Rozmowa z Anną Ciałowicz o potyczkach z  Muzeum Historii Żydów Polskich (Polin)
data:07 października 2016     Redaktor: Redakcja

Rozmowa z Anną Ciałowicz, twórczynią ważnego dokumentu "Tora i miecz" o nieznanych aspektach powstania w gettcie warszawskim,  która w kwietniu 2015 r. wystąpiła w Klubie Ronina, zabierając głos na temat Muzeum Historii Żydów Polskich (Polin) - por. video.


Kim jest Anna Ciałowicz?
 
Kim jestem? Od kilku dni jestem laureatką nagrody im. Janusza Krupskiego (wyróżnienie). Nagrodę przyznaje się „za odwagę i trud w poszukiwaniu tematów i postaci niepokornych, niezłomnych i wyklętych”. Wyróżniony film to „Tora i miecz”,  który zrealizowałam razem z Robertem Kaczmarkiem. Nasz film był pokazywany w Gdyni na Festiwalu Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci.
 
Wcześniej film był pokazywany na warszawskim Festiwalu Żydowskie Motywy. Czy tam też został zauważony?
 
I to jak zauważony! Były nawet naciski na organizatorów, żeby tego filmu nie prezentować.
 
Kto naciskał?
 
Proszę się domyśleć... Dosyć powiedzieć, że na zapowiedzianym spotkaniu z autorami po projekcji zjawił się Seweryn Blumsztajn.
 
I co?
 
I napadł na mnie! Krzyczał, że jest tym filmem oburzony. Że Bednarczyk to „antysemita”, a rabini nie odgrywali w konspiracji ważniejszej roli. Naukowcy już dawno to zbadali i udowodnili – stwierdził.
 
To o czym jest ten film, że wywołuje tak skrajne reakcje?
 
„Tora i miecz” mówi o nieznanych aspektach (ze strony żydowskiej i polskiej) powstania w warszawskim getcie. Czyli o tym, że do walki zbrojnej wzywali też rabini, a także o polskich organizacjach konspiracyjnych, które świadczyły pomoc dla walczącego getta: Zbrojne Wyzwolenie, strażacka „Skała”, Organizacja Wojskowa – Korpus Bezpieczeństwa.
 
To nie są znane fakty.
 
No właśnie. A Tadeusz Bednarczyk pisał o tym pięćdziesiąt lat temu! Zamiast skorzystać z jego wiedzy – był w końcu łącznikiem między OW-KB a Żydowskim Związkiem Wojskowym – zrobiono z niego „antysemitę”! O tym, że w powstaniu w getcie walczyli ortodoksi też wiadomo od dawna. W 1980 roku pisał o tym Adolf Berman, rodzony brat Jakuba Bermana.  Lecz osoby uchodzące za autorytety w dziedzinie badań nad Holokaustem nie mają o tym pojęcia.
 
Jak to możliwe?
 
To proste. Te osoby nie znają języków żydowskich: jidysz i hebrajskiego. I na tym polega oszustwo.
 
Przecież badacz musi pracować na źródłach!
 
Widocznie badacz stosunków polsko-żydowskich nie musi. Dlatego nie zna książki Adolfa Bermana, w której autor stwierdza dobitnie, że wybitny rabin Menachem Ziemba wezwał Żydów do zbrojnej walki z Niemcami. Tak samo jak nie zna relacji ortodoksyjnych Żydów, którzy tę walkę podjęli. Ich świadectwa wkrótce po wojnie zostały opublikowane przez Bernarda Marka, późniejszego dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego. Taki badacz nie zna też dziennika Hilela Seidmana, w którym autor pisze o roli rabina Ziemby i znaczeniu oporu duchowego w getcie. Tym samym nie wie, że powtarza głupoty z czasów stalinowskich, kiedy dla rabinów nie było miejsca w historii.
 
No właśnie. Tę nieobecność duchowości żydowskiej w muzeum mającym prezentować tysiącletnią historię polskich Żydów wytknął nawet Michael Schudrich, naczelny rabin Polski.
 
Wrócę jeszcze do pamiętnika Seidmana, bo to dobrze obrazuje nieuczciwość tej części środowiska naukowego. Otóż pamiętnik z warszawskiego getta, w moim tłumaczeniu i opracowaniu, miała wydać instytucja państwowa. Taka instytucja potrzebuje mieć naukową recenzję. I zwraca się do osoby uchodzącej za autorytet. I ów „autorytet” pisze recenzję, liczącą kilka zdań, z której jasno wynika, że książki nie należy wydawać. Oczywiście każdy może mieć zdanie, jakie chce. Ale książkę trzeba najpierw przeczytać! W języku oryginału: po hebrajsku albo w jidysz. A recenzent, pan profesor, tych języków „nie posiada”! Lecz bez wahania pisze o „rzekomym dzienniku”, w którym Seidman zawarł swoje „wyobrażenia i relacje innych osób”. I tak to jest z tymi naukowcami, o których Blumsztajn powiedział, że „dawno już wszystko zbadali i udowodnili”.  Dla nich Bednarczyk jest „antysemitą”, a opowieści Seidmana są „wyssane z palca”. I dlatego ci dwaj niezwykle ważni uczestnicy wydarzeń i ich kronikarze nadal są „wyklęci”. I nie ma dla nich miejsca na wystawie w Muzeum Polin. Ani dla nich osobiście, ani dla Żydów religijnych, ani dla polskich organizacji, które niosły pomoc walczącemu gettu.
 
