Kartka z kalendarza 17.12: GRUDZIEŃ 70 - ZBRODNIA BEZ KARY
data:15 grudnia 2016     Redaktor: GKut

17 grudnia  - kolejna rocznica masakry na Wybrzeżu, zwanej Czarnym Czwartkiem.
17 grudnia 1970 r. komunistyczni oprawcy zamordowali 45 Polaków. Ponad 1100 osób zostało rannych.
 
Publikujemy rozdział z książki Wojciecha Roszkowskiego NAJNOWSZA HISTORIA POLSKI, przedstawiający prawdziwy obraz masakry, która miała miejsce na Wybrzeżu w grudniu 1970 r.

 

KRWAWY GRUDZIEŃ

PODWYŻKA CEN. WYBUCH PROTESTU NA WYBRZEŻU. MASAKRA. STRAJKI W TRÓJMIEŚCIE I SZCZECINIE. PRZEWRÓT PAŁACOWY: UPADEK GOMUŁKI. ROZŁADOWANIE NAPIĘCIA.

W pierwszych dniach grudnia 1970 r. sytuacja gomułkowskiego kierownictwa PZPR była dość szczególna. Z trudem załago­dzone walki frakcyjne, fatalny stan rynku, niezadowolenie robot­ników i mas partyjnych napotykające mur milczenia lub wymija­jące slogany władz wyższych szczebli, a także niezaspokojenie aspiracji konsumpcyjnych aparatu partyjnego - wszystko to skła­dało się na prawdziwą mieszankę wybuchową zdolną rozsadzić pozornie stabilną machinę partyjno-państwową. Sześćdziesięciopięcioletni Gomułka tracił szybko resztki popularności, gdyż w coraz trudniejszym położeniu powtarzał monotonnie frazesy o potrzebie wyrzeczeń i uczciwej pracy. Sam zresztą prawdopo­dobnie mało orientował się w nastrojach ludności, otoczony szczel­nie gronem manipulatorów, którzy dla własnej korzyści podsuwali mu mylne nieraz doniesienia i nie dopuszczali żadnych złych wia­domości, których, notabene, Gomułka nie znosił i na które reago­wał wybuchami furii. Gomułka sądził być może, iż układ z RFN przysporzy mu popularności. Tymczasem gdy po raz ostatni poja­wił się w TV podczas uroczystości podpisania układu o normali­zacji stosunków z Bonn, jego dni były policzone, gdyż sukcesem tym chciał osłodzić społeczeństwu przygotowywaną podwyżkę cen.

12 XII 1970 r. Rada Ministrów podjęła decyzję, ogłoszoną nazajutrz w niedzielę w środkach masowego przekazu. „Regulacja cen" objąć miała obniżkę cen mydła, radioodbiorników, pralek, lodówek i niektórych innych artykułów przemysłowych, natomiast wzrosnąć miały ceny 45 grup artykułów, głównie spożywczych. Ceny mięsa podniesiono przeciętnie o 18%, mąki - o 17%, ma­karonu - o 15%, ryb - o 12%, węgla - o 10%, a koksu - o 12%. Podwyższono również ceny materiałów budowlanych, na przy­kład drewna o 20% i cegły o 37%, a także wyrobów włókienni­czych i wielu innych towarów. Propaganda przedstawiła podwyżki jako niewinną „regulację", próbując ukryć jej wpływ na obniżenie stopy życiowej społeczeństwa.

Kierownictwo gomułkowskie nie spodziewało się zapewne ostrzejszej reakcji mas. 14 XII 1970 r. zebrało się w Warszawie VI plenum KC PZPR, by zatwierdzić informację o układzie z RFN oraz omówić sytuację ekonomiczną i zadania na następny rok. Gomułka wygłosił przemówienie, w którym w somnambulicznym tonie bronił podjętych decyzji cenowych. Rozwodził się o prze­chodzeniu „starego etapu" rozwoju gospodarczego w etap „no­wy", o „kompleksowym charakterze" polityki ekonomicznej partii i rządu, o „pomyślnej realizacji zadań" oraz konieczności „zmiany cen detalicznych", która, jego zdaniem, nie pociągnęła „głębokich przeobrażeń w strukturze spożycia". W podobnym duchu prze­mawiał też Jaszczuk.35 Natomiast z poważnymi zaburzeniami li­czyły się prawdopodobnie grupy partyjno-policyjnego aparatu wyż­szych szczebli, skupione głównie wokół Moczara i Gierka. To prawdopodobnie na polecenie jednego z nich oddziały MO i funk­cjonariusze SB czynili przygotowania do przejęcia inicjatywy w mo­mencie społecznego wybuchu.

Gdańsk - stoczniowcy przed gmachem dyrekcji Stoczni Gdańskiej im. Lenina, 14.12.1970 r.

