To często ludzie bezrobotni, albo schorowani, którzy są zbyt dumni aby prosić o pomoc.
Wywiad z Radia WNET
Kiedy się Pan po raz pierwszy spotkał z Lechem Wałęsą?
W Wolnych Związkach Zawodowych. Oczywiście dokładnej daty nie pamiętam, ale nie było to jakieś wielkie wydarzenie.
Jak Pan go wspomina? Czy był osobą charyzmatyczną?
Nic podobnego, Wałęsa był po prostu jednym z nas. Ale cały czas miał problem, żeby o nim mówiono.
Jednym z niezależnych środowisk w Trójmieście był Ruch Młodej Polski. Współpracowaliśmy w niektórych dziedzinach, na przykład my organizowaliśmy obchody Grudnia, oni z kolei rocznicę Konstytucji 3 maja, a myśmy ich wspomagali – rozprowadzaliśmy informacje, ulotki i tak dalej. Współpracowaliśmy ściśle, ale podejmować decyzje i wydawać wspólne komunikaty mogli tylko ludzie upoważnieni. A Wałęsa wyłamywał się z tych norm. Żeby jakoś funkcjonować w przestrzeni publicznej, też tej opozycyjnej, wyłamywał się i czasami na własną rękę podpisywał odezwy wspólnie z Ruchem Młodej Polski. „Bo jego nazwisko musi chodzić”, tak mówił.
Wykazał się sprytem i dobrze na tym wyszedł…
Można powiedzieć, że był cwany. Czy to jest to samo, co sprytny? I czy ten spryt jest w tym momencie dobrą cechą?
więcej: