prof. Andrzej Nowak  Polski patriotyzm wieku niewoli: trzy formuły? [4]
data:07 stycznia 2017     Redaktor: Agnieszka

Co więc robić? – pytać musiał czytelnik traktatu Rzewuskiego w roku 1790.

 

 

Nie porzucać tradycji wolnego ustroju, ale ją odnowić i umocnić. Nie ulegać pokusie stosowania obcych wzorów, by zyskać poklask „oświeconej” Europy (tu Rzewuski szedł za jedną z uwag Rousseau skierowanych do polskich republikanów). Zadbać przede wszystkim o naprawę obyczajów, bez których nie odnowi się obywatelskiej cnoty – fundamentu wolnego ustroju. Trudno więc się dziwić, że w Myślach kasztelana witebskiego o formie rządu republikańskiego najbardziej uprzywilejowane miejsce zajmuje rozdział o wychowaniu, a nie o wprowadzaniu takich czy innych reform ustrojowych czy społecznych. Zły człowiek nie może być dobrym obywatelem, zakładał autor traktatu. Dlatego nie należy odrywać młodych ludzi od rodziny, prowadzić trzeba wychowanie jak najbliżej domu rodzicielskiego, gdzie też łatwiej zaszczepić przywiązanie do rodzimej tradycji. Patriotyzm „małej ojczyzny” łączy się naturalnie z miłością większej i bez niego jest nie do wyobrażenia. „Cóż ma za szczęście? cóż ma za rozkosz? wyobrażać ojczyzna dla tego, który w mieście wychowany, nie wie, gdzie było jego siedlisko, co było ojców jego własnością” –  pytał retorycznie Rzewuski. Wzywał dalej do tego, by zwalczyć „duch egoizmu”, prowadzący do sytuacji, w której „każdy mniemał, iż nie część dla całości, ale całość dla części jest zdziałana, o ojczyźnie zapomniano, aby o sobie i swoich wygodach tym troskliwiej i swobodniej myśleć”.[1] A więc wychowywać w duchu miłości ojczyzny i poświęcenia dla niej i dla wolności, w duchu stałej czujności w obronie wolności i korzystania z jej instytucji. W drugiej części swego traktatu kasztelan witebski zaproponował nawet oryginalne rozwiązanie, mające wprowadzić możliwość stałej niejako kontroli wobec posłów ze strony ich wyborców: po województwach odbywać miał się okresowy balotaż (głosowanie) w celu udzielenia pochwały lub nagany posłom za sposób ich aktualnego wypełniania obowiązków. Tego rodzaju stała kontrola opinii publicznej, jak to sam autor traktatu określił, miała być dodatkowym sposobem nie tylko dopingowania posłów, ale może jeszcze bardziej przypominania ich wyborcom, że są cały czas obywatelami, czujnymi obywatelami.[2]

