Kartka z kalendarza: Kolejna rocznica obalenia rządu Jana Olszewskiego
data:04 czerwca 2012     Redaktor: Barbara Chojnacka

Przypominamy ważne dokumenty z obrad sejmu, poprzedzających obalenie rządu premiera J.Olszewskiego.

pobierz.dlapolski.pl
 

Publikujemy treść wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego w sejmowej debacie nad odwołaniem rządu Jana Olszewskiego 4 czerwca 1992.

Panie  Marszałku! Wysoka Izbo! Dzisiejsza debata nie jest debatą nad takim czy  innym rządem, nie jest debatą zwykłą - w demokracji rządy zmieniają się  niekiedy często - jest to debata mimo tych ograniczeń, mimo tych 5  minut, o Polsce.

Ten kontekst, od którego nie uciekniemy, który  stworzyły wydarzenia ostatnich godzin, właśnie o tym decyduje. Nie  uciekniemy przed tym, że wielka część społeczeństwa będzie traktowała  ten akt, który za chwilę będzie miał miejsce, jako akt skierowany  przeciwko działaniom koniecznym z punktu widzenia fundamentalnych,  podstawowych interesów państwa.

Żadne normalne państwo nie może  tolerować w swoich władzach, w swoim parlamencie, w swoich strukturach  ludzi, którzy byli agentami w istocie obcych służb specjalnych.  (Oklaski) I żadne tłumaczenia, żadne frazesy o interesie państwa, które  tutaj padały, tego faktu nie uchylą. (Oklaski)

Żadne imponujące  większości, żadne przedziwne koalicje, w ramach których na przykład  partia liberalna łączy się z partią, której przywódca niedawno z tej  trybuny tłumaczył, że podręczniki ekonomii pisane w Moskwie - steki  bzdur - i podręczniki pisane na Zachodzie są równie nieprawdziwe.  (Oklaski)

Mowa była także w uzasadnieniu wniosku o odwołanie  rządu o sporach między panem prezydentem a rządem. Otóż tak, były takie  spory. Jest tylko pytanie, jaka była ich przyczyna. Jest pytanie, czy  pewne instytucje, instytucje spersonalizowane, mają być oceniane  niezależnie od faktów czy w zgodzie z faktami. Zdaje się, że wielka  część tej Izby uważa, że powinny być oceniane niezależnie od faktów.  Otóż my nigdy z tego rodzaju poglądem, poglądem, który godzi w  demokrację, który odbiera temu najwyższemu dzisiaj w Polsce ciału prawo  do oceny innych instytucji państwowych, się nie pogodzimy. (Oklaski)

W  końcu sprawa najważniejsza, sprawa merytorycznej oceny tego rządu.  Padały tutaj słowa brutalnej krytyki. Z całą pewnością - mogę się  zgodzić z posłem Nowiną-Konopką - nikt nie jest dzisiaj doświadczonym  kierowcą tego świeżo skonstruowanego samochodu. To z całą pewnością  prawda. Ale jeśli tę prawdę uwzględnić, jeśli porównać osiągnięcia tego  rządu z osiągnięciami rządów poprzednich, to wybaczcie państwo, ale nie  ma tutaj powodów do wstydu.

Była już mowa o sytuacji  gospodarczej, która się w jakiś tam sposób poprawia. Była mowa o  budżecie, który został przygotowany bez kompromisów i dla którego nie ma  żadnej alternatywy. Jest plan społeczno-gospodarczy Jerzego Eysymontta,  dla którego też nie ma w tej chwili żadnej alternatywy. Z całą  pewnością nie sytuacja gospodarcza, nie polityka gospodarcza spowodowały  atak na ten rząd. Co do tego nie można mieć najmniejszych wątpliwości.

Byliśmy,  Wysoka Izbo, zawsze za rządem szerokiej koalicji, ale jeśli koledzy z  Kongresu Liberalno-Demokratycznego, z Unii Demokratycznej uważali, że ta  koalicja ma w naszym mniemaniu powstrzymać proces przebudowy albo,  użyję tutaj tak nie lubianego przez was słowa, dekomunizacji Polski, to  było to nieporozumienie, wielkie nieporozumienie. W żadnym razie tak tej  koalicji nie rozumieliśmy.

