupacyjnej. Ta deportacja była charakterystyczna dla sowieckiej ideologii i wyrastającego z niej terroryzmu państwowego. Do "elementów reakcyjnych", obcych ideologicznie, zaliczono już nie tylko inteligentów i ich rodziny, ale również wykwalifikowanych robotników! Czwartą deportację szacuje się na około 300 tysięcy ludzi. (IPN)
 
Jak wiemy, zbrodniarze do dzisiaj nie zostali ukarani. Tymczasem manipulacja umysłami Polaków odbywa się nadal. Mieszkańcy ulicy Górnośląskiej zostali zaproszeni na spotkanie z Kazimierzem Wóycickim  poświęcone książce „ Architekt wolnej Polski. Świat wartości i idei Tadeusza Mazowieckiego”. Tadeusz Mazowiecki  konsekwentnie wypowiadał się przeciw dekomunizacji i lustracji, co doprowadziło do braku rozliczenia komunistycznych zbrodniarzy do dzisiaj.
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.