Proces z Agorą i Muzeum Polin o prawa autorskie
data:27 stycznia 2017     Redaktor: GKut

Kolejna odsłona procesu dotyczącego ewentualnego naruszenia praw autorskich przez Muzeum Polin i Agorę SA odbyła się w warszawskim Sądzie Okręgowym we wtorek.

 
 

Anna Ciałowicz, jidyszystka i ekspertka od judaizmu pracująca w Gminie Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie, pozwała Polin i Agorę, ponieważ uważa, że w książce wykorzystano jej tłumaczenia bez należytego podania ich autorstwa.

– Napisałem chyba czterdzieści książek i nigdy nie miałem problemu z prawami autorskimi – zapewniał powołany na świadka Jerzy S. Majewski, współautor „Spacerownika…”. – Opisując dane miejsca w tekście, podawałem często nazwisko tłumaczki, czyli robiłem coś, czego się nie praktykuje.

Okazuje się, że książka pierwotnie była znacznie obszerniejsza, a w ramach prac redakcyjnych usunięto część tekstu. – Książka była czytana przez redaktorów z Muzeum Polin i Agory – wyjaśniał Majewski. – Prosiłem ich, by zachowywać nazwisko tłumaczki. Często to nazwisko i adres strony varshe.org.pl są wytłuszczone. Nie ukrywam, że korzystałem z materiałów na tej stronie, bo wydawała mi się wartościowa. Dziś już tam nie zaglądam. To wielka zasługa pani Ciałowicz, że to przetłumaczyła. Te tłumaczenia są wartościowe, ciekawe, zabawne – w sensie pozytywnym.

Współautor „Spacerownika…” wspomniał, że nie wie, kto jest właścicielem strony varshe.org.pl. Sama książka miała na celu pokazanie czytelnikom Warszawy, której już nie ma. – Traktuję opisanie Warszawy jako wielkie dzieło swojego życia. Chciałem pokazać, jak wyglądała Dzielnica Północna – przekonywał Majewski. Podkreślał jednocześnie, że od początku było jasne, iż tłumaczenia pochodzą ze strony varshe.org.pl i kto jest ich autorką.

Pan Majewski nie przypominał sobie także, czy na stronie, z której korzystał, był podany kontakt do jej autorki i redaktorki naczelnej, ani też nie przypominał sobie, czy weryfikował podane tam informacje.

To ostatnie jest szczególnie ważne ze względu na to, że zapisane w jidysz nazwiska można odczytywać na wiele sposobów i w celu ustalenia ich prawidłowej pisowni należałoby zweryfikować je w dokumentach, np. w przedwojennych księgach meldunkowych – tłumaczyła po rozprawie Anna Ciałowicz. Podobnie należałoby sprawdzić nazwy instytucji, adresy itp. Pisane po latach wspomnienia mogą zawierć pomyłki, nie mówiąc już o tym, że pomyłka mogła zdarzyć się w procesie tłumaczenia, redakcji i umieszczania na stronie internetowej. W końcu opublikowane tam materiały nie były przeznaczone do druku.

Pan Majewski przyznał, że za „Spacerownik” otrzymał wynagrodzenie i odebrał nagrodę (chodzi o nagrodę KLIO 2014 „za wybitny wkład w popularyzację historii w kategorii varsaviana”).

Na sali sądowej pani Ciałowicz podkreślała, że strona varshe.org.pl była tworzona z myślą, iż osoby i instytucje zajmujące się podobną tematyką, lecz pracujące na innych źródłach (dokumenty archiwalne, wspomnienia polskojęzyczne), przyłączą się do tworzenia wspólnej bazy wiedzy o żydowskiej Warszawie. Stało się inaczej, bo zasób wiedzy zgromadzony na stronie varshe.org.pl został w sposób nieuprawniony wykorzystany przez osoby i instytucje, które mogły włączyć się do wspólnej pracy.

