Bożena Ratter: Decyzje "olbrzymów"
data:11 listopada 2016     Redaktor: AK

„Oto jak wyglądał układ polityczny Europy w pierwszej połowie siedemnastego wieku, przed przeszło dwustu laty” – to fragment zakończenia listów Wiktora Hugo z podróży, którą rozpoczął w 1838 r. wzdłuż rzeki Ren (Wiktor Hugo Ren) – „Sześć mocarstw pierwszego rzędu: Stolica Święta, Święte Cesarstwo, Francja, Wielka Brytania: powiemy za chwilę o dwóch pozostałych. Osiem mocarstw drugiego rzędu: Wenecja, kantony szwajcarskie, Zjednoczone Prowincje Niderlandów, Dania, Szwecja, Węgry, Polska, Moskwa. A według kształtu politycznego każdego z nich otrzymamy pięć monarchii elekcyjnych: Stolicę Apostolską, Święte Cesarstwo oraz królestwa Danii, Węgier i Polski”. (podkreśl. B. Ratter)

 

Jeśli chodzi o dwa pozostałe, to Wiktor Hugo nazwał je „olbrzymami”, a były to Turcja i Hiszpania. „Te dwa mocarstwa narzucały Europie – pierwsze: głęboki lęk, drugie: głęboką nieufność”. Po dwustu latach „dwa olbrzymy, które przerażały naszych dziadów, obróciły się w niwecz. Czy Europa poczuła się wyzwolona? Nie. Jak w siedemnastym wieku, zagraża jej podwójne niebezpieczeństwo. Ludzie przemijają, ale człowiek pozostaje; cesarstwa upadają, egoizmy kształtują się na nowo. Otóż w chwili obecnej, tak samo jak przed dwustu laty, dwa ogromny egoizmy uciskają Europę i próbują ja podbić. Duch wojny, przemocy i podboju trwa jeszcze na wschodzie, duch handlu, podstępu i ryzyka trwa jeszcze na zachodzie. Dwa olbrzymy przesunęły się nieco na północ, chcąc jak gdyby natrzeć na kontynent z góry. Dziedzicem Turcji jest Rosja, dziedzicem Hiszpanii – Anglia”. (Wiktor Hugo, 1841 r.)

Polska miała inne granice za Piastów, inne za Jagiellonów, jeszcze inne za Wazów. Potem – jak napisał Wiktor Hugo – Polska zniknęła. Zniknęła z mapy Europy na 123 lata wskutek kolonizacji (rozbiorów) dokonanej przez Rosję, Prusy i Austrię.

Gdy Polska odzyskała w 1918 roku niepodległość, miała zupełnie inny niż pierwotnie kształt, została znacznie okrojona wskutek decyzji dwudziestowiecznych „olbrzymów” wpływających na układ polityczny Europy. Władze II RP i społeczeństwo – niezależnie od przynależności partyjnej i wyznania – przystąpiły do budowy nowoczesnego państwa, do odbudowy zniszczeń wojennych i budowy nowego przemysłu, do unowocześnienia gospodarki rolnej, do zagospodarowania leżących odłogiem ziem, do walki z analfabetyzmem i zacofaniem w różnych dziedzinach życia. Budowało niepodległą Polskę pokolenie inteligencji polskiej wykształcone na europejskich, rosyjskich i amerykańskich uniwersytetach, ale i rzetelnie wykonujący pracę rzemieślnicy, robotnicy, rolnicy, urzędnicy, nauczyciele. Wykorzystując nowoczesną myśl techniczną, nowoczesne zarządzanie, nowoczesne metody pracy, merytoryczne zespoły projektantów i doradców, integrując społeczeństwo i ucząc odpowiedzialności wobec państwa i społeczeństwa, wychowując i edukując kolejne pokolenia, nauczyciele, rodzice i władza II RP usuwali efekty 123-letniej „kolonialnej’ polityki Niemiec, Rosji i Austrii. II RP cieszyła się wolnością tylko 20 lat. W wyniku napaści dwóch agresorów we wrześniu 1939 roku Polska znowu stała się kolonią byłych zaborców, Niemców i Rosji.

