Bożena Ratter: Wyklęta pamięć o nich
data:23 lutego 2017     Redaktor: Redakcja

Wyklęci Polacy z Kresów, pamiętajmy o nich w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych.


„Urodziłam się w Rydze na Łotwie, chodziłam tam do polskiej szkoły. Było tam sześć polskich szkół. W pierwszej klasie język polski. W drugiej łotewski, w trzeciej angielski, w czwartej niemiecki i rosyjski. Uczyłyśmy  się pięciu języków. Przyjeżdżaliśmy zawsze do Polski na wakacje. W 1939 roku przedłużyłyśmy razem z mamą pobyt w Polsce, a tu wojna. Byłyśmy w majątku rodzinnym Gudele k. Oszmiany. Mama była nauczycielką, tata urzędnikiem państwowym. Jeden stryj był profesorem na Uniwersytecie Wileńskim. Drugi był dyrektorem w banku w Wilnie. (…)  Włączyłyśmy się całą rodziną do konspiracji. Otrzymałam polecenie od naszej komendy podjęcia pracy na stacji  kolejowej Gudogaje. Do moich obowiązków należało przygotowanie tzw. kolejówek, informacji o pociągach przewożących wojsko niemieckie i broń. (…) Jeździłam do Wilna pociągami dla Niemców. Oni spali, byli  strasznie zmęczeni. Pasy z kaburą wieszali na półki. Kładłam zwykle obok swoje rzeczy i sprawdzałam, czy można ją szybko wyciągnąć – broń.  (…) Zostałam aresztowana 18 grudnia 1944 r. …W Kutaisi była wysoka śmiertelność, lekarze nie mieli środków do leczenia chorych. Pracowałem w szpitaliku obozowym, w którym szefem był dr Niuoradze. A warunki w obozie były straszne. Ludzie chorowali na zapalnie płuc, malarię, tyfus brzuszny, gruźlicę. Umierali także od dystrofii. Wywieźli nas do Borowicz. Tam były lepsze warunki. Ziemianki dla mężczyzn, baraki dla kobiet. W Borowiczach znalazł się Leopold Szymkowicz  i spora grupa lwowiaków: Jurek Kucharski, Antoni Szostakiewicz i inni. Stworzyli oni zespół artystyczny. ..Ania Żukowska uczyła nas francuskiego, pan Dunajewski ze Lwowa recytował  Trylogię, znał ją na pamięć!” . (wspomnienia Ireny Moderskiej z domu Osit, „Przeżyliśmy łagry, wspomnienia żołnierzy Okręgu Wileńskiego AK (1945-1949)”).
Wyklęty Żołnierz, wróciła z łagru w 1949 roku.

Przez ponad 45 lat istnienia Polski Ludowej starano się wymazać z pamięci narodu żołnierzy Armii Krajowej – jeśli już o nich wspominano, nazywano ich m.in. „sanacyjnymi pachołkami”, „sługusami Andersa”, "bandytami”,„zaplutymi karłami reakcji”. W tym samym czasie skazywano ich na wieloletnie kary więzienia lub mordowano w majestacie prawa. Historią całkowicie przemilczaną, bez względu na przemiany - bardziej personalne niż polityczne - była walka AK na Kresach Wschodnich IIRP i to nie tylko z okupantem niemieckim, ale także sowieckim i litewskim. Wymazano z oficjalnej historiografii walki o Wilno i Lwów, Grodno. Tysiące wilnian, traktowanych już jako obywatele ZSRR, zostało aresztowanych i skierowanych do obozów pracy. (Dariusz Rogut).

„13 kwietnia 1940 roku. Kazachstan, Semipałatyńska obłaść. Panią Zofię osiedlono w posiołku Baradulicha, gdzie była cegielnia i szwalnia, w której  ją zatrudniono. Państwo Ludmiła i Stanisław w Kamieniu Alabaster, zwanym tak od pokładów alabastru właśnie, który wydobywali z ziemi. Wszyscy zaopatrzeni w paszporty z pieczęcią po wsie wremia jako niebezpieczny politycznie element. Te wsie wremia trwały na szczęście do układu, który podpisał Sikorski. Z X Dywizją Wojska Polskiego, sformowaną w Ługowoje okrętem wydostali się do Pahlevi. Matka, pani Zofia, wyjechała dopiero z drugim transportem, w sierpniu 42 zabierając się z V Dywizją. Wycieńczona niewolniczą pracą w cegielni, wychudła o trzydzieści kilogramów, cały transport odbyła już nieprzytomna. Zmarła w Pahlevi w wieku 62 lat i tam ją pochowali na polskim cmentarzyku obok polskiego kościółka. A spadkobiercy teliczkowej sławy i fortuny długo mieli jeszcze piętno „niebezpiecznego politycznie elementu”. Po przebyciu Środkowego Wschodu, po całej włoskiej kampanii, po uczestnictwie w walkach o Monte Cassino, gdzie pan Stanisław służył w artylerii pomiarowej, a pani Ludmiła w łączności, powrócili wreszcie do Polski. Ale powrócili jako „andersowcy”. Znajdźcie mi w owych czasach personalnego, który ośmieliłby się ich zatrudnić”. (Jerzy Janicki, Alfabet Lwowski).
Stanisław i Ludmiła, Wyklęci Żołnierze, na szczęście przeżyli.