Na pytanie sędzi Ewy Jończyk, czy po publikacji „Spacerownika” spotkał się z zarzutami, że przedstawia Żydów w karykaturalny sposób, p. Majewski odpowiedział, że nie przypomina sobie takiej sytuacji.

Następnie p.  Ciałowicz zapytała świadka, dlaczego uważa, że przywódca chasydów Arele Kozienicer był „szalony”, na co skonfundowany p. Majewski próbował odpowiedzieć, że tak też piszą o tym cadyku inni autorzy. Jacy autorzy? Odpowiadając na to pytanie, p. Majewski powoływał się na wydawnictwo żydowskie, „jedno albo drugie, bo są dwa”, w którym opublikowano artykuł wspominający o Arele Kozienicerze.

Do obu kwestii, „szalonego” cadyka i wydawnictwa żydowskiego „jednego albo drugiego”, odniosła się w swoim oświadczeniu Anna Ciałowicz. Wyjaśniła, że nietypowe zachowanie Arele Kozienicera, wyrażające się m.in. biciem po pysku swoich chasydów, było dla nich ekspresową lekcją pokory.

Pan Majewski widocznie tego nie zrozumiał, eksponując ekscentryczne zachowanie cadyka fikającego koziołki”.

Ciekawe, że redaktor Majewski uważa, że Arle Kozienicer był także „trochę niezrównoważony”. W opublikowanym na youtube (https://www.youtube.com/watch?v=7F-6hjKTItE)  filmie z cyklu „Powrót miasta” mówi tak: „Rebe Kozienicer jest cadykiem chasydzkim, który ma swój sztibel przy ulicy Gnojnej. Jest trochę niezrównoważony. Jest najbardziej chyba takim wspominanym cadykiem warszawskim właśnie  przez swoją niekonwencjonalność. Kiedy modli się, fika koziołki, je trawę, podskakuje, ale też bije po pysku swoich wyznawców, którzy wtedy doznają najwyższej radości zespolenia z Bogiem. Rebe Kozienicer jest też takim recenzentem koszerności okolicznych knajp, jatek. Gdy coś mu się nie podoba, w zasadzie nie pyta, tylko od razu bije”.

 

W rozmowie na korytarzu sądowym, odnosząc się do tego filmu, Anna Ciałowicz stwierdziła, że gdyby p. Majewski znał źródła, nie twierdziłby, że Arele Kozienicer jest „najbardziej wspomnianym cadykiem warszawskim”. Była to postać tyleż malownicza, co marginalna. W Warszawie mieszkało wielu cadyków cieszących się znacznie większym autorytetem. Najbardziej wpływowy był cadyk z Góry Kalwarii. Anna Ciałowicz nazywa go „cadykiem górskim”, a jego zwolenników „górskimi chasydami”.

 

„Określenie »górski« wymyśliłam w trakcie rozmowy z p. Henrykiem Prajsem, który zresztą jutro, 25 stycznia, obchodzi w synagodze Nożyków swoje setne urodziny. Pan Prajs urodził się w Górze Kalwarii w rodzinie chasydzkiej. Kiedy opowiadał o swoim dzieciństwie w chasydzkim środowisku, nie wiedział, jak spolszczyć określenie »gerer chsidim« (to w jidysz oznacza wyznawców cadyka z Góry Kalwarii) i wtedy wymyśliliśmy wspólnie »górskich chasydów«, bo określenie »chasydzi kalwaryjscy« byłoby cokolwiek śmieszne” – wyjaśnia Ciałowicz.

Pani Ciałowicz, która jest autorką kilku książek o historii chasydyzmu, spolszczyła wiele terminów z zakresu religii żydowskiej i obyczajowości chasydzkiej – i konsekwentnie stosuje je w swoich tłumaczeniach. Dlatego w pozwie czytamy: „Pozwany Jerzy S. Majewski wykorzystał w »Spacerowniku« wprowadzone przez powódkę do literatury przedmiotu sposoby tłumaczenia niektórych wyrażeń  i pojęć funkcjonujących w kulturze żydowskiej, np. chasydzi »górscy« (na określenie zwolenników cadyka z Góry Kalwarii)”.

