Aleksander Rybczyński: Jaka jest stawka wyborów prezydenckich w USA?
data:06 listopada 2016     Redaktor: GKut

Nie trzeba znać kandydatów na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, by dostrzec niespotykaną nigdy wcześniej propagandową histerię głównych mediów, zmierzającą do zdegradowania, poniżenia i ośmieszenia jednego z pretendentów do stanowiska.

 
 

W Kanadzie, gdzie powinno się bez emocji śledzić dramatyczny wyścig prezydencki mało kto jest obojętny – tak, jakby tegoroczne wybory miały zadecydować o przyszłości całego świata i Kanady. Może rzeczywiście? Byłem świadkiem, jak rozsądnie wyglądająca pani deklarowała, że w przypadku zwycięstwa Clinton zrezygnuje z zimowego wyjazdu na Florydę, gdyż rozjuszeni przegraną republikanie chwycą za broń i wyjdą na ulice. Tak wielka jest siła manipulacji świadomością społeczeństw.

 

Obserwujemy ciekawe zjawisko: prawie wszyscy dzisiaj dystansują się od medialnych informacji i komentarzy, deklarują niezależność sądów, samodzielne myślenie i indywidualną ocenę sytuacji politycznej. W rzeczywistości są całkowicie zmanipulowani wyrafinowaną propagandą słusznej postawy społecznej, politycznej poprawności i ideologicznego bełkotu, sączonego podstępnie w uśpione obszary zdrowego rozsądku. Wobec tego wyszukanego fałszu wolności, jakże  prosta i naiwna wydaje się często przywoływana (o sowieckiej mało się mówi) propaganda hitlerowskich Niemiec. Dobrze pamiętamy scenę z filmu “Kabaret”, gdzie jeden z lokatorów mieszkania, gdzie bohaterzy filmu wynajmowali pokoje, ufnie cytuje  “Volkische Beobachter”, jako źródło rzetelnej informacji i prawdy. Współczesne oczadzenie kłamstwem nie cytuje niczego, karmi się własną ignorancją, zasłaniając ją pozorami szerokich horyzontów i liberalnym światopoglądem. Bezmyślność i brak logicznego myślenia dostrzega tylko po stronie oponentów.

 

Jaka jest stawka tegorocznych wyborów? Hilary Clinton reprezentuje globalny trend wyjaławiania narodów, historii i politycznej niezależności. Głosi pochwałę wielokulturowości, za którą kryje się barbarzyńska degradacja kultury i beznamiętne odrzucenie tradycji chrześcijańskiej. Niektórzy dopatrują się w tym Nowego Porządku Świata, a to, co kiedyś wydawało się szaleństwem i fantastyczną teorią spiskową, odsłania dzisiaj bulwersujące fakty, którym trudno zaprzeczyć. Hilary Clinton jest groteskowo poruszającą się kukłą, popychaną przez ciemne moce polityki i strojące się w orle pióra papugi w rodzaju Adele i Bono. Już Charles Bukowski, w latach osiemdziesiątych, poznał się na fałszu “kontrkulturowej” postawy Bono, reprezentującego w gruncie rzeczy najgorsze cechy “establishmentu”. Kpina Buk’a nie powstrzymuje dzisiaj lidera U2 od recytacji wierszy wielkiego, zbuntowanego poety. Zawłaszcza się prawdziwie niezależnych, by ukryć żałośnie marionetkowe gesty i postępowanie.

 

Kim jest Donald Trump? Na pewno nie jest durniem, jak bezmyślnie powtarzają w Polsce nawet prawicowi blogerzy, ignorując jego poparcie dla Amerykanów polskiego pochodzenia, zdecydowane stanowisko wobec zagrożenia islamem, deklaracje ochrony nienarodzonego życia i obietnice postawienia amerykańskiej gospodarki na nogi i powstrzymania drenażu produkcji do krajów trzeciego świata. Trump jest prawdziwie niezależny, sam finansuje swoją kampanię, w przeciwieństwie do Clinton, wiszącej na pasku finansjery i szarych eminencji światowej polityki. Najbardziej wyrafinowanym kłamstwem, usiłującym wyforować kandydaturę Clinton jest “karta putinowska”. Próbuje się wmówić wyborcom i światu, że Hilary jest niezłomna, jak Margaret Thatcher i będzie Rosję trzymać na krótkiej smyczy. Dla kontrastu, na podstawie mało udokumentowanych informacji oskarża się Donalda Trumpa o proputinowskie sentymenty. Wystarczy zauważyć, do czego doprowadziła polityka “resetu” partyjnego kolegi Clinton, Baraka Obamy, by nie brać poważnie pohukiwań pierwszej kobiety, starającej się zameldować w Białym Domu. Dobrze wiadomo, czego można się spodziewać po Hilary Clinton, od trzydziestu lat pływającej jak ryba w polityce, która doprowadziła świat do stałego kryzysu i zagrożenia kolejną wojną światową.

 

To prawda, nie wiemy, jakim prezydentem będzie Donald Trump, ale trudno nie zgodzić się z jego sloganem wyborczym: “nie macie niczego do stracenia”. Światem bowiem rządzą ludzie i grupy, uwikłane w trudne do zrozumienia strategie, których celem na pewno nie jest dobro ludzkości w tradycyjnym rozumieniu tego określenia. Zbudowano nowe, skupione na konsumpcji elity, pozbawione moralnego kręgosłupa, żyjące w oderwaniu od historii oraz nie przywiązujące wagi do wartości, na których zbudowano zachodnią cywilizację. Czy Amerykanie gotowi są do podjęcia ryzyka i oddania głosu na Donalda Trumpa, nie owijającego niczego w bawełnę i stwarzającego szansę na powrót do uczciwej polityki, czy raczej wybiorą “status quo”, którego twarzą jest niewiarygodna, ograniczająca się do powtarzania liberalnych komunałów Hilary Clinton, przekonamy się już 8 listopada.

Aleksander Rybczyński

 
 
 
 
 
 
 





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.