Okiem Shorka - Czego boi się Unia Europejska?
data:25 maja 2016     Redaktor: Shork

Zauważyliście, jak stosunek urzędników unijnych do naszego rządu zmieniał się praktycznie dzień po dniu od wrogiego, poprzez sceptyczny do wręcz łagodnego?
Zastanowiłem się, jakie mogą być tego przyczyny...


Ale zanim dojdę do sedna, przybliżę wam, może niektórym po raz kolejny, sylwetkę typowego wysokiego urzędnika Unii Europejskiej.
Wysoki urzędnik Unii Europejskiej ma zwykle za sobą przeszłość związaną z wydarzeniami z 1968 roku. Jeżeli nie brał w nich udziału bezpośrednio, to z całą pewnością z jej uczestnikami i prowodyrami sympatyzował. Wydarzenia 68 roku na Zachodzie Europy, ogromnie różniły się od wydarzeń tego czasu w Polsce. Na zachodzie zaczęła się komunistyczna rewolucja. Polityka kłamstw powojennych oraz ogromne pieniądze płynące z ZSRR kształciły właśnie elity zachodnich państw europejskich i te przyszłe elity wraz z pożytecznymi idiotami wyszli na ulicę protestować przeciw faszyzacji swoich krajów. Oczywiście faszyzacji żadnej nie było, ale tępe łby, wrogi komunizmowi kapitalizm tak właśnie nazywały. I wtedy zamiast odciąć się od komunizmu, zaczęto go karmić obficiej przy westchnieniach radości oświeconych artystów i ludzi ze świata nauki.
 
Idea Unii Europejskiej była szczytna. Zbiór samorządnych państw silnie współpracujących ze sobą na polu gospodarczym. Co wyszło , widać. A dlaczego? Moi Państwo, człowiek będący u władzy, mający za sobą łatwą młodość finansowaną przez Związek Radziecki, często również bezpośrednio przez sowietów szkolony, nie potrafi rządzić kapitalistycznie. Nie kieruje się prawami ekonomii, wolnym rynkiem, bo nie potrafi. On potrafi jedynie nałożyć podatki, a potem je rozdawać przy aplauzie mediów. Coś jednak musi robić, więc reguluje. Krzywiznę ogórka, przynależność pozasystematyczną ślimaka i marchewki. I wszystko czyni w sposób demokratyczny.
A co z gospodarką? Nie zna się na gospodarce, więc zajmuje się tym, na czym się zna. Promowaniem internacjonalizmu i walką z problemami, które nie występowałyby, gdyby Unii Europejskiej nie było.
A ponieważ wszystkiemu towarzyszy monstrualna propaganda w opłaconych mediach, szary obywatel zauważy swoją biedę dopiero, gdy spadnie z niego ostatnia sztuka bielizny.
 
Właśnie z powodu braku pomysłów, czym by tu się jeszcze zająć, byleby nie zajmować się gospodarką, wzięła się uchodźcolubność wpadająca w skrajność wręcz histeryczną.
 
I w takiej właśnie zupie bez smaku pojawia się najpierw Orban u władzy na Węgrzech, a później PiS w Polsce. Tak jak Węgry można było zmarginalizować, jako kraik mały, w którym dziwnie mówią i jedzą ostre potrawy, tak Polska z racji geopolitycznego położenia i NIESKAZITELNEJ historii, marginalizacji z definicji nie podlega.
 
Po przypilnowanych wyborach, gdy PO straciło całkowicie władzę, pobiegło z krzykiem do swoich kolegów unijnych, a ponieważ neoliberał to młodszy brat komunisty, dzieci Stalina przytuliły odrzuconych przez naród magdalenkowców do piersi i obiecały pomoc.
„Dawajcie tę nieudaną Beatkę do nas, a my ją zjemy na oczach całej Europy”
I kiedy Pani Premier rzeczowo i pewnie odgoniła ich argumenty, jak kilka rachitycznych komarów, zapaliło się po raz pierwszy czerwone światełko. I ci urzędnicy, w których tli się jeszcze resztka inteligencji, postanowili poczekać na rozwój wypadków. Na placu boju pozostały same zabawne postacie, na których niewiele zostało, gdy złośliwi dziennikarze pogrzebali im w życiorysach.
Jeszcze beneficjenci okrągłostołowi próbowali poruszyć parę sznurków, ale wizyta Fransa Timmermansa pogrzebała wszelką nadzieję.
Urzędnicy zorientowali się, że obecnie ich największym problemem nie jest Brexit, czy odejście z UE państw V4, bo odszkodowania pozwoliłyby się biurokracji nażreć do czwartego pokolenia.
Urzędnicy boją się, i słusznie, że przerastająca ich o głowę jako polityk Beata Szydło, nie jest w swojej wielkości politycznej w Polsce osamotniona. Że takich polityków mamy więcej. A w V4 jeszcze więcej.
I że jako silna grupa krajów sięgniemy w Unii Europejskiej po władzę. A wtedy dla alkoholików, aparatczyków i żuli politycznych miejsca nie będzie. Urzędnicy nie boją się, że opuścimy UE, oni boją się, że ją przejmiemy i sięgając do korzeni, uzdrowimy ją na zasadach Unii Lubelskiej.





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.