Tego samego dnia rano, w poniedziałek 14 XII w Stoczni Gdańskiej rozpoczął się masowy ruch protestu. Około 3 tys. ro­botników zebrało się początkowo przed gmachem dyrekcji zakła­du. Samorzutnie wyłoniono rzeczników załogi. Sformułowano pie­rwsze, głównie ekonomiczne postulaty. Mówiono o konieczności rekompensaty za podwyżkę oraz o fasadowości związków zawod­owych, które w tej sprawie nic nie zrobiły. Następnie, wobec braku reakcji dyrekcji, masy demonstrantów ruszyły zwartym pocho­dem pod gmach KW w Gdańsku. Ponieważ I sekretarz KW Alojzy Karkoszka był na plenum KC w Warszawie, a perswazje jego zastępcy Zenona Jundziłła okazały się chybione, manifestanci, zasilani przez robotników z innych zakładów, umówili się na po­wtórny wiec przed KW po południu. Ulice pełne były ludzi, ścią­gających zewsząd, tym bardziej iż wysłannicy demonstrantów za­chęcali do wspólnej akcji w dotychczas biernych zakładach. Nie udało się jedynie namówić do wiecu studentów Politechniki Gdańskiej. O godzinie 15.00 manifestujący robotnicy zażądali w rozgłośni gdańskiej Polskiego Radia umożliwienia przekazania swojego apelu do pracowników w całym kraju. Bezskutecznie. W tym czasie koło wiaduktu Błędnik doszło do pierwszego starcia manifestantów z MO, której niewielka grupa została rozproszona.

0 16.00 rozpoczął się szturm gmachu KW, w którym wybito szyby i spalono drukarnię. Do akcji ruszyły większe oddziały MO i wojs­ka, używając petard i gazów łzawiących. Tu i ówdzie jacyś cywile systematycznie rozbijali szyby sklepowe i grabili towary. Starcia w Gdańsku trwały do późnego wieczora, głównie pod KW, przy Dworcu Głównym i Wałach Piastowskich. Padły pierwsze ofiary, było wielu rannych i aresztowanych. O wyprowadzeniu wojska z ko­szar gdańskich zadecydował premier Cyrankiewicz.

Wieczorem w TV gdańskiej przewodniczący Prezydium WRN Tadeusz Bejm apelował o rozwagę i „pomoc społeczeńst­wa w wyizolowaniu grup niszczycieli". Wkrótce do Gdańska przy­był też I sekretarz KW Karkoszka, który wraz z wicepremierem Kociołkiem utworzył lokalny sztab do walki z demonstrantami. W nocy przyjechali też z Warszawy Kliszko z Logą-Sowińskim i gen. Korczyńskim, delegowani przez Gomułkę. Utworzyli oni kon­kurencyjny sztab, w którym znaleźli się Dowódca Okręgu Po­morskiego WP gen. Józef Kamiński, dowódca marynarki wojen­nej kadm. Ludwik Janczyszyn oraz dowódcy MO i SB. Trójmiasto, a wkrótce także Szczecin objęto blokadą telekomunikacyjną. Od­tąd wydarzenia rozwijały się pod wpływem kilku czynników. De­monstranci w gniewny, ale początkowo pokojowy sposób wyrażali sprzeciw wobec podwyżki i polityki władz, siły policyjne zaś tłu­miły rozruchy na polecenie kierownictwa gomułkowskiego bądź też prowokowały je z inspiracji moczarowców lub gierkowców.

15 XII od rana do strajku przystąpiła gdyńska Stocznia im. Komuny Paryskiej, gdzie jednym z przywódców strajku wybrano Edmunda Hulsza. Spontanicznie wyłoniony komitet strajkowy wysunął 9 postulatów; między innymi żądano cofnięcia podwyżki, sprawiedliwego podziału premii i wyrównania dla najmniej zara­biających, a także - wolności prasy i religii. Delegacja strajkują­cych została przyjęta przez przewodniczącego MRN Jana Ma­riańskiego, który straszył interwencją radziecką, ale ostatecznie uznał zasadność postulatów strajkowych. Lokalne porozumienie wywołało aplauz. Demonstracja przeszła przez Gdynię z flagami; ludzie żegnali się i rzucali kwiaty. W „Dalmorze" wybrano gdyński komitet strajkowy, który zgodnie z umową zajął miejsce w Mło­dzieżowym Domu Kultury przy ulicy Polskiej. W nocy z wtorku na środę cały komitet aresztowano. MO w bestialski sposób skato­wała jego członków i osadziła w więzieniu w Wejherowie.

Gdańsk - demonstrujący robotnicy przed Dworcem Głównym, 15.12.1970 r.

W tym samym czasie w Gdańsku strajk rozpoczęły załogi Stoczni im. Lenina, Stoczni Północnej i Gdańskiej Stoczni Re­montowej, Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego oraz nie­których innych zakładów. Samorzutnie wyłaniano robotnicze ko­mitety strajkowe, zgłaszano postulaty cofnięcia podwyżek i po­prawy warunków pracy. O 7.30 demonstracja uformowała się pod budynkiem Komendy Wojewódzkiej MO, gdzie wywiązały się ost­re starcia ze specjalnymi oddziałami bojowymi policji. Tłum, li­czący około 10 tys. osób, obiegł też ponownie gmach KW. Walki z MO toczyły się koło Dworca, gdzie podpalono kilka samocho­dów milicyjnych. Wkrótce potem podpalono także budynek KW. Po ostrzegawczej salwie przebranej w mundury wojskowe policji rozległy się szydercze śmiechy manifestantów. Rozpoczęła się ewakuacja siedziby komitetu partyjnego. Pracownicy KW wyskaki­wali przez okna; podjęto też nieudane próby wyzwolenia oblężo­nych funkcjonariuszy helikopterem. Dopiero kolejny atak MO umożliwił zakończenie ewakuacji. Gmach KW został spalony. W całym mieście toczyły się starcia demonstrantów z milicją. Przeciw pałkom, petardom i gazom łzawiącym leciały kamienie. Przed Dworcem Głównym rozbrojono kolumnę transporterów WP. Padły znów ofiary. Aresztowanych katowano w milicyjnych „sukach".

 

15 XII rano na posiedzeniu ścisłego kierownictwa partyjne­go z Gomułką na czele zapadła decyzja zezwalająca na użycie broni dla stłumienia demonstracji na Wybrzeżu. Decyzję podjął Gomułka w obecności przewodniczącego Rady Państwa Spychal­skiego i premiera Cyrankiewicza, przez co uzyskała ona moc pań­stwową. Obecny przy tym gen. Jaruzelski nie protestował, uwa­żając, że w Polsce rządzi i tak partia, a nie władze państwowe.Posiadając raporty o sytuacji na Wybrzeżu, kierownictwo gomułkowskie musiało więc mieć świadomość, że decyduje się na maso­wy rozlew krwi, a nie rozwiązanie polityczne. O 18.00 władze wprowadziły w Trójmieście „godzinę milicyjną". W specjalnym programie TV Kociołek uzasadnił „akcję sił porządkowych" ko­niecznością „przywrócenia normalnego życia". Jednocześnie sztab Kliszki podjął decyzję o obsadzeniu całego Trójmiasta wojskiem.

Tymczasem okazywało się, że nie wszyscy główni aktorzy po­litycznej sceny PRL wykonują polecenia Gomułki, a nawet że prowadzą własną grę. Niejasna jest rola, jaką odgrywał w wyda­rzeniach Moczar, który prawdopodobnie wydawał polecenia MO. Gen. Korczyński mógł wykonywać polecenia Gomułki, ale nie do końca jasne jest jego współdziałanie z Moczarem. Gierek przeby­wał na Śląsku, ale czujnie obserwował przebieg wydarzeń i praw­dopodobnie częściowo nimi sterował. Komendant Główny MO gen. Tadeusz Pietrzak, związany z Moczarem, nie chciał przyj­mować rozkazów od Kliszki, tylko od ministra Świtały. Zapytany 16 XII przez Gomułkę, jak zachowa się wojsko, gen. Jaruzelski odparł wymijająco, iż „armia wypełni swój obowiązek". Gomułka zauważył, że sytuacja wymyka mu się z rąk. Zwrócił się więc o po­moc do Kremla. Nie wiadomo przy tym, na co liczył; „pomoc" Armii Czerwonej mogła sparaliżować opór społeczeństwa, mogła jednak doprowadzić do nieobliczalnych w skutkach walk, gdyby część żołnierzy WP zwróciła się przeciw Rosjanom.

Rano 16 XII wojsko obsadziło główne drogi i budynki pub­liczne w Trójmieście. Nie uspokoiło to jednak nastrojów. W Stocz­ni Gdańskiej 3/4 załogi wiecowało domagając się od dyrekcji od­powiedzi na robotnicze postulaty. Gdy grupa demonstrantów wy­szła za bramę, z czołgów padły strzały. Zginęły 2 osoby, a 11 było rannych. Wiec strajkowy zorganizowano w ZNTK i Porcie. Żą­dano podwyżki płac o 30% i gwarancji poprawy warunków miesz­kaniowych. O 9.00 Stocznia im. Lenina uchwaliła rozpoczęcie strajku okupacyjnego. Komitet strajkowy powołał specjalną straż robotniczą. Po południu strajk okupacyjny ogłosiła też Gdańska Stocznia Remontowa i Stocznia Północna. Postulaty strajkowe obejmowały ukaranie winnych złego stanu gospodarki, podwyżkę płac i usunięcie wojska z Trójmiasta. Spotkanie delegacji robot­niczej z dwoma członkami KW okazało się bezowocne. Władze nie zamierzały ustąpić. Doszło też do walk koło budynku telewizji gdańskiej, gdzie padły dalsze liczne ofiary. W Gdyni strajkowano w Stoczni im. Komuny Paryskiej i Porcie. Żądania obejmowały przede wszystkim zwolnienie aresztowanych przywódców strajku. Ponieważ władze nie reagowały, na ulicach znów nasiliły się de­monstracje. Próbowano podpalić komitet miejski PZPR. O 20.00 Zjednoczenie Przemysłu Okręgowego przekazało do gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej telefonogram o przerwaniu pracy w dniu następnym. Do Stoczni Gdańskiej weszło wojsko. W tym samym czasie zajścia uliczne objęły także Słupsk i Elbląg, gdzie demonstranci zaatakowali komitet PZPR. Wieczorem przed ka­merami gdańskiej TV Kociołek ponownie apelował o spokój i po­wrót do normalnej pracy. Było to sprzeczne z odezwą Zjedno­czenia.