Zapytany przez pełnomocniczkę powódki, czy stosował jakieś określenia wprowadzone przez p. Ciałowicz,  świadek Majewski nie umiał udzielić odpowiedzi.

Wróćmy do filmu. Pani Ciałowicz, żywo gestykulując, opowiadała na korytarzu sądowym, że p. Majewski posługuje się tam informacjami zaczerpniętymi z artykułu „Cadyk pierze po pysku. Chasydzkie cuda na Grzybowie”, opublikowanego w „Biuletynie Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie” nr 3(64)/ 2011 (artykuł dostępny na stronie varshe.org.pl – http://varshe.org.pl/zasoby/pliki-pdf). I to jest ten artykuł w wydawnictwie „jednym albo drugim”, na które w swoim zeznaniu powoływał się p. Majewski.

Autorki tego artykułu, Alicja Gontarek i Anna Ciałowicz, cytowały, o ironio, „Gazetę Wyborczą”, która opublikowała list czytelnika krytykującego „tandetę i sztampę” VII Festiwalu Singera. „Takie przedsięwzięcia – pisała GW – utrwalają najgorsze stereotypy: Żydzi to faceci w długich chałatch, którzy tańczą majufesa (żeby jeszcze majufesa!), pogryzając czosnek”.

 

Pani Ciałowicz uważa, że w takim właśnie kontekście, jako facetów w długich chałatach, którzy tańczą majufesa, pogryzając czosnek, wykorzystał p. Majewski owoce jej pracy, czego dowodzi choćby przedstawienie Arele Kozienicera jako „szaleńca”. „Czy zatem chasydzi, którzy mieli go za swojego przewodnika duchowego, też byli szaleni i niezrównoważeni?” – pyta p. Ciałowicz, która ma szczególny żal o to, że jej twórczość została wykorzystana do wspierania narracji o żydowskich „folklorach”. „Rozumiem, że takie ciekawostki przyciągają czytelnika, lecz nie o to chodzi w mojej pracy” – mówi Ciałowicz.

Pan Majewski, indagowany przez sędzię, przyznał zresztą, że nie konsultował się z powódką i nie miała ona wpływu na kształt wykorzystanych przez niego tłumaczeń jej autorstwa. (W pozwie mówi się o pozbawieniu Anny Ciałowicz nadzoru autorskiego).

 

W swoim oświadczeniu wygłoszonym po zeznaniach p. Majewskiego powódka zadała kłam jego słowom, że nie kontaktowała się z nim przed wydaniem „Spacerownika...”. Chodzi właśnie o artykuł „Cadyk pierze po pysku”, który wraz z egzemplarzem „Biuletynu GWŻ” nr  nr 3(64)/ 2011 przesłała p. Majewskiemu.

 

O fakcie wysłania tego listu, korygującego „nieprawdziwe informacje zamieszczone przez  Jerzego S. Majewskiego w artykule pt. »Pawilon z neonem: symbol przedwojennej Marszałkowskiej« , który ukazał się w „ Gazecie Wyborczej” w dniu 6 listopada 2011 r.”, wspomina się także w pozwie. Na sali sądowej p. Ciałowicz wyjaśniła, że egzemplarz „Biuletynu” został wysłany razem z listem, w którym powódka wraz z Alicją Gontarek w grzeczny sposób starały się zwrócić uwagę, że owszem, są gotowe do współpracy, lecz na uczciwych zasadach.

