Z dumą widzieć swoje miejsce w Europie - profesor Andrzej Nowak o POLSKIEJ WOLNOŚCI
data:30 września 2016     Redaktor: GKut

Przed kolejnym, październikowym (4X, godz.17), wykładem z cyklu "Węzły polskiej pamięci" przedstawiamy wrześniowy wykład prof. Nowaka poświęcony Wolności w dziejach Rzeczypospolitej.

 

Swój wykład prof. Andrzej Nowak zaczął od omówienia tematów cyklu i przedmiotu refleksji historyka nad istotą WOLNOŚCI.

 

Całość tematów, będących przedmiotem cyklu, pozwala spojrzeć na dzieje Polski w przekroju tego, z czego powinniśmy być dumni i co jednocześnie jest dla nas bardzo ważnym i aktualnym przedmiotem refleksji.

Historia nie składa się tylko z tego z czego jesteśmy dumni, ale także z tego co skłania nas do zastanowienia się nad tym, czy idziemy w dobrym kierunku, czy powinniśmy naśladować w każdym geście posunięcia naszych przodków, czy coś skorygować. To jest właśnie przedmiot refleksji historycznej, w której przygląda się wspólnota trwająca w dziejach. Wolność, Odwaga, Unia i Spór bratni mogą wprowadzić w ten trochę inaczej ułożony niż do tej pory przegląd naszych dziejów.

 

Wolność jest tym z czym kojarzymy polskie zmagania z dziejowym losem. Wolność wewnętrzną, o którą zmagały się pokolenia Polaków i wolność w stosunkach z sąsiadami, którzy tę wolność nierzadko, czasem ze skutkiem, Polsce próbowali zabrać. Pytanie najbardziej dramatyczne. Na ile zagrożenie wolności zewnętrznej wiąże się z doświadczeniem naszej wewnętrznej wolności ?

 

Czy nasza wolność wewnętrzna nie jest winowajczynią zniewolenia zewnętrznego – utraty niepodległości? Zmagamy się z tym pytaniem dopiero od 250 lat.

 

Dzisiaj postaram się przewrotnie odejść od schematu, który narzuca nam doświadczenie 250 lat, bo ono zafałszowuje obraz całej polskiej historii , powoduje, że widzimy ją w sposób pomniejszający jej godność i wielkość – tak jakby cała polska historia była przygotowaniem do rozbiorów, do upadku, do zagrożenia niepodległości ; jakby tylko tej treści trzeba było szukać w tym, co działo się przed rozbiorami.

 

 

Następnie Profesor przedstawił dzieje wolności szlacheckiej w I RP. Zaczął od fragmentu pamiętników Stanisława Augusta, który został w młodości posłem ziemi łomżyńskiej i wręcz brzydził go fakt, że musiał się w tym celu podlizywać "brudnej i zawszonej ciżbie szlacheckiej".

 