Niemieccy, sowieccy, a potem litewscy i ukraińscy barbarzyńcy XX wieku – w imię zaakceptowanej zbrodniczej ideologii: nazizmu, nacjonalizmu, komunizmu, faszyzmu, rasizmu – dokonywali eksterminacji Polaków z różnych grup etnicznych, społecznych (szczególnie dotknęło to polską inteligencję, której brak odczuwamy do dzisiaj), mordując ich na ulicach, w niemieckich, sowieckich, litewskich i ukraińskich więzieniach, gettach, tzw. dołach śmierci, w obozach koncentracyjnych i niemieckich obozach pracy. Wywożeni milionami do odległych i niezasiedlonych obszarów Rosji, na Syberię czy Ural umierali już w drodze, w sowieckich bydlęcych wagonach. Ginęli z głodu, chorób, mrozu, a także z powodu ciężkiej pracy w sowieckich łagrach i kołchozach. Niemcy i Rosja, zgodnie z taktyką kolonistów, dyskryminowali obywateli polskich, pozostawiając przy życiu tylko tych potrzebnych do prostej niewolniczej pracy, a także tych podatnych na manipulację ideologiczną.

Polacy – polskie kobiety, dzieci, starcy – umierali również wskutek ataku wewnętrznego wroga, ukraińskiej ideologii OUN UPA. Byli paleni żywcem w stodołach, domach, piłowani, rąbani siekierami, rozciągani końmi, wieszani na płotach, drzewach, wrzucani do studni. Byli okaleczani: zdzierano z nich skórę, wycinano nożami wzory na ciele, odrąbywano części ciała. 136 metod tych bestialskich mordów opisał dr A. Korman.

 

Some say 70 thousands. Some say 150 thousands.

Some say 200 thousands. Who knows?

1600 or 300 was enough to imprint the name

of a different village onto the memory of the world.

 

Before IDs, passwords and credit cards.

Before the global surveillance machine

każda myśl, każde zdjęcie,

narodziny i śluby rejestrowane w księgach kościelnych

spalone zaraz po nich,

gdy oni i ich domy już zamieniły się w popiół.

 

Śmierć w płomieniach – Śmierć od kuli

Śmierć na ostrzu noża – Śmierć to dar pałek

i dar gołych rąk.

 

Tam żyli, sadzili, zbierali, nieśli wieńce

w procesji dożynkowej, tam tańczyli

i bawili się w zimne noce października.

 

Znikli bez śladu, zapomniani, niepoliczeni.

Po całych rodzinach, pokoleniach nie pozostał ślad.

Jak liście na białych brzozach

płoną złotem w ostatnim pokazie kolorów

zanim się nie roztopią w strumieniach deszczu

wdeptane w ziemię.

 

Pola mają nowych właścicieli

Domy i obejścia – polikwidowane.

Wiejskie drogi – zaorane.

Znamy trochę nazwisk.

Mamy trochę zdjęć jakichś tam domów,

nawet spisaliśmy listy strat.

Jak się uda, możemy wrócić, przekopać ruiny,

znaleźć jedną rozbitą cegłę.

Bezcenny skarb.

Odeszli do gwiazd. Brzozowe liście jesieni.

Zagubieni, zapomniani Polacy z Wołynia

kiedyś zajaśnieją blaskiem ponad czas.

