W parku więdnących drzew
data:02 czerwca 2016     Redaktor: GKut

Dziś, 4 czerwca, prezentujemy opowiadanie Marka Baterowicza, które powstało po wizycie Autora w Kraju w 1992 roku . Była to pierwsza i jak na razie jedyna  wizyta  po Jego wyjeździe  z Polski w 1985 roku.

 

 

***

 

Siedziałem przy ulubionej alejce parku, czując za plecami twarde oparcie Ławki. Drzewo rzucało cień na moją książkę, ale słoneczne plamy mąciły tkaninę i niektóre rzędy liter błyszczały jaśniej, co raziło oczy. Rozejrzałem się za innym drzewem, lecz wszystkie miały przerzedzone listowie, chociaż znajdowaliśmy się w środku lata. Sporo liści spadło już na trawniki i alejki, wiatr przesuwał je po asfalcie całymi garściami. Były pokryte jakimś szarym nalotem, pomarszczone i zmięte. Miasto leżało w zasięgu wielkiego kombinatu, który zanieczyszczał powietrze i wodę. Przesunąłem się na róg ławki, tam cień był jednolity, gdyż pochodził od pnia drzewa. Otworzyłem znowu książkę. Nagle ławką wstrząsnął ciężar czyjegoś ciała. Na drugim jej końcu usiadł z rozmachem jakiś otyły mężczyzna. W średnim wieku, łysawy. Sapał głośno, ocierając pot z czoła. Rozchylił koszulę, słońce prażyło dziś tak mocno, że nawet ptakom nie chciało się śpiewać. Wyjąłem z chlebaka butelkę z sokiem pomarańczowym i wypiłem dwa łyki. Magda nie przychodziła, ale w końcu jej spóźnienia stały się już prawem zwyczajowym. Wróciłem spokojnie do książki. Mój sąsiad za to poruszył się gwałtownie i wyrzucił, krztusząc się:

 

   - Daj pan łyka, w gardle zaschło! - przysunął się bliżej mnie, co oznaczało, że tak łatwo nie ustąpi. Istotnie, wyciągał już rękę. W jego oddechu poczułem zapach piwa.

- A ma pan jakiś kubek ? - spytałem.

- Na co kubek! A co, pan chory? Nieobrzydliwy jestem!

- Skoro tak, to jeszcze się napije, a pół butelki dla pana... - i otworzyłem znowu książkę.

Otyły pan siorbał przez chwilę mój sok, po czym odbiło mu się głośno. Odstawi! butelkę na ławkę.

- A co pan tak czytasz? - zaczął,- Po co to panu? Jak ja panu opowiem jedną historię, to dopiero... Ale pan skąd? Turysta? Bo aparat widzę...

- Zgadł pan, zdjęcia robię, bo po latach przyjechałem...

- Z daleka?

- Z daleka - odparłem - Z tak daleka, że nikt by nie uwierzył.

- No to nie mów pan. A wrócił pan na dobre?

- Na jakie dobre? Tu już tak dobrze? - odpowiedziałem nieco zirytowany rozmową z podchmielonym tłuściochem. - Nie, wyjeżdżam!

- Zależy komu dobrze! - zaśmiał się i sięgnął znowu po butelkę - ale jak pan jest przejezdny, to coś panu opowiem... Dobrze tu jest, ale tym starym! Okopali się za okrągłym stołem, oddając parę krzeseł w zamian za byznesy i za nowy rodzaj władzy - takiej z ukrycia... sznureczki pociągają...

- A to już słyszałem... - wtrąciłem.

- Oni zmienili tylko skórę —kontynuował, jakby nie słysząc moich słów - i z komunistów stali się kapitalistami! I mają się jeszcze lepiej niż dawniej, kiedy brali pensje w komitetach partii. A naród dalej wali głową o ścianę! No, niby każdy może teraz robić byznes, ale to oni na samym początku chapnęli najlepsze spółki... Przejęli, co się dało... Zabezpieczyli się finansowo, weszli nawet w banki... A przy tym stole dostali jeszcze gwarancje nietykalności... I wciągnęli do wspólnego bagienka część dawnych dysydentów. Tak, panie, tłumaczył mi to były wojewoda, kumpel mój dobry, co go wykiwali, to jest na nich cięty. Uważasz pan, więc nie będą ich tykać za przeszłość, chyba że już zupełnie zbrodni czy przestępstwa ukryć się nie da... Ale wtedy proces jest długi, jak pan widzisz, a wyroki są fikcją, bo od czego mają swoich lekarzy!? Albo się wykręcają wiekiem... Staruszka posadzisz?