Ojciec mój miał w ziemi łomżyńskiej przyjaciela nazwiskiem Glinka, który pisarzem był wtedy tego powiatu. Był to człek nader biegły we wszelakich sejmikowych manewrach i bardzo po swojemu sprytny, do niego więc mnie posłano, jemu mnie powierzono i władzy jego poddano, abym został posłem. W tamtych czasach starania o ową funkcję przynosiły w istocie więcej utrapienia niźli zaszczytu - z góry wiedziano, że żaden sejm się nie utrzyma, że król w ogóle się o to nie troszczy, a jeszcze mniej jego faworyt. Większość ministrów polskich też niewiele, a gdyby nawet wszyscy z całej duszy tego pragnęli, to i tak rzecz była omalże niemożliwą, a to za sprawą mocarstw ościennych, które by się postarały, aby nie dopuścić do tego, niesłychane przy tym znajdując ułatwienie w zgubnym i niedorzecznym liberum veto. Jedyną chyba korzyścią z tej bezużytecznej godności poselskiej było to, że się miało sposobność oprzeć jakimś zaiste niebezpiecznym projektom, jeśliby przypadkiem dwór je spłodził - i to jeszcze, że człowiek mógł dać się poznać, obznajomić z reprezentacją publiczną, wdrożyć w sprawy narodowe (albo tylko takimi zwane) i drogę sobie przygotować do stanowisk, na których kiedyś może jakiegoś dobra by się dokonało. Tymczasem, aby dojść do tego nędznego posłowania, trzeba było co dwa lata nadskakiwać kilku setkom ludzi, którzy, choć z urodzenia mieli prawo zwać się szlachtą ziemską takiego czy innego powiatu, to w połowie ledwie czytać umieli -- a z tych większość na służbie była (jak nie teraz, to w przeszłości) w domach magnatów, co się o głosy ubiegali dla siebie albo swoich synów. Trzeba było przed sejmikiem przez dni kilka z rzędu od rana do wieczora rezonować z ową ciżbą, bredniami ich się delektować, udawać zachwycenie płaskimi konceptami, a do tego obejmować ich ciągle, brudnych i zawszonych -- a dla odświeżenia z dziesięć czy tuzin razy na dzień "konferować" z grubymi rybami w powiecie, to znaczy wysłuchiwać w największej tajemnicy drobnych szczegółów tutejszych ich kłótni, mając wzgląd na wzajemne zawiści, wdawać się w ich promocję do powiatowych urzędów i układać się z nimi, ile i któremu z wielce szlachetnych urodzonych wyborców dać trzeba gotówki, a do tego jadać z nimi śniadania, obiady, podwieczorki i kolacje przy stołach równie brudnych, co źle obsłużonych. A wszystko po to, aby nader często zobaczyć, jak owoc twych pokłonów, wydatków i całej twej cierpliwości unicestwiony bywa w jednej chwili przez jakiegoś pyskacza na żołdzie twego wroga, albo i zły humor osobistości tutejszej, która nierzadko zarówno ciebie, jak też i sejmik cały czyniła ofiarą urazy swej do kogoś, kto cię tam popierał, lub do któregoś z powiatowych dygnitarzy, co na twą rzecz pracował, a którego promocję u dworu nikczemnik taki spodziewał się zniszczyć, nie dopuszczając, żeby cię wybrano, albowiem syn jakiegoś magnata promocję taką obiecał mu w zamian.


Pan Glinka przyjął mnie w swym domu z największymi oznakami radości i uszanowania, co dnia rano i wieczorem powtarzając, że się ma za "najszczęśliwszego z ludzi, posiadając w osobie mojej bezcenny klejnot, który powiat łomżyński winien jeszcze uświetnić najcenniejszą oprawą godności poselskiej, aby w przyszłym sejmie oświecał Sarmacji horyzont cały". Na takie to frazesy odpowiadać musiałem w podobnym stylu ze dwieście albo i trzysta razy przez te osiem dni, kiedy pan Glinka gościł mnie w swym domu lub też woził po powiecie od dworu do dworu, aby przyrzeczenie głosów odebrać od wszystkich wyborców. Zostałem wreszcie posłem unanimi voto, a wraz ze mną tamtejszy starosta nazwiskiem Przyjemski, po czym Glinka zawiózł mnie do domu starosty makowskiego, a dzień ten okazał się ze wszystkich najcięższy. Wiekowy gospodarz domu, dotknięty podagrą i unieruchomiony, po to tylko żył jeszcze, aby pić. Żona jego obiektem była zapałów miłosnych pana Glinki, który sam wdowcem będąc, spodziewał się, że i ona wkrótce owdowieje. W oczekiwaniu umieścił przy niej córkę swą z pierwszego małżeństwa, pannę lat osiemnastu, tłustą i bladą, istną Kunegundę, która, nawiasem mówiąc, w ów gorący dzień sierpniowy ustroiła się w piękny czarny aksamit z pluszową podpinką. Glinka zaproponował bal obu paniom, które wraz z nim i ze mną złożyły jednego kadryla, a stary mąż przedstawiał publiczność. Miejscem tańców był rodzaj drewnianego portyku -- kwadrat o boku na stóp dwanaście, na czterech wsparty palach i z na wpół przegniłą podłogą -- gdzie rodzina przychodziła pooddychać świeżym powietrzem u drzwi domu. Starosta usadowił się w rogu, drugi zajęły jedyne rozstrojone skrzypce, a Glinka i ja, służąc damom na przemian, tańcowaliśmy od szóstej po południu aż do szóstej rano. Po każdym tańcu Glinka wychylał do ostatniej kropli kielich, który wznosił ku zgrzybiałemu staroście, a ów ochotnie mu towarzyszył, pijąc niezmiennie me zdrowie, na co ja, niepijącym będąc, tym niższymi odpowiadać musiałem pokłonami. I gdybym na własne oczy tego nie oglądał, nigdy bym temu wiary nie dał: wskazówka przeszła wokół cyferblatu, a Glinka nie przestawał tańczyć i popijać; trzy razy przy tym redukował ubranie swoje, zawsze przepraszając mnie najpokorniej -- najsampierw pas odwiązał, potem kontusz zdjął, a wreszcie i żupan czy może kamizelę. Na koniec do koszuli, obszernych polskich spodni i głowy wygolonej przywdział na się peniuar pani domu, przyklaskującej sercu jej miłym konceptom. O szóstej rano poprosiłem o łaskę, ale ledwiem otrzymał pozwolenie, by się do osobnego udać pokoju, gdzie czas tylko miałem, aby koszulę zmienić, gdy pani domu z moim przewodnikiem oraz córką jego znów mnie tam napadli. Niemal na kolana się rzuciłem, błagając, by mi odetchnąć dali, i z wielką biedą otrzymałem pozwolenie, bym do Warszawy po obiedzie mógł wyruszyć.