 

W rozmowie po rozprawie p. Ciałowicz wyjaśniła, że dr Alicja Gontarek, będąca obecnie pracownikiem naukowym UMCS w Lublinie, wykonywała kwerendę archiwalną na potrzeby projektu. „Dokonywałyśmy starannego wyboru artykułów z prasy polskojęzycznej, tak, aby korespondowały one z treścią informacjami zawartymi w tekstach tłumaczonych z języka jidysz”. Przy okazji p. Ciałowicz ujawniła, że uzyskane w wyniku kwerendy i opublikowane na stronie „varshe.org.pl” w dziale „Prasówka”  notatki prasowe p. Majewski też wykorzystał i też nie podał źródła. W „Spacerowniku” zostały one opublikowane, na przykład, na stronach: 220, 298, 300, 312, 330, 331, 341, 342, 354, 373.

Anna Ciałowicz podkreśla, że wyrwane z kontekstu informacje przedstawiają Żydów w karykaturalnym świetle, jako cudaków farbujących arbuzy na czerwono (fragment „Grünberg maluje arbuzy” na str. 220 „Spacerownika”, napisany na motywach artykułu „Wykrycie farbiarni arbuzów w domu nr 1 przy ulicy Ptasiej”, dostępnego pod adresem: http://varshe.org.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=124%3Awykrycie-farbiarni-arbuzow-w-domu-nr-1-przy-ulicy-ptasiej&catid=13%3Aprasowka&Itemid=45&lang=pl).

Dodatkowo materiały prasowe umieszczone na stronie „varshe.org.pl” stały się dla p. Majewskiego inspiracją do nazwania poszczególnych rozdziałów w „Spacerowniku”. I tak tytuł rozdziału „Taka broda to skarb” został zapożyczony z artykułu „Czaty przed bóżnicą. Dziewicza broda patriarchy i wyrok w sądzie grodzkim”, który znajduje się w dziale „Prasówka”. Na końcu tej notki prasowej znajduje się zdanie: „Broda taka – to skarb, zwłaszcza jeżeli jest dziewicza” (artykuł dostępny pod adresem: http://www.varshe.org.pl/prasowka/118-czaty-przed-bonic-dziewicza-broda-patrjarchy-i-wyrok-w-sdzie-grodzkim).

Pan Majewski chyba nie wziął sobie do serca tego, co do niego napisały Anna Ciałowicz i Alicja Gontarek, bo następnie opublikował, bez jakiejkolwiek konsultacji, kilka artykułów bazujących na materiałach ze strony „varshe.org.pl”. W związku z tym poprzednia pełnomocniczka Anny Ciałowicz wysłała „Wezwanie do natychmiastowego zaprzestania naruszeń”, datowane 17 listopada 2014 roku  i skierowane do red. Jerzego S. Majewskiego, Michała Wybieralskiego, redaktora naczelnego „Gazety Stołecznej”, i Wydawnictwa Agora SA.

 

Wspominając o wcześniejszych naruszeniach, Anna Ciałowicz stwierdziła, że „Spacerownik” stanowi ukoronowanie kompilatorskiej działalności Jerzego S. Majewskiego.

W „Spacerowniku” wykorzystano także informacje z wydawnictwa żydowskiego „jednego albo drugiego, bo są dwa”, czyli z artykułu „Cadyk pierze po pysku” autorstwa Alicji Gontarek i Anny Ciałowicz. Informacje te opublikowano w rozdziale „Taka broda to skarb”, opatrując je podpisem „Alicja Gonterek”. I tak na przykład na str. 185 opublikowano fragment pt. „Reb Elie”, opatrzony podpisem: „za: Alicja Gonterek, »Biuletyn Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie«”. Tekst można oczywiście znaleźć na stronie „varshe.org.pl” (pod adresem: http://varshe.org.pl/teksty-zrodlowe/o-ludziach/231-gabaj-reb-elie), zaś autorką tłumaczenia jest Anna Ciałowicz.