Przyczyną jest więc niekompetencja i nieuczciwość?
 
Zapewne. I brak dobrej woli. Nie chodzi tylko o nieznajomość języków, ale też brak chęci do odnalezienia świadków. Wypowiadający się w naszym filmie płk. Władysław Pilawski ze strażackiej „Skały”, kiedy w zeszłym roku udzielał wywiadu, miał skończone 101 lat. I żaden historyk dotąd z nim nie rozmawiał! Podobnie jak nikt z badaczy stosunków polsko-żydowskich nie rozmawiał z Seidmanem i Bednarczykiem. A obaj żyli jeszcze kilkanaście lat temu... I wtedy był czas, żeby badać tę historię.
 
Mimo tego można jeszcze odszukać świadków wydarzeń sprzed ponad siedemdziesięciu lat.
 
Oczywiście! W czasie publicznych wystąpień od kilku lat wspominam nazwiska Seidmana i Bednarczyka. I zwykle znajduje się na sali ktoś, kto zna temat. Tak też było na spotkaniu w Klubie Ronina. Wstał Krzysztof Wojciechowski, reżyser, i powiedział, że żyje rodzina płk. Stanisława Drożdżeńskiego, komendanta „Skały” na Warszawę. Jak pisze Bednarczyk, jego dwaj synowie też byli zaangażowani w konspirację pomagającą gettu. Jeden z tych synów, płk. Maciej Drożdżeński (wywiad i kontrwywiad OW-KB), żyje i występuje w filmie.
 
A wracając do Muzeum Polin...
 
Jest to instytucja, z którą nie współpracuję, za to Muzeum Polin współpracuje ze mną – obficie czerpiąc z mojego dorobku. W ten sposób powstają wystawy, katalogi, filmy. Muzeum Polin od dawna dostawało „wezwania do natychmiastowego zaprzestania naruszeń”, lecz pisma moich pełnomocników niewiele dały. Dlatego sprawa ma finał w sądzie.
 
?!
 
Wystąpiłam z powództwem o naruszenie praw autorskich przez Muzeum Polin i spółkę Agora S.A.,  czyli wydawców „Spacerownika po żydowskiej Warszawie”. Obie instytucje chwalą się, że ta książka otrzymała w 2014 roku prestiżową nagrodę Klio. Wystarczy, że powiem, iż w odpowiedzi na mój pozew Sąd Okręgowy w Warszawie wydał 22 czerwca postanowienie o zabezpieczeniu powództwa przez zakazanie wydawania, dystrybucji i sprzedaży „Spacerownika”.
 
Co za wstyd dla Europejskiego Muzeum Roku!
 
Pozwani oczywiście się odwołali. Co będzie dalej, zobaczymy na rozprawie, którą wyznaczono na 14 października. Zresztą sąd bada tylko kwestię naruszenia praw autorskich. Ale ta sprawa ma też inne znaczenie. Otóż Muzeum Polin chętnie korzysta z mojego dorobku – ale tylko wybiórczo, tam, gdzie jest to „po linii”, przez co powstaje karykaturalny obraz.
 
Czyli oskarżasz ich o antysemityzm?
 
(śmiech) Po prostu w ten sposób fałszuje się historię. Przedstawiając Żydów jako jakiś element folklorystyczny, który zajmował się farbowaniem arbuzów na czerwono. Tymczasem to byli ludzi z krwi i kości, mający swoje ideały, a w swej masie odgrywający istotną rolę na gospodarczej i politycznej mapie Polski. Nie mówiąc już o tym, że muzeum traktuje się jako instytucję zaufania publicznego. Od instytucji muzealnej można oczekiwać, że nie będzie kraść hrabiemu nocnika, który zaprezentuje na wystawie jako miśnieńską porcelanę. Chyba że działa w poczuciu absolutnej bezkarności.
 
Teraz lepiej rozumiem, dlaczego film „Tora i miecz” spotkał się z zupełnie innym przyjęciem na tych dwóch festiwalach.
 
Żeby było jasne: nie ma historii lewicowej i prawicowej. Jest historia prawdziwa i nieprawdziwa. Wyróżnienie odebrałam wczoraj w Gdyni podczas uroczystej gali, którą w tym roku po raz pierwszy retransmitowała Telewizja Polska. Odbierając dyplom, miałam okazję, by stojąc przed widownią, wśród której znaleźli się m.in. córka rotmistrza Witolda Pileckiego i prof. Andrzej Nowak, upomnieć się i o Seidmana, i o Bednarczyka. Był to dla mnie zaszczyt.
 
Dziękuję za rozmowę.
 
Anna Ciałowicz – etnolog, redaktor, tłumacz. Autorka książki Wojny chasydów arcyciekawe. Nowy Sącz – Sadogóra 1868-1869 (Warszawa 2010). Tłumaczka literatury jidysz, m.in.: Ita Kalisz, Cadykowy dwór niegdyś w Polsce (Warszawa 2009). Autorka tłumaczenia i opracowania – w ramach projektu pełnej edycji Archiwum Ringelbluma, realizowanego w Żydowskim Instytucie Historycznym – tomu pism z warszawskiego getta rabina Szymona Huberbanda. Współautorka (razem z Robertem Kaczmarkiem) filmu dokumentalnego "Tora i miecz" (2015). Pracuje w Gminie Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie.


Materiał filmowy 1 :

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.