Okiem Shorka - W poszukiwaniu okazów mitycznych
data:20 sierpnia 2016     Redaktor: Shork

Jest sezon wakacyjny, więc upadłe autorytety, które kiedyś choć udawały dziennikarzy, udały się na poszukiwanie okazów mitycznych...







Niektórzy rzeczywiście wyjechali i obserwowali, robiąc z igły widły. Innym nawet się nie chciało obserwować. Wzorem Erga Samowzbudnika, który bladawca pokonał, przeczekali chytrze dwa tygodnie gdzieś w ukryciu, a potem zaczęli opowiadać, gdzie to nie byli i czego nie widzieli. Byle tylko wysmażyć na wyścigi jakiś artykuł dla gnijących mediów.
 
Rzecznicy prasowi rządu PO-PSL rzucili się w poszukiwania polskich Nessie, chupakabr i yeti, po czym triumfująco depeszowali z wakacji nie mogąc doczekać się publikacji.
 
„Jest, jest! Widziałam Polaka-cebulaka na plaży, jak otoczony parawanem ze skrzynką piwa na opasłym brzuchu, kazał swoim licznym bachorom sikać do morza. Ba, żeby to jednego! Zajmowali plażę po horyzont”.
 
„Przejeżdżałam przypadkiem przez wieś i widziałam dwie kolejki. Jedną po 500+ , a drugą, złożoną z tych samych osób do monopolowego, z którego taczkami wywozili skrzynki taniego wina, a obok stały pobite kobiety z dziećmi na rękach i płacząc czepiały się nóg oprawców”.
 
„A jakie to bydło do miasta zjeżdża! Nie myje się tygodniami, spod wąsisk im śmierdzi gnojem, ale koszulkę z Polską Walczącą to założy i na kulturalnych uchodźców mordę szczerbatą drze”.
 
Wczoraj pewna pani - podobno psycholog i trener - pierdyknęła artykuł do natemat.pl , jak to ona sobie od tego wszechobecnego chamstwa wypoczęła na Litwie wśród tych pagórków i łąk zielonych.
Miałbym dla niej radę, ale jej wzorem, musiałbym opatrzyć ją nagłówkiem inwektyw, których publikować bez zamysłu artystycznego nie przystoi, a z zamysłem artystycznym musiałbym złamać obietnicę, żeby nie nobilitować słowem wiązanym ludzi, którzy na to nie zasługują.
 
A wiecie, co jest w tym najbardziej zabawne? Pomyślałem sobie, co by z tych wydarzeń zrobił jeden z idoli literackich tych ludzi – Gombrowicz.
 
„Wyszłam w południe na plażę kierując się na molo i rozejrzałam po tłumie głów łysych i tych świeżo z wałków wyjętych, łypiących na mnie zza wyleniałych parawanów i westchnęłam. Och rzucić by się na wygrzebany własnoręcznie grajdołek i poprosić o wysmarowanie pleców tanim olejkiem jakiegoś własnego, wąsatego, cuchnącego zwietrzałym piwskiem Janusza. Och przytulić by ubrudzonego piaskiem i być może nawet własnym kupskiem, wysmarowanego lodem, upieluszonego bachora. Och legnąć by sobie na pożyczonym leżaku, w spranym biustonoszu, za tym pancernym parawanem i łowić złe spojrzenia tych, co nie zdołali opalikować sobie kawałka plaży o 6:30. Och włączyć by sobie lato z radiem na cały regulator i pomagać Rodowicz śpiewać Małgośkę”
 
 
Och.
 
A tymczasem w mieście zmiana. Powstało OKO.press. Grupa pracowników Agory, Polityki i TVN doszła do wniosku, że będą oni patrzeć na ręce władzy i informować o jej poczynaniach. Brawo.
Po tylu dekadach uprawiania zawodu dziennikarza zauważyli jaką rolę powinny pełnić media, zwane od zawsze czwartą władzą. Jakby któryś z nich, w przebłysku inteligencji zastanowił się, co robił przez ostatnie osiem lat , to ja uprzejmie odpowiem, że był rzecznikiem rządu PO-PSL. Wcześniej rządów tych samych ludzi skupionych w innych formacjach. A najstarsi byli rzecznikami rządów PZPR.





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.