DYKTATURA DEBILI, cz. XIII
data:11 czerwca 2012     Redaktor: Barbara Chojnacka

Ustny egzamin maturalny, zwany także wewnętrznym, bo odbywa się w macierzystej szkole zdającego, choć bez udziału nauczyciela, który go uczył przez 3 lata, to już w ogóle żenada nad żenadami.

Archiwum

Pamiętają Państwo swoją maturę ze "starego", czteroletniego liceum? Całą historię i teorię literatury do opanowania? Wymaganie znajomości lektur, tych dłuższych i tych krótszych, bez możliwości zaglądania do tekstu w czasie egzaminu (chyba że w ramach odpowiedzi na konkretne pytanie z nauki o języku)? Wymaganie znajomości tejże nauki o języku (materiał z 12 lat szkolnych na wszystkich poziomach!)?


Teraz (od 2005 roku) mamy tak zwaną "prezentację". Maturzysta sam wybiera temat, studiuje go, przygotowuje, wybiera bibliografię i materiały dodatkowe (multimedialne), opatruje ciekawostkami i wygłasza przed dwuosobową komisją w ciągu 10 ? 15 minut. Następnie egzaminatorzy zadają mu pytania, przeważnie 3 ? 4, i mają na to następne 15 minut. Ocenia się, podobnie jak egzamin pisemny, według ściśle określonego "klucza", który zawiera cztery zakresy: realizacja tematu, kompozycja, rozmowa i język (obu części egzaminu). Za całość można dostać od 0 do 20 punktów, przy czym 6 wystarcza, by maturę ustną z polskiego zdać (osławione 30%). Tyle teorii na poziomie ogólnym. Triumf święta, jak mawia mój kolega nauczyciel, święta, w ramach którego mistrz i uczeń zamieniają się rolami, zdający prezentuje owoce swoich zainteresowań i pasji, wielomiesięcznych analiz okraszonych zapierającymi dech w piersiach efektami specjalnymi, pokazuje się jako ekspert od tematu, który wszakże sam wybrał, umożliwia ? sobie i egzaminatorom ? uczestnictwo w intelektualnej uczcie swobodnej rozmowy, udowadnia wyższość własnych studiów nad nudnym szkolnym obowiązkiem ? itd., itp. i kukuryku.


Teoria na poziomie szczegółowym jest już mniej "świąteczna". Aby ułatwić maturzyście wybór tematu, szkolny zespół egzaminacyjny przygotowuje od kilkudziesięciu do kilkuset (w zależności od liczby potencjalnych zdających) propozycji, z których każda na etapie początkowym musiała być uzgodniona z OKE (Okręgową Komisją Egzaminacyjną), aby nie naruszyć ustalonych przez nią zasad formułowania tematu. (Pozwolą Państwo, że w szczegóły tych zasad wchodzić nie będę, gdyż obawiam się, że większość moich Szanownych Czytelników uciekłaby z krzykiem od komputera już z powodu samej pseudonaukowej terminologii, przy pomocy której są sformułowane, a zależy mi na tym, by Państwo jednak doczytali do końca.) Określa się termin wyboru tematu, by dziecko nie zapomniało, że ma maturę i dysponowało właściwą ilością czasu na przygotowanie się do niej. Konsultowanie z uczniami etapów realizacji przygotowań nie jest wymagane, ale każdy w miarę przytomny nauczyciel je ustala, choćby po to, by nie odpowiadać za efekty całkowitej niesamodzielności i bierności młodzieży (i tak odpowiada, ale teoretycznie ma prawo się łudzić, że nie). Bibliografia (ustala się termin jej złożenia ? na miesiąc przed egzaminem) składa się z dwóch części: literatury podmiotowej (lektur, filmów, spotów?) i przedmiotowej (opracowań do cz. I). I teraz uwaga: wybranych pozycji nie musi, a nawet nie powinno (ze względu na ograniczony czas egzaminu) być więcej niż 3 ? 5. Oznacza to, że wymaganie znajomości materiału z 3 lat nauki w liceum ogranicza się do tych 3 ? 5 pozycji lub zgoła nie istnieje, bo uczeń nie jest obowiązany wybrać szkolną lekturę. Co więcej ? nie jest obowiązany znać całość wybranego tekstu; jeśli w bibliografii zaznaczy, że korzystał z (np.) I i XI księgi "Pana Tadeusza", nie mam prawa go zapytać z pozostałych dziesięciu, choć jest to materiał absolutnie elementarny na poziomie podstawowym! Bo w czasie "rozmowy" egzaminator musi się ograniczyć do zakresu wyznaczonego przez zdającego: pytać można z prezentacji, bibliografii i niczego więcej! Niezmiernie ciekawy jest rozkład punktów w "kluczu": za język dostać ich można niemal dwa razy tyle, co za realizację tematu i kompozycję razem wzięte (czyli w zasadzie za to, o co chodzi w całym tym egzaminie!), a maximum za "rozmowę" wynosi 7, a więc o 1 więcej niż trzeba uzyskać za całość, by zdać! Gdyby się tak złośliwie przyczepić, to należałoby zauważyć, że prezentacja (na której przygotowanie maturzysta ma 7 miesięcy!) nie jest w zasadzie do niczego potrzebna, wystarczy pogaworzyć przez 10 minut o "wybranych" pozycjach z bibliografii w miarę poprawną polszczyzną.