 

W rozmowie, która przypomina zabawę „Znajdź różnice”, Anna Ciałowicz powołuje się na prawo cytatu. Wikipedia (https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo_cytatu) podaje, że cytat „ma służyć uzupełnieniu i wzbogaceniu dzieła, nie może go natomiast zastępować, ani tworzyć jego zasadniczej konstrukcji”. „Ta wiedza chyba nie jest dostępna panu Majewskiemu, bo cytaty i kryptocytaty z moich tłumaczeń stanowiły zasadniczą treść jego artykułów w »Gazecie Stołecznej«, a następnie kilku rozdziałów w »Spacerowniku«” – mówi z kipną Anna Ciałowicz.

 

Na sali sądowej zadała p. Majewskiemu pytanie, czy wcześniej publikował na temat adresów – dla przykładu – Marińska 10, Nalewki 15, Śliska 60 lub czy wspominał o postaciach takich jak Arele Kozienicer czy Hilel Cejtlin. Świadek Majewski przyznał, że nie publikował lub publikował w innym kontekście.

 

W odpowiedzi pani Ciałowicz stwierdziła, że to ona odkryła autorów cytowanych w „Spacerowniku...”, dokonała wyboru fragmentów i je przetłumaczyła. –To element mojej pracy badawczej. To ja te teksty wprowadziłam w polski obszar kulturowy.

 

Na pytanie, według jakiego klucza robił wybór fragmentów, które następnie opublikował w „Spacerowniku...”, p. Majewski stwierdził, że kierował się tym, co zostało umieszczone na stronie varshe.org.pl. Na to dictum p. Ciałowicz replikowała, że zaprezentowany przez nią na stronie varshe.org.pl wybór tekstów jest czysto subiektywny i nie odzwierciedla tego, co napisano w tekstach źródłowych, czyli w liczących wieleset stron książek, których tylko skromne fragmenty umieściła na redagowanej przez siebie stronie internetowej.  Świadek Majewski przyznał, że nie zna języka jidysz (a więc nie może wiedzieć, co jest w tych książkach).

Jeśli w dodatku pan Majewski wykorzystał w »Spacerowniku« artykuł, który z dobrej woli dołączyłyśmy do naszego listu, to trzeba to nazwać szczytem bezczelności – komentuje Ciałowicz.

 

O fakcie wysłania przed publikacją „Spcerownika” listu do p. Majewskego mówił także następny świadek.

 

Chociaż Ciałowicz jest pracowniczką Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie, a strona varshe.org.pl należy do GWŻ, jak wynika z zeznań kolejnego świadka, Gmina nie chciała angażować się w spór z wydawcami „Spacerownika…”.

 

– Wysłaliśmy nasz „Biuletyn” do Majewskiego. Zaprosiliśmy go do współpracy – wyjaśniała Joanna Korzeniewska, dawna pracownica GWŻ i kierowniczka Biura Komunikacji Społecznej. – Po publikacji „Spacerownika…” Anna Ciałowicz przestała zamieszczać nowe teksty na stronie varshe. Pojawiły się problemy w pracy. Stała się niewygodna w Gminie. Była ignorowana przez zarząd, przestała być traktowana jako ekspertka. Wpłynęło to na jej życie zawodowe i prywatne.

 

 

Pełnomocnik spółki Agora zaprezentował fragment „Spacerownika” ze str. 255 („Bogaci i biedni”), opatrzony podpisem „Aleksandra Geller”, i zapytał świadka, czy zna Aleksandrę Geller.

Świadek nie umiał odpowiedzieć jednoznacznie, ale do stołu sędziowskiego podeszła też powódka, by zobaczyć rzeczony fragment. Ustosunkowała się do tego w wygłoszonym oświadczeniu, wyjaśniając, że podpisany w „Spacerowniku” nazwiskiem Aleksandry Geller nie został przetłumaczony przez Aleksandrę Geller, lecz przez Annę Ciałowicz.

 

„W »Spacerowniku« wykorzystano wiele fragmentów z książki Mosze Zonszajna w tłumaczeniu Aleksandry Geller. Z rozpędu przypisano jej i to tłumaczenie. W rzeczywistości ja jestem autorem tego tłumaczenia, co łatwo stwierdzić”.

