Już 35 lat mija od dnia, kiedy to wojskowa junta bezprawnie wprowadziła w Polsce stan wojenny. W 2013 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że dokonała tego tajna grupa przestępcza o charakterze zbrojnym pod wodzą gen. Wojciecha Jaruzelskiego, a jej celem była likwidacja NSZZ "Solidarność" i zachowanie ustroju komunistycznego oraz osobistych pozycji we władzach PRL. Generał Jaruzelski odszedł z tego świata nieosądzony, szefa aparatu bezpieczeństwa Czesława Kiszczaka skazano wtedy na dwa lata więzienia w zawieszeniu.
Cela numer 5
Kobiety wpuszczono do pojedynczej celi. Umywalka, ubikacja i jeden drewniany katafalk. Było nas tylko cztery ale i tak na katafalku było za mało miejsca, aby się położyć. Musiałyśmy siedzieć w poprzek i opierać się plecami o zimne cegływięziennej ściany. Zmarznięte nogi sterczały i cierpły. Po jakimś czasie zaczęły się nawoływania:
- Ludzie skąd jesteście ? – krzyczał jakiś męski doniosły głos.
Wymieniano regiony, nazwiska i funkcje. W celi po lewej stronie były dziewczyny z Podbeskidzia. Wszystkich kobiet było siedemnaście. Nad świtem mężczyżni zaczęli walić w drzwi i domagać się włączenia głośników zawieszonych nad dzrzwiami celi .
Wszyscy zaczęliśmy krzyczeć:
- Włączyć głośniki, włączyć głośniki!
Pięściami i butami waliliśmy w żelazne drzwi cel. Wszyscy, równo i miarowo.
Rozdzierający więzienną ciszę hałas, swoim brzmieniem przypominał kroki maszerującego rytmicznie tłumu.
***
Wtedy poczułam, jak opuszcza mnie lęk i poczucie bezradności. Z każdym okrzykiem i każdym walnięciem zaciśniętą pięścią w okute blachą drzwi bałam się coraz mniej. Ta kanonada trwała jakiś czas. Poczułam, jak zaczyna mnie pobolewać gardło. Dopiero o szóstej rano włączono „ kołchoźniki”. Przemawiał Jaruzelski.
- Obywatele i Obywatelki....
Po przemówieniu zapadła cisza, potem jakiś męski głos gdzies w oddali zaintonował, „Jeszcze polska nie zginęła”. Nie mogłam śpiewać. Przeszkadzały mi łzy, których nieprzebrany ocean zaczynał dusić w gardle.
Nad ranem przeniesiono nas z celi do lepszego baraku. Wydano nam pościel, ręczniki, mydło. Chaos w postępowaniu z nami był wręcz żenujący. W pokoju było sześć piętrowych łożek. Wybrałam sobie dolną pryczę pod oknem i położyłam się.
Nie znałam kobiet, z którymi się tutaj znalazłam zaczęłam więc pytać o nazwiska i funkcje. Wszystkie z komisji Zakładowych NSZZ „Solidarność” ze Śląska i Zaglębia. Nikt nikogo nie znał. Wszystkie byłyśmy bardzo nieufne. Nikt też nie potrafił powiedzieć co dalej z nami zrobią. Ta niewiedza i niepewność były bardzo trudne do zniesienia.
***
Około godziny dziewiątej do pokoju wszedł lekarz w lekko wymiętym, białym fartuchu i dwie pielęgniarki. Zdawkowe słowa powitania. Nie wiedzą co się dzieje. Stan wojenny ale Rosjanie nie weszli tylko polskie wojsko przejęło władzę w kraju. Rosjanie pewnie są na czatach. Przerwano połączenia telefoniczne. Wszyscy w szoku. Przywódców Solidarności wyłapano.
Po obiedzie, który był o godzinie dwunastej. Kazano się nam spakować. Z obiadu pozbierałam resztki gotowanej wołowiny, zawinęłam w kawałek papieru i schowałam do kieszeni. Do pierwszej budy wpuszczono 10 kobiet. Nikt nie powiedział nam dokąd jedziemy. Zapytałam strażnika, jaka długa będzie podróż - Godzina może więcej - odpowiedział półgębkiem.