/Pamiętniki króla Stanisława Augusta, BIBLIOTEKA ŁAZIENEK KRÓLEWSKIC 2013./

 

Następnie prof. Nowak omówił krótko cytowany fragment.

 

Bije stąd pogarda dla wolności „małych” ludzi, którzy chcą żyć swoim samorządem. Te małe sprawy, którymi ci ludzie żyją nie są dla „człowieka z Warszawy”. Jednym z dzieł Konstytucji III Maja było zabranie głosu nieposesjonatom. Tylko człowiek bogaty może mieć prawo głosu, może mieć prawo do wolności. Konstytucja majowa była z gruntu niedemokratyczna.


Kto decyduje o tym, kto lepiej wolność rozumie: pan Glinka czy król Stanisław August Poniatowski? Czy rzeczywiście lepszy dla wolności był ktoś, kto rozumiał ją głębiej niż ów poczciwiec Glinka, czy ten, kto jak Glinka, nie sięgając salonów francuskich, był gotów jej bronić w 1792 w wojnie z Rosją czy w 1794 w Insurekcji Kościuszkowskiej?

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna.

 

Następnie Profesor przedstawił stereotypy myślenia związane z polskim doświadczeniem ideału wolności.

 

Te pytania prowadzą mnie do zarysowania tła, kontekstu interpretacyjnego, w którym wolność w I Rzeczypospolitej postrzegamy. Najkrócej określił je premier Tadeusz Mazowiecki określeniem „polskie piekło”. Stereotyp, że nic dobrego u nas powstać nie mogło, skoro upadliśmy najkrócej wyraża cytat z artykułu Leszka Kołakowskiego:

 

Mieliśmy Renesans swój, skromny może, ale piękny, polsko-kosmopolityczny. Mieliśmy potem, na przykład, Arian polskich, Europejczyków, racjonalistów, erudytów, ale z patriotyzmem u nich nietęgo było — a po drugiej stronic Podbipiętów walecznych, litewskich ćwoków poczciwych a ciemnych. Tak się polskość jakoś z ciemnotą splotła i wiek minął z okładem, nim co się poprawiać zaczęło, a wtedy późno było.

/Leszek Kołakowski, Kultura Paryska 1975/

 

Zatem polskość-ciemnota. Skojarzenie wolności z ciemnotą, z jakimś niedorozwojem, z anarchią, która sama siebie nie rozumie, ciąży bardzo nad naszymi podręcznikowymi wizjami polskiej tożsamości kulturowej. To jest „Sarmatyzm” Franciszka Zabłockiego, to są „Dzieje Polski” Michała Bobrzyńskiego, „Dzieje głupoty w Polsce” Aleksandra Bocheńskiego, „Transatlantyk” Gombrowicza, aż po „Kordiana i chama” Kruczkowskiego.

 

Edytor pism jednego z najważniejszych obrońców wolności szlacheckiej – Andrzeja Maksymiliana Fredry – prof. Zbigniew Rau, zauważył we wstępie do dwóch wydanych tomów pism Fredry, że to co widać w kontraście między tymi co bronili tej sarmackiej wolności a tymi co ją atakowali jest to, że ci pierwsi praktykowali ją z dumą w przekonaniu, że żyją w mocarstwie, które jest suwerenne i które przez kilka wieków, skutecznie broniąc swej niepodległości, nie potrzebuje oglądać się za opinią obcych salonów. Obrońcy szlacheckiej złotej wolności pisali wszyscy po łacinie i publikowali swoje traktaty nie w Warszawie czy Krakowie, ale w Amsterdamie, w Wenecji a nawet w Anglii.

