Krzysztof Pasierbiewicz: Reforma (???) Gowina
data:06 października 2016     Redaktor: AK

52 uczonych powołał we wrześniu br. minister Jarosław Gowin do Rady Narodowego Kongresu Nauki (NKN), którego zadaniem ma być wypracowanie propozycji reform w nowej ustawie o szkolnictwie wyższym.

 
 
Przewodniczącym rady został prof. Jarosław Górniak, oczywiście z Uniwersytetu Jagiellońskiego, jakby innych uczelni wyższych w Polsce nie było – więcej czytaj: http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,411253,minister-nauki-powolal-rade-narodowego-kongresu-nauki.html
 
 

Wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego, Jarosław Gowin podczas uroczystości wręczenia nominacji członkom rady powiedział: „Dla nas w tym całym skomplikowanym przedsięwzięciu, jakim jest modernizacja polskiej nauki polskich uczelni, rada będzie rzeczywiście najważniejszym gremium opiniotwórczym".

 

Natomiast przewodniczący nowo wybranej rady prof. Jarosław Górniak pełniący także funkcję dziekana Wydziału Filozoficznego na UJ w swych pierwszych po nominacji słowach powiedział: "Nie możemy szukać ekspertów na zewnątrz, ponieważ to my jesteśmy ekspertami. Ale nie w sensie takim, że mamy sobie przypisywać chwałę, tylko mamy sobie przypisywać odpowiedzialność".

 

Otóż już samo połączenie słów ministra Gowina, że „powołana rada będzie najważniejszym gremium opiniotwórczym” ze słowami przewodniczącego rady: „Nie możemy szukać ekspertów na, zewnątrz, ponieważ to my jesteśmy ekspertami” daje mi asumpt do zaryzykowania tezy, że z nowej ustawy o szkolnictwie wyższym nie wyniknie nic dobrego, bądź prawie.

 

A moim zdaniem tak się stanie z dwóch powodów. Po pierwsze nie wierzę w bezinteresowność kogoś, kto przez wiele lat był nad wyraz aktywnym aktywistą i doktrynerem Platformy Obywatelskiej i wyznaje bezwzględną wyłączność na mądrość uczonych z Wszechnicy Jagiellońskiej – mam na myśli ministra Gowina, a po drugie powątpiewam w innowacyjność myśli kogoś, kogo „wychował” Wydział Filozoficzny owładniętego religią lewacką UJ – mam na myśli przewodniczącego rady prof. Jarosława Górniaka, gdyż afera wokół Trybunału Konstytucyjnego pokazała, co to za środowisko, że przytoczę pierwszy z brzegu przykład moim zdaniem skrajnie nieetycznych wypowiedzi prof. Jana Zimmermanna, recenzenta pracy doktorskiej prezydenta Andrzeja Dudy.

 

A teraz postaram się moje tezy wesprzeć konkretnym przykładem.

 

Otóż sęk w tym, że Uniwersytet Jagielloński to już nie ta sama świetność, co kiedyś, o czym pisałem szeroko w notce pt. „Ministra Kolarska-Bobińska karci jagiellońskich jajogłowych – vide: http://salonowcy.salon24.pl/575693,ministra-kolarska-bobinska-karci-jagiellonskich-jajoglowych, a upewniłem się w tym przekonaniu w czasie, gdy  20 marca 2014, w Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie odbył się Kongres Kultury Akademickiej, na którym co prawda nie byłem, ale miałem możliwość obejrzenia transmitowanej przez Internet relacji z inauguracji tego wydarzenia. I oto, co zobaczyłem na ekranie monitora.  

 

Na proscenium, przed świecącym pustkami audytorium ustawiono stół prezydialny nakryty suknem w kolorze blue-Brussels, za którym zasiadła uniwersytecka starszyzna, głównie z wydziałów Prawa i Administracji oraz Filozoficznego UJ, a dzięki ugadanemu kamerzyście można było się do woli napatrzeć na pokazywanych we wszystkich możliwych ujęciach trzech tenorów rzeczonego kongresu, profesorów: Andrzeja Zolla, Piotra Sztompkę i Jana Woleńskiego.  Odebrane w domu wychowanie nie pozwala mi zdradzić wieku tych uczonych, powiem tylko, że w czasie, kiedy owi szacowni nestorzy przychodzili na świat, Adolf Hitler się dopiero szykował do wojny, co studentom niechybnie musi się kojarzyć z zaraniem jurajskiej epoki dinozaurów.  