Pochód mieszkańców Gdyni z ciałem „Janka Wiśniewskiego”, ul. Czerwonych Kosynierów (ob. Morska), 17.12.1970 r

Rankiem 17 XII tysiące ludzi zmierzały, zgodnie z odezwą Kociołka, w stronę zakładów pracy, ale w celu podjęcia strajków okupacyjnych. Wiadukt koło stacji Gdynia-Stocznia okazał się obstawiony wojskiem. Ludziom kazano się nagle rozejść i bez ostrzeżenia wojsko otworzyło do nich ogień. W masakrze zginęło kilkadziesiąt osób, w tym kobiety w ciąży. Nadjeżdżały ciągle nowe pociągi, z których wysiadali pracownicy zmierzający do Stoczni. Widząc, co się stało, około 5 tys. ludzi starło się z uzbrojonymi po zęby oddziałami MO i wojska. Z lokomotywy pobrano ropę, przy której pomocy atakowano wozy bojowe WP. Walki trwały po­nad dwie godziny. Padło wielu dalszych rannych i zabitych. Wojsko i milicja strzelały w tłumy zebrane na peronach, z hal Dworca Gdynia-Osobowa patrole milicyjne wyciągały młodszych męż­czyzn i biły ich do nieprzytomności. Jedna z grup robotników przedostała się do śródmieścia Gdyni niosąc na drzwiach zwłoki młodego mężczyzny, owinięte biało-czerwona flagą - symbol tra­gedii. Strzelanina trwała też przed Komendą MO i Prezydium MRN w Gdyni. Ostrzelanie spokojnie idących do pracy robotni­ków na wiadukcie gdyńskim było aktem ludobójczym, wykonanym z zimną krwią na rozkaz kogoś z partyjnej „góry", by zapobiec przekształceniu się demonstracji w strajki okupacyjne, a także by przelana krew uczyniła sytuację Gomułki bez wyjścia. Kim był rozkazodawca - do dziś dokładnie nie wiadomo. Szczególną za­jadłość wobec demonstrantów przejawiał Kliszko, oddziałami WP stacjonującymi w Trójmieście dowodził gen. Korczyński, który osobiście brał udział w niektórych akcjach pacyfikacyjnych,

0 prowokację zaś podejrzewano Kociołka. Kulisy sprawy pozostają do końca nie wyjaśnione.

Szczecin - płonący gmach KW PZPR. 17.12.1970 r.
 

W tym samym czasie w Stoczni Szczecińskiej im. Warskiego zebrani na wiecu robotnicy wysłali swych przedstawicieli do I sekretarza KW Antoniego Walaszka. Powszechnie nienawidzony za arogancję i wystawny tryb życia bonza partyjny odmówił przy­bycia na zebranie z robotnikami i rozkazał otoczyć Stocznię kor­donem MO. Dowiedziawszy się o tym załoga Stoczni uchwaliła postulaty, obejmujące między innymi żądanie powołania nieza­leżnych od władz związków zawodowych, podwyżki płac, obniżki cen, zwolnienia aresztowanych oraz „nieszargania honoru wojs­kowego" przez przebieranie się milicji w mundury WP. Sformowa­no pochód, który zaraz po wyjściu ze Stoczni zaatakowany został pałkami przez milicję. Robotnicy cofnęli się, ale nie rezygnując z dotarcia pod gmach KW wyszli ponownie uzbrojeni w metalo­we rury. MO otworzyła ogień zabijając i raniąc wiele osób. Demon­stranci nie ustąpili jednak i będąc w większości natarli z taką siłą, że kordony milicyjne pękły. Parę wozów MO stanęło w płomie­niach, a pochód dotarł w końcu pod KW Przerażeni dygnitarze partyjni z samym Walaszkiem na czele uciekli do pobliskiej Ko­mendy MO. Jeden z sekretarzy KW, Łochowicz, w panice wysko­czył z okna i złamał nogę, jednak demonstranci nie tknęli go i po­zwolili rannego zabrać na pogotowie. Gmach KW został spalony, podobnie jak willa Walaszka.