Ale kto miał prawo do tego tytułu? Adam Wawrzyniec reagował w swoim traktacie na podnoszone w wielkiej debacie wokół ustawodawstwa Sejmu Czteroletniego hasła dopuszczenia mieszczan do stanu obywatelskiego i zajęcia się włościanami. Tę reakcję odczytywano na ogół jako wyraz konserwatywnej niechęci do dopuszczenia nowych warstw do stanu szlacheckiego i jego przywilejów. Uprawnione wydaje się jednak odczytanie uwag Rzewuskiego w tej materii w innym kontekście – jaki tworzy koncepcja republikańskiej wolności i patriotyzmu.  Staszic, Kołłątaj i inni reformatorzy, którzy domagali się zrównania w prawach mieszczan, podnosili ten postulat, by – jak to głoszą ostatnie zdania Staszicowej Mowy do szlachty, „Polska została wolną [czytaj: niepodległą –AN], mocną i sławną” i przypominali, iż „nie całość jednego stanu, ale całość narodu całego jest Prawem najwyższym”.[3] Oni zaczynali budować w swych koncepcjach, częściowo podjętych  w ustawodawstwie Sejmu, nowoczesny naród, widząc w tym najważniejszy środek do celu, jakim było ocalenie niepodległości. W hierarchii wartości, a niekoniecznie tylko interesów, prezentowanej w traktacie Rzewuskiego, republikańska wolność stała najwyżej. Budowanie narodu przez ustawową do niego kooptację kolejnych stanów, bez ich uprzedniego przygotowania, wychowania do życia obywatelskiego, mogło być w tej perspektywie uznane za pochopne i niebezpieczne dla wolności. Tak to przedstawiał, jednoznacznie krytycznie, hetman Seweryn Rzewuski, widząc w podniesieniu mieszczan, a tym bardziej w objęciu państwową opieką chłopów groźbę ich wykorzystania przez manipulujący tymi masami aparat państwowy (monarszy despotyzm) przeciwko jedynym depozytariuszom republikańskiej wolności: szlachcie.[4] Bratanek hetmana widział ten problem jednak odmiennie. W traktacie swoim dostrzegał i uznawał, że „naród, w którym jest siedem milionów niewolników, a milion wolnych, konieczni pomimo nawet najlepszych praw swoich upaść powinien”.[5] Wskazywał zatem konieczność zmiany tego położenia, ale zmiany takiej, w której „niższe” stany przygotowane zostaną stopniowo do korzystania z wolności, nauczone obywatelskiej odpowiedzialności. Jak? Adam Wawrzyniec koncentrował odpowiedź na to pytanie na stanie chłopskim, jako bez porównania ważniejszym dla przyszłości ojczyzny, aniżeli stan miejski, jego (i nie tylko jego wówczas) zdaniem. Zabezpieczyć najpierw wolność osobistą i własność chłopa, wprowadzać go dalej w obręb zrozumienia wzajemnych obowiązków społecznych w ramach większej ojczyzny – tak będzie można dojść stopniowo do uobywatelnienia masy włościan. O tym, że nie była to wyłącznie retoryczna deklaracja świadczyć się zdaje publiczny głos Wawrzyńca, już po ogłoszeniu konstytucji majowej, w którym przedstawił on surową krytykę braku w niej gwarancji dla chłopskiej wolności i własności. Kasztelan witebski proponował nawet praktyczne rozwiązanie: utworzenie komisji uwalniających chłopskie gospodarstwa od dowolności w narzucanej im robociźnie i zagwarantowanie deklaracją rządową chłopskiej własności.[6]

Ale co z samym państwem? Jak ono ma przetrwać? Mało chyba kto wyobrażał sobie w roku 1790 katastrofę, jaka spadnie na Polskę za dwa ledwie lata. Wobec oczywistego jednak w całym okresie Sejmu Czteroletniego poczucia zagrożenia niepodległości, Adam Wawrzyniec Rzewuski miał odpowiedź taką, jak przed nim Rousseau: nie ustępować wewnętrznej wolności, nie naśladować monarchicznych, czy – ogólniej – usprawniających centralną władzę – wzorów zachodniej Europy. Adam Wawrzyniec zajmował wszakże inne stanowisko niż to, które wyraził krótko a dobitnie cytowany wyżej Jan Potocki, a w praktyce symbolizowali hetman Seweryn i Szczęsny Potocki. Ratunek dla Rzeczpospolitej nie miał wynikać z opieki Rosji, ale ze zwycięstwa wolności w całej Europie. To inne kraje pójdą w końcu za wzorem wolnego ustroju. Tak zresztą jak inni „pure republikanie” (w tym i stryj Seweryn w rozprawce O sukcesji tronu...) wskazywał Adam Wawrzyniec znaki nadziei: zwycięstwo republiki za oceanem. Franklin i Waszyngton byli i dla niego natchnieniem przekonania, że republika jeszcze nie zginęła, ale ma wielką przyszłość i zapanuje w całej Europie. Wtedy dopiero – i tylko wtedy – rozwiązany zostanie dylemat zagrożonej niepodległości. To już nie był dawny izolacjonizm szlacheckich republikanów, ale nowy ton, republikańskiego uniwersalizmu, by nie rzec, mesjanizmu: „Przyjdzie ten czas, bo światło z jednego do drugiego końca Europy szerzyć się koniecznie musi, że naród ludzki odzyska swoją świetność i swoje prawa, że wszyscy będą wolnymi [...]; na miejscu trzydziestu rozległych monarchii, które teraz świat dzieląc kłucą [sic] go i szarpią, widzę trzysta drobnych Rzeczpospolitych; nie ma w nich żadnych wojen, bo nie ma królów, ani żołnierzy, ale każdy jest królem, każdy jest żołnierzem, to jest: każdy rządzi, aby nawzajem był rządzony, każdy broniąc ojczyznę swoją, broni siebie samego, to jest: siedlisko swoje”.[7]

