Bożena Ratter: Wyciągnięci z piekła polscy artyści
data:28 stycznia 2017     Redaktor: Agnieszka

Obejrzałam (25.01.2017) w  TVP Kultura opowieść o skrzypcach Bronisława Hubermana, znakomitego wirtuoza urodzonego w Częstochowie w 1882 roku, syna żydowskiego urzędnika kancelarii adwokackiej. Huberman był tak cudownym dzieckiem, iż od swego protektora, hrabiego Władysława Zamojskiego, oczarowanego jego grą, otrzymał drogocenne skrzypce Stradivariusa będące w posiadaniu rodziny od 200 lat.

Józef Czapski „Chłopak przed de Staëlem”, 1981 „Dwie białe miseczki”, 1987 „Lśniąca chmura”, 1981 „Autoportret w lustrach”, 1937 „Ściernisk
 
 
 

W wyniku narastającego w Niemczech antysemityzmu Bronisław Huberman opuszcza Berlin w 1932 roku i udaje się do Szwajcarii. Mając świadomość zbliżającej się zagłady Żydów chce uratować od śmierci największych muzyków żydowskich. Postanawia założyć dla nich filharmonię w Palestynie. Huberman wybiera 53 muzyków dla swojej orkiestry, dokonuje przesłuchań mając świadomość, iż ilość miejsc jest ograniczona i zdaje sobie dokładnie sprawę z tego co stanie się z tymi, których nie zakwalifikuje. „”The Rosendorf Quartet” , świetne dzieło Nathana Shahama opisuje muzyków, których Bronisław Huberman wyciągnął z piekła, z ziemi europejskiej” – mówi narrator  filmu „Powrót skrzypiec”, 2012 r., Izrael.

 

24.01.2017  odbyła się  w Warszawie promocja świetnego dzieła prof. Jana Wiktora Sienkiewicza „Artyści Andersa”. Promocja ta nie miała miejsca w TVP Kultura, choć opisuje twórców kultury, polskich artystów, których Generał Anders wyciągnął z piekła, z "nieludzkiej ziemi”, z ziemi Europy Wschodniej i Azji. Czyżby przyczyna braku zainteresowania nie tylko mediów,  ale i ministerstw, instytutów, akademii, uczelni znakomitymi, polskimi artystami tkwiła w różnicy  położenia geograficznego piekła, z którego wyszli? Przecież misją  wymienionych wyżej podmiotów utrzymywanych z naszych podatków jest badanie i promocja polskiego dziedzictwa narodowego niezależnie od miejsca powstania. Popularyzacja dziedzictwa narodowego służy polepszenia wizerunku Polski.

 