 

I akurat miałem szczęście trafić na reasumujące pierwszy dzień obrad kongresowych krótkie wystąpienie ówczesnej ministry Nauki i Szkolnictwa Wyższego pani profesor Leny Kolarskiej-Bobińskiej, która muszę sprawiedliwie przyznać wykazała się nie byle, jaką odwagą. Bo choć każdy student wie, że w Trzeciej RP Uniwersytet Jagielloński utracił praktycznie wszystkie przymioty swej dawnej świetności, to panującym na zasadzie zasiedzenia uczelnianym beneficjentom okrągłego stołu udało się przekuć niegdysiejszy majestat Jagiellońskiej Wszechnicy w złudne przeświadczenie, że to wciąż tak samo renomowana uczelnia, jak kiedyś. A tę ewidentną ściemę uprawiano z zadziwiającym powodzeniem dzięki wprowadzeniu na tejże uczelni systemu feudalnych rządów leciwych i kompletnie oderwanych od racjonalnego postrzegania rzeczywistości świętych krów akademickich, w znakomitej większości o komuszym rodowodzie, którym jak dotąd nikt się podskoczyć nie odważył. Słowem "ordnung muss sein", albo jak ktoś woli „poprawność polityczna siłą przewodnią środowiska akademickiego”.

 

A jednak ku mojemu zaskoczeniu pani ministra zdobyła się wtenczas na ułańską śmiałość by przyzwyczajonym do pochlebstw jajogłowym tuzom jagiellońskim, że się tak wyrażę bez obciachu wygarnąć na odlew kilka słów gorzkiej prawdy. Pani ministra zaczęła od z pozoru niewinnej uwagi, iż nie bardzo podoba jej się naczelne hasło kongresowe „REAKTYWACJA”, które jej zdaniem sugeruje chęć powrotu do praktyk, które wobec wyzwań dnia dzisiejszego kompletnie się zdezaktualizowały.  I zanim zniesmaczeni wypowiedzią ministry Kolarskiej-Bobińskiej nietykalni jagiellońscy mędrcy zdążyli ochłonąć, pani ministra przywaliła odłamkowym przeciwpancernym i zerkając kątem oka w stronę stołu prezydialnego wypaliła z grubej rury, że polskie uniwersytety przekształcono ostatnio w kierujące się kulturą korporacyjną przedsiębiorstwa masowego przerobu studentów i, że już najwyższa pora by profesorska starszyzna zrobiła więcej miejsca młodym naukowcom, którzy w przeciwieństwie do starej kardy są otwarci na wyzwania XXI wieku. A na koniec dolała jeszcze oliwy do ognia, iż jej zdaniem to, co stara kadra naukowo dydaktyczna wciąż każe studentom wykuwać na pamięć kompletnie nie ma sensu, gdyż studenci mogą to sobie w kilka sekund wyklikać na swoich laptopach i smartfonach.

 

Nieulękłe wystąpienie minister Kolarskiej-Bobińskiej doprowadziło do furii cichociemnego pieszczocha salonu uniwersyteckiego Krakówka, świętego dotąd akademickiego tuza nad tuzami niejakiego prof. Jana Woleńskiego, któremu nikt wcześniej nie odważył się podskoczyć i wprost powiedzieć (wtajemniczeni dobrze wiedzą, czemu), co rzeczywiście myśli o trzęsących Uniwersytetem Jagiellońskim jajogłowych matuzalach. Dotknięty do żywego akademik wskoczył na mównicę i przyjąwszy pozę rozjuszonego wołu w typowy dla siebie sposób zaatakował „bezczelną” ministrę i wzorem przewodniczącego Sekuły przemówił do praktycznie pustych krzeseł. Pohukując groźnym basem jak to przemądrzali belfrzy mają zwyczaj czynić, jak starozakonny rabin przeciągał chmurnie głoski i tak kładł akcenty by upokorzyć zuchwałą ministrę, która łamiąc odwieczne tabu miała czelność zganić poczynania nietykalnych dotąd „autorytetów moralnych” UJ. A na koniec swego wystąpienia pewien rzęsistych oklasków zbeształ hardą ministrę za to, co ostatnio wyczynia.  Jednakże ku zdumieniu utytułowanego guru i szacownych mentorów zasiadających za prezydialnym stołem owacji nie było, a mocno przerzedzone audytorium wymownie milczało.  