Jechałyśmy budą czyli ciężarówką z plandeką. Naprzeciw mnie kobieta z rękami skutymi kajdankami do tyłu. Na oczy spadała jej zimowa czapka. Pod niedopiętym płaszczem zupełnie nieadekwatna na tę porę roku lekka letnia bluzeczka, spódnica z niedopiętym zamkiem błyskawicznym i męskie, za duże półbuty na nogach bez pończoch.
Przyglądałam się jej zaciętej i nieobecnej twarzy. Patrzyła na mnie, ale niczego nie widziała. Mamrotała coś sama do siebie. Próbowałam odczytać z ruchów warg sens wypowiadanych przez nią słów ale hałas warczącego silnika zagłuszał to co mówiła. Dopiero jak zatrzymaliśmy się chyba przed jakimś przejazdem kolejowym, udało mi się coś zrozumieć .Nachyliłam się aby poprawić czapkę, która przy zatrzymaniu zsunęła się jej na twarz. Usłyszałam wtedy wyraźnie:
- Wy czerwone świnie, ja wam tego do śmierci nie zapomnę.
Spojrzała na mnie gdy poprawiłam jej czapkę.
-Dziekuję, te skurwysyny dzieci mi zatrzasnęli w mieszkaniu same, nie chciałam się ubrać, to sami mnie ubrali. Męża stare półbuty założyli i wlekli po podwórku darłam się na całe gardło, ale nikt nawet światła nie zapalił.
Jak się moim dzieciakom coś stanie to znajdę i własnymi rękami uduszę tego co mi dzieci nie pozwolił zaprowadzić do sąsiadki.
Milczałam, wyobrażając sobie cała opisywaną przez kobietę scenę.
- Że też takie ścierwo polska ziemia nosi- zakończyła swoje opowiadanie szeptem.
***
Zatrzymałyśmy się przezd bramą więzienia. Wysiadłyśmy na placu, wokół grube, stare mury. Sosnowiec Radocha 25, pawilon żeński. Znowu rewizja osobista,spisywanie danych, rejestracja. Wchodzimy na pierwsze piętro. Wydawanie więziennej odzieży i kolejna rewizja. Dano nam więzienne koszule i pozwolono nam sie położyć. Wtedy przyszła klawiszka i znowu kazała nam się pakować. Pierwszy czarny więzienny chleb i czarna kawa.
Z kieszeni płaszcza wyjęłam kawałki zabranego z Szerokiej mięsa. Więzienną łyżką starałam się je poucinać na równe kawaleczki. Nie wszystki mogły jeść. Skarżyły sięna nudności i bóle brzucha. Znowu zakaz położenia się na pryczach. Na pytanie:
- A jak sie położę co to się stanie ? - nie usłyszałam odpowiedzi.
Dwie kobiety popłakiwały. Jedna z nich, która dostała boleści pojękiwała.
W kącie stała ubikacja, obok umywalka. Kobieta usiadła na toalecie. Wszystkie odwróciłyśmy się, aby na nią nie patrzeć.
Po dwunastej na obiad kasza i brudnawy sos. Żadna z nas nie miała apetytu. W celi umosił się zapach źle spłukanych odchodów ale okna nie można było otworzyć.Każda z nas byla sama ze swoimi myślami.
***
Po obiedzie przyszła oddziałowa i zapowiedziała, że w poniedziałek, jak przyjdzie naczelnik to nas przeniosą ale dzisiaj śpimy tutaj. Trzeba wybrać kogoś kto będzie meldował strażnikowi stan celi i odpowiadał za dobrze ułożoną „kostkę”. Przez chwilę nikt się nie zgłaszał więc zgłosiłam się ja. Do celi wniesiono taboret i jedna z więźniarek, która rozdawała obiad pokazała nam jak układać tę kostkę. Składanie więziennych koszul, spódnic, ułożenie łyżki. Zapowiedziano przeniesienie nas do innego skrzydła bydynku wydzielonego specjalnie dla nas czyli politycznych. Tam będziemy same, bo zaniżamy poziom więziennej dyscypliny i demoralizujemy innych więźniów. Zaburzamy porządek, zadajemy pytania i sprawiamy kłopot.
