Krzysztof Pasierbiewicz: Czas najwyższy profesorom-celebrytom podziękować!
data:24 czerwca 2016     Redaktor: AK

Prezydent Andrzej Duda chce powrotu 8-letniej podstawówki i 4-letnich liceów (patrz video). Pomysł pana Prezydenta popieram w całej rozciągłości, a w ramach uzasadnienia mojego stanowiska chciałbym jeszcze raz przypomnieć, że w kwietniu 2014 byłem na zorganizowanym przez krakowski Akademicki Klub Obywatelski (AKO) wielogodzinnym spotkaniu z czterema dyrektorkami renomowanych krakowskich szkół: podstawowej, gimnazjalnej, licealnej i szkoły dla dzieci niepełnosprawnych.

 
 
I choć twarda ze mnie sztuka, byłem pod takim wrażeniem tego, co usłyszałem, iż po powrocie do domu długo nie mogłem zasnąć.


Nie będę relacjonował szczegółowo tego spotkania by nie rozwlekać notki i ograniczę się tylko do problemów systemowych.


Gdy patrzyłem na te zdesperowane kobiety relacjonujące, co się dzieje w polskich szkołach przypominały mi się kamienie milowe polskiej literatury martyrologicznej okresu rozbiorów, gdyż to, co te nauczycielki i matki zarazem mówiły było apokaliptyczną skargą na głuchą na ich apele ówczesną butną władzę Platformy Obywatelskiej, która nie chciała słyszeć o kształceniu polskich dzieci w imię odwiecznych w edukacji polskiej wartości jak: rzetelna wiedza, wiara, patriotyzm i dobro Ojczyzny.


Wszystkie panie stwierdziły zgodnie, że wprowadzany odgórnie przez ówczesne władze Platformy program nauczania prowadzi w linii prostej do niedokształcenia i dehumanizacji młodzieży szkolnej, począwszy od nauczania przedszkolnego, poprzez szkołę podstawową, gimnazjum, na liceum kończąc.


Problem polega między innymi na tym, że system nauczania szkolnego podzielono na kompletnie niespójne ze sobą trzechletnie fazy, a każdą z tych faz ministerstwo rozlicza nie z tego, co szkoła rzeczywiście nauczyła, lecz z suchych danych statystycznych w głównej mierze opartych na wynikach testów końcowych.


W efekcie każda ze wspomnianych faz wygląda tak samo, czyli pierwszy rok nauczania pedagodzy muszą poświęcić na rozpoznanie indywidualnych możliwości uczniów, w drugim roku mogą zacząć realizowanie przewidzianego na trzy lata programu, zaś trzeci rok są zmuszeni poświęcić na ćwiczenie z uczniami umiejętności rozwiązywania testów końcowych.


Tak więc w trakcie każdej z takich trzechletnich faz na rzeczywistą naukę przedmiotu nauczyciele mają de facto jeden rok, co skutkuje tym, że w kilkunastoletnim cyklu nauczania kończącym się maturą, na rzeczywistą naukę przedmiotu nauczyciele mogą poświęcić de facto cztery lata!!! Powtarzam. Cztery lata efektywnej nauki i co najmniej tyle samo lat kompletnie straconych!!!


Tyle panie dyrektorki, a teraz napiszę, co ja o tym wszystkim sądzę.


Moim zdaniem to już nie jest tylko chwilowa zapaść polskiego szkolnictwa. Przecież ci, którzy taki program nauczania opracowali, a także ci, którzy go zatwierdzili na szczeblu ministerialno rządowym kwalifikują się pod osąd trybunału stanu. Toż to nic innego jak bezmyślna, a może rozmyślna (???) „zbrodnia” dokonywana na kształtowanej w wieku szkolnym tkance intelektualnej narodu polskiego.


Ale w czasie spotkania wyszedł na jaw jeszcze poważniejszy problem.


Otóż każda ze wspomnianych wyżej faz nauczania jest zwieńczona obligatoryjnym testem końcowym. Sęk jednak w tym, że taki test jest tym łatwiej zaliczyć im mniej uczeń myśli. Tak, więc nauczyciele chcąc się wykazać wymaganymi od nich dobrymi wynikami testowymi zamiast uczyć dzieci umiejętności samodzielnego myślenia zmuszani są do oduczania swoich podopiecznych owej zdolności. O aspektach etyczno wychowawczych nawet nie wspominam.