Dzieło profesora Jana Wiktora Sienkiewicza to studium oparte na bogatych źródłach historycznych i ikonograficznych z wielu zakątków świata, które profesor badał od 1989 roku. Profesor prezentuje nie tylko prace utalentowanych twórców, zapomnianych w polskiej historii sztuki, natomiast znacząco wpisanych w historię sztuki świata, w dorobek zagranicznych akademii i instytutów sztuk pięknych, w zagraniczne artystyczne katalogi, czasopisma, encyklopedie. Profesor przedstawia  niezwykle barwne i wręcz sensacyjne wydarzenia towarzyszące tułaczemu i bojowemu szlakowi żołnierzy przez Bliski i Środkowy Wschód, Afrykę, Półwysep Apeniński – aż po Wielką Brytanię. „Wybitna historyk sztuki, Karolina Lanckorońska, twierdziła; ”Nie myślę, żeby istniała w historii wojen armia, która od pierwszej chwili swego powstania, potem w czasie przemarszu przez pół świata, wreszcie w samej akcji bojowej, z pełną świadomością organizowała i prowadziła drugą, zupełnie inna akcję (edukacyjną)”- cytuje we wstępie profesor. W zakresie ratowania, a później stałej pomocy na rzecz sztuki (nie tylko w zakresie plastyki, ale także teatru czy piśmiennictwa i wydawnictw) przełomem stała się decyzja podjęta przez Generała Andersa  jeszcze na „nieludzkiej ziemi” o utworzeniu „oddziału   kultury i prasy polskiej armii na wschodzie”. Jej kierownikiem został malarz i pisarz Józef Czapski. Głównym animatorem twórczości plastycznej i organizatorem licznych wystaw był Józef Jarema, artysta malarz, twórca przedwojennego teatru krakowskiego Cricot. Twórczość artystyczna żołnierzy Andersa wyrażała się na trzech poziomach: oprawa plastyczna okolicznościowych uroczystości oraz oprawa świetlic i kaplic w miejscach postojów, w formie nieskrępowanej indywidualnej twórczości - choćby rysunki i szkice Stanisława Westwalewicza czy Zygmunta Turkiewicza, trzecia grupa to rysunki ołówkiem i szkice węglem wykonane w warunkach bojowych. To głównie prace Stanisława Gliwy czy Józefa Czapskiego. Fascynująca opowieść Jana Wiktora Sikorskiego o poszukiwaniu śladów polskich artystów w świecie, o wędrówkach po galeriach w poszukiwaniu dzieł, przeszukiwanie olbrzymich archiwów, w których dokumenty ze szlaku 2 korpusu nie zostały jeszcze skatalogowane, a stały się źródłem pozwalającym określić rodzaj, liczbę, rozmiary tworzonych i eksponowanych na szlaku  dzieł, o przypadkowych spotkaniach z niezwykłymi ludźmi,  jest materiałem na scenariusz sensacyjnego filmu. Podczas spotkania profesor pokazał 9 slajdów z  zdjęciami unikatowych dzieł  polskich artystów, Edwarda Matuszczaka, Zygmunta Turkiewicza, Stanisława Westwalewicza,  Janiny Wolf-Boguckiej. Zdjęcia te pozyskał dzięki uprzejmości pary archeologów, którzy sfotografowali potajemnie obrazy znajdujące się w magazynie zamkniętego muzeum w Aleksandrii. Obrazy te nie były eksponowane od 1944 roku, stąd ich fantastyczna jakość i kolor. Efektem przejścia 2 korpusu przez Bliski Wschód były nie tylko prace plastyczne pozostawiane na szlaku, produkowane przez nich  meble czy dekoracje witryn sklepowych,  lalki w strojach krakowskich kupowane przez szacha Iranu wspierającego Polaków (niektórzy malarze pozostali na dworze szacha jako jego nadworni malarze). To również organizowane w miejscach postoju Korpusu Domy czy Instytuty Polskie, organizacje a nawet Polska Szkoła Malarstwa i Rysunku w Bejrucie utworzona w 1947 roku i prowadzona przez profesora Bolesława Baake. Skupiała 14 artystów polskich łącznie z  Hanką Ordonówną, która nie tylko śpiewała, ale i malowała. Znakomici artyści po ukończeniu studiów wyemigrowali do Wielkiej Brytanii lub Kanady. Do Bejrutu trafił też Feliks Topolski, obieżyświat, który  swoje doświadczenia i uczucia przemieniał w obrazy i szkice. Topolski  założył w Londynie galerię sztuki Topolski Century. Opiekuje się nią Wielka Brytania, polski rząd nie jest zainteresowanym jakimś tam polskim muzeum w Londynie.

 

Polski architekt Karol Schayer, w przedwojennej Polsce znany jako projektant pierwszego budynku Muzeum Śląskiego w Katowicach, przyjechał do Bejrutu w 1946 roku. Jego  spółka architektoniczna zaprojektowała około 140 obiektów zrealizowanych w stolicy Libanu, a  także w Trypolisie i Port Saidzie. Dorobek  polskiego architekta od 9 lat bada profesor architektury na Amerykańskim Uniwersytecie. On też opublikował monografię jego twórczości. Tymczasem polskie  instytuty zajmują się badaniem niemieckiego dziedzictwa na ziemiach Dolnego Śląska.

 

Dzieło prof. Jana Wiktora Sienkiewicza powstało w  Polskim Instytucie Studiów nad Sztuką Świata. Instytut jest organizacja pozarządową, zrzesza znakomitych historyków sztuki,  konserwatorów, którzy pracują również w instytucjach państwowych. Ma wspaniały dorobek, książki, publikacje, czasopisma, organizuje prestiżowe konferencje międzynarodowe, utrzymuje kontakty ze specjalistami całego świata. I choć siedziba Instytutu mieści się w Warszawie przy ul. Foksal, w niewielkim pomieszczeniu dzierżawionym od miasta, to liczba publikacji przewyższa wszystkie publikacje wszystkich instytutów historii sztuki w Polsce.

 

Dlaczego badaniem i opieką nad  dziedzictwem narodowym Polski nie zajmują się instytuty historii sztuki utrzymywane z pieniędzy podatnika? Dopominam się, by Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego wytyczył zadania dla kolejnego pokolenia naukowców w rządowych instytutach historii sztuki, by zainspirowani pionierską pracą profesora Jana Wiktora Sienkiewicza przystąpili do badania  i oceny osiągnięć Polaków na emigracji  również w architekturze, muzyce, nauce, biznesie.