 

Polski udział w europejskiej debacie politycznej był na pewno o wiele większy w czasach sarmackich niż w XXI wieku.

 

Stwierdzenie prof. Raua ukazuje dwie ważne cechy współkształtujące poczucie wolności. Trzeba być wolnym od niewoli opinii innych. Oczywiście niezależność o opinii innych nie miałaby miejsca, gdyby nie realna suwerenność przez kilka wieków, którą I Rzeczpospolita się cieszyła. To był sukces mierzony skalą tego przedsięwzięcia politycznego największego państwa w Europie. Prowadzi to do maksymy łacińskiej, którą ulubili sobie Anglicy, a my trochę ją zaniedbaliśmy „Ex imperio libertas” - „z imperium płynie wolność”. Kiedy masz imperium (zdolność rozkazywania, władzę) nad samym sobą, musisz obronić je w większej przestrzenia wspólnotowej tak, żebyś wśród sobie podobnych, sobie równych, tą wolnością rozkazywania sobie samym cieszyć się. Trzeci element, to jest wolność całego państwa wśród innych. Zachwianie równowagi pomiędzy imperium a libertas prowadzi w wieku XVII do upadku niepodległości Polski.

 

Następnie prelegent przeszedł do przeglądu wydarzeń kształtujących polską wolność.

 

W przypadku polskiej wolności wszystko zaczyna się od ducha, od autora najważniejszych dzieł w naszych dziejach – Wincentego Kadłubka. Mistrz Wincenty wyprowadza dzieje Polski nie jako dzieje dynastii piastowskiej, lecz od umowy mitycznego króla Kraka z jego ludem.

 

Oczywiście Mistrz Wincenty wymyślił tę historię dla Polski. Nie odpowiadała ona rzeczywistości. Książe był wszystkim, był właścicielem wszystkiego i nie był związany żadnym prawem.

 

Wolność zaczyna się od wąskiej grupy możnowładców, która stopniowo się poszerza na rycerstwo, mieszczaństwo. Najpóźniej, bo po przeszło 9 wiekach, na warstwę chłopską.

 

Momentem wolności realizowanej w praktyce stają się czasy Kazimierza Wielkiego.

 

Elementem kształtującym wolność okazał się brak męskiego dziedzica panującego króla. Historia zaczyna się kilka lat wcześniej od konfederacji pod przewodem Maćka Borkowica. Została ona zawiązana w 1352 roku, żeby bronić rycerstwo wielkopolskie przed nadużyciami władzy państwowej.

 

 

Profesor przytoczył fragment treści konfederacji:

 

Niechaj wiedzą wszyscy współcześni i potomni, do których wiadomości akt ten dojdzie, że my - Maciej wojewoda i Przecław kasztelan poznański, Mikołaj także poznański i Dobiesław kaliski, oraz kasztelanowie - Sędziwój nakielski, Zaremba lądzki, Janusz starogrodzki, Wojsław drożyński, Adam ostrowski i Szczedrzyk karzecki... (następuje dalszych kilkadziesiąt nazwisk szlachty), za wspólną zgodą, jedną wolą, bez myśli o jakimkolwiek występku lub podstępie, przyrzekamy statecznie i ślubujemy niniejszym zachowywać między sobą na zawsze niezłomnie niewzruszenie wzajemną miłość i szczere braterstwo, pomagać sobie jednomyślnie przeciw każdemu, z wyjątkiem króla i pana naszego.


Albowiem przeciw królowi i panu naszemu żadnej wogóle nie wszczynamy i nie czynimy umowy ani braterskiej konfederacji, lecz pilnie chcemy oddawać mu wierne i chętne służby, jako panu naszemu miłościwemu. A niemniej, ktokolwiek stałby się nieprzyjacielem rzeczonego króla i pana naszego, jakiegokolwiekby był stanu lub stanowiska, temu i my chcemy być nieprzyjaciółmi, służąc wiernie rzeczonemu panu i królowi naszemu, jak do tego jesteśmy obowiązani.