Nie rozumieliśmy jej tak dlatego, że  proces dekomunizacji jest wielką, i można powiedzieć ciągle zwiększającą  się, potrzebą tak tego kraju, jak i innych krajów postkomunistycznych.  Jest to proces, który może być współorganizowany przez tę Izbę, o którym  ta Izba może współdecydować, ale też jest to proces, o którym zdecyduje  przede wszystkim społeczeństwo; społeczeństwo, które nas tutaj  obserwuje; społeczeństwo, które zadecyduje o tym, że - chociaż wiemy, z  kim mamy do czynienia, i wiemy, że dla zatrzymania tego procesu mogą być  zastosowane różne, w tym także tak zwane administracyjne środki -  jednak tego procesu powstrzymać się nie da. On się już zaczął - w ciągu  tych ostatnich kilku miesięcy, a może szczególnie w ciągu ostatnich  kilku dni. (Oklaski)

[podkreślenia własne redakcji]
Źródło: http://www.pis.org.pl/article.php?id=20373
 

Wystąpienie premiera Jana Olszewskiego w debacie nad odwołaniem jego rządu

Publikujemy treść wystąpienia premiera Jana Olszewskiego w debacie sejmowej nad odwołaniem jego rządu 4 czerwca 1992 r.

Panie  Marszałku! Wysoka Izbo! Gdybym przemawiał dzisiaj rano, to przemówienie  byłoby inne, byłoby pewnie dłuższe, do innych odwołałoby się  argumentów. Pewnie bym mówił o tym, jaki był start tego rządu, na jakie  napotykaliśmy trudności - aby choćby ocenić zastany stan rzeczy - ile  trudności wymagało zdyscyplinowanie finansów publicznych na elementarnym  choćby poziomie, ile włożyliśmy wysiłku w przywrócenie normalnych  funkcji podstawowym gałęziom tego aparatu, jaka była linia polityczna  rządu i co robiliśmy, aby przygotować całościową reformę, reformę  administracji ogólnej i gospodarczej, i jakie akty zostały przygotowane i  dlaczego nie zostały wniesione przed budżetem. Mówiłbym pewno o tym, że  ten rząd, o którym tu tyle mówiono, że żadnego programu nie ma - tylko  on jeden - potrafił sformułować wieloletnie założenia polityki  społeczno-gospodarczej, przez ten Sejm nie przyjęte, ale jedyne, jakie  zostały sformułowane i jakie są realizowane, i na których oparty jest  budżet, który wy, państwo, jutro przyjmiecie, bo żadnego innego budżetu,  opartego o inne założenia, pod groźbą katastrofy tego państwa i  gospodarki, nie można skonstruować. I chociaż tego rządu nie będzie, to  będzie jego budżet. I przez wiele miesięcy będziecie musieli testament  tego rządu wykonywać, bo nie ma innej możliwości, i przekonacie się o  tym.

Ale to wszystko powiedziałbym dzisiaj rano. Teraz mówić o  tym nie warto, bo nie o to teraz tu chodzi, bo nie dlatego głęboko w  nocy debatuje się nad tym, aby odwołać rząd natychmiast, zaraz, żeby już  go nie było zanim rozpocznie się następny dzień. Nie dlatego, że był  zły, bo nie dawał sobie rady z gospodarką, nie dlatego, że miał złą  linię polityczną, nie dlatego, że nie miał polityki informacyjnej, o  czym bardzo dużo mówiono, w czym może i jest źdźbło prawdy. I nie dla  stu innych powodów, które tutaj można by było podać i pewnie byłyby  przytaczane, gdyby dyskusja toczyła się w normalnym czasie, w normalnym  trybie i w normalny sposób, tylko dla zupełnie innej przyczyny.  Przyczyny leżącej w istocie poza tym rządem.

Kiedy obejmowałem  moje funkcje - i wcześniej, po wielokroć wcześniej, wiele miesięcy, może  lat - wiedziałem, że przyjdzie nam budować nowy system władzy  demokratycznej w Polsce, nowy ustrój, nową, trzecią, naszą, polską  Rzeczpospolitą w sytuacji, kiedy będziemy obciążeni potwornym spadkiem  pozostawionym przez tę dziedzinę, ten sektor komunistycznego reżimu,  który był jego istotą, a jego istotą był aparat przemocy, aparat  policyjnej przemocy, aparat policji politycznej. I jak ten aparat  pracował, i jakie były jego zasady działania, mało kto na tej sali wie  tak dobrze jak ja. Latami mogłem na to patrzeć, występując w obronie  ludzi przez ten aparat ściganych. Wielu z nich jest dziś na tej sali.  Wiedziałem, jak tragiczne bywają przypadki, losy, fakty. Nikt nie wie  tego lepiej ode mnie, ale też nikt lepiej ode mnie nie wie, jak  straszliwy jest ten spadek, jak rozległy, jak wielki, jak straszne może  pociągać skutki dla losów jednostek w to wplątanych. A wtedy kiedy te  jednostki biorą udział w kierowaniu życiem publicznym - jak w warunkach,  w których my działamy - jak tragiczne może mieć to skutki dla interesu  już nie publicznego, dla interesu narodowego. Mówiłem to po wielokroć w  roku 1990, 1991, w ruchu obywatelskim, kandydując do Sejmu. Kiedy  mówiłem o dekomunizacji, kiedy polemizowałem z teorią grubej kreski,  miałem zawsze w pamięci ten problem. I kiedy objąłem funkcję premiera,  wiedziałem, że mój rząd musi się z nim zmierzyć. Przyjąłem pewne  założenia wiedząc, jak bardzo jest to problem ważny, jak zarazem trudny i  jak ogromnie tragiczny dla wielu ludzi, więc szukałem, starałem się  szukać najlepszego wyjścia. W takich sprawach, w moim przekonaniu,  spieszyć się nie należy. Ale byłem w błędzie, byłem w błędzie. Są  sytuacje, kiedy trzeba się spieszyć.