Wojsko początkowo biernie przyglądało się w Szczecinie roz­wijającym się wydarzeniom. Kiedy rozchodzący się tłum został ponownie zaatakowany przez milicję od strony Komendy MO, demonstranci znów przeszli do natarcia oblegając budynek Ko­mendy. Część manifestantów podpaliła budynki pomocnicze, a in­na grupa wyważyła wrota gmachu głównego. Posypały się stamtąd strzały. Padli zabici i ranni. Do zdobycia Komendy nie doszło ponieważ do akcji włączyły się jednostki WP ściągnięte spoza Szczecina. Gdy minęło bezpośrednie zagrożenie „władzy ludowej", milicja rozpoczęła pacyfikację miasta. Większych grup rozcho­dzących się demonstrantów unikała, lecz łapała i katowała poje­dynczych przechodniów. Setki osób pobito bestialsko i osadzono w więzieniach. Akcją w Szczecinie dowodził minister spraw we­wnętrznych gen. Ryszard Matejewski.

17 XII 1970 r. strajkował elbląski „Zamech", rejon I portu w Gdańsku, ZNTK, „Unimor", Gdańskie Przedsiębiorstwo Bu­downictwa Przemysłowego i inne zakłady Trójmiasta. W wieczor­nym dzienniku telewizyjnym ogłoszono uchwałę Rady Ministrów potwierdzającą zobowiązanie „organów ścigania" do podejmo­wania „odpowiednich" kroków w celu przywrócenia „porządku", w tym „wszystkich prawnie dostępnych środków przymusu włącz­nie do użycia broni przeciwko osobom dopuszczającym się za­machów na życie i zdrowie obywateli, grabieży i niszczenia mienia oraz urządzeń publicznych". O 20.00 przemówił premier Cyran­kiewicz. Rozprawiał wiele o „nadrzędnym interesie państwowym", zauważył, iż niektórych ludzi „porwały emocje", wykorzystane przez „elementy anarchistyczne, chuligańskie i kryminalne" oraz przez „wrogów socjalizmu" i „wrogów Polski". Załamywał ręce nad zniszczeniami i grabieżą, dokonywaną, notabene, w dużej mierze przez cywilnych funkcjonariuszy SB, a także nad tym, iż wydarzenia stały się „żerowiskiem dla wrogów Polski Ludowej". W potokach propagandowej demagogii o roli „klasy robotniczej", która „pod przewodem swej partii" wydobyła Polskę z „mroku okupacji hitlerowskiej", Cyrankiewicz wzywał dość dwuznacznie: „Odrzućcie od siebie prowokatorów, nie dawajcie posłuchu awan­turnikom". W podobnym duchu utrzymane były też pierwsze ko­munikaty oficjalne w prasie centralnej, które ukazały się 17 XII, po trzech dniach starć na Wybrzeżu.

W piątek 18 XII strajkowały: port i stocznia w Gdyni, stocz­nie, I i II rejon portu, ZNTK i inne zakłady Gdańska. Nie praco­wały: „Zamech" i Zakłady Przemysłu Drzewnego w Elblągu, gdzie pod wieczór doszło do krwawych starć przed komitetem PZPR i od strzałów milicji i wojska padli znów zabici. Jedyną władzą w Szczecinie stał się Komitet Strajkowy Stoczni z członkiem partii Mieczysławem Dopierałą na czele. W skład tego komitetu weszli także przedstawiciele wielu strajkujących zakładów miasta. Sztab wojskowo-milicyjny z generałami Tuczapskim i Matejewskim na czele planował złamanie strajku siłą przy pomocy wojsk dywersyjno-desantowych. Robotnicy szykowali się do odparcia szturmu.

Sytuacja w Szczecinie była skrajnie napięta, ale do dalszych walk na razie nie dochodziło.

Obradujące z niewielkimi przerwami Biuro Polityczne za­częło się dzielić. O ile użycie siły w pierwszym momencie zotało zaakceptowane z różnych pobudek przez wszystkich członków BP, o tyle teraz, gdy padły już dziesiątki ofiar, kontrola nad apa­ratem przemocy znajdowała się raczej w rękach Moczara i Gierka niż Gomułki, a dalsze wprowadzenie do akcji wojska groziło nie­obliczalnymi konsekwencjami wobec zdarzających się wypadków odmawiania wykonywania rozkazów, kierownicze gremium PZPR uległo podziałowi. Już 18 XII okazało się, iż większość członków BP opowiada się za politycznym rozwiązaniem konfliktu. Koszty wydarzeń w tym przypadku musiałby zapłacić Gomułka i jego ludzie. Szef PZPR znalazł się w mniejszości ze swoimi tezami o konieczności zdławienia „kontrrewolucji". Gdy ponadto otrzy­mał z Moskwy wiadomość, iż problem należy załatwić we­wnętrznymi siłami władz PRL, znalazł się w sytuacji bez wyjś­cia. Nie bez znaczenia był także fakt, iż obrady Biura Politycz­nego „ubezpieczały" oddziały Biura Ochrony Rządu pod dowódz­twem płk Henryka Piotrowskiego, który znajdował się w pełnej dyspozycji Moczara. Presja okoliczności wywołała u Gomułki atak nadciśnienia, w rezultacie czego odwiedziono go do rządowej kliniki.