 

Istotnie, za stronie „varshe.org.pl” (pod adresem: http://varshe.org.pl/teksty-zrodlowe/o-miejscach/272-w-jeszywie-mesiwta) pod tłumaczeniem widnieje podpis: Anna Ciałowicz. Fakt błędu w podpisie wykazano w pozwie.

 

Odnosząc się do tej części rozprawy, Anna Ciałowicz zdradziła, że fragmentów w tłumaczeniu Aleksandry Geller, pierwotnie opublikowanych na stronie varshe.org.pl, jest w „Spacerowniku” znacznie więcej. Występują one, na przykład, na stronach: 232, 269, 276, 314, 319, 321, 323, 332, 358. 376-377, 378.

„Zastosowano tu podobną metodę jak w moim przepadku: tylko część tłumaczeń jest opatrzona nazwiskiem tłumacza, a inne są anonimowe” – mówi Anna Ciałowicz. Jej zdaniem jest to metoda, która przez ukrycie prawdziwego autorstwa ma sprawić wrażenie, że autorem publikowanych w „Spacerowniku...” mądrości jest sam pan Majewski.

Spójrzmy na stronę 227.

We fragmencie „Elektoralna 11” p. Majewski pisze, że w tym domu mieszkał Henryk (Henoch) Isz. I to jest jedyna informacja, jaką podaje od siebie. Reszta tej notatki to cytat (lub omówienie) z tekstu napisanego przez Melecha Rawicza. Pod notatką widnieje informacja: „za warsze.org.pl”. I rzeczywiście, na tej stronie odnajdujemy tekst Melecha Rawicza – w tłumaczeniu Aleksandry Geller (http://varshe.org.pl/teksty-zrodlowe/o-ludziach/52-henoch-isz).

Pan Majewski tak głęboko ukrył, skąd czerpie swoją wiedzę na temat Henocha Isza, że tekst napisany przez Melecha Rawicza i przetłumaczony przez Aleksandrę Geller nie został nawet umieszczony w bibliografii!

 

Że jest to schemat działania – jak twierdzi Anna Ciałowicz – można się przekonać, odnajdując kolejne podobne przykłady. Weźmy stronę 331. Znajduje się tem notka „Dzielna 14” w całości poświęcona cadykowi Mordechajowi Mendlowi Kaliszowi. Pod notatką nie podano źródła, nawet zdawkowej informacji: „za warsze.org.pl”. Tymczasem cała treść notatki powstała na podstawie biogramu umieszczonego na tejże stronie w dziale „Glossa” (tekst dostępny pod adresem: http://www.varshe.org.pl/glossa/biogramy/63-kalisz-ita). Anna Ciałowicz wyjaśnia, że ten fragment nie został wymieniony w pozwie, gdyż umieszczonego na stronie varshe.org.pl biogramu nie opatrzyła swoim podpisem. Ten biogram jednak został pierwotnie wydrukowany w książce Ity Kalisz pt. Cadykowy dwór niegdyś w Polsce (Warszawa 2009). Ita Kalisz była córką cadyka Kalisza z ulicy Dzielnej 14. Wspomnieniowa książka Ity Kalisz, w tłumaczeniu i opracowaniu Anny Ciałowicz, ukazała  się w 2009 roku (nakład wyczerpany). Tej książki oczywiście nie ma też w bibliografii.

 

„Tak w przypadku notatki o Elektoralnej 11, jak i notatki o Dzielnej 14 mamy do czynienia z tą samą metodą działania: pan Majewski udaje mądrego cudzym kosztem” – podsumowuje Ciałowicz, która pozwała MHŻP i spółkę Agora SA za naruszenie praw autorskich i osobistych. Pozew nie obejmuje fragmentów w tłumaczeniu Aleksandry Geller, fragmentów opatrzonych nazwiskiem „Alicja Gontarek” i materiałów z działu „Prasówka”, mimo że powódka, jako twórczyni strony „varshe.org.pl”, miała swój udział w powstawaniu tych treści.