Prócz tego owo braterstwa, jak wspomniano, wzajemnie sobie przyrzeczone, uważając za słuszne i mile, przyrzekamy, że jeden drugiego nigdy i niegdzie nie może opuścić lub porzucić, lecz ma go wspomagać mieczem, ofiarą życia i majątku i pozostać na zawsze i nierozerwalnie w braterskiej miłości. Ponadto, gdyby któryś z nas, z pominięciem form prawnych, miał być ciążony, wtedy mamy prosić naprzód króla i pana naszego lub pana starostę, który wówczas będzie, aby go od ciążenia uwolnił. Gdybyśmy zaś przez prośbę nic nie zdołali uzyskać, wtedy ciążonemu mamy szkodę z ciążenia pochodzącą w całości wynagrodzić. Podajemy wreszcie następujące ograniczenie naszego braterskiego: gdyby który z nas za publiczny rozbój lub gwałt był poszkodowany, nie mamy obowiązku pomocy, lecz każdy w takim wypadku sam niech stara się uwolnić, tak aby się przez to poskromione zostało zuchwalstwo młodych i odwaga głupich.

 

Bez tej konfederacji nie nastąpiłby jeden z najważniejszych aktów panowania Kazimierza Wielkiego – wydanie praw. Pojawiła się przestrzeń wolności dana przez dziejowy przypadek. Król Jan Kazimierz nie miał legalnego męskiego potomka. Następca - uznany przez Kazimierza Ludwik Węgierski - musiał zapłacić ustępstwami wobec przedstawicieli rycerstwa polskiego, a potem także mieszczaństwa, obietnicą generalnego przywileju dla wszystkich.

 

Pierwszy przywilej miał miejsce w Budzie w styczniu 1355 r. Król uznał w nim wszystkie dotychczasowe prawa i wolności polskie, a także, że nie będzie korzystał z usług rycerstwa polskiego poza ziemiami polskimi i, co szczególnie ważne, że urzędy na terenie królestwa będą obsadzane tylko przez Polaków. Mniej więcej w tym samym czasie zostały wydane przez króla statuty wielkopolskie, a następnie statuty wiślickie.

 

Sam fakt wydania kodeksu prawnego spisanego był ogromnym krokiem naprzód dla ukształtowania świadomości tego, że wolność wymaga podstawy prawnej.

 

Nikt bardziej elokwentnie nie uzasadnił potrzeby wprowadzania prawa, niż Jan Długosz w Kronikach:

 

Król zdawał sobie sprawę, a różnorodne doświadczenia od wczesnej młodości nauczyły go, że sądy polskie pełne są różnego rodzaju oszczerstw, wyszukanych oszustw i fałszerstw. Wiedział, że wskutek oszustw i oszczerstw cierpią dotkliwie nie możni i winowajcy, ale ludzie ubodzy i niskiego pochodzenia i to w słusznej sprawie. Wskutek odwołań pokrzywdzonych trybunał książęcy lub królewski był obciążony z powodu napływu wielkiej liczby apelacji, z których musieli rezygnować nawet, jeżeli mieli słuszność ludzie ubodzy z braku środków lub trudnego dostępu do sądów książęcych.

 

Jest to ważny przyczynek do refleksji na współczesną kwestią zmiany ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Trybunał na czele z prezesem Rzeplińskim broni zasady, że to Trybunał sam powinien wybierać kolejność rozpatrywanych wniosków. To jest właśnie zaprzeczenie idei wolności w Rzeczypospolitej. Trybunał aroguje sobie władzę, która pozwala mu wybierać to co dla niego wygodne. Ubodzy, słabsi mogą czekać pięć albo dziesięć, piętnaści lat, aż Trybunał zajmie się ich sprawą.

Warto przypomnieć, że statuty wielkopolski i wiślicki wprowadzały pewne zasady prawa rzymskiego do polskiej praktyki, które wciąż warto przypominać i które są fundamentem wolności rozumianej jako wolność osobista.

 

Przykłady praw wprowadzonych do statutów wielkopolskich profesor przypomniał w języku XV wieku:

„statuta wkładają rzeczom a dziejom przyjdącym, nie przeminęłym" tzn. -prawo nie działa wstecz .

Druga zasada ochrony praw nabytych: "Nikt ze swego prawa ma być schytrzon a chytrze pozbawion" .

 

Statuty upowszechniały się stopniowo w świadomości prawnej mieszkańców Królestwa.

 

Następnym chronologicznie punktem historii polskiej wolności był przywilej koszycki. Wprowadził go Ludwik Węgierski, by uzyskać zgodę społeczeństwa na wybór następnego króla kobiety . Wprowadził podatek dwa grosze z łana - taki staropolski flat tax.