Biuro Polityczne obradowało nadal pod kierownictwem Cy­rankiewicza. 19 XII wczesnym popołudniem gen. Jaruzelski po­informował Biuro Polityczne, że polecił zawiesić rozkaz strzelania do demonstrantów. Tejchma wysunął propozycję powołania Gier­ka na I sekretarza. Wniosek ten zdobył poparcie Jaroszewicza, Olszowskiego, Starewicza, Kociołka i Moczara. Oponował Strze­lecki. Gierek przybył do Warszawy ze Śląska, gdzie czuwał, by je­go „klasa robotnicza" poparła go przez „spokojną pracę". Komen­tarze prasowe były już bardziej oględne. Nie potępiały „winowaj­ców" zajść; apelowały raczej o spokój i rozwagę. Wojsko opuściło Stocznię Gdańską, trwał strajk w Szczecinie, ale milicja przestała prowadzić akcje zaczepne. Panował nastrój wyczekiwania. W ko­munikacie PAP z 19 XII pojawił się wieloznaczny komentarz o tym, iż „rozsądek był szczególnie potrzebny rankiem 17 b. m. w Gdy­ni". Choć nie wszyscy w Polsce wiedzieli jeszcze, że zdanie to kryje w sobie informację o bestialskiej masakrze, dla wtajemni­czonych w gry na najwyższym szczeblu władzy PRL stawało się jasne, iż dokonuje się przewrót pałacowy, a „brak rozsądku" za­czynano przypisywać Gomułce.

Nazajutrz, w niedzielę 20 XII Biuro Politycznie uzgodniło ostatecznie kandydaturę Gierka na nowego I sekretarza KC. Na czele PZPR stanął więc człowiek, który symbolizować miał nowy etap komunizmu w Polsce. W młodości górnik w Belgii, do 1944 r. nie miał większej styczności z ruchem komunistycznym i w ogóle z polityką. W 1948 r. repatriował się do Polski, gdzie mimo braku wykształcenia i zdolności umysłowych zrobił błyskawiczną karierę partyjną. Motorem awansu Gierka było bezwzględne posłuszeńs­two wobec stalinowskich mocodawców z Sekretariatu KC oraz mistrzostwo w rozgrywkach personalnych na Śląsku i w War­szawie.

20 XII rano wiadomość o odsunięciu dotarła do Gomułki w klinice na ul. Emilii Plater. O 9.30 wpadł on do sali, w której obradowało Biuro Polityczne, i w gwałtownych słowach zbeształ za spiskowanie za jego plecami. Groteskową, mimo całej tragedii scenę zakończyli lekarze, którzy udawszy się za byłym szefem par­tii oświadczyli zgromadzonej wierchuszce PZPR, że jeśli Go­mułka nie wróci natychmiast do szpitala, nie ręczą za jego zdrowie ani czyny. Wysłani przez BP do kliniki Kliszko i Cyrankiewicz uzyskali wreszcie od Gomułki rezygnację na piśmie. Gdy powróci­li na salę obrad Biura, usłyszeli, że zmiany muszą objąć także Strzeleckiego, Spychalskiego, Jaszczuka i samego Kliszkę, jako ludzi najbliżej związanych z Gomułką.

Jednocześnie zwołano w trybie nadzwyczajnym plenum KC Ponieważ mimo alarmowej sytuacji i polecenia, by korzystać z naj­szybszych możliwości komunikacyjnych, zgromadzenie w stolicy około stu osób z całej Polski musiało potrwać, VII plenum ze­brało się ostatecznie o 16.00. Informację o sytuacji w kraju, przy­gotowaną przez Jagielskiego, Olszowskiego, Starewicza i Szydlaka, przedstawił Kociołek. Cyrankiewicz zaproponował w imieniu Biura Politycznego Gierka na I sekretarza. Wniosek przyjęto przez aklamację. Mimo że Rumiński proponował dyskusję, na wniosek Gierka KC uznał, że nie czas na debaty. Obrady trwały dwie godziny. Całe odium za kryzys spadło na Gomułkę i jego czte­rech współpracowników. Na miejsce usuniętych do BP powołano Jaroszewicza, Moczara i Szydlaka, którzy byli dotąd zastępcami członków BP, a także dotychczasowego kierownika Wydziału Organizacyjnego KC, związanego z Gierkiem Edwarda Babiucha i moczarowca Olszowskiego. Na zastępców członków BP doko­optowano Jabłońskiego, gen. Jaruzelskiego i Kępę. Do Sekretaria­tu KC weszli jako nowi członkowie: Gierek jako I sekretarz, a tak­że Babiuch, Barcikowski i Kociołek. W nowym kierownictwie dominowały trzy główne grupy funkcjonariuszy: uważani za gierkowców Babiuch, Barcikowski, Jabłoński, Jagielski, Szydlak i Tejchma, zwolennicy Moczara - Kępa, Kociołek i Olszowski, a także trzecia grupa, złożona z niezależnych bonzów posiadających włas­ne oparcie na Kremlu, jak Jaroszewicz, Jaruzelski, czy niedobit­ków gomułkowskich, jak Cyrankiewicz, Jędrychowski i Loga-Sowiński. Był to układ nader nietrwały.