A więc wynikające z ducha republikańskiego, wolnego ustroju decentralizacja i pacyfizm przeniesione miały być także na grunt międzynarodowych stosunków. W marzeniu kasztelana witebskiego wesprzeć jeszcze miało ich oddziaływanie uwspólnotowienie biegu wszystkich spławnych rzek i dostępu do mórz, aby  w tej ważnej ekonomicznie kwestii nie znalazło się źródło zawiści i konfliktów między „trzystu rzeczpospolitymi”. Wtedy ziścić się miała ta wspaniała utopia, którą polski republikanin ujął w zwięzłej formule: „Co człowiek człowiekowi, obywatel obywatelowi, toż samo naród winien narodowi”.[8] Jej realizacja dopiero miała zabezpieczyć na trwałe szczęśliwy byt Rzeczypospolitej Polaków. Wchodzenie w sojusze z mocarstwami, nienasyconymi w swej naturalnej, wynikającej z jedynowładztwa agresji; nadzieje na ich opiekę nie mogą dać takiej gwarancji. W systemie nie republikańskim, ale imperialnym zwycięża bowiem stała skłonność do dominacji, do podeptania prawa narodów. „Otóż są przymierza Sułtanów europejskich”[9] – z goryczą konkluduje aktualny stan rzeczy kasztelan witebski. Mierzy więc swą nadzieją wysoko: liczy na rewolucyjną w istocie zmianę mapy ustrojów i państw Europy, a nie chce ulec logice dostosowania Polski do tej realnej w roku 1790 mapy, na której wszystko, jak pisał Staszic, „samodzierżstwu sprzyja, a wszystko się na rzeczypospolite sprzysięgło”.

To nie był traktat politycznego realisty; nie był to tekst z praktycznym programem, ale moralny protest, wizja bliższa późniejszym hymnom Jana Pawła Woronicza niż trzeźwym rozważaniom Staszica czy Kołłątaja. Najwybitniejszy historyk polskich dziejów XVIII stulecia postawił dziełu Adama Wawrzyńca ten właśnie zarzut: „Marzycielska polityka wysnuta z marzycielskiej etyki”.[10]

Tak, na pewno nie było w niej namysłu, nie było pracy umysłu nad tym jak przejść od stanu, w którym nad Rzeczpospolitą zawisła groźba unicestwienia przez imperialnych sąsiadów – do pięknej wizji trzystu rzeczpospolitych, zgodnie cieszących się wolnością całej Europy. To był w pewnym sensie testament szlacheckiego republikanizmu, który większy ma sens jako ideowe przesłanie dla następnych pokoleń, które może dożyją lepszego czasu, niż jako realny program jego ratowania, ratowania realnej Rzeczypospolitej.

Bardziej realistycznie zdawali się myśleć ci, którzy republikańskiej formy, czystej formy, chciałoby się powiedzieć, gotowi byli bronić za wszelką cenę, w takich warunkach politycznych, jakie w roku Konstytucji majowej panowały w Rzeczypospolitej i wokół niej. Czy to jeszcze jest Rzeczpospolita? – pytali. Zauważali ze zgrozą, że samo pojęcie Rzeczypospolitej zostało z Konstytucji majowej usunięte bez śladu. Czy ojczyzna, która przestała być rzeczpospolitą a stała się monarchią, jest jeszcze ojczyzną? Czy Polak bez wolności wyboru króla jest jeszcze Polakiem? Szczęsny Potocki nie miał już w przeddzień uchwalenia Konstytucji wątpliwości: „Prawdziwie tylko Rosja może nas uratować i dać naszej Republice kształt trwały i spokojny”.[11] I udał się do Rosji. Wszedł ostatecznie, a z nim hetman Seweryn Rzewuski, na drogę do Targowicy.

