W dniu dzisiejszym w sposób uroczysty przeżywamy wydarzenia Ostatniej Wieczerzy, a szczególnie pamiątkę ustanowienia Eucharystii.
Kiedy zakończono ściśle określoną przez Prawo wieczerzę paschalną Jezus wprowadził dwa nowe obrzędy: łamanie chleba i błogosławienie kielicha. W czasie Paschy żydowskiej wszystkie modlitwy i gesty, ściśle określone, wykonywał ojciec rodziny albo mistrz wspólnoty. Stąd zaskoczeniem dla uczniów musiały być nowe. Uczniowie jedli połamany chleb, wydane Ciało Jezusa i pili błogosławiony kielich, wylaną krew. W ten sposób uczestniczyli już wydarzeniach Golgoty.
W starożytności panowało przekonanie, że człowiek staje się tym, czym się żywi. To przekonanie ma szczególny wymiar w odniesieniu do Eucharystii. Przyjmując ciało Chrystusa stajemy się Nim, przyjmujemy Jego życie, orędzie, miłość. Ciało i krew w języku hebrajskim oznaczają osobę. Dając swoje ciało, Jezus daje całe swoje życie, ze wszystkim, co się w nim zdarzyło, co przeżył od pierwszej chwili aż do końca: swoją pracę, doświadczenia, radości, trudy, modlitwę...
Jezus nie pozostał a nami pod postacią złota czy drogich kamieni, ale pozostał pod postacią chleba. A chleb jest po, by go spożywać. Chleb, o którym mówi dziś Jezus w Ewangelii jest pokarmem w drodze do Boga. Po raz pierwszy na tym świecie - pisze F. Mauriac - dokonał się cud posiadania Tego, którego się umiłowało, wcielenie się w Niego, żywienie się Nim, zjednoczenie się z Jego istotą, przekształcenie się w Jego żywą miłość.
Żydzi odnieśli się jednak dość sceptycznie do tego daru Jezusa. W synagodze w Kafarnaum, gdy Jezus zapowiadał ustanowienie Eucharystii, wielu uczniów odeszło, stwierdzając: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać? (por. J 6, 48, 68). W Wieczerniku Jezus pyta również uczniów o rozumienie Jego Daru: Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? (J 13, 12).
Czy rozumiem co Jezus dla mnie uczynił? Czy rozumiem dar Eucharystii? Czy zadaję sobie trud rozumienia tego daru? Czy żywię się Eucharystią na co dzień? Czy również w moim życiu dokonuję się cud bycia Tym, którego przyjmuję? Czy sam staję się Eucharystią, człowiekiem żyjącym miłością Jezusa i przelewającym ją na innych? Czy też należę do tych, którzy potykają się o ten dar i odchodzą obojętni albo zgorszeni, mówiąc, że jest to mowa zbyt trudna?
Stanisław Biel SJ