Pamięć ptaka i Polaka
data:16 czerwca 2012     Redaktor:

Jest jakieś rozdarcie na tej ziemi. Na pierwszy rzut oka - piasek, na którym dobrze rosną tylko sosny, wszędobylskie, pnące się do góry, jakby chciały zanieść do nieba sekrety tej ziemi. A przecież jest to rejon urodzajny, o czym wiedział Hitler, wysiedlając Polaków, aby zasiedlić Niemcami.

zdjęcie nadesłane przez Autora

Jest jakieś rozdarcie na tej ziemi. Na pierwszy rzut oka - piasek, na którym dobrze rosną tylko sosny, wszędobylskie, pnące się do góry, jakby chciały zanieść do nieba sekrety tej ziemi. A przecież jest to rejon urodzajny, o czym wiedział Hitler, wysiedlając Polaków, aby zasiedlić Niemcami. Lebensraum. Na Roztoczu przestrzeni życiowej zdaje się dziś nie brakować dla nikogo ani dla niczego. Nie zabrakło tu miejsca dla największego okrucieństwa i największego bohaterstwa - dwóch ściegów, z jakich uszyto wiek dwudziesty.

Nawet nie zainteresowanego historią turystę zastanowi olbrzymia ilość cmentarzy i pomników. Idziesz lasem, a tu nagle krzyże, odnowione bądź nie. Czasem w miejscach wyeksponowanych, jak we wsi Sochy, a raczej w miejscu, co po niej zostało, gdy za pomoc partyzantom hitlerowcy dokonali tzw. "pacyfikacji". Dziwne to słowo. Z łaciny "pax" znaczy wszakże "pokój". I rzeczywiście, jest to cecha Roztocza: pokój i spokój, niby leniwość, zwolnione, w porównaniu z innymi, bardziej tłocznymi regionami Polski, tempo życia, tak sprzyjające wakacyjnej labie, ale ów spokój, tutejszy "pax", ma swoją drugą naturę, na pierwszy rzut oka niewidoczną, podskórną... Przerażającą i niemą jak otwarte usta umarłego. Nieznanego żołnierza z AK zastrzelonego przez Niemców, polskiego chłopa, z gardłem poderżniętym przez banderowca, Żyda zagazowanego w Bełżcu i - a jednak to możliwe - tego samego AK-owca, tym razem zabitego strzałem w głowę przez UB.

Roztoczański spokój wyrósł na przedziwnie wymieszanej krwi. Do II Wojny Światowej współistniały tu ze sobą narody, języki i religie; rzymsko- i grekokatolicy, prawosławni i wyznania mojżeszowego. Pamiętam, jak pochodząca z Zamojszczyzny rodzina wspominała "czarne wsie i miasteczka", bynajmniej nie pejoratywnie, jak to współcześni specjaliści od politycznej poprawności skłonni by sądzić, lecz ze względu na kolor tradycyjnych "chałatów", w jakich biegali po Roztoczu ortodoksyjni Żydzi. Wioski ukraińskie, po których zostały tylko nazwy, tylko i aż, bo nikt tych nazw nie zmienił, i ich brzmienie w naszych ustach zdradza do dziś, po jakiemu mówili ich mieszkańcy. Nie było jeszcze wówczas spacyfikowanych przez Niemców i Ukraińców polskich z kolei wiosek. Ich mieszkańcy nie tworzyli jeszcze dzisiejszych cmentarzy i pomników pośród szczerych pól i wysokopiennych sosen. Żyli sobie, aż zaczęli przeszkadzać Hitlerowi, bo oto nadszedł czas, aby rozpętać największe piekło nowożytnego świata. Jego ogień dziś już nie pali; można sobie spokojnie płynąć kajakiem po Wieprzu lub Tanwii,

zachwycać się majestatem Puszczy Solskiej, nieagresywną turystyką i gościnnymi ludźmi, którzy mówią z uroczym akcentem. Można się kurować w zaciszu sanatorium w Horyńcu-Zdroju, którego leniwa atmosfera i biała fasada wśród ciemnej zieleni nieodparcie przywodzi na myśl to z opowiadania Brunona Schulza, pisarza zza miedzy, twórcy tego samego, wielokulturowego i spacyfikowanego przed laty świata.