Polscy Generałowie, wysokiej rangi Oficerowie Polskich Sił Zbrojnych  walczący na Zachodzie, u boku aliantów , nie mogli wrócić do Polski po II wojnie światowej, gdyż zostali pozbawieni obywatelstwa polskiego uchwałą  Rady Ministrów Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej z dnia  26 września 1946.
Zakaz powrotu dotyczył 76 Oficerów Polskich Sił Zbrojnych, przedstawicieli polskiej elity o międzynarodowej sławie, odznaczonych medalami i orderami przez monarchów i przywódców krajów europejskich za zasługi w walce z okupantem niemieckim.  Na liście pozbawionych obywatelstwa polskiego czyli wszelkich praw, w tym prawa do pochowania na cmentarzu wojskowym z należnymi honorami, był Generał Władysław Anders, dowódca II Korpusu Polskiego od  8.XI  1946 Naczelny Wódz i Generalny Inspektor Sił Zbrojnych. Zostali Wyklętymi Żołnierzami, żyli na zachodzie na skraju ubóstwa ale z dumnie podniesioną głową i bezwzględną miłością do Polski. Wykluczeni z pamięci Polaków, jak cywilni mieszkańcy Kresów, którym udało się przetrwać zagładę na zachodzie Europy i na innych kontynentach.

Ostatni Komendant Narodowych Sił Zbrojnych (Wyklętej organizacji wojskowej) Stanisław Kasznica, całe życie poświęcił walce o niepodległość i walce z okupantem niemieckim. Oskarżony fałszywie przez prokuratora Czesława Prądowskiego o współpracę z Niemcami został skazany utratę praw obywatelskich i honorowych i na śmierć 2 maja 1948 r. Urodzony we Lwowie, potomek posła Antoniego Trębickiego, syn Stanisława Wincentego Antoniego Kasznicy, profesora i dwukrotnie rektora Uniwersytetu Poznańskiego w II RP, odmówił pułkownikowi Różańskiemu (Józefowi Goldbergowi) składania fałszywych zeznań za cenę ocalenia życia. Po fizycznych torturach w więzieniu na Mokotowie, otrzymał strzał w tył głowy. Kopniakiem został wepchnięty do budy. Jego ciało wrzucono do papierowego worka i pochowano w nieznanym miejscu. Jak tysiące innych, szukanych przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka w miejscach ubeckich katowni.

W styczniu 1945 roku pierwsze czołgi sowieckich „wyzwolicieli” wjechały również na teren Górnego Śląska. W masakrze, jakiej dopuścili się w dniach 25-28 stycznia w Miechowicach, sowieccy bandyci zastrzelili albo zamordowali w inny sposób, bagnetem, kolbą (obrażenia głów zabitych były tak rozległe, że trudno było ocenić, czy zostali zastrzeleni, czy też zmiażdżono im głowy kolbami) około 320 osób, najmłodszy miał 14 lat a najstarszy ponad 70 lat. (Józef Bonczoł współautor książki „Ofiary stalinizmu na ziemi bytomskiej 1945-1956). Na Śląsku  było wielu mężczyzn, którzy nie zostali wcieleni do Wermachtu,zostali zatrudnieni jako siła robocza w niemieckich  zakładach. Po przeprowadzeniu spisu ludności, 13 lutego 1945r do domów wkraczali „wyzwoliciele”, kazali zabrać jedzenie na 3 dni, coś ciepłego i łopaty. Sowietów wspierali niemieccy komuniści, którzy chodzili i nakłaniali ludzi do zgłaszania się grożąc sankcjami. Kto nie zgłosi się do internowania zostanie rozstrzelany – pisali pędzlem na budynkach (wspomina Jan Widuch ). Cały Górny Śląsk został usiany siecią obozów przejściowych, gdzie przetrzymywano internowanych do czasu wywózki na teren Zagłębia Donieckiego, Syberii i Kazachstanu. Bici brutalnie przez sowieckich żołnierzy, opluwani przez tych, którzy uwierzyli w propagandę przedstawiającą internowanych jako przestępców wojennych, czasem wpisywani na listę internowanych przez sąsiadów. Wywożeniu ludzi do gułagów towarzyszyły grabieże. Ojciec był piekarzem – cukiernikiem, w 1945 roku deportowano go do ZSRR.  Głównym powodem deportacji było to, iż ówczesny burmistrz Piotrowic miał zięcia , który chciał zawładnąć piekarnią i tak się stało – wspomina córka Roberta Pilota, który zmarł po 4  miesiącach w Stalińskiej – Donieckiej Obłastii. Z 50 000 internowanych wrócił do domu co piąty. To były obozy eksterminacyjne, tylko 20% ludzi przeżyło. Po powrocie przestrzegani  byli przez UB przed rozpowszechnianiem informacji o pobycie w ZSRR. Z badań zdrowotnych  przeprowadzonych wśród nich wynika, iż 93% posiadało dolegliwości będące następstwem katorżniczej pracy w sowieckich łagrach.
Wyklęci,  pamiętajmy o nich 1 marca w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych.