***
Znowu pakowanie. Wychodzimy na dziedziniec, wokół niskie zabudowania starego więzienia. Pralnia, łaźnia i kuchnia. Nad nimi z prawej strony widać budujące się wysokościowce. Mijamy budynki gospodarcze wieżyczka strażniczą i ostatni po lewej stoi nasz pawilon w nim pięć cel. Parter, a wlaściwie piwnica. Okienko w celi prawie przy suficie. Dziesięć piętrowych, więzienych prycz. Po prawej stronie stół i zawieszona na ścianie szafeczka. Po obu stronach stołu dwie ławki do siedzenia.
W głębi celi tuż za piętrowym łóżkiem brudna i cuchnąca uryną muszla klozetowa, przeżarta rdzą umywalka i kran z zimną wodą. Zajęłam sobie górną pryczę tuż przy lufciku okiennym na przeciwko drzwi.
Obok naszej celi były jeszcze dwie cele z dziewczynami z „Solidarności”. Nie wiedziałyśmy kim są do czasu pierwszego spaceru. W celi numer 5 sosnowieckiegio więzienia było bardzo zimno. Kran z wodą zamarzł. Na końcu zardzewiałego aluminiowego kurka martwo zastygła kropelka wody. Spać kazano nam iść bardzo wcześnie. Pewnie obsługa kończyła pracę, kuchnia wydawanie posiłków i na świetle można było zaoszczędzić. Już o czwartej było po kolacji wieczorne liczenie. O szóstej wieczorem koniec dnia, na prycze marsz i cisza nocna. Cienkie śmierdzące koce. Sienniki wypełnione przegniłą, wilgotną słomą, zapadające się dziurawe,zniekształcone pod ciężarem innych ciał siatki. Łażące po ścianach karaluchy, popiskujące w szparach szczury i ślizgające się leniwie po brudnych odrapanych ścianach światło więziennego reflektora.
***
Początkowo w celi było nas osiem. Pode mną na dolnej pryczy spała Barbara Rusek. To jej zatrzasnęli dzieci 2 i 4 latka, mąż był na nocnej zmianie w kopalni. Naprzeciw Basi spała Gabriela Sadkowska, w domu zostawiła dwóch dorastających synów, nad nią Anka Nowińska z Mysłowic, bezdzietna mężatka, obok niej Basia Czyż, której w domu zostały dwie dziewczynki 9 i 12 lat i chłop, który odwagą nie śmierdział, ale teraz przynajmniej mógł się zająć dziećmi. Pod Basią Czyż spała Krystyna Niedbała z Będzina, najstarsza z nas , dorosłe dzieci i zaawansowany, postępujący reumatyzm. Każdy palec miała wykręcony w inną stronę. Nie mogła się sama ubierać, rozbierać ani zapinać guzików. Na ostatniej górnej pryczy Baśka Zawada, dziewczyna przewodniczącego MKZ-tu Andrzeja Rozpłochowskiego.
***
W niedzielę wieczorem strażniczka z blizną na twarzy szepnęła, że mamy się przygotować na odsiadkę. Nie wiedziała na jak długo, ale wpisano nas na miesiąc do rozdzielnika w zaopatrzeniu i kuchni. Zapadła cisza. Tak czy inaczej święta spędzimy prawdopodobnie w więzieniu. Po zgaszeniu światła przez chwilę wsłuchiwałam się w popłakujące kobiety. Nie wiem dlaczego zaczęłam się modlić.
Ojcze Nasz... kilka podchwyciło wraz ze mną.
Któryś jest w niebie....- zaszumiała w celi szeptana modlitwa, skarga do Boga na wyrządzone nam bezprawie i krzywdę.