 

(Maja Trochimczyk The Rainy Bread)

 

 

 

„Inni nasi belfrowie potrafili jak Mantel, jadąc już niemieckimi ciężarówkami na rozwałkę do poddrohobyckiej Bronicy, rozmawiać sobie z dyrektorem żydowskiego gimnazjum Blattem po niemiecku i recytować Hermanna i Dorotheą, aby sobie i innym pokazać, że poza zbrodniarzami hitlerowskimi są i inni Niemcy, i ich kultura, i recytowali wiersze Heinego, kiedy już sami sobie kopali własne groby. Ci dwaj i zabłąkany tam przez pomyłkę Stupnicki, Rusin, safanduła, co nas nauczył kochać polską przyrodę, spokojnie recytowali wiersze Wergilego i Horacego. Stupnickiego wzięto tam przez pomyłkę. Mógł był się bronić, że nie jest Żydem, ale już nie chciał, miał już dość życia, skoro jego młoda żona i dorastająca Uncia puszczały się z Niemcami. Nie chciał też może zostawić swych kolegów, profesorów gimnazjalnych, samych w obliczu ich żydowskiego losu.

Boże, który rozumiesz wszystko głębiej i mocniej niż my wszyscy razem wzięci, daj Mu i Tamtym Innym Wszystkim wieczne pomiędzy wyznaniowe spoczywanie!”. (Andrzej Chciuk Księżycowa Ziemia)

Zapalmy znicz i odmówmy modlitwę za Polaków z tych nieznanych tysięcy rodzin i wszystkich pokoleń, za miliony zamordowanych, za „dziko wypędzoną” ludność polską, której szczątki rozrzucone są na ziemi ukraińskiej, litewskiej, łotewskiej, na „nieludzkiej ziemi” – w różnych zakątkach świata. Odmówmy modlitwę za Zygmunta Rumla, młodego poetę, wspaniałego człowieka, autora wiersza „Dwie matki”, którego imienia i nazwiska nie wymienił Piotr Zychowicz, moderator dyskusji o filmie Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń”, podczas omawiania sceny śmierci, śmierci spowodowanej przez rozciąganie końmi.

Maja Trochimczyk i Andrzej Chciuk w swej twórczości (ale przecież nie tylko oni) – niczym Wiktor Hugo w listach – piszą o realiach życia Polaków na terenach, które wskutek decyzji „olbrzymów” są obecnie własnością Ukrainy, Litwy, Łotwy i Rosji. To ziemie, na których od wieków rodzili się Polacy, światowej sławy naukowcy, myśliciele, duchowni, przedsiębiorcy, przemysłowcy, architekci, zarządcy, literaci, poeci, artyści, nauczyciele, leśnicy, urzędnicy, chłopi, robotnicy. To oni zakładali szkoły, szpitale, ochronki, fabryki, biblioteki, kościoły, synagogi, cerkwie, meczety, sanatoria, z których do dzisiaj korzystają mieszkańcy Ukrainy. To oni zakładali biznesy, cukrowanie, gorzelnie, budowali mosty, drogi, wdrażali innowacyjne technologie w przemyśle, przetwórstwie, rolnictwie. To oni uprawiali urodzajne ziemie Wołynia, które teraz, w XXI wieku, leżą odłogiem, a mieszkańcy Ukrainy cierpią głód i szukają pracy poza granicami skorumpowanego kraju. Rządzącym i rządzonym przyświecała naczelna zasada „polska racja stanu”. Polskiej inteligencji, ocalałej cudem z zagłady, inteligencji, która została wypędzona po zakończeniu II wojny światowej z dawnych ziem polskich (obecnie to tereny Ukrainy, Litwy, Białorusi, Rosji), z ziem nazywanych Kresami Polski, zawdzięczamy w latach powojennych odbudowę gospodarki, szkolnictwa i edukację – na wysokim poziomie – następnego pokolenia. Tej cudem ocalonej i żyjącej na emigracji polskiej inteligencji świat wiele zawdzięcza, gdyż to jemu oddają swoją kreatywność, inteligencję, rzetelność.

 

18 milionów Polaków żyje poza granicami. Wśród nich ci, którym udało się uniknąć eksterminacji zgotowanej przez sąsiadów zza wschodniej granicy; ci, którzy zostali okradzeni z wielowiekowego dorobku, wypędzeni w nocy w przysłowiowej koszuli z domów, do których już nigdy nie mieli prawa wrócić. Zostali oni przyjęci przez przyjazne im państwa, udało się im wyemigrować, uciekając przed zbrodniczą, dyskryminacyjną, rasistowską polityką PRL. Oni, a potem ich dzieci i wnuki, to nie zmanipulowani Polacy. Dla nich nadal ważna jest „polska racja stanu”. Do nich należą Maja Trochimczyk i Andrzej Chciuk. Dla nich Kresy to po prostu Polska, w której urodzili się ich dziadkowie, ich rodzice czy oni sami. Tam chodzili do szkoły, kościoła, tam kochali, pracowali, bawili się, zakładali rodziny i wychowywali dzieci. Ich życie nie różniło się niczym od życia w Polsce centralnej, na Śląsku, w Wielkopolsce, na Kaszubach i w innych regionach Polski. W ich pamięci są domy, szkoły, kościoły, sklepy i targi, krajobrazy szkolnych psot i pierwszych miłości, wycieczki, obozy harcerskie, wyjazdy do Lwowa, Wilna, Krakowa, Warszawy, Wiednia czy Paryża. Do Wilna, Grodna, Drohobycza, Borysławia, Czortkowa przyjeżdżali Polacy z innych regionów Polski w poszukiwaniu pracy, wiedzy, partnerów życiowych, osiedlali się tam, zawierali związki małżeńskie. Do Wilna, Lwowa, Krzemieńca, Stanisławowa, Grodna, Lwowa przyjeżdżali uczniowie, profesorowie i studenci, by kształcić się, kontynuować naukę. Z Wilna, Grodna czy Lwowa jechali młodzi do Krakowa czy Warszawy studiować, pracować. Przemieszczanie się wynikało z poszukiwania pracy, lepszej edukacji, oddelegowania do pracy w inne regiony. A potem przemieszczanie się było ucieczką przed atakującym z zachodu napastnikiem. Dlatego po napaści sowietów prześladowani byli też Polacy przybyli z innych regionów Polski, tzw. bieżeńcy, uciekinierzy.

Przemysław Żurawski vel Grajewski na stronach 159–179 numeru  8 2015/2016 Teologii Politycznej publikuje artykuł „Kresy – dzieje pewnego pojęcia”. „Kresy są polską krainą romantyczno-heroicznych niesamowitości, niczym Szkocja w powieściach Waltera Scotta… W okresie międzywojennym legenda Kresów zaczęła nabierać charakteru sentymentalno-krajoznawczego. Była to kraina malowniczych ruin dawnych fortec, dostarczająca niezliczonych uroków entuzjastom rodzącej się turystyki, a jej kultura dworkowo-pałacowa pozostawała żywym nurtem kultury polskiej w ogóle, popularyzując kresową specyfikę i legendę… Kresy w czasie PRL w przestrzeni publicznej były obecne głównie w osobach znanych kresowiaków, o których pochodzeniu wiedziano, nawet jeśli go nie podkreślano”.

 

Kresy to konkretna ziemia rodzinna, kamienice, które budowali lub kupowali Polacy. To także budynki szkolne, pomniki, skwery, kościoły, parki, które projektowali, budowali i finansowali, to sanatoria, w których się leczyli, miejscowości turystyczne, w których spędzali wakacje. To ziemia z cmentarzami, na których leżą ich matki, ojcowie, dziadkowie. To ziemia z pamiątkami z domów rodzinnych, zgliszczami, zasypanymi studniami, drzewami owocowymi sadzonymi przez przodków. Mieszkańcy tych ziem to Polacy – a nie kresowiacy, czy tzw. kresowiacy (Piotr Zaremba mówił o tym w sobotnim poranku Radia Warszawa podczas dyskusji o filmie „Wołyń)” – którzy chcą odnaleźć szczątki rodziców, rodzeństwa, mężów, żon, dzieci. Chcą upamiętnić te miejsca.

