Bożena Ratter: Jak działać we wspólnym wysiłku wszystkich Polaków
data:01 grudnia 2016     Redaktor: AK

Na XXV Targach Książki Historycznej znalazła się pozycja „Polonia amerykańska w polityce polskiej” Wacława Jędrzejewicza. 

 
 
To unikatowy zapis pamiętnikarski o czasach bezpardonowej walki emigrantów i środowisk polonijnych o niepodległość Polski na terenach Stanów Zjednoczonych w okresie II wojny światowej i po jej zakończeniu.
 
„Bardzo szybko okazało się, że działalność KNAPP (Komitetu Narodowego Amerykanów Polskiego Pochodzenia) nie znajduje zrozumienia w kręgach amerykańskiego establishmentu, natomiast największymi wrogami są komuniści, którzy w dodatku mienią się reprezentantami całej Polonii amerykańskiej. Autor książki i jego przyjaciele z KNAPP od początku mieli świadomość, że za brutalnymi atakami części prasy polonijnej i amerykańskiej na działalność polskich antykomunistów stoi agentura sowiecka”pisze we wstępie dr Sławomir Cenckiewicz.

Liczne rozproszone organizacje polonijne wyrażały szczere i patriotyczne uczucie do Polski zaatakowanej przez niemieckiego i sowieckiego agresora, ale garstce starych niepodległościowców nie wystarczały zbiórki odzieży i pieniędzy dla biednej ludności w Polsce. Mieli oni świadomość, iż „należy stworzyć nową organizacyjną formę, która pozwoliłaby działać we wspólnym wysiłku wszystkim Polakom w Stanach Zjednoczonych, bez względu na różnice w przekonaniach politycznych, religijnych czy społecznych – a to zważywszy, że sprawa zwycięstwa ważniejsza jest od tych różnic” (Wacław Jędrzejewicz). Za pierwsze publiczne wystąpienie nowej organizacji KNAPP uznano apel (autorstwa Ignacego Matuszewskiego) opatrzony datą 12 maja, datą siódmej rocznicy śmierci Piłsudskiego. Apel, podpisany przez 130 wybitnych przedstawicieli Polonii z 65 ośrodków, został wręczony w dniu 21 maja 1942 r. w Białym Domu. Celem apelu było przedstawienie prezydentowi Rooseveltowi całości sprawy polskiej tak, jak widzi ją liczna Polonia. W 1951 roku podczas dziesiątego walnego zjazdu KNAPP w Detroit Januszewski w swym przemówieniu otwarcie potwierdził smutną rzeczywistość: „nasze dobre zamiary i nadludzkie wysiłki garstki odosobnionych ludzi chybiły celu, że nie zdołaliśmy zapobiec dalszym ciosom, jakie uderzały w Polskę od Teheranu. Żyjemy w czasach zaniku moralności i poszanowania dla praw. W czasach wojen bez wypowiedzi, powszechnego bezprawia, niedotrzymania uroczystych zobowiązań i cynicznego łamania traktatów. W potwornych czasach zdrady, obłudy i zakłamania”. Ale – jak twierdzi Januszewski – dlatego właśnie walka ze złem jest konieczna. I kontynuuje wypowiedź: „nie Polsce służyli znajdujący się na żołdzie Attlee’a politycy partyjni, usiłujący podkopać i zniszczyć pozostałe szczątki legalnego rządu polskiego. Nie Polsce służą politycy karmieni ochłapami przez Free Europę i pokrewne jej organizacje, tak samo podkopujące legalny rząd polski i usiłujące narzucić Polakom obce programy i postulaty”.

Czy po 65 latach słowa Januszewskiego, ostrzegające wówczas przed obcymi agenturami, nie pozostają aktualne? Przedstawiciele Polonii, nie tylko amerykańskiej, zechcieli uczestniczyć w konferencji zorganizowanej w listopadzie 2016 r. przez Stowarzyszenie Solidarni 2010 „Państwo polskie a Polonia”. Dla tej garstki Polaków, osób świeckich i duchownych, polskie państwo, polska racja stanu, polskie dziedzictwo i przyszłość kolejnych pokoleń Polaków są bardzo ważne. Ta część Polonii, świadoma swojej pozycji i możliwości, chce działać w imieniu 18 milionów Polonii i w interesie Polski. Czy obecny rząd podejmie profesjonalną współpracę właśnie z nimi, a nie z umocowanymi w czasach PRL agentami i ich potomkami? Czy polski rząd odsunie od władzy tych, którzy również w prasie polonijnej i zagranicznych środowiskach opiniotwórczych nadal czynią zło? Jak to możliwe, by odwoływany ambasador Polski w Stanach Zjednoczonych mówił, iż boi się wrócić do swego kraju, bo panuje antysemityzm? To jaki kraj wysłał go na tę intratną placówkę? Domagam się egzaminu z historii, etykiety i racji stanu państwa polskiego, opracowania procedur postępowania dla kolejnych pracowników korpusu dyplomatycznego oraz odpowiedniego zapisu w umowie o pracę umożliwiającego natychmiastowe odwołanie w momencie zdrady stanu.