Wszystkie te zasady, podobnie jak w przypadku egzaminu pisemnego, opracowano w pocie czoła, aby ? uwaga, uwaga!!! ? ZAPOBIEC NIEUCZCIWEMU I SUBIEKTYWNEMU OCENIANIU ORAZ ? tak, już Państwo wiedzą! ? KAŻDEMU DAĆ SZANSĘ!


?zaś najciekawiej ? rzecz jasna - wygląda praktyka. Uczniowie dostają (u mnie ? każdy na ksero do ręki plus na tablicy informacyjnej w każdej sali lekcyjnej) zestaw proponowanych tematów w czerwcu, na zakończenie nauki w klasie przedmaturalnej. Do 30 września, a więc 3 -4 miesiące, mają czas na wybór tematu, co po rozpoczęciu nowego roku szkolnego jest im raz na kilka dni przypominane. Około 28 września zaczynają się pielgrzymki z pytaniami: "Gdzie jest zestaw tematów?", "Do kiedy trzeba oddać?", "Komu trzeba oddać?" "Czy można wybrać własny, inny niż w proponowanym zestawie?", "Czy może mi Pani wybrać, bo ja się nie umiem zdecydować?" itp. Jeśli do 30 września u dyrektora nie ma listy uczniów z wybranymi przez nich tematami, nauczyciel wzywany jest na dywanik i obsztorcowywany. Przez następne miesiące nauczyciel kilkakrotnie wyjaśnia (na specjalnie do tego przeznaczonych lekcjach, które musi "sobie" wykroić z tego nadmiaru, jakim dysponuje po błyskawicznej "realizacji podstawy programowej" ? he, he! ? oraz na licznych spotkaniach indywidualnych, które sam wyznacza i których pilnuje, bo inaczej nikt by nie przyszedł), jak wygląda egzamin, jakie są kryteria oceniania, na czym polega punktacja, a ? nade wszystko ? co to jest bibliografia, jak ją sporządzić i jak z niej korzystać. Ćwiczy także próbne prezentacje, wraz z rozmową i punktowaniem, na lekcjach, które "sobie"? i tak dalej. Mniej więcej na dwa dni przed wyznaczonym (przez CKE!) terminem złożenia prezentacji zaczynają się kolejne pielgrzymki z pytaniami ? tak! już Państwo wiedzą! ? "Jak się robi bibliografię?" lub (w najlepszym razie): "Czy to jest dobrze?" Temu drugiemu pytaniu towarzyszy kartka wydruku komputerowego, na której wszystko ? począwszy od liczby pozycji, skończywszy na ortografii ? jest do poprawki. Przez następne dni nauczyciel z obłędem w oczach poprawia kolejne "wersje", słuchając jęków i wymówek biednych dzieci, które pojąć nie mogą, jak można się czepiać takich szczegółów jak wielkie czy małe litery w zapisie tytułu. Na koniec i tak ląduje na dywaniku, bo nie dotrzymał (nauczyciel!) terminu i/lub pominął jakiś detal w teczce z bibliografiami. Przy tej okazji słyszy także, iż "młodzież się skarży, że na korepetycjach jest podawany inny sposób sporządzania bibliografii maturalnej." Aha! O tym już pisałam.