 

Najważniejszy obowiązek dla szlachty, to obowiązek służenia mieczem w obronie królestwa. Postawiona została, mocniej niż w przywileju budzińskim, kwestia, że nie będzie wprowadzał król węgierski na urzędy w Polsce nikogo poza przedstawicielami lokalnego społeczeństwa.

 

To poczucie bezpieczeństwa finansowego, podatkowego w połączeniu z krzepnącym stopniowo poczuciem prawa pisanego, powoduje, że z roku na rok narastała świadomość tego, że są pewne reguły prawa i jednocześnie gwarantują one stabilności własnego bezpieczeństwa majątkowego.

 

Ta wizja wolności i praw nabytych do tego co mamy została przeniesiona na inny poziom wolności w stosunkach międzynarodowych przez znakomitych prawników odnowionego przez Jagiełłę Uniwersytetu Krakowskiego – Stanisława ze Skarbimierza i Pawła Włodkowica.

 

Podsumowaniem pierwszego etapu polskiej wolności, polegającego przede wszystkim na obronie wolności osobistej przed nadużyciami władzy, były przywileje wystawione w końcowym okresie panowania króla Władysława Jagiełły.

 

Przywilej Jedlneński (1430):

„przyrzekamy i zaręczamy, iż żadnego ziemianina, posiadacza włas­ności gruntowej, nie będziemy za jakieś wykroczenia i winę więzić ani nie wydamy nakazu uwięzienia i nie będziemy go wcale karać, jeśli w sądzie w sposób rozumny nie udowodni się jemu winy i jeśli sędziowie tej krainy, w której ten ziemianin mieszka, nie wydadzą go w ręce nasze lub naszych sta­rostów. Wyjątek jednak stanowić będzie człowiek, którego przyłapano by na kradzieży lub na jakimś publicznym przestępstwie, jak np. na podpaleniu, roz­myślnym zabójstwie, porywaniu panien i niewiast, pustoszeniu i rabowaniu wsi, podobnie tacy, którzy nie chcieli by złożyć należnej kaucji, stosownie do wielkości wykroczenia lub winy. Nikomu zaś nie będziemy zabierać dóbr i posiadłości, chyba że uprawnieni sę­dziowie lub nasi baronowie przedstawią go nam jako sądownie skazanego.”

 

To jest jakby zwieńczenie pierwszego etapu budowania polskiej wolności. On by się nie zrealizował, gdyby społeczeństwo, rozwijając swoją świadomość prawną, swoje poczucie indywidualnej godności i wolności oraz poczucie współdziedziców tego dobra wspólnego, nie upomniało się o swoje prawa. W ten oto sposób Polska na przeszło 250 lat przed brytyjskim Habeas Corpus Act miała swój Habeas Corpus Act. - gwarancję bezpieczeństwa obywatela przed bezprawnym prześladowaniem przez państwo. To wielki powód do dumy z polskiej wolności.

 

Potem następuje przełomowy moment przenoszący historię polskiej wolności niejako na nowy pułap, taki, w którym stawką nie jest już tylko wolność osobista, ale wolność publiczna. Prawo staropolskie rozróżniało kilka rodzajów funkcjonowania osoby w społeczeństwie. Persone publice – to ci, którzy uczestniczą w stanowieniu prawa, persone medie – osoby biorące udział w pewnych sprawach publicznych oraz persone private – ludzie bez przynależności do żadnej ziemi.

 

Godność polityczna polega na wywalczeniu sobie możliwości decydowania o sprawach wspólnoty.

 

Wspólnoty najbardziej naturalne to były poszczególne ziemie. Ludzie chcieli równocześnie, w imię swojej ziemi, zabierać głos w sprawach całego państwa.

 

Przywilej Cerekwicko-Nieszawski otwiera drogę do polskiego parlamentaryzmu. Król nie może zwołać Pospolitego Ruszenia bez zgody sejmików. Od 1493 utrze się praktyka sejmowania, praktyka udziału przedstawicieli sejmików w ogólnopaństwowym przedstawicielstwie, na którym będzie się decydowało o sprawach ważnych dla całego państwa.

 

W 1505 roku Sejm przyjmuje Konstytucję Nihil novi.