Kiedy armie Katarzyny przekroczyły granice tego państwa, o którego naturę toczył się tak gwałtowny spór, zabrakło już miejsca na dwa patriotyzmy. W tej wersji, jaką reprezentowali go Szczęsny Potocki i Seweryn Rzewuski (przypomnijmy, że Adam Wawrzyniec uznał jednak Ustawę Rządową, choć wzywał, by żadnych już dalszych ustępstw na rzecz ograniczenia wolnego ustroju nie czynić), radykalnie konsekwentny patriotyzm republikański mógłby przetrwać wtedy tylko, gdyby wojska Katarzyny weszły, oddały mu władzę – i wyszły, gwarantując rzeczywiście dalsze jego trwanie. Na jak długo? Nie dowiemy się nigdy, bo – jak wiemy – w ślad za targowicą przyszła likwidacja Polski na politycznej mapie. Rację w swoich przewidywaniach okazali się mieć zwolennicy drugiej formy patriotyzmu – niepodległościowej, która zatriumfowała ostatecznie właśnie w konfrontacji wojennej roku 1792. Nie zatriumfowała niestety w konfrontacji z nacierającą Rosją, ale w ostatecznym starciu z obrońcami republikanizmu, którzy wtedy okazali się już tylko zdrajcami. W końcu tegoż roku manifest republikanizmu w wykonaniu trzeciego inicjatora targowickiej konfederacji, hetmana Franciszka Ksawerego Branickiego, brzmiał już mało przekonywająco – nawet dla rzesz tych, którzy jeszcze w maju roku 1791 gotowi byli nazywać uchwaloną wtedy reformę zamachem stanu. Manifest ten wygłaszał Branicki na audiencji, jakiej łaskawie udzieliła konfederackiej Generalności sama Imperatorowa Wszechrosji. To był drugi, niesławny testament republikańskiego dziedzictwa, o którym też nie wolno zapomnieć. Hetman mówił z patosem: „Już groźnym musu ciężarem przyciśniony Polak ugiął nienawykłe kolano przed bożyszczem od wieków nieznanym w jego krainie i patrzył z rozpaczą na wieczyste kajdany, które prawnuków jego krępować miały. Wejrzeli nań Bóg i Katarzyna! [...] Powstał Polak, podobny swoim naddziadom, wzniósł ręce ku niebu i oczy łez czułości pełne ku swojej wybawicielce”.[12] 

Ideał republiki sięgnął nie bruku jeszcze, ale rąbka spódnicy Imperatorowej. Bóg nie był jednak z nią w spółce, w każdym razie Bóg patriotów. Rozbiór w roku następnym uświadomił już wszystkim, dla których miano patrioty nie było obojętne, że na ojczyznę ściągnięta została katastrofa. Jedyne praktyczne wyjście wskazywał w obliczu tej katastrofy patriotyzm walki, walki o niepodległość. Strach przed umocnieniem władzy centralnej, przed ograniczeniem ustrojowych swobód musiał w warunkach stanu wojennego ustąpić. Jeśli republika, to już bardziej wedle nowego, francuskiego wzoru masowej mobilizacji. I z Naczelnikiem obdarzonym władzą, o jakiej żaden z królów nie mógł w Rzeczypospolitej marzyć. 



[1] Tamże, s. 15.

[2] Zob. tamże, cz. 2, s. 156-176 (rozdział O sądzie całego narodu, czyli o opinii publicznej); na oryginalność tego rozwiązania zwrócił uwagę Konopczyński (Pisarze polityczni..., t. II, k. 126).

[3] S. Staszic, Przestrogi dla Polski, s. 248.

[4] Zob. S. Rzewuski, O sukcesji tronu w Polszcze..., s. 21-24.

[5] A. W. Rzewuski, O formie rządu republikańskiego..., t. 1, cz. 1, s. 90.

[6] Zob. [A. W. Rzewuski], Kopia listu senatora litewskiego do przyjaciela w Warszawie mieszkającego, „Gazeta Narodowa i Obca”, nr 61 z 30 VIII 1791; cytuje go także współcześnie List odpowiedni pisany do przyjaciela względem Ustawy rządowej w dniu 3 maja roku 1791 uchwalonej przez J.K. S., szlachcica ziemi łukowskiej [anonimowy, a dzięki inicjałom przypisywany Józefowi Kalasantemu Szaniawskiemu], Warszawa 1792.

[7] A. W. Rzewuski, O formie rządu republikańskiego..., t. 1, cz. 1, s. 100.

[8] Tamże, s. 92.

[9] Tamże, s. 97.

[10] W. Konopczyński, Polscy pisarze..., t. 2, k. 113.

[11] Cyt. z listu Szczęsnego Potockiego do barona Karola Bühlera, sekretarza Grigorija Potemkina, z 20 IV 1791 r. – za: E. Rostworowski, Szczęsny Potocki we Francji..., s. 391. Zob. też zwięzłe omówienie głosów republikańskiej krytyki uchwalonej już Konstytucji 3 Maja – A. Grześkowiak-Krwawicz, Zdrada trzeciego maja? Malkontenci wobec Ustawy Rządowej, w: Bo insza jest rzecz zdradzić..., s. 49-70.

[12] Cyt. za: T. Korzon, Historia nowoczesna (1788-1805), z. 1, Warszawa 1906, s. 77-78.

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.