„Jest bardzo dużo kłamstwa na temat stosunku Polaków do Żydów. Zwłaszcza media w Stanach Zjednoczonych działają bardzo silnie w tym temacie. Dzisiaj, gdy mamy nowy rząd w Stanach Zjednoczonych, który, mam nadzieję, zechce z nami współpracować, musimy koncentrować się na tym, by tę sprawę załatwić” – tak odpowiedziała pani senator Anna Maria Anders na pytanie o kwestie polsko-żydowskie. (poranek Radia Wnet).

Ale czy kłamstwa lub tendencyjne przedstawianie faktów mają miejsce tylko poza granicami Polski?

Podczas międzynarodowej konferencji naukowej „Narody Europy Środkowo-Wschodniej wobec wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej latem 1941 r.” pani Karolina Panz, doktorantka w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW, wygłosiła referat „Migracja żydowskich „bieżeńców” po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej”. Pani Karolina Panz nie dotarła do żadnych materiałów dotyczących liczby uciekinierów i powracających do miejsc zamieszkania. Szczegółowo opisała losy trzech Żydów, z których jeden po powrocie zginął z rąk Kurasia „Ognia”. Dobrze, że sesję prowadził profesor Wojciech Materski, który podsumowując wystąpienia prelegentów, zwrócił się z propozycją zmiany tytułu referatu pani Karoliny Panz: „Tytuł jest bardzo ramowy i szeroki, po czym dowiadujemy się, że nie chodzi o wszystkich bieżeńców, tylko tych z Nowego Targu, a w Nowym Targu chodzi w zasadzie tylko o Singerów. Nieśmiało sugeruję, że może warto nad tym tytułem popracować, żeby do publikacji poszło: nie problem migracji, ale problem powrotu bieżeńców żydowskich na przykładzie rodziny Singerów”. Ale czy każda praca naukowa, nie mówiąc o publicystyce czy powieściach współczesnych twórców, ma promotorów czy recenzentów tej klasy i z taką wiedzą jak profesor Wojciech Materski? A właściwie dlaczego Instytut Stosowanych Nauk Społecznych UW nie zajmuje się w szerszym zakresie tematem uciekinierów?

„Opowiadali dużo, ciągle, mówili wyłącznie o bolszewikach. Zdawali sobie sprawę, że cudem uniknęli wywozu w głąb Rosji Po moim wyjeździe, jeszcze raz w lecie 1940 roku, pojechały długie rzędy pociągów na wschód. Tym razem byli to «bieżeńcy», tzn. ci, którzy przybyli z zachodniej Polski w roku 1939, a później nie wrócili pod okupację niemiecką”. (Karolina Lanckorońska Wspomnienia wojenne).

15 listopada w siedzibie Centralnej Biblioteki Rolniczej odbyła się konferencja „Polska wieś ratująca Żydów”. Po powitaniu i odczytaniu listu przez przedstawiciela Ambasady Izraela w Polsce, wykład o roli kapłanów na polskiej wsi wygłosił prof. Jan Żaryn. Prezentacji Muzeum Polaków Ratujących Żydów w Markowej dokonał Bogdan Romaniuk, wicemarszałek Województwa Podkarpackiego. Dr Mateusz Szpytman, wiceprezes IPN, opowiedział o pomocy, jaka była niesiona Żydom na Podkarpaciu. Za tę pomoc została zamordowana niejedna polska rodzina. A my znamy przede wszystkim historię rodziny Ulmów. Życie rodziny Ulmów zostało dość szczegółowo utrwalone na kliszy, ponieważ ojciec rodziny pasjonował się fotografią. Artur Rytel-Andrianik od lat gromadzi wraz z ks. prof. Pawłem Rytel-Andrianikiem świadectwa Polaków sprawiedliwych wśród narodów świata w celu upamiętnienia ich w Kaplicy Pamięci przy toruńskim sanktuarium NMP Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II. Pan Artur przedstawił statystyki, a także mapy regionów Polski, na których pokazano, gdzie udzielano pomocy Żydom.