Ponieważ prawa ogólne i ustawy publiczne dotyczą nie pojedynczego człowieka, ale ogółu narodu, przeto na tym walnym sejmie radomskim wraz ze wszystkimi królestwa naszego prałatami, radami i posłami ziemskimi za słuszne i sprawiedliwe uznaliśmy, jakoż postanowiliśmy, iż odtąd na potomne czasy nic nowego (nihil novi) stanowionym być nie ma przez nas i naszych następców, bez wspólnego zezwolenia senatorów i posłów ziemskich, co by było z ujmą i ku uciążeniu Rzeczypospolitej, oraz ze szkodą i krzywdą czyjąśkolwiek, tudzież zmierzało ku zmianie prawa ogólnego i wolności publicznej.

 

Ta formuła określi specyfikę ustroju Polski w wieku XVI , XVII – w okresie największego rozkwitu polskiej wolności . Jest to specyfika ustroju mieszanego, w którym był element monarchiczny, reprezentowany przez króla, element arystokratyczny, reprezentowany przez Senat oraz element demokratyczny – reprezentowany przez Sejm, który pochodził z wyboru. Formuła była na tyle skuteczna, że polska wolność nie była żadnym zagrożeniem dla polskiego imperium.

 

System na większą skalę sprawdził się po śmierci Króla Zygmunta Augusta. Wtedy kluczową rolę odgrywa Jan Zamoyski, przywódca średniej szlachty, doskonale wykształcony, który wbrew zwolennikom elekcji Habsurgów, skłonnym do zawężenia polskiej wolności do rady królewskiej i do ograniczenia roli sejmików, przeforsował na swojej ziemi (zawiązując Konfederację Bełską w 1572 r.) zobowiązanie do bratniego połączenia szlachty w obronie wolności, by przejść kryzys nieobecności państwa przez kilkanaście miesięcy możliwie najbezpieczniej.

 

„ślubujemy i obiecujemy pod wiarą i poczciwościami naszemi mocne stać i trwać w rzeczypospolitej naszej spólnej Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego i ziem jej należących tak jako jej członem w swem własnem ciele, i że nigdy się od niej oderwać, dokąd nam nie telko majętności, ale i gardł naszych stawać będzie, nie dopuściemy i że przeciwko tem wszem nieprzyjaciołom, tak postronnem, jak też, acz o tem nie rozumiemy, aby się którzy między nami najdować mieli, wnętrznem, którzy tej rzeczypospolitej ziemie, zamki i insze miasta, miejsca, posiadać i od niej odrywać by chcieli, majętnościami i krwi naszej nie folgując, wszyscy zobopólnie, żadnego nie wyjmując, powstaniemy ku skazie ich..”


Zamoyski upomniał się w uchwałach sejmikowych, że skoro my bronimy Rzeczypospolitej, to każdy z nas ma prawo głosu w tej sprawie, kto ma być jej królem. Zamoyski przeforsował zasadę elekcji viritim. Każdy może wziąć udział w wyborze króla. Zasada ta przyczyniła się do większej integracji Rzeczypospolitej. W sprawie zgody wewnątrz Rzeczypospolitej, tak niezmiernie zróżnicowanej, fundamentalne znaczenie miała zasada liberum veto. Zasada ta nie od razu zrodziła się w polskim Sejmie. Pierwotnie, na przełomie XV i XVI wieku, funkcjonowała jako zasada zgodnego głosowania danej ziemi. Na przykład wszyscy posłowie z sejmiku Sochaczewskiego muszą głosować w danej sprawie tak samo. Jak się wszyscy nie zgodzą na Sejmie, to mogą zablokować procedurę. Później zmieniono tę regułę na nemine contradicente, to znaczy nikt nie może protestować. To była istotna zmiana – być może rzeczywiście niekorzystna, bo dawała jednemu człowiekowi prawo zablokowania obradowania całego Sejmu.

 

Liberum veto broniło jednakże w takiej perspektywie unii polsko-litewskiej, bowiem posłów na sejm Korona miała dwa razy więcej niż Litwa. Zabezpieczało ono prawa mniejszości.

 

Nie ma prostego rozwiązania pomiędzy prawami większości i mniejszości. Pamiętajmy, że veto funkcjonowało i funkcjonuje nadal w strukturach europejskich.