 

Jan Czochralski , wynalazca metody wzrostu kryształów, której zastosowanie  do otrzymywania na skalę przemysłową kryształów germanu i krzemu umożliwiło burzliwy rozwój elektroniki i fizyki ciała stałego, jest najczęściej cytowanym polskim uczonym poza granicami Polski. Dlaczego nie w Polsce? Uznany został przez władze PRL za „Żołnierza Wyklętego”, Senat  Politechniki Warszawskiej odmówił przyjęcia go do pracy uchwałą z 19 grudnia 1945 roku. W ten sposób wykluczono go ze środowiska i skazano na zapomnienie. Zmarł w 1953 roku, został pochowany na starym cmentarzu w rodzinnej Kcyni w anonimowym grobie, dopiero w 1998 roku  umieszczono tablicę z nazwiskiem (!). Przywrócono Go pamięci Polaków w 2011 roku nastąpiło dzięki wytrwałości pracowników Politechniki Warszawskiej i po odejściu ostatniego „oponenta”. Niestety, dla posłanki Nowoczesnej, Joanny Scheuring-Wielgus,  Jan Czochralski pozostaje nadal bandytą, czego dowodem jest zorganizowany przez nią  atak na  prelekcję o „Żołnierzach Wyklętych” w toruńskim liceum. Dlaczego?

 

O tym, jakie dalekosiężne będą konsekwencje „przerabiania” historii Polski przez różnej maści uznanych w PRL twórców marksistowskiej kultury uprzedzał w 1961 r. nawet  Zbigniew Załuski. Krytycznie oceniał fałszowanie historii w filmowych adaptacjach Wajdy, zwłaszcza w adaptacji  „Popiołów” Stefana  Żeromskiego. Pisał Załuski: „najwybitniejsi znawcy epoki spokojnie i rzeczowo wyjaśniali, jak było naprawdę. I cóż? Nic. Szeroka i burzliwa dyskusja z natury wzmogła zainteresowanie filmem, przedłużyła jego żywot ekranowy, a zwykła krytyka prasowa, ta, którą kieruje się szeregowy widz kinowy, nadal powtarzała, iż wszystko jest w porządku. W tym czasie Andrzej Wajda przygotował eksportową, zagraniczną wersję „Popiołów”. Jaką? Nie wiemy. Nie pokazał jej nikomu z antagonistów. Z czasem, gdy ucichła dyskusja, zdawało się, że problem jest wyczerpany, wróciła do „Popiołów” Wajdy telewizja. I tym razem 10 milionów widzów, z których co najmniej połowa po raz pierwszy zobaczyła ten film, nie dowiedziało się już niczego o minionych sporach, sprostowaniach i wyjaśnieniach. Nie ukazały się żadne recenzje, nikt nie przypomniał, iż przed kilku laty udowodniono, że to wszystko nieprawda. Przed kilku laty miałem możność przejrzenia kilkuset prac maturalnych z języka polskiego. Większość z nich analizowała bądź „Popiół i diament” Andrzejewskiego, bądź „Pierwszy dzień wolności” Kruczkowskiego. Niestety, uważna lektura wypracowań dowodziła, że wszyscy, dosłownie wszyscy abiturienci mieli przed oczyma nie teksty tych pisarzy, lecz obrazy filmowe Wajdy bądź Forda. Dzisiaj śmiało już możemy stawiać przed maturzystami takie tematy; „Wojna w obronie polskiego imperium kolonialnego w Ameryce Środkowej w świetle »Popiołów« Żeromskiego albo „»Popioły« Żeromskiego jako zwierciadło ludobójczego reżimu okupacji polskiej w Hiszpanii”. Ostatecznie więc Wajda zwyciężył. Fałszywe treści, wniesione przez niego do narodowej opinii o epoce weszły trwale do światopoglądu polskiego”.

 

Proroczy był też jego inny wniosek Załuskiego: „Na naszym głębokim samokrytycyzmie narodowym, ujawnianym w tak popularnych za granicą filmach, zbijają kapitał zagraniczni oszczercy, umiejący znakomicie wykorzystać dla swoich antypolskich celów sporządzone przez nas samych krzywe zwierciadło do oglądania spraw polskich. Na festiwalu moskiewskim pokazano zachodnioeuropejski film dotyczący czasów okupacji, w którym wszystkie „czarne charaktery”, wszyscy właściwie zbrodniarze- to Polacy. W końcu okazało się, iż Polacy są wszystkiemu winni. W kuluarach festiwalu mówiono o polskim proteście, chyba nawet spodziewano się go. Cóż, filmowcy polscy mieli skrępowane ręce... nie bez słuszności uznali, iż nie mogą protestować, jeśli sam film polski tradycyjnie tak właśnie przedstawia Polaków”.

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.