 

Podczas rozprawy p. Ciałowicz podkreśliła, że Gmina dba także o niematerialną spuściznę Żydów, czemu służy m.in. prowadzenie strony internetowej varshe.org.pl. Obawia się o przyszłość tego projektu, gdyż takie, a nie inne działanie pozwanych spowodowało, że posłużył on promowaniu innych podmiotów niż Gmina Wyznaniowa Żydowska, ponosząca wszystkie koszty prowadzenia strony varshe.org.pl.

 

Informacje, że sprawa „Spacerownika…” nie pozostała bez wpływu na sytuację pozwanej w miejscu pracy, potwierdził kolejny świadek, Martyna Majewska, prywatnie koleżanka Anny Ciałowicz.

Pani Majewska podkreślała, że przed powzięciem kroków prawnych powódka konsultowała się z prawnikami specjalizującymi się w prawie autorskim, m.in. z kancelarią prof. Błeszyńskiego. Spór prawny z MHŻP i spółką Agora SA spowodował, że p. Ciałowicz straciła wiele kontraktów, a także kontaktów zawodowych. Sytuacja długotrwałego stresu podkopała jej zdrowie.

 

Jerzy S. Majewski, który wkrótce po złożeniu zeznań opuścił salę, twierdził, że takie stosowanie tłumaczeń jest normalną praktyką. Z tym stanowiskiem polemizowała Anna Ciałowicz i opowiedziała o promocji „Spacerownika”, która w październiku 2014 roku odbyła się w siedzibie „Gazety Wyborczej” na ulicy Czerskiej. Pan Majewski powiedział wtedy, że są „trzy bramy” do poznania żydowskiej Warszawy.

 

Dwie pierwsze bramy, o ile dobrze pamiętam – mówiła – to dokumenty archiwalne i wspomnienia w języku polskim. Natomiast »trzecia brama«, wspaniała i cudowna, to strona varshe.org.pl. Ponieważ pan Majewski nie podał, kto jest właścicielem tej strony ani kto ją tworzy, kiedy przyszedł czas na pytania od publiczności, podniosłam rękę do góry i powiedziałam: „Dziękuję za wszystkie komplementy, przekażę je moim zwierzchnikom, a także prawnikom, których na pewno zainteresuje fakt, że na jednej stronie »Spacerownika« są nawet po trzy cytaty ze strony varshe.org.pl” – i wyszłam. Przy drzwiach usłyszałam słowa p. Majewskiego, który krzyknął, że dostanę list. Póki co żadnego listu od pana Majewskiego nie dostałam, chyba że za taki uznać pismo prawników spółki Agora SA skierowane do mojej poprzedniej pełnomocniczki, a zawierające groźbę, że skierowanie przez mnie sprawy na drogę sądową będzie skutkować wytoczeniem przeciwko mnie sprawy o naruszenie dóbr osobistych.

Ani uczestnicy promocji w siedzibie „Gazety Wyborczej”, ani czytelnicy „Spacerownika...” nie mieli szansy dowiedzieć się, jaki był prawdziwy, choć mimowolny, udział Anny Ciałowicz – jako tłumaczki i autorki strony „varshe.org.pl” – w powstaniu „Spacerownika”. Pozwani obstają przy swoim: Anna Ciałowicz powinna zadowolić się tym, iż została wymieniona w bibliografii na stronach 402-405.

 

Przy okazji okazało się, że poszkodowanych może być więcej, a gdyby chcieli zawalczyć o swoje prawa, to muszą liczyć się z ogromnymi wydatkami i szykanami w środowisku.

Kolejna rozprawa odbędzie się 7 marca w Sądzie Okręgowym w Warszawie, al. „Solidarności” 127 (sala 202).

 

Notowała: Andżelika

 

Zdjęcia do artykułu :
Zdjęcia do artykułu :
strona ze Spacerownika
strona ze Spacerownika





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.