„W 1951 roku Sowieci zesłali na Syberię, głównie do obwodu irkuckiego, około 4tys. zdemobilizowanych żołnierzy gen. Władysława Andersa z II Korpusu, walczących m. in. pod Monte Cassino, którzy po wojnie wrócili na Kresy. Okazało się, że polscy jeńcy, zesłańcy i łagiernicy, z których składał się II Korpus, a zatem ludzie nie mogący mieć złudzeń, co do postępowania sowietów …zdecydowali się na powrót… zostawili, bowiem na Nowogródczyźnie, Wileńszczyźnie czy Polesiu swoje rodziny i gospodarstwa”. Polaków przesiedlono a pozostawione przez nich mienie rozkradano…W sowieckiej Polsce także należało zatrzeć pamięć o polskich Kresach. Wszystkie pojęcia świadczące o polskości zagarniętych ziem były objęte zapisem cenzury. W PRL nawet Pani Dulska ze sztuki Gabrieli Zapolskiej musiała mieszkać w Krakowie a nie we Lwowie, podobny los spotkał Męża i Żonę Aleksandra Fredry, tym razem akcję przeniesiono do Warszawy. O Lwowie, Wilnie, Nowogródku, Krzemieńcu, Matce Boskiej Ostrobramskiej Polacy mieli zapomnieć raz na zawsze.” (Joanna Wieliczka-Szarkowa „Czarna księga Kresów”).

Wyklęta została  pamięć o Kresach wraz z jej mieszkańcami na 70 lat. Jeśli odradza się to nie dzięki temu, że była/jest tematem istotnym w polityce rządu choćby po 1989 roku. Dzięki oddolnym inicjatywom, za wdowi grosz zbieranymi w całej Polsce świadectwami i wydawanymi biuletynami i dokumentami, wspomnieniami drukowanymi za prywatne pieniądze (no i dzięki odważnym drukarzom), tworzeniem miejsc upamiętnień i katalogów tych miejsc, spotkaniami żyjących jeszcze świadków z młodzieżą, postawie nie zastraszonych nauczycieli, publicystów, naukowców, którzy wbrew środowisku akademickiemu temat badań podjęli, tablicami w obiektach Kościoła (który nie poddawał się presji funkcjonariuszy) i działalności duszpasterskiej księży, zapalanymi zniczami, sprzątanymi cmentarzami przez żyjących na skraju nędzy, wiekowych kombatantów AK (szykanowanych za to na Białorusi i na Ukrainie), zbieranymi darami przez „wyklętych z zamożnego życia” na rzecz „wyklętych z pamięci i pozostałych na ojcowiźnie”, dzięki wspaniałej części emigracji powojennej i naszej Polonii, która zmuszona została do pozostania na zachodzie lub do wyjazdu z „wolnej” Polski (jak wspaniały kompozytor Andrzej Panufnik) i również została z naszej pamięci „wyklęta”. Obecnie  młoda Polonia w Irlandii wspiera naszych rodaków na Kresach, również  młodzi kibice polskich drużyn piłkarskich z Poznania i Warszawy, młodzi z organizacji pozarządowych, młodzież ze szkół Warszawy, Śląska, Pomorza, Białegostoku itp. inspirowana przez nauczycieli. Dzisiaj szczególnie dziękuję Szefowi Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Janowi Józefowi Kasprzykowi i historykom IPN.