Plenum zakończyło się o 18.00, by dać Gierkowi choć trochę czasu na przygotowanie przemówienia dla Dziennika TV. Mo­wa telewizyjna Gierka skierowana była nie tylko do partyjnej „wierchuszki", ale do zdezorientowanych mas członkowskich PZPR i całego społeczeństwa. „Zginęli ludzie - powiedział nowy szef partii - wszyscy przeżywamy tę tragedię. Nie mogą nie cisnąć się na usta pytania: dlaczego doszło do tego nieszczęścia? [...] Jest naszym obowiązkiem - kierownictwa partii i rządu - udzielić par­tii i narodowi pełnej odpowiedzi na te pytania". Gierek dostrzegł u podłoża sytuacji przyczyny obiektywne oraz takie, które wy­nikły z „nie przemyślanych koncepcji w polityce gospodarczej". Stwierdził, iż partii „nie wolno utracić wspólnego języka z ludźmi pracy". Zapowiedział rozpatrzenie możliwości poprawy położenia materialnego najniżej uposażonych oraz zmiany założeń planu pięcioletniego na lata 1971-1975. Pochwalił robotników, którzy nie strajkowali za „dyscyplinę społeczną", a tym, którzy „dali się ponieść emocjom", wybaczył łaskawie „postępowanie brzemienne w wielkie niebezpieczeństwa dla kraju". Według Gierka to nie robotniczy protest, ale działania „wrogów socjalizmu" i żywiołów przestępczych musiały się spotkać ze zdecydowanym odporem sił „obrony porządku". Na zakończenie jeszcze raz apelował o spo­kój, porządek i „jedność całego narodu".

W wystąpieniu Gierka z 20 XII 1970 r. zastanawiać musiała płytkość analizy przyczyn kryzysu i gołosłowność obietnic. Nowy szef partii ogólnikowo odciął się od błędów poprzedniego kie­rownictwa, którego członkiem był przecież, przeszedł do porządku dziennego nad masakrą robotników, usprawiedliwił właściwie działania milicji i wojska, a jedynie obiecał poprawę bytu mate­rialnego mas. Przemówienie Gierka zrobiło jednak na ogół dobre wrażenie. Społeczeństwo w głębi kraju, zaintrygowane wydarze­niami na Wybrzeżu, lecz ciągle nie znające ich krwawego prze­biegu, wydawało się zaspokojone zmianą ekipy i nowym, jakby bardziej realistycznym stylem Gierka. Partyjne masy uznały, iż zapowiedzi poprawy sytuacji materialnej, jakie padły z ust szefa PZPR ze stosunkowo dobrze zagospodarowanego Górnego Śląs­ka, stanowią podstawę nadziei na lepszą przyszłość. Wstrząs był zresztą zbyt nagły, by wyartykułowano w samej partii bardziej gruntowne żądania.

Nieco inaczej było na Wybrzeżu. Strajki w zakładach Trój­miasta zostały zakończone. Wśród robotników panował nastrój żałoby i przygnębienia, ale czekano na ogół na to, iż nowe kierow­nictwo naprawi choć część krzywd. W Szczecinie komitet strajko­wy wykazywał bezczynność, toteż już po 20 XII powstał nowy, bardziej radykalny komitet z bezpartyjnym Edmundem Bałuką na czele. Gdy do miasta przybył minister Franciszek Kaim, na roz­mowy stawiły się oba przedstawicielstwa robotnicze, co ułatwiało stronie rządowej spacyfikować sytuację. Za cenę obietnic delega­ci strajkujących robotników zgodzili się przerwać strajk na okres świąt Bożego Narodzenia. Po świętach, które w całej Polsce ob­chodzono w nastroju smutku i niepewnych nadziei, nigdy nie od­wołany strajk szczeciński faktycznie uległ zakończeniu. Maksy­malne postulaty powołania wolnych związków zawodowych uzna­no na ogół za mało realne, podobnie jak żądania ograniczenia cenzury oraz wolności prasy i religii, toteż załogi przyjęły obietni­ce władz za dobrą monetę. Uspokojeni także kazaniem prymasa Wyszyńskiego z 20 XII i umiarkowaną postawą księży, którzy przestrzegali przed dalszym rozlewem krwi, robotnicy mieli zresztą i pewne podstawy do satysfakcji. Oto ich bunt obalił Gomułkę. Po raz pierwszy w krajach komunistycznych masy doprowadziły do zmiany rządzącej ekipy. 25 XII kardynał Wyszyński ponownie wezwał z katedry Św. Jana w Warszawie do spokoju, kierując sło­wa pociechy i współczucia do „współbraci trudnej i ciężkiej pracy, którzy straciliście swoich towarzyszy trudu".