A potem ? nareszcie, nareszcie, hura, hura! ? przychodzi dawno oczekiwane "święto", czyli Dzień Świstaka? o, przepraszam! ? Egzaminu (w praktyce - najmarniej kilka dni - od rana do wieczora), kiedy to okazuje się, że "eksperci" nie potrafią sensownie odpowiedzieć na żadne (lub prawie żadne) pytanie związane z ich "specjalizacją", nie wiedzą, co mają we "własnoręcznie" sporządzonej bibliografii, nie znają lektur, które sami "wybrali", a w najlepszym razie nudzą tak, że można umrzeć albo zwariować. Mówiąc brutalnie ? mniej więcej połowa korzysta z "gotowców" z internetu lub od "speców" z jakiejś "giełdy" za 100 ? 200 zł, których to gotowców uczy się na pamięć. Nie wierzą, nigdy nie wierzą, choć są uprzedzani, że "prezentację" wyuczoną na pamięć bez zrozumienia (jaki cyrk, gdy się zapomina dalszego ciągu w połowie zdania!) każdy średnio inteligentny egzaminator rozpoznaje po 10-ciu sekundach. Nie wierzą i uparcie próbują. Rywalizują między sobą, kto "zdąży" przygotować prezentację w najkrótszym czasie. Po co 7 miesięcy? "Wystarczą" dwa dni, może jeden? "Efekty" widać natychmiast ? nie wierzą. Nie wierzą także, że mogą nie zdać. Przecież współczesna szkoła daje każdemu szansę? Obserwowanie bladości, spoconych czół i trzęsących się rąk największych szkolnych kozaków, których jednak zżera trema, bo - podświadomie przynajmniej ? czują, że nie są przygotowani, stanowi naprawdę wątpliwą satysfakcję, choć czasem tylko taka pozostaje?


Najbardziej kuriozalny egzamin, jaki "odbierałam" w życiu, wyglądał tak: Przyszedł chłopak z tematem "Wpływ języka reklam na rzeczywistość" czy podobnym, bo co innego miał napisane na kartce z bibliografią złożoną miesiąc wcześniej, a co innego zapowiedział na początku prezentacji. W bibliografii było kilka telewizyjnych spotów reklamowych (naprawdę nic oprócz tego!!!), z których żadnego nie raczył pokazać w ramach szerokich możliwości multimedialnych, tylko opowiadał, "co w nich jest". "Opowiadał" to złe słowo, raczej sygnalizował dwoma lub trzema słowami. Połowę "załatwił" stwierdzeniem: "Nie pamiętam, co w nich było." Nie potrafił wyjaśnić różnicy pomiędzy dwiema wersjami tematu. Nie potrafił zdefiniować żadnego środka językowego, który te spoty podobno zawierały (podobno, mówię, bo żadnego nie widziałam). Na pytanie, dlaczego nie przyniósł płyty lub innego nośnika, dzięki któremu mógłby pokazać omawianą reklamę, albo choćby folii do epidiaskopu, odparł: "A, tak jakoś? nie wziąłem z domu?" Nic się nie dało zrobić, zapewniam. A tak trzymałyśmy kciuki!


PS. Basiu, dzięki za wyrazy współczucia. Naprawdę nie o to chodzi. Ja swoje wykształcenie i wiedzę mam. Nawet mi płacą, marnie, ale płacą. Lecz ta biedna rzesza debili nigdy się nawet nie dowie, co straciła przez politykę innych debili. Zaprzepaszczone pokolenie, które za kilka (-naście) lat będzie rządzić Polską, kreować Jej kulturę, oświatę, kształtować kolejne generacje? Czas umierać. I też nie o to chodzi. Nie o to przecież, że po nas choćby potop. O Polskę toczy się gra. Jak przez wieki?


Żmirska






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.