Moskwa w polskich rękach
data:02 czerwca 2016     Redaktor: AK

9 października 1610 r. Polacy zdobyli Kreml.
Gdy w początkach XVII wieku Polacy wyprawiali się na Moskwę, ówczesny pisarz polityczny Paweł Palczowski twierdził, że w rozległych krainach rosyjskich trzeba zaprowadzić porządek, który będzie sprzyjał i Polakom, i miejscowej ludności. Nie pierwszy i nie ostatni raz nad Wisłą rozważano, jak urządzić wschodniego sąsiada, aby nie zawadzał reszcie Europy.

 
 

Smuta w Rosji, szansa dla Polski


W tradycji rosyjskiej istnieje wiara w pewien cykl historii, w którym okresy potęgi i ekspansji Rosji przeplatają się z czasem smuty, wewnętrznego zamętu i interwencji z zewnątrz. To zjawisko przeciętni Rosjanie odczuwają na tyle mocno, że nawet niedawne czasy rządów Borysa Jelcyna w latach 90. XX wieku, były postrzegane na podobieństwo smuty z przełomu XVI i XVII wieku. To wtedy nastąpił chaos po śmierci Iwana Groźnego, który nie tylko przebudował ogromnym kosztem strukturę społeczną swojego imperium (na wielką skalę dokonano masowych przesiedleń podbitej ludności, a specjalne oddziały tzw. opriczników wyrżnęły wielu bojarów niewystarczająco lojalnych wobec cara), ale też zamordował swojego syna, pozostawiając po sobie niepewność co do losów dynastii Rurykowiczów. W owym czasie miała miejsce swoista równowaga polityczna między Rzecząpospolitą a Moskwą, która co prawda była w posiadaniu Smoleńska, ale doznała ciężkich ciosów od króla Stefana Batorego. Stolica Rosji miała wpaść w ręce Polaków nie z woli władz Rzeczypospolitej, jej króla czy sejmu, ale z kaprysu polskich magnatów.

 

Gdy w dobrach wojewody sandomierskiego Jerzego Mniszcha pojawił się zbiegły prawosławny mnich Griszka, który podawał się za Dymitra – cudownie ocalałego syna Iwana Groźnego, polski magnat nie zamierzał dociekać niuansów pokrewieństwa. Uznał prawdziwość ojcostwa z większą pewnością niźli dzisiejsi badacze DNA, ogłosił zaręczyny Griszki ze swoją urodziwą córką Maryną i wyraził wolę odzyskania władztwa dla przyszłego zięcia. Ten okres w historii Rosji jest kluczowy dla zrozumienia relacji polsko-rosyjskich, bowiem Kreml nieraz podsycał nienawiść do Zachodu przypominając właśnie okres tzw. dymitriad. Skrzywdzona i pogrążona w smucie Rosja miała paść ofiarą niegodziwych intrygantów polskich, stając się łupem ich najazdu.

 

Prawda jednak nie jest tak czarno-biała jak propaganda despotów, bowiem Griszkę-Dymitra chętnie przyjmowały kolejne miasta rosyjskie, wypatrując w nowym carze pokoju i stabilności. Niemożność zaprowadzenia porządków przez cara Borysa Godunowa, a potem Wasyla doprowadzała Wielkie Księstwo Moskiewskie do anarchii, wojen pomiędzy miastami, rabunków i klęsk głodu. Nic dziwnego, że wyprawa polskich magnatów przynosiła nadzieję na sprawne rządy – gdy zaś 23 kwietnia 1605 roku zmarł car Borys, Rosjanie zaczęli masowo przechodzić na stronę „ocalonego” Dymitra. 30 czerwca Polacy po raz pierwszy wkroczyli do Moskwy wywołując zdumienie i podziw mieszkańców miasta, a bogate stroje szlachty i spektakularne zbroje husarskie przykuły uwagę tłumów. Dymitr Samozwaniec rozpoczął swoje panowanie, otaczając się głównie Polakami, jako gwarantami jego bezpieczeństwa, lecz nie przeżył nawet roku. Nieprzyzwyczajony do złożonych kremlowskich intryg i spisków został zamordowany wraz z setkami Polaków, którzy przybyli na jego ślub z Maryną Mniszchówną. Typowe dla imperialnej kultury rosyjskiej profanowanie ciał swych wrogów zemściło się na Rosji – zmasakrowane zwłoki cara wystawiono na widok publiczny, ale w zniekształconej twarzy trudno było doszukać się podobieństwa do Dymitra Samozwańca, więc po mieście zaczęły krążyć pogłoski, że władca po raz drugi ocalał. Polscy magnaci nie zamierzali przespać tej okazji.