Lech Kaczyński powiedział kiedyś, że naród to wspólnota żywych i umarłych. Może gdyby nie zginął w tak tragicznych - i przerażająco zagadkowych - okolicznościach, nie zwróciłbym uwagi na to zdanie. Tymczasem zapadło mi w pamięć jako słowa kogoś, kto jeszcze przed chwila tworzył, jako prezydent najbardziej chyba dosłownie, tę żywą część wspólnoty. A oto z dnia na dzień współtworzy już tę druga, poza czasem, wraz ze wszystkimi, którzy są "po tamtej stronie", włączając i tych, którzy tak jak on nie umarli śmiercią naturalną, lecz oddali swe życie ku chwale ojczyzny, jakkolwiek staroświecko to brzmi we współczesnej Polsce, lub po prostu padli ofiarami wojny.

Krew jednych i drugich głęboko nasączyła Roztoczańską ziemię. Dziś przyjemnie się stąpa na bosaka po suchym piasku, wciągając kajak na brzeg Tanwi, z którego zrywają się wszechobecne tu bociany. W każdej wiosce gniazdo, a nieraz dwa. Odlatują i przylatują tu co roku, niezależnie od historii. Rzecz jednak w pamięci. W tym, aby robiąc sobie spacerek po jakimś lasku gdzieś w Polsce, nie przechodzić obojętnie obok krzyży i pomników. Nie są po to, by zakłócać beztroski czas wakacyjny, lecz nadać mu duchowy wymiar.

W przygranicznej wiosce Radruż, gdzie stoi cerkiew z XVI w., też ich nie brakuje. Na cmentarzu cerkiewnym zwraca uwagę jeden polski krzyż, z listą ofiar pomordowanych ? no właśnie, przez kogo, skoro napis jest zamazany? W internecie można przeczytać, że napis nie spodobał się jakiejś wycieczce z Ukrainy. Kilkadziesiąt metrów dalej, na ruskim cmentarzu, niski obelisk. Umieszczony na nim cyrylicą napis głosi, że spoczywają tu żołnierze UPA, polegli w walce o ojczyznę. Całość w bardzo dobrym stanie ? tutaj nikt niczego, co ciekawe, nie zamazał.

Tak właśnie działa ludzka pamięć. Uzależniona bywa od poglądów, a nieraz, przez swą wybiórczą naturę, doskonale im służy. Zawodzi i wypacza. Dwóch ludzi inaczej zapamiętuje to samo wydarzenie. Zgoda, ale jeżeli już mamy nie rozdrapywać ran, to nie gódźmy się też na amnezję. Uczczenie pamięci niewinnych ludzi uwikłanych w wojnę nie jest robieniem polityki, a przyzwoitością i spłacaniem długu pomordowanym. Dłużnikami jesteśmy my, bo żyjemy w czasach pokoju. Nie zapominajmy, że świat, jak cała przyroda, tak bujna na Roztoczu, nie znosi próżni. Jeżeli my nie zadbamy o krzyż czy pomnik, kto inny doń przyjdzie i zostawi własny, niekoniecznie chlubny ślad.

Sprawa Radruża wymaga zapewne dalszej uwagi, tak aby polski turysta nie czuł się nieswojo na wakacjach. Ale już teraz wiele uczy. Zobowiązuje do ćwiczenia pamięci. Po to, abyśmy dla wnuków i prawnuków stanowili jeszcze wspólnotę żywych i umarłych, czyli naród. Skoro zwykłe bociany, niezależnie od wojaży potrafią być wierne konkretnemu miejscu na ziemi, kominowi na dachu domu, czego oczekiwać od nas samych?

Wojciech Węcław

 






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.