Wydałem instrukcje,  polecenia kierownictwu resortu spraw wewnętrznych, aby przygotowało akt,  który będzie pozwalał przez zakreślenie pewnego czasu, możliwie  bezboleśnie, jak najbardziej humanitarnie wycofać się z życia  publicznego ludziom obciążonym tym tragicznym, tragicznym spadkiem  przeszłości, bez wystawiania kogokolwiek pod pręgierz opinii publicznej,  z zachowaniem wszystkich zasad humanitaryzmu i z zachowaniem  jednocześnie w tych wypadkach, gdzie osobista, własna wola czy własna  decyzja zainteresowanych by nie nastąpiła lub była niewystarczająca,  możliwości stworzenia rzeczywistego, gwarantującego obiektywne  rozpoznanie sprawy organu i procedur, które by takiego ostatecznego  rozliczenia zamykającego tamten trudny czas i otwierającego możliwości  normalnego działania w życiu publicznym III Rzeczypospolitej dokonały.  Nie doszło do tego, chociaż prace nad tym były, jak mnie informowano,  zaawansowane.

 

Ja sam, muszę się przyznać tu przed Wysoką Izbą,  uważałem, że w natłoku zajęć, których premierowi tego rządu, żadnego  zresztą rządu w Polsce, na pewno nie brakuje i nie będzie brakowało, że  nie warto tracić czasu na czytanie akt zgromadzonych przez dawne służby  bezpieczeństwa. I po niczyje akta, ani własne, ani moich ministrów, nie  sięgałem. Jeżeli byłaby sprawa - wychodziłem z takiego założenia - która  wymagałaby ostatecznego rozliczenia i zakończenia, odkładałem to do  momentu stworzenia takiego właśnie racjonalnego mechanizmu.

To tu  na tej sali padł wniosek zobowiązujący resort spraw wewnętrznych do  przedstawienia, jak ujmował ten wniosek, listy agentów. I to tutaj, na  tej sali, on został uchwalony. I jego wykonaniem wola tego Sejmu  obciążyła ministra spraw wewnętrznych. Mógłbym pozostać poza tym, mnie  tam nie fatygowano. Uważałem jednak, że w tej trudnej, prawie  beznadziejnej sytuacji nie mogę uchylić się od współodpowiedzialności.  Prosiłem ministra Macierewicza o to, aby zostało dokonane nie  zestawienie agentów, bo takiego przygotować nikt w resorcie spraw  wewnętrznych nie jest władny, tylko zestawienie takich informacji (Głos z  sali: Może pomówień.), jakie w archiwach można znaleźć (Głos z sali:  Wybiórczo.) Wszystko jest zawsze wybiórcze i wszystko może być  pomówieniem. Ja o tym doskonale proszę państwa wiem, dlatego - dlatego,  podkreślam - po pierwsze, uważałem, że dopóki sam Sejm nie zdecyduje się  co zrobić, nie można uchylić tajemnicy tych faktów. A po drugie...  (Wesołość na sali) Ja rozumiem ten wesoły śmiech, bo są przecież ludzie,  dla których fakt, że coś jest tajemnicą, jest w ogóle niezrozumiały ale  ja zakładam, zakładałem, miałem prawo zakładać, że w tej Izbie, która  gromadzi najwyższe przedstawicielstwo narodowe, takich ludzi nie ma.  (Oklaski) Ponadto starałem się o stworzenie pewnych procedur  kontrolnych, w imię czego zwróciłem się do pierwszego prezesa Sądu  Najwyższego profesora Adama Strzembosza o podjęcie się funkcji osoby  powołującej - tak się mogło wydawać - najbliższy tym sprawom organ,  który mógłby dokonać choćby wstępnej pewnego rodzaju weryfikacji. Nic  więcej, nic więcej - bez woli Sejmu - we własnym zakresie rząd ani  premier zrobić nie mogli, tylko tyle.