 

Odłożyłem książkę i spojrzałem na grubasa. Jego monolog rozwijał się w sposób interesujący

 

- Ale to nic jeszcze! - odkaszlnął - Wiesz pan na co idzie? Oni chcą wrócić do władzy! Znaczy się znowu objąć rządy, ale tym razem legalnie - drogą wolnych wyborów! I wrócić na swoje, a tym razem powiedzą, że to z woli narodu! A nie, że siedzą u żłobu dzięki ruskim czołgom... O to im idzie! Dlatego kręcą, kluczą i opóźniają reformy, bo po co im za dużo zmieniać, skoro kombinują powrót do władzy!? Zmieniają tylko to, co muszą. Konstytucji tknąć nie dali, to i próchno dziewicze mamy, pogwałcone zresztą... A kadry swoich też mają- w urzędach, gazetach, telewizji... Mówił mi kumpel, że nawet w Belwederze są, bo prezydenta tak omotali, żeby im tańczył jak zagrają... Podobno mają na niego haka, tak panie, stare ich metody... On coś tam kiedyś podpisał, ale mówi, że nie pamięta wszystkich papierków. To zły znak, bo jak ktoś cierpi na utratę pamięci, to znaczy, że dojrzał do prawdziwej władzy... A starzy komuniści tylko patrzą jak zohydzić wszystko i poszargać co się da... Kościół, sejm... Od czego mają gazety? Albo pamiętniki panienek! Jak to osiągną, wtedy nowe wybory ogłoszą. I pójdą do nich ławą, zorganizowani, jak stare harcerzyki...

 

Spojrzałem na mojego rozmówcę - siedział wpatrzony w chudą topolę rosnącą po drugiej stronie alejki. Palcami bębnił w ławkę, pot ściekał mu na krzaczaste brwi.

 

-Tak, panie, oni pójdą zorganizowani... A ludzie albo podzielą swoje głosy na różne tam partyjki, albo nie pójdą głosować wcale... Bo są zniechęceni, zmęczeni, rozczarowani tym wszystkim... I nie będą głosować, bo wierzą tylko, że wszystko zależy od jakiejś tam wojny na górze! Nie uwierzyli jeszcze w demokrację, i w to, że liczy się każdy głos. A. o to właśnie chodzi starym komuchom! Zmarnowano wiarę ludzi, entuzjazm... Pogrzebano sprawiedliwość... A jak jeszcze parę afer zrobią w tym sejmie, to kto pójdzie głosować na nowy? Za to komuchy pójdą i, nie daj Boże, zrobią większość...

 

Nie mogłem odmówić racji nieznajomemu. W bramie parku ujrzałem jednak Magdę. Nadchodziła w różowej sukience, w które wyglądała tak ładnie. Włożyłem książkę do chlebaka.

 

- Ciekawe rzeczy pan mówi, a co pan wtedy zrobi, jak oni wróciliby do władzy?

- A... właśnie! To chyba też wyjadę gdzieś daleko...

Podniosłem się z ławki. Objąłem Magdę. Jej włosy pachniały szamponem i wodą z kwiatu konwalii.

- Na nas czas - powiedziałem - Miło było poznać pana. Do zobaczenia.

- Do widzenia. I dziękuję za sok!

 

Odchodziłem zdumiony. Ten podchmielony tłuścioch mówił jak najtrzeźwiejszy człowiek w tym zakątku planety.

 

Marek Baterowicz

 

 

Marek Baterowicz ( ur. w 1944 w Krakowie ), poeta, prozaik, publicysta, tłumacz poezji krajów romańskich, latynoskich i Quebec’u. Romanista – doktorat o wpływach hiszpańskich na poetów francuskich XVI/ XVII wieku ( 1998), fragmenty tej tezy ukazały się we Francji. Wydał też tomik wierszy w języku francuskim – „Fée et fourmis” ( Paris, 1977). Jako poeta debiutował na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Studenta” ( w 1971). Debiut książkowy: „Wersety do świtu” ( W-wa,1976) – tytuł był aluzją do nocy PRL-u. W r.1981 wydał zbiór wierszy poza cenzurą: „Łamiąc gałęzie ciszy”. Od 1985 roku na emigracji, po czterech latach czekania na paszport, najpierw w Hiszpanii, a od 1987 w Australii. W roku 1992 odwiedził Polskę, w tym samym roku listem w „Arce” zrywał ze śo, ceniącego wartości uniwersalne całej ludzkości i braterstwo między ludźmi”.Wydał też kilka tytułów prozy, w tym powieść ze stanu
rodowiskiem „Tygodnika Powszechnego”, które poparło grubą kreskę ułatwiającą nowe zniewolenie. Autor wielu zbiorów wierszy jak np. „Serce i pięść” ( Sydn
ey, 1987), „Z tamtej strony drzewa” ( Melbourne, 1992 – wiersze zebrane), „Miejsce w atlasie” ( Sydney, 1996), „Cierń i cień „ ( Sydney,2003) czy „Na smyczy słońca” ( Sydney, 2008). W r.2010 we Włoszech ukazał się wybór jego wierszy – „Canti del pianeta”, "Status quo"(Toronto, 2014) oraz najnowszy jego tomik- " Nad wielką wodą"(2015).Wydawca (Roma, Empiria) tak określił jego poezję: „to zaproszenie człowieka planetarnego,ceniącego wartościuniwersalne całej ludzkości i braterstwo między ludźmi".





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.