 

No cóż. Na Kongresie Kultury Akademickiej ministra Kolarska-Bobińska potwierdziła słuszność słów młodego „technokraty” profesora Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie Andrzeja Jajszczyka, który w przeciwieństwie do pohukującego na niego w Gazecie Wyborczej jagiellońskiego „humanisty” Jana Woleńskiego, ma otwartą głowę, bo nie wahał się wypowiedzieć na łamach Gazety Wyborczej, cytuję:  

Profesorowie-celebryci wypowiadają się często i chętnie na wiele tematów, ale brak im rygoru intelektualnego, by trafnie wskazywać zagrożenia i jednocześnie praktycznie się im przeciwstawiać. Swobodnie poruszają się po modnych tematach, mając o nich nikłe pojęcie. Zamiast pracowicie studiować źródła i stawić śmiałe hipotezy, konfrontując je z najtęższymi umysłami świata, swoje kariery budują na publikowaniu felietonów bądź pisaniu po polsku książek, które mało, kto czyta. Są skrajnymi indywidualistami, rzadko potrafią działać razem czy sensownie się odnosić do głębszych prac swoich koleżanek i kolegów. Są jednak chwile, gdy humanistyczne środowisko przemawia jednym głosem – wtedy, gdy czuje zagrożenie utraty dochodów czy przywilejów. Tak było ostatnio, gdy podniesiono wielki krzyk w obronie kształcenia na kierunku filozofia. Nie przypominam sobie, by ci sami ludzie kiedykolwiek upomnieli się o jakość nauczania studentów czy przeciwstawili masowemu przyjmowaniu na uczelnie kogo tylko popadnie” – vide: „Polski inteligent tęskni za utopią”, Magazyn Świąteczny Gazety Wyborczej, 15-16 lutego 2014r…”,koniec cytatu.

 

Reasumując powiem, że na Uniwersytecie Jagiellońskim w dwudziestopięcioletnim okresie post-komunistycznej Trzeciej Rzeczpospolitej standardy moralno etyczne sczezły jak niegdysiejsze śniegi. Nasuwają się, więc pytania, jak to było możliwe i kto na to pozwolił? Otóż w okresie III RP na Jagiellońskiej Wszechnicy wykształtowały się dwie struktury zarządzania uczelnią. Pierwszą jest niemająca nic do gadania struktura formalna, czyli oficjalne władze uczelniane, które de facto zajmują się administrowaniem uniwersytetem, zaś druga to struktura nieformalna, czyli grupa trzymająca władzę, często rządząca z drugiego szeregu będąc już na emeryturze  i od 25 lat narzucająca lewackie normy i ideologiczne trendy klika jajogłowych świętych krów akademickich w znakomitej większości o pezetpeerowskim rodowodzie, jak nie gorzej, której jak dotąd nikt się podskoczyć nie odważył, gdyż tym światopoglądowym guru udało się wprowadzić na uczelni system feudalnego systemu strachu i szantażu restrykcjami płynącymi z nieprzestrzegania wymogów poprawności politycznej.  

 

Bo wciąż poważnym mankamentem systemu szkolnictwa wyższego są niewymierne szkody wyrządzane przez uczonych, których za czasów komuny awansowano na uczelniach przede wszystkim za aktywną działalność ideologiczną w szeregach Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, co szczególnie dotyczyło kierunków humanistycznych. To z tej właśnie grupy wywodzą się rzesze profesorów, którzy dzisiaj dzierżą w swoich rękach kluczowe uczelniane stanowiska „wychowując” swych następców,którym przekazują w spadku lewacką mentalność. A takie właśnie kadry dominują wciąż na uniwersyteckich wydziałach prawniczo filozoficzno socjologicznych i to właśnie szkoła Zolla, Sztompki, Woleńskiego, Ziejki et consortes ukształtowała mentalnie powołanego przez ministra Jarosława Gowina nowego przewodniczącego rzeczonej rady, profesora Jarosława Górniaka. Nie znam profesora Górniaka, ani jego osiągnięć dla nauki, które jak mniemam są duże, ale jego symptomatyczne dla mentalności jajogłowych tuzów jagiellońskich słowa: „Nie możemy szukać ekspertów na, zewnątrz, ponieważ to my jesteśmy ekspertami” w moich oczach klasyfikują go, jako zainfekowanego jagiellońską kastowością uczonego podświadomie tęskniącego do reaktywacji starych praktyk, a więc w tym aspekcie w dużej mierze dyskredytują go, jako przewodniczącego nowo powołanej Rady Narodowego Kongresu Nauki. Przykro mi to pisać, ale człowiek piastujący tak ważną funkcję w środowisku naukowym musi wiedzieć, co mówi.


Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, członek grupy inicjatywnej krakowskiego oddziału Akademickiego Klubu Obywatelskiego (AKO) im. Lecha Kaczyńskiego)






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.