Było to 11 marca 1968 roku. Krakowskie Przedmieście w Warszawie. W kawiarni NOWY ŚWIAT odbywała się właśnie słynna wówczas Giełda Piosenki. Brałem w niej udział jako śpiewający student Uniwersytetu Wrocławskiego. Występowała także studentka AWF Maryla Rodowicz, jak się wydawało faworytka jurorów. Jednak wygrał Jan Pietrzak.
Energiczny, pogodny gołowąs z kabaretu Hybrydy śpiewał wówczas piosenkę p.t.,, Spokojnie chłopie” i to nie było bez znaczenia. Za oknami kawiarni gęstniał pochód studentów wycofując się pod naporem pałowników z M.O., by po chwili wracać z jeszcze większą determinacją. Krzyki, kamienie, gaz. Przekorna w założeniu autora piosenka z puentą, że jak nie pójdziesz na wiatraki, życie przeminie, zabrzmiała jak groteskowy hymn. Wybiegliśmy na ulicę, gdzie właśnie pakowano studentów do suk. Potem jakaś brama i stryszek u babci, gdzie wcisnęło się kilkadziesiąt osób. ,,Panowie, tu od powstania nie było takiego ruchu” – mówiła gospodyni częstując herbatą. My wiedzieliśmy tylko jedno: Socjalizm jest do dupy ! Walka partyjnych frakcji nas nie interesowała. W rok, czy dwa potem spotkałem Janka na opolskim festiwalu. Śpiewał, wtedy że,, Marsjanie nie zagrażają Ziemi”. Piosenką i Pietrzakiem była zachwycona Anna German. Ja zaś wyobrażałem sobie ile tekstów odrzuciła mu szalejąca cenzura. Nie mam wątpliwości, że Pietrzak był zawsze przekorny i niepokorny.
Na jego postawę miał zapewne wpływ rodowód powstańczych dziadków, wujów i ciotek o czym precyzyjnie śpiewa w piosence o kontrolerze. Gdy nastał karnawał SOLIDARNOŚĆI Janek ze swoją pieśnią ,,ŻEBY POLSKA…” niósł się na falach historii i jak mało który pieśniarz ją współtworzył. Kiedy zaśpiewał w opolskim amfiteatrze, ta urzekająca prostym komunikatem piosenka stała się powszechna jak mazurek Dąbrowskiego. Trwa, ponieważ jest nadal potrzebna, będąc utworem narodowym i normatywnym minimum państwowości. Takiego zaszczytu nie dostąpiła żadna polska piosenka. Aktualności nie straciły też ,,Nielegalne kwiaty”, wtedy gdy wywożono tysiące zniczy i kwiatów z Krakowskiego Przedmieścia po smoleńskim dramacie.
Kaczmarskiego już nie było .Młynarski grał w inteligencję. Ten pierwszy w roli komentatora historii i rzeczywistości pozostał niedościgniony. Starczało mu odwagi i przenikliwości w dziesiątkach piosenek, pośród których ,,Mury” były tylko zgrabnym zapożyczeniem.Ten drugi czarował nas lekkością słowa , jakby to on sam wiedział właśnie w co się bawić Jego recepta, by robić swoje, była tyle pozytywna co i konformistyczna. Zastanawiałem się dlaczego ten warszawiak z krwi i rodziny nie napisał piosenki o Powstaniu Warszawskim. Oczywiście będzie mi go brakowało.
Jednak to właśnie Jan Pietrzak jest w gruncie rzeczy największym, żyjącym bardem polskim. Nie w tym rzecz, że potrafi też chwycić gitarę. Nie dał się, a może i nie dano mu się skomercjalizować. Przeganiano jego kabaret po Warszawie. Pod własną Egidą przetrwał nie schlebiając władzy. Teraz po raz pierwszy nie jest celebrytą opozycji. Choć także władza, która ma ,,dać radę”, specjalnie go nie rozpieszcza. Półtora roku minęło nim pokazała go TVP. Możemy się cieszyć, że świetną oprawę jego programu NIECH ŻYJE POLSKA stanowiła śpiewająca młodzież z wrocławskiego XVII Liceum im. wspaniałej poetki piosenek- Agnieszki Osieckiej. Prawdę pisząc ta młodzież stworzyła lepszy kontekst dla mistrza niż ekipa jego kabaretu. Na niedawnym koncercie w Imparcie profesjonaliści bledli przy licealistce Paulinie Szlachcic, która śpiewała piosenkę „Nadzieja”. Myślę, że i Janek łzę uronił. Niech spełniają się jego marzenia o polskiej Polsce, o zburzeniu wiernopoddańczego pałacu i przynajmniej to o Łuku Triumfalnym nad Wisłą w setną rocznicę Bitwy Warszawskiej. Daj mu Boże tyle zdrowia co talentu dałeś !
Wojciech Rohatyn Popkiewicz