A więc powiem bez ogródek, iż efektem tego stanu rzeczy jest masowa produkcja przez polskie szkoły „biomasy” ograniczonych „jamochłonów” o poziomie intelektualnym zbliżającym się niebezpiecznie do granicy debilnego absolutu, vide uczelnie, które alarmują, że narybek przychodzący na studia jest nie tylko niedouczony, ale kompletnie niezdolny do myślenia, nie potrafi sklecić poprawnie zdania, sformułować własnych myśli, przeprowadzić najprostszego logicznego wywodu i tak dalej.


A tak na dobrą sprawę jednym, co taki delikwent rzeczywiście umie, to rozwiązywanie testów na przysłowiowym już poziomie: stolicą Polski jest: A. Warszawa, B. Białystok, C. Krościenko nad Dunajcem; plus wyznawanie zasady: „Spoko! Nara! Wyluzuj! Jakoś to będzie!”


Tak jest teraz zajebiście w polskich szkołach!


Ale panie dyrektorki odsłoniły jeszcze gorszą prawdę.


Bowiem okazuje się, że programy szkolne opracowują praktycznie bez konsultacji z nauczycielami profesorowie wyższych uczelni, którzy są głusi na sugestie i apele oddanych swemu posłannictwu dyrektorów szkolnych, bo mości panowie akademicka „elita” i tak wiedzą lepiej.  


Na końcu spotkania padło pytanie jak zaradzić temu, co się dzieje z polską szkołą?


Otóż moim zdaniem ma rację pan profesor Andrzej Nowak z Wydziału Historycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego pisząc we wstępie do książki „Od Polski do post-polityki”, że, cytuję: „martwi się o to, co się stało z demokracją, z Rzeczypospolitą, z Europą Wschodnią, z Europą. Co dzieje się z rzeczywistością w magmie płynącego z posłusznych (komu?) mediów przekazu „pi-ar”..., że następuje narastające poczucie rozpadu wspólnoty, którą stworzyły poprzednie pokolenia Polaków..., że należy rozważyć możliwość końca naszej historii”...


Nasuwa się tedy pytanie, co robić w obliczu intelektualnej degradacji narodu polskiego?


Otóż moim zdaniem warunkiem sine qua non ku naprawie polskiej szkoły jest odsunięcie od wpływu na szkolne programy akademików z tytułami profesora i pozostawienie spraw programowych w gestii doświadczonych i oddanych zawodowi nauczycieli szkolnych, którzy są rzeczywiście kompetentni w tej materii.


I zapewniam Państwa, że jestem świadom tego, co mówię, bo przepracowałem trzydzieści siedem lat na uczelni i znam środowisko akademickie na wylot.


I wiem doskonale, że oczywiście nie wszyscy, ale znakomita większość nauczycieli akademickich dawno już zapomniała, że uczelnie są dla studentów, a nie dla nich.  


Mam na myśli szczególnie profesorów-celebrytów, bo to takich właśnie ministerstwo edukacji zatrudnia „na fuchę” do opracowywania programów szkolnych. A dla celebrytów z tytułami profesora już sami studenci są zakałą, a co dopiero jacyś tam uczniowie.  


Bo profesorowie-celebryci „pracują” z reguły na kilku cząstkowych etatach na różnych uczelniach, pełniąc jednocześnie funkcje „honorowe” w trudnych do policzenia „naukowych” komisjach, komitetach, wydawnictwach, asocjacjach, towarzystwach i stowarzyszeniach, plus namiętne wizytowanie radiowych i telewizyjnych studiów mainstreamowych, a opracowywanie szkolnych programów nauczania dla tych nieodpowiedzialnych dyletantów z profesorskimi tytułami to tylko jeszcze jedna intratna „fucha”, którą można szybko i po łebkach odwalić, bo odpowiedzialności za to nie ponoszą żadnej.


I tu właśnie jest pies pogrzebany.
 


Krzysztof  Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki)
 
 

Post Scriptum

Z tego wszystkiego zapomniałem Państwu powiedzieć, że to spotkanie krakowskiego AKO z dyrektorami szkół krakowskich zorganizował i prowadził ojciec pana prezydenta Andrzeja Dudy wtedy, kiedy nikomu się jeszcze nie śniło, że jego syn zostanie Prezydentem RP.
 


Czytaj również:

Ministra Kolarska-Bobińska karci jagiellońskich jajogłowych - vide:

http://salonowcy.salon24.pl/575693,ministra-kolarska-bobinska-karci-jagiellonskich-jajoglowych





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.