Obietnice władz były od początku z gruntu fałszywe. Dla ukrycia rozmiarów masakry na Wybrzeżu ciała ofiar, pakowane w plastikowe worki, chowano potajemnie, nocą, pod nadzorem specjalnych komisji MSW w zbiorowych grobach na cmentarzu witomińskim, w Sprzęgawsku i innych miejscach. Wobec tego iż władze przyznały się oficjalnie do 36, a później 45 ofiar śmiertel­nych, tylko taką ilość zwłok wydano rodzinom. Dokładna liczba zabitych przez milicję i wojsko demonstrantów na Wybrzeżu nie jest znana. Podane przez władze liczby - 45 zabitych, 1 165 ran­nych i 2 898 aresztowanych - były z pewnością zaniżone. Istnie­ją doniesienia o 147 ofiarach śmiertelnych w samym Szczecinie, a ogólną liczbę zabitych ocenia się na około 800 osób. Szczególną wymowę ma także fakt, że w czasie gdy władze zwalniały areszto­wanych i zapowiadały nowe, lepsze czasy, oficerom MSW dowo­dzącym akcją pacyfikacyjną na Wybrzeżu wypłacano nadzwy­czajne premie za ich działania.

Zamieszanie na najwyższym piętrze komunistycznej władzy ustawało. 21 XII nowa czołówka partyjna: Gierek, Babiuch i Tejchma spotkali się z kierownictwem ZSL z Czesławem Wycechem oraz SD z Zygmuntem Moskwą na czele, by potwierdzić, że poza retuszami personalnymi wszystko w systemie władzy ma pozostać po staremu. Jednocześnie nadeszła oficjalna depesza gratula­cyjna dla Gierka z Moskwy. Breżniew uznał i pochwalił nowego szefa PZPR nie wspominając ani słowem o wydarzeniach na Wy­brzeżu. Komentarze prasowe wyrażały „ulgę" po VII plenum KC, podkreślały szanse „przełamania kryzysu" zaufania między kie­rownictwem partyjnym a społeczeństwem. Prawi ono wiele o ko­nieczności „spojrzenia w przyszłość" i „rozwinięcia dialogu", a ko­mentarze tego rodzaju podpisywali często dziennikarze znani z czar­nosecinnych wystąpień w marcu 1968 r. 22 XII Rada Ministrów uchyliła ustawę z 17 XII o możliwości użycia broni przeciw de­monstrantom.

23 XII zebrał się Sejm PRL, by wysłuchać przemówienia Gierka o „odbudowie więzi wzajemnego zaufania" oraz by za­twierdzić zmiany personalne. Z funkcji przewodniczącego Rady Państwa usunięto Spychalskiego, a premierem przestał być Cy­rankiewicz. O ile dla pierwszego odstawka była całkowita, dru­giego wycofano na stanowisko opróżnione przez Spychalskiego. Nowy premier Jaroszewicz podziękował nawet Cyrankiewiczowi za „długoletnią, pełną zaangażowania pracę". Wobec powołania Kociołka na sekretarza KC zrezygnował on z funkcji wicepre­miera, a nowymi zastępcami szefa rządu zostali Franciszek Kaim i Jan Mitręga. Wraz z nowymi ministrami przemysłu maszyno­wego Tadeuszem Wrzaszczykiem i przemysłu ciężkiego Włodzi­mierzem Lejczakiem stanowili oni grupę zaufanych współpracow­ników Gierka. Nowy premier Jaroszewicz wygłosił dość rzeczowe przemówienie o kierunkach najbliższych prac rządu, po czym Sejm partyjnych mianowańców udzielił Radzie Ministrów, odpo­wiedzialnej przecież za masakrę na Wybrzeżu, absolutorium.

„Zaufanie się odradza", donosiła prasa akcentując „dobro­dziejstwa" nowej ekipy: 7 mld zł przeznaczono na poprawę sytua­cji materialnej rodzin najuboższych, 29 XII Biuro Polityczne pod­niosło najniższe płace, a minister handlu zagranicznego Janusz Burakiewicz podpisał umowę handlową z ZSRR obejmującą roz­szerzenie dostaw radzieckich dla Polski w 1971 r. Obiecano też zamrozić ceny na najbliższe lata. Władzom, w których grudzień przyniósł tylko początek powierzchownych zmian personalnych, wydawało się, iż tragedię Wybrzeża da się zaklajstrować obietni­cami, gestami w dziedzinie ekonomicznej oraz nowym stylem propagandy.

* Zdjęcia IPN http://www.grudzien70.ipn.gov.pl/

Książkę można nabyć w Księgarni PWN.






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.