„Pani została jedna w Nowogródku. Czy nie czuje się pani osamotniona?” – pyta Teresa Siedlak-Kołyszko, której reportaże z ziem I i II RP w latach 80-tych pojawiły się na falach radiowych.
„Mam dobrych przyjaciół. Jestem w przyjaźni z Żydami i Tatarami. Szczególnie bliscy są mi nasi Tatarzy. Ta wielonarodowość przypomina mi naszą wielką Rzeczypospolitą i jakoś tak raźniej się czuję. Nasi Tatarzy nowogródzcy są tu od dawien dawna, od najazdów tatarskich, ale oczywiście czują się Polakami; przecież wielu z nich wiernie służyło Polsce i walczyło w jej obronie w 1939. Mamy tu jeszcze takich, chętnie rozmawiają po polsku. Dużo wywieźli na Sybir i do Kazachstanu – odpowiada Maria Dobrzyńska, Dobrzyńska z tych „Maćków nad Maćkami”.(Teresa Siedlar-Kołyszko, Przecież tu Polska kiedyś była)

„Właśnie w tym okresie szkolenia ( w Audley End)  spotkałem ochotników Polaków z Kanady, gdzie działała komisja werbunkowa  na czele z gen. Duchem, w której oficerem rekrutacyjnym był kpt. dypl. Marian Utnik. Jeden z tych kanadyjskich ochotników, młody, dwudziestoletni  Żyd, gdy zapytałem go, jak długo mieszkał w Kanadzie, odpowiedział, że trzy tygodnie... Okazało się, że w 1939 wojna zastała go w Wilnie. Przedostał się na Łotwę, gdzie otrzymał paszport  oraz wizę do Japonii i przejechał koleją transsyberyjską całą Rosję. Z Japonii przerzucono go do Kanady. Tam, gdy dowiedział się, że działa Polska Komisja Werbunkowa, natychmiast zgłosił się ochotniczo do Wojska Polskiego. Jako ochotnik miał prawo wyboru broni. Wybrał Brygadę Spadochronową. Pamiętam, że kiedyś, gdy znaleźliśmy się w samolocie, a moja kolejka w skakaniu wypadła za nim, odezwał się szeptem: „Gdybym się zawahał, to niech mnie pan podchorąży popchnie". Jednak nie potrzebował popychania. Skoczył sam”.(Adam Pilch, Partyzanci Trzech Puszcz)

Jakiś czas temu na aukcji w USA pojawił się obraz Cranacha wystawiony przez obywatela łotewskiego. Skąd u niego? Otóż właściciel obrazu, polski Żyd zabrał go ze sobą do getta w 1941 roku, gdzie podczas ataku dokonanego przez Łotewską Dywizję  SS sam zginął, a obraz został zabrany. Syn właściciela obrazu, gorący patriota, który przebywał  w Paryżu, na wieść o napaści Niemiec natychmiast wrócił do Polski  i włączył się do walki w podziemiu.
Czy uczeni, publicyści z kręgu „ojca imperium medialnego”  nazywający wymienionych powyżej przedstawicieli polskiej elity  „bandytami” nie boją się oskarżeń o rasizm, antysemityzm, ksenofobię?

„A z tą tolerancją, Ojcze miałeś rację. Leży oto przede mną wypowiedź angielskiego podróżnika Roberta Bargrave, który był we Lwowie w roku 1651 i tak pisze (cytuję za Stefanem Mękarskim „Lwów-Karta z Dziejów Polski”, str. 18) o uprzywilejowanym stanowisku Żydów: Żydzi są tu poborcami ceł i dopuszczani do różnych innych czynności urzędowych nad chrześcijanami nie tylko w dzielnicach przez siebie zamieszkałych. Są oni tak uprzywilejowanie, że w sporach między Żydem a chrześcijaninem nie stawiają się przed sędziami chrześcijańskimi, lecz przed żydowskimi cakam’ami; ta potworna („horrid”) zgoda na to ze strony Polaków ściągnie na nich brzemię największych klęsk, jak mór, ogień, miecz, niewola, które doprowadzają do prawdziwego spustoszenia. No i mimo tej horrid - zgody czy horrid - tolerancji był ten Lwów przez 599 lat zdrów”. (Jerzy Michotek)

Bożena Ratter

[foto: Panorama Lwowa 1616r.; Lwów był miastem królewskim i posiadał dla Rzeczypospolitej wielkie znaczenie obronne i ekonomiczne. W XVII wieku Lwów, liczący 30 tysięcy mieszkańców, był po Gdańsku drugim co do wielkości i bogactwa miastem Rzeczypospolitej- za wikipedia]





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.