 

Może być jednak wykorzystywane, i znamy to z własnej praktyki, przez tych, którzy nadużywają go, by realizować swoje partykularne, nie mające nic wspólnego z dobrem wspólnym, cele. To doświadczenie przyjdzie na Rzeczpospolitą w wieku XVIII w sposób przekonujący dla obywateli (dlatego przekonujący), że wiek XVII kończył się bilansem, który wydawać się mogło, że Rzeczpospolita wciąż stoi jako suwerenne mocarstwo. Spadły na nią straszne nieszczęścia, ale się obroniła – tak usprawiedliwiał i uzasadniał wolny ustrój Andrzej Maksymilian Fredro, marszałek Sejmu, na którym po raz pierwszy padło fatalne veto w 1652 r. Fredro odpowiadał za to, że to veto zostało uznane.

 

Swej decyzji bronił później w swoich pismach w przekonaniu, że Rzeczpospolita przecież się obroniła -w tej, jak pisał, wojnie polsko-europejskiej. Miał na myśli czas wojny 1655-1660, kiedy Polska musiała walczyć ze Szwecją, Rosją, Siedmiogrodem i Brandenburgią. Polska nie upadła. Polska jednakże stanęła na krawędzi przepaści , kiedy zderzyły się już wtedy dwie skrajne tendencje. Jedna – utrzymajmy starą wolność w stanie nienaruszonym – nihil novi. Druga strona tego sporu mówiła - musimy zreformować ten ustrój, jeśli nie chcemy żeby w następnych wojnach, w których rzucą się na nas potężni sąsiedzi, zatriumfowała ich lepiej zorganizowana siła.

 

Reformy były wprowadzane bardzo nieszczęśliwie przez króla Jana Kazimierza, a przede wszystkim przez jego małżonkę, która nie ograniczyła się do wprowadzenia zasady elekcji vivente rege, ale z góry powiedziała, że ma to być jej wybranek z Francji, który się „szlacheckiemu ludkowi” nie spodoba.

 

Nie spodobało się tym bardziej, że reforma była związana z próbą upokorzenia Jerzego Lubomirskiego, obrońcy starej wolności i głównego bohatera wojny polsko-europejskiej. Król pozbawił go wszystkich stanowisk i ogłosił całkowitą delegalizację osoby hetmana. W tej sytuacji doszło do nieszczęsnego rokoszu Lubomirskiego, w którym wojska rokoszan pobiły na głowę w lipcu 1665 roku wojska dowodzone przez Jana Sobieskiego. Ten smutny moment starcia wolności szlacheckiej z próbą reformy bardzo źle przeprowadzanej przez króla Jana Kazimierza i jego małżonkę, był ostatnim ostrzeżeniem przed staczaniem się złotej wolności w czas, w którym przejęli nad nią kontrolę zewnętrzni manipulatorzy.


Dzieło naprawy rozpoczęte przede wszystkim przez Stanisława Konarskiego poprzez jego traktat „O skutecznym rad sposobie” wzywającym do ograniczenia liberum veto, kontynuowana następnie przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, a przede wszystkim przez reformatorów Sejmu Wielkiego (1798-1791), jest drogą, której nie możemy nie podziwiać.

 

 

Pięknie ujęła to Hanna Malewska, trochę zapomniana już autorka, w swoim opowiadaniu o XVII wiecznej Rzeczypospolitej „Panowie Leszczyńscy”.

 

Kraj, gdzie ludzie zjeżdżają się z osobnych jak gwiazdy i spokojnych domów, współdziałali żeby być wolni. Więc żeby być najbardziej sobą. Rzeczpospolita, która sama też nie chciała współzawodniczyć ani mierzyć się z nikim. Jest to bardzo wspaniały kraj, który w teorii nie powinien istnieć ani dziesiątka lat. Na stale spróbowano tam niemożliwości.

 

Profesor podsumował swój wykład niezwykle cenną konstatacją.

 

To, że Polska próbowała ideału wolności i nawiązywała do niego, że próbowała go urealnić w konstytucji majowej, a przede wszystkim w dziele Sejmu Wielkiego, że ta próba poszerzania wolności obywatelskiej na następne stany, włączenia mieszczaństwa, objęcie opieką stanu włościańskiego i w perspektywie otwarcie wolności dla wszystkich mieszkańców Rzeczypospolitej, to była w istocie najpiękniejsza formuła rozwoju politycznego, jaką stworzono w Europie. Formuła, której nie mamy powodu się wstydzić, ale formuła, z której mamy powody zawsze wyciągać wnioski dla współczesnej rzeczywistości politycznej i z dumą widzieć swoje miejsce w Europie.

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.