Polaku - pamiętaj! 11 grudnia – 74. rocznica otwarcia niemieckiego obozu dla polskich dzieci
data:11 grudnia 2016     Redaktor: ArekN

 

Tego zimowego dnia w roku 1942 dotarły do obozu pierwsze transporty polskich dzieci.



W pamiętniku łódzkiego getta (przy ul. Przemysłowej- przyp. red.), wewnątrz którego Niemcy postanowili uwięzić polskie dzieci, odnajdujemy tego dnia następujący zapis:

    „Piątek. Tymczasem pogody są znakomite. Temperatura powietrza od 4 do 8 stopni.



Ale choć i Boże Narodzenie AD 1942 okazało się pierwszym podczas wojny grudniowym świętem bez śniegu, mróz już niebawem ściął obozowe błoto i bezlitośnie dokuczał dzieciom aż do wyjątkowo zimnej Wielkanocy roku następnego. Dramatyczna walka dzieci o przeżycie trwała ponad 25 miesięcy.

 

Hitlerowski byt zwany obozem „na Przemysłowej” (Polen- Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt) działał od 11 grudnia 1942 do chwili wyzwolenia Łodzi w połowie stycznia roku 1945. Powstał na polecenie Heinricha Himmlera i przeznaczony był dla małoletnich Polaków. Większość z nich to wojenne sieroty, głodne, bezdomne, szwędające się po ulicach oraz dzieci rodziców działających w antyhitlerowskim podziemiu, głównie z Wielkopolski, Śląska, Małopolski, a także z samej Łodzi. Był to jedyny taki obóz na terenie zagarniętym przez III Rzeszę, gdzie długotrwale, bez zasadnych win i wyroków więziono najbardziej bezbronne ofiary II wojny światowej, odbierając im rodziców, domy, zdrowie, a nierzadko także życie, każąc pracować ponad dziecięce siły i stosując najokrutniejsze metody represji.

Jeden z więźniów, Tadeusz Raźniewski, osadzony „na Przemysłowej” jako ośmioletni chłopiec, będąc już dorosłym człowiekiem, wspominał w swej książce pt. „Chcę żyć”:

    „Moje dziecinne myśli zamknęły się w kręgu bez wyjścia. Łzy leją mi się ciurkiem z oczu, a całym ciałem wstrząsają dreszcze. Jestem ogłuszony od bicia, a jednocześnie słyszę i widzę wszystko z niezwykłą ostrością. Kroki za drzwiami komórki, dalekie komendy, światło w szparach ścian – wszystko to drażni do bólu moje nerwy. (…) Drewniane tabliczki z numerami na szyi, szept modlitw i nowe, ciągle nowe twarze małych więźniów. Nocami męczą nas koszmarne sny i majaki. Kiedy zrywa nas z pryczy poranna trąbka, moją pierwszą myślą jest jak uniknąć razów i przetrwać do wieczora i jak zdobyć coś do jedzenia. Ilekroć przechodzę obok kostnicy, przywieram twarzą do okna i spoglądam na leżących nieruchomo zmarłych chłopców. Przeżyć obóz mają szansę tylko dzieci wyjątkowo odporne i zahartowane, przyzwyczajone do biedy.

 


Dziennie przebywało w obozie około tysiąca więźniów, chłopców i dziewczynek, z czego większość stanowili ci pierwsi. Wszyscy ewidencjonowani byli według procedury oświęcimskiej: odebranie nazwiska i nadanie numeru, dwie fotografie, daktyloskopia, bez tatuowania. Dzieci pozbawiono ubrań i prywatnych przedmiotów, zamieniając je na drelichowe, szare mundurki i ciężkie, niedopasowane trepy. Zmuszeni przez Niemców do pracy w zorganizowanych specjalnie warsztatach, pracy od świtu do zmierzchu na chwałę i korzyść III Rzeszy, mali więźniowie bezpowrotnie tracili zdrowie. Głód, bicie, ciągły strach, tęsknota za mamą, zimno, okrucieństwo oprawców, wszy, bród, robactwo i zgnilizna w marnych posiłkach, brak mydła i lekarstw, nocne musztry na zimnie i karcer – to obozowa codzienność. Lager pochłonął nieznaną do dziś liczbę ofiar w wieku od niemowlęctwa do 16 lat. Po wyzwoleniu Łodzi znaleziono tam jeszcze ponad ośmiuset maluchów - wszystkie one były ciężko chore, a duża część niezdolna do samodzielnego opuszczenia baraku, w którym uciekający przed Sowietami Niemcy dzieci zamknęli. Dziś możemy jeszcze spotkać około trzydzieściorga Ocalałych.

Przez szereg dekad obóz „na Przemysłowej” był tematem z wielu powodów wyciszanym i pomijanym – obecnie się to zmienia. Znaczącym elementem upamiętniania ofiar tego zbrodniczego tworu są zainicjowane cztery lata temu przez abpa Marka Jędraszewskiego dużego formatu coroczne uroczystości odbywające się w listopadzie.

Celebrowane przez metropolitę łódzkiego msze święte, a po nich marsze przez historyczny teren obozu i składanie kwiatów oraz zniczy pod pomnikiem Pękniętego Serca gromadzą Ocalałych oraz tłumy łodzian, a - co cieszy najbardziej - głównie ludzi młodych. I choć abp Marek Jędraszewski decyzją papieża w styczniu Łódź ma opuścić, należy wierzyć, że jego następca kontynuować będzie to dzieło i w kalendarzu swych prac zapisze pamięć o dzieciach „z Przemysłowej” równie wyrazistą czcionką.

 


Tymczasem, w oczekiwaniu na kolejne przedsięwzięcia związane z tkaniem upamiętniania, łodzianie jak co roku 11 grudnia przybędą pod Pęknięte Serce, by u stóp sylwetki nagiego, zziębniętego chłopca zapalić świece, zostawić tam swe modlitwy i troskliwe myśli. W tym roku to niedziela, więc wielu znajdzie czas na przybycie i dłuższą refleksję.

 


Z ulicy Spornej skręcić w Bracką i iść do końca.

 

Zdjęcie Jola Sowińska‑ Gogacz
autor: Jola Sowińska‑ Gogacz

Kulturoznawca.

 

za: wpolityce.pl




Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.