 

Apogeum awanturnictwa i decyzja króla


Z pogromu Polaków w Moskwie ocalał Mikołaj Mielecki, sekretarz Dymitra I, który wybrał tajemniczego Rusina, aby udawał ponownie ocalałego cara. W tego drugiego Samozwańca nie wierzył już absolutnie nikt, nawet zwykli Rosjanie nazywali go „worem” (czyli złodziejem) i wyprawa polskich awanturników ugrzęzła ostatecznie w podmoskiewskim Tuszynie. Jeden z najwybitniejszych mężów stanu i wodzów Rzeczypospolitej, hetman Stanisław Żółkiewski, wspominał uczucie zażenowania tym politycznym teatrem, zwłaszcza gdy Maryna Mniszchówna „rozpoznała” w nowym Dymitrze swojego męża!

 

Jednak chaos w Wielkim Księstwie Moskiewskim stale się pogłębiał, a w obliczu wojny polsko-szwedzkiej o władzę nad Morzem Bałtyckim Rosja stawała się trzecim graczem, który mógł przeważyć szalę w zmaganiach między Warszawą a Sztokholmem. Nowy car, Wasyl, sprzymierzył się ze Szwedami, tworząc silną koalicję antypolską. Rzeczpospolita miała więc okazać swoją potęgę w wojnie.

 

Choć despotyczni władcy Rosji od wieków przekonują, że Polacy chcieli ich skolonizować i zniszczyć, to prawdziwe intencje króla i sejmu wyraził Paweł Palczowski, który przekonywał do osadzenia na tronie carskim kogoś przyjaznego Rzeczypospolitej. Jak ów pisarz polityczny chciał przekonać posłów i senatorów, by głosowali za wojną? Czy obiecywał łupy i majątki? Czy przekonywał wizją rozbojów i kolonizacji? Dziś wiemy, że w Polsce istniało silne stronnictwo, chcące poszerzyć koncepcję unii jagiellońskiej o dodatkowych członków. Tak jak w 1569 r. Królestwo Polskie zawarło w Lublinie unię z Wielkiem Księstwem Litewskim, tak w 1600 r. kanclerz wielki litewski Lew Sapieha udał się do Moskwy, by podobną unię zaproponować carowi. Zwolennikiem tej koncepcji był kanclerz koronny Jan Zamoyski, mający w pamięci zwycięskie wyprawy Stefana Batorego na Rosję, a także sam król Zygmunt III, marzący o zażegnaniu schizmy pomiędzy katolicyzmem a prawosławiem.

 

Polacy twierdzili, że tyrańskie rządy carów nie sprzyjają samym Rosjanom: Moskwa barzo są źli gospodarze, dlatego że nie są pewni, jeśliż starania i pracej swej zażywać będą – pisał Paweł Palczowski o braku poszanowaniu własności – gdyż hospodar [władca] według wolej swej jednemu wszystko weźmie, choć jeszcze z pola nie sprzątnął, drugiemu da. Wolni ludzie, Polacy, nie wyobrażali sobie narzucania niewoli obcym narodom; poprzez poszerzenie unii rozumieli nadanie na nowych terenach podobnych praw, jak w Rzeczypospolitej: Naprzód miasta przednie, jako Nowogród Wielki, Psków, Wielkie Łuki, Smoleńsk, Jarosław, Kazań, Astrachań i insze, przykładem miast pruskich – Gdańska, Torunia, Elbinga i inszych – wolnymi uczynić, z wyznaniem jednak najwyższej zwierzchności Króla Jego Mości i pożytkiem jakowym Rzeczypospolitej należącym.