Dzisiaj na tej sali dotarł  do mnie dokument, który został doręczony klubom poselskim i udostępniony  państwu posłom i państwu senatorom. Dotarł do mnie równocześnie, a  właściwie o godzinę później niż do was, z przyczyn, jak zwykle u nas,  pewnych niedowładów technicznych. Przeczytałem go po zakończeniu rannej  sesji. Tak, to jest lektura porażająca. I wiem, teraz wiem, dlaczego  temu wszystkiemu co się tutaj dzieje nie mam prawa się dziwić  (Poruszenie na sali), ponieważ ta lektura była porażająca, jak sądzę,  nie tylko dla mnie.

Myślę, że czas, który nadchodzi, da odpowiedź  na wiele pytań. Wiem, że w tym, co przeczytałem, jest ogromny ładunek  ludzkich nieszczęść. Wiem także, że jest w tym ogromny ładunek  niebezpieczeństwa dla Polski i trzeba te dwie sprawy, te dwie wartości  bilansować, w bardzo trudnym wyważeniu.


Sądzę, że nie warto tutaj  mówić o tym, w jakich warunkach ten rząd działał. Sądzę, że nie warto  tutaj mówić o tym, ile jego premier i jego ministrowie spokojnie znosili  potwarzy, pomówień, pogardliwych aluzji, nie ze zwykłej tam prasy  brukowej w rodzaju tygodnika ˝Nie˝ (Wesołość na sali) tylko z takich  pozycji i od takich osób, od których naprawdę było to ciężko znieść, bo  trudno było takie wypowiedzi lekceważyć. Ale służba publiczna to nie  jest przyjemność, jeżeli ktoś się jej podejmuje, musi być na wiele  gotowy. Ja byłem gotowy i nie to może mnie wyprowadzić z równowagi.  Jeżeli dzisiaj mówię, że nie składam w tym momencie, mimo że mam tych  doświadczeń ostatnich miesięcy, a zwłaszcza tygodni serdecznie dosyć,  mimo to oświadczam, że nie składam rezygnacji (Oklaski) i z pełną  świadomością stawiam przed wami państwo posłowie to zadanie, abyście  według własnego sumienia głosowali za odwołaniem lub przeciw odwołaniu  tego rządu, to czynię tak w przekonaniu, że od dzisiaj stawką w tej grze  jest coś innego niż tylko kwestia, jaki rząd będzie w Polsce wykonywał  ten budżet do końca roku, że w grze jest coś więcej, że w grze jest  pewien obraz Polski - jaka ona ma być. Może inaczej, czyja ona ma być?

Jest  Polska, była Polska przez czterdzieści parę lat, bo to jednak była  Polska - była własnością pewnej grupy, własnością może z dzierżawy  raczej przez kogoś nadaną. Potem myśmy w imię racji, ważnych racji  politycznych zgodzili się na pewien stan przejściowy, na kompromis, na  to, że ta Polska jeszcze przez jakiś czas będzie i nasza, i nie całkiem  nasza. I zdawało się, że ten czas się skończył. Skończył się wtedy,  powinien się skończyć, kiedy uzyskaliśmy władzę pochodzącą z  demokratycznego, prawdziwie demokratycznego wyboru. A dzisiaj widzę, że  nie wszystko się skończyło, że jednak wiele jeszcze trwa i że to, czyja  będzie Polska, musi się dopiero rozstrzygnąć. To się będzie rozstrzygało  także (Oklaski) w jakiejś mierze, w jakiejś cząstce dziś tutaj na tej  sali.

Chciałbym stąd wyjść tylko z jednym osiągnięciem. I jak do  tej chwili nam przekonanie, że z nim wychodzę. Chciałbym mianowicie  wtedy, kiedy ten gmach opuszczę, kiedy skończy się dla mnie ten, nie  ukrywam, strasznie dolegliwy czas, kiedy po ulicach mojego miasta mogłem  się poruszać tylko samochodem, albo w towarzystwie torującej mi drogę i  chroniącej mnie od kontaktu z ludźmi eskorty, że wtedy, kiedy się to  wreszcie skończy, będę mógł normalnie na ulice tego miasta wyjść i  popatrzeć ludziom w oczy. (Oklaski) I tego wam, państwo posłowie, panie  posłanki, życzę po tym głosowaniu. Dziękuję bardzo. (Oklaski)

[podkreślenia własne redakcji]

Źródło: http://www.pis.org.pl/article.php?id=20374






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.