Wśród uczestników konferencji nie widziałam ani publicystów wyuczonych i sponsorowanych przez ojca mam nadzieję przemijającego imperium medialnego, ani młodych polskich naukowców i historyków tak ochoczo zajmujących się „nowoczesnymi metodami” interpretowania historii. Nie wiem, czy to problem nieumiejętnego reklamowania tak pouczających i wzruszających spotkań, czy pewności, iż „wszystko już wiem od kolegów lub sponsorów”. Dlaczego spotkanie było wzruszające? Na spotkanie przybyła Jadwiga Pucyk, córka zamordowanej za pomoc Żydom Bronisławy Bednarczyk. Jestem pełna szacunku dla pani Jadwigi, która pomimo wieku i odległości znalazła czas i siłę, by spotkać się z nami i opowiedzieć o rodzinnej tragedii.

Na spotkanie nie przybyła prof. Joanna Tokarska-Bakir, pracownik Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW, która w numerze 88/2016 „Karty” zapowiedziała wydanie w 2017 roku pracy „Portret społeczny pogromu kieleckiego”. „Dopuszczanie do głosu hipotezy o prowokacji jako przyczynie pogromu kieleckiego, co wciąż ma miejsce, stanowi pozorne ułatwienie, które de facto jest utrudnieniem. Słowo «prowokacja» spycha bowiem na drugi plan zagadnienie odpowiedzialności moralnej” – tak uzasadnia pani profesor konieczność działania na rzecz „impulsu do pracy obywateli Kielc na rzecz pamięci i  dopomnienia”.

„Historia, którą państwo usłyszycie, czekała na opublikowanie wiele lat, czekała do czasu rozwiązania WSI” – tak zapowiedział w „Było nie minęło” Adam Sikorski historię młodego chłopaka, gimnazjalisty z Zamościa, syna Edmunda Sitka, oficera, wspaniałego żołnierza września, a potem działacza konspiracji, który zdecydował się służyć w LW. I wtedy Edmund i cała jego rodzina znalazła się w zakresie zainteresowań WSI. „Przyjechała słynna ekipa z Warszawy z Głównego Zarządu Informacji – opowiada Jan Sitek, wówczas gimnazjalista. W skład tej ekipy wchodził również obecnie generał Kiszczak. I ta ekipa zaczęła się zajmować aresztowaniem 47 oficerów i podoficerów oraz kilka osób cywilnych”. Jana Sitka skuł kajdanami oficer mówiący po rosyjsku z akcentem żydowskim. Konwój KBW odwiózł go do Warszawy. „Kazano mi rozebrać się do naga i bito stalowymi linijkami. Pozostało mi na pamiątkę to, że mam pół nerki, bo pozostałą część rozbito”. Chciano w jego usta włożyć przyznanie się do szpiegostwa. Jan Sitek nie załamał się mimo długotrwałych przesłuchań i fizycznego oraz psychicznego znęcania się („zdechniesz jak sobaka”, „zginęła matka, zginął ojciec, zginiesz i ty, a następnie włożymy ciało w worek, spalimy a prochy rozsypiemy”, a także oskarżano go o służenie za amerykańskie pieniądze itp.). „Ci panowie z Głównego Zarządu Informacji nigdy nie zostali osądzeni, aczkolwiek powinni być osądzeni dawno. To byli zbrodniarze. Znamy ich, wiemy gdzie mieszkają”.

„W masakrze brało udział ok. 70 ubeków i 40 funkcjonariuszy NKWD. Żaden z nich nie został osądzony. Henryk Wendrowski, prowokator, który wciągnął partyzantów w pułapkę, przez wiele lat pracował w MSW, a w latach 1968–1973 był ambasadorem PRL w Danii” – opowiadał profesor Krzysztof Szwagrzyk podczas prac ekshumacyjnych szczątków partyzantów zgrupowania „Bartek” NSZ – zginęli oni w Starym Grodkowie podczas snu, gdy eksplodowały ułożone pod podłogą miny przeciwczołgowe.

W obliczu promowanej innowacyjności w gospodarce i nauce dziwne wydaje się, że pani profesor wciąż drąży problem pogromu kieleckiego mimo wykonanej już pracy przez wielu innych historyków (prof. Ivo Cyprian Pogorzelski, dr Ewa Kurek czy Krzysztof Kąkolewski). Dlaczego nie interesuje jej innowacyjny temat, odpowiedzialność moralna komunistycznego aparatu terroru, w którym zgodnie z oficjalnymi dokumentami działało również wielu Żydów? Albo taki temat: „Portret społeczny sprawiedliwego Polaka ratującego Żydów”? Widocznie za pracę naukową „Portret społeczny pogromu komunistycznego” nie chcą pani profesor zapłacić.

Bożena Ratter

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.