 

Duch Jagiellonów na Kremlu


Wspominając o wyprawie Stanisława Żółkiewskiego na Moskwę, który ruszył na czele kilku tysięcy żołnierzy na odsiecz dymitriadzie, pamiętamy zazwyczaj brawurowe sukcesy hetmana. 4 lipca 1610 roku Żółkiewski pobił pod Kłuszynem dziesięciokrotnie liczniejszą armię rosyjsko-szwedzką w jednej z najbardziej spektakularnych bitew w dziejach Polski. Brat cara, Dymitr, podczas panicznej ucieczki z pola bitwy zgubił ostrogi i buty, co dla dowódcy było wyjątkową hańbą. Bojarzy w Moskwie sami zaprosili Żółkiewskiego do stolicy otwierając przed Polakami bramy i proponując polskiemu królewiczowi, Władysławowi, koronę carską; chętnie widzieliby ewentualnie na tronie także hetmana Żółkiewskiego, którego się co prawda lękali, ale bardzo szanowali. Na domiar chwały Rzeczypospolitej hetman wielki koronny ujął i wysłał do Warszawy braci Szujskich, cara i księcia, którzy złożyli hołd Zygmuntowi III.

 

Jednak w tym paśmie sukcesów kryła się nowatorska myśl polityczna, bowiem polscy politycy dostrzegali wielkie różnice cywilizacyjne między Rzecząpospolitą a Moskwą. Widzieli oba kraje jako światy na przeciwległych biegunach, gdzie po jednej stronie panuje wolność, szacunek i tolerancja, a po drugiej godność ludzka jest deptana, a własność grabiona. Sami bojarzy moskiewscy mieli dość carów. Dworzanin Zachary Lepunow miał 27 lipca 1610 roku rzucić w twarz carowi Szujskiemu: Długoż dla ciebie będzie się lała chrześcijańska krew? Ziemia opustoszała, nic dobrego się w carstwie za twego hospodarstwa nie dzieje, polituj się nad upadkiem naszym połóż posoch [berło, władza], niech z inszej miary o sobie radzim.

 

Wizjonerzy unii polsko-moskiewskiej, ze Stanisławem Żółkiewskim i Lwem Sapiehą na czele, widzieli w takim sojuszu potężny blok polityczno-militarny, który zdołałby się oprzeć nie tylko Szwecji, ale i Imperium Osmańskiemu. Państwo polsko-litewsko-moskiewskie byłoby nie tylko największe na świecie, ale dysponowałoby surowcami i ludnością zdolną do zbudowania niewyobrażalnej potęgi. Za fiasko tego przedsięwzięcia obwinia się króla Zygmunta III, który nie chciał się zgodzić na powierzenie swojego syna bojarom moskiewskim, aby wychowali go na cara. Wiemy jednak, że niechęć prawosławnych książąt do wszystkiego co katolickie i zachodnie była najważniejszą ideologią władzy. Moskwa miała być jedynym czystym religijnie państwem niesplugawionym „zepsutą” wiarą Rzymu. Carowie do tego stopnia manifestowali swoją wyższość, że po każdej audiencji, na której gościli zachodnich dyplomatów, demonstracyjnie myli ręce, chcąc pozbyć się „nieczystych” więzi. Ta nienawiść stanęła murem dla porozumienia między Warszawą a Moskwą – nie pierwszy i nie ostatni raz…

 

Intelektualny podbój Moskwy


Wiosną 1611 r. wybuchło w Rosji antypolskie powstanie, na czele którego stali kupiec Kuźma Minin i kniaź Dymitr Pożarski. Rok później, w listopadzie 1612 r., wygłodzona załoga polska na Kremlu, osadzona tam przez hetmana Żółkiewskiego i stacjonująca od 9 października 1610 r., podpisała akt kapitulacji i opuściła Moskwę. Następny raz polskie sztandary zawisną w stolicy Moskwy w czasach Napoleona Bonapartego. Siły Rzeczypospolitej szlacheckiej topniały z każdą kolejną wojną: z Turkami, Kozakami, Szwedami czy właśnie Moskwą. W 1654 r. Kijów przechodzi pod panowanie rosyjskie, co strona Polska uznała ostatecznie w 1686 r. Jednak paradoks historii sprawił, że zajęcie potężnego środka intelektualnego, jakim była Akademia Mohylańska w Kijowie, przyczyniło się do częściowej… polonizacji elit rosyjskich.