Polacy domagają się oficjalnego uznania zbrodni ludobójstwa dokonanej na Polakach przez zbrodniarzy OUN UPA za zbrodnię. Tak samo chcemy, by zbrodnia dokonana w Katyniu na Polakach nazywana była zbrodnią. Tak samo jest w przypadku zbrodni dokonanej w imię ideologii marksistowskiej na Polakach zsyłanych na „nieludzką ziemię” i mordowanych w gułagach. Chcemy pamiętać o zagładzie na Kresach i o dziedzictwie Kresów tak, jak Żydzi pamiętają o zbrodni dokonanej przez Niemców i o kulturze diaspory żydowskiej (pracownicy Muzeum POL-in szkolą dzieci, młodzież przyjeżdżające specjalnie do Muzeum). Tak samo zbrodnię dokonaną przez Turcję na Ormianach chcemy nazywać zbrodnią ludobójstwa.

Czy Przemysław Żurawski vel Grajewski skomentuje te zachowania zgodnie z filozofią ze swego eseju? Oto jego fragment: „nurt zmierzający do skłócenia Polaków z narodami «kresowymi» (sic!) nabiera rosnących cech świadomej” – tzw. pożyteczni idioci – „rosyjskiej agentury wpływu”. Czyje racje prezentuje doradca Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej?

 

Piotrowi Zychowiczowi polecam poniższy tekst. Może podczas kolejnej dyskusji o filmie Wojciecha Smarzowskiego zaniecha stwierdzeń takich jak to, iż Ukraińcy nie mieli szans na obejmowanie stanowisk w II RP. Oni dzisiaj w Polsce obejmują te stanowiska.

 

„Poldek wziął mnie na polowanie, gdzieś za Starym Samborem, zahumenie, cholera wie, gdzie. Najpierw tedy była podróż autem i łapanie zajęcy przez szofera w światła reflektorów, ja już zasypiałem ze zmęczenia, potem było trochę snu. Starsi pili, a o drugiej-trzeciej gajowy nas poderwał. – Idziemy na polowanie – rzekł głośno, jak gdyby z odcieniem kpiny. Sędzia Buczkowski, Ukrainiec, dał adres gajowego Poldkowi, gajowy nazywał się Chrząstowski i był Ukraińcem jak Buczkowski, Polakami zaś są szofer Zimmer, mały Chciuk i Sklenarz, chyba spolszczony Czech Sklenar, z Oleska pochodzi rodzina mego szwagra. Gajowy, stary wyga, na mnie nie zwracał uwagi, ale Poldek musiał go śmieszyć niewąsko. Poldek od miesięcy czytał «Łowca Polskiego», szkolił się w fachowych nazwach zwierzyny – daniel, klempa, jeleń, łosza – choć dla mnie to wszystko była sarna, a mniejsze to sarenka. Poldek przy stole żonglował terminami myśliwskimi i Stasia wtedy była weń wpatrzona jak w słońce.” (Andrzej Chciuk Ziemia Księżycowa)

 

A kiedy go z wami nie będzie –

Usypcie mu kurhan stepowy –

Aby słyszał, jak burzan pieśń gędzie

I wiatr stepem przewala się płowy…

By mu miesiąc wstający z limanów

Oczy prószył kitajką czerwoną…

I kląskanie by słyszał bocianów,

Gdy piórami lotnymi wiatr chłoną…

Niech tam orły dziobami pieśń skraszą,

A teorban piosenką zakwili…

Bo o wolę on waszą i naszą

Śpiewał – zanim odpoczął w mogile…

Niech tam zmierzchy siniejąc rozgarną

Błękit nieba najczystszy i skromny –

Aby nocą wieczyście już czarną

Patrzył w wszechświat ponad nim ogromny!

 

(Zygmunt Rumel Na śmierć poety)

 

Bożena Ratter






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.