 

Gdy w 1632 r. metropolita kijowski Piotr Mohyła zakładał Kolegium Kijowskie, nie miał zamiaru nauczać poddanych cara. Rzeczpospolita dość miała prawosławnych mieszkańców, by chcieć wykształcić wśród nich światłe elity, które nie będą odrzucać naukowych osiągnięć Zachodu – jak czynili to Rosjanie. Szkoła była właściwie pierwszym uniwersytetem w tej część Europy, gdzie uczono języków, retoryki, nauk ścisłych czy prawa. Wielkim szacunkiem darzono tam polską kulturę, zwłaszcza poezję i literaturę piękną. Studiowano nie tyklo poszczególne utwory, ale też styl pisarski, retorykę, sztukę formułowania zdań. Gdy w 1654 r. wojska moskiewskie przekroczyły Dniepr, nie zlikwidowały Kolegium, a duchowni prawosławni korzystali z nauk Akademii, by zdobyć prawdziwe wykształcenie. I tak w czasach, gdy Moskwa stawała się potęgą militarną i odrywała od Rzeczypospolitej kolejne ziemie, we wszystkich krańcach państwa carów pojawiali się pisarze czy hierarchowie prawosławni, uznający Polskę za kraj wysokiej kultury. Pierwszy dramaturg rosyjski, Symeon Połocki, studiował dzieła Jana Kochanowskiego, a nawet tworzył w języku polskim!

 

Poznając w Kijowie polską literaturę kolejni pisarze rosyjscy zamarzyli o zaszczepieniu polskich wzorców w kulturze rosyjskiej: Dymitr Rostowski pisał dramaty przypominające polskie sztuki, a także tworzył kroniki historyczne, zbliżone w formie do dzieł Macieja z Miechowa czy Marcina Bielskiego. Biskup Filoteusz zaczął zakładać szkoły przycerkiewne do złudzenia podobne do tych, jakie istniały w polskich parafiach. Stefan Jaworski, zanim został prawosławnym biskupem, oprócz studiów w Kijowie, udał się na nauki do Lwowa i Lublina, a powróciwszy do Rosji reformował akademie teologiczne tak, aby swoją formą przypominały zachodnie odpowiedniki.

 

Wreszcie jednak kultura polska rozlała się z elitarnych kręgów na niższe warstwy społeczne – w Moskwie zaczęto czytać polskie fraszki, dramaty czy tłumaczenia psalmów, zachwycając się rytmem, językiem i stylem. Apogeum popularności polskiej kultury w Moskwie przypada na lata 80. XVII wieku, kiedy za wykształconego moskwicina uważano tego, kto umiał czytać i pisać po polsku. Niemałe wrażenie na Rosjanach wywoływała propaganda czasów Sobieskiego – jako obrońcy chrześcijaństwa i nieustraszonego pogromcy Turków. Car Aleksy Michajłowicz poślubił nawet przedstawicielkę jednego z najbardziej polonofilskich rodów rosyjskich: Natalię Ordin-Naszczokinę, a gdy w 1679 r. dyplomaci Jana III negocjowali w Moskwie korektę granic porozumiewali się z urzędnikami cara w języku polskim!

 

Ten rozwój fascynacji polską kulturą przerwały rządy cara Piotra I (1672-1725), który także dostrzegał konieczność zmodernizowania kraju, ale na modłę już nie polską, lecz niemiecką. Urzędnicy niemieccy, zwłaszcza z Kurlandii i Inflant, zastąpili sympatyków Rzeczypospolitej, choć jeszcze przez wiele dekad można było spotkać w Moskwie carskich dworzan, z uznaniem wyrażających się nie tylko o naszej literaturze, ale także ustroju politycznym. Przy rosnącej potędze Imperium Rosyjskiego, trudno postrzegać Polaków jedynie jako wrogów z Zachodu – co jakiś czas na Wschodzie z westchnieniem wspominano tę wartość, której nigdy nie brakowało nad Wisłą, a której nie zaznano w Rosji: wolność osobista pozostaje tam towarem luksusowym. Być może w tym przypadku polski wpływ będzie jeszcze kiedyś potrzebny.

 

Jakub A. Maciejewski

Autor jest publicystą miesięcznika Wpis.

Cały artykuł można przeczytać w aktualnym numerze miesięcznika Wpis (5/2016).

Zdjęcia do artykułu :
Zdjęcia do artykułu :





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.