Bożena Ratter: Wszystkie potężne siły zmobilizowały się wówczas, aby Naród nasz zniszczyć
data:03 maja 2016     Redaktor: Agnieszka

‘’„Igud Yotzei Lwów Be’Israel” — tak brzmi dokładna nazwa Związku Żydów Lwowskich, który ma swą siedzibę w Tel Awiwie przy ulicy Ben Yehuda 220. Związek liczy 400 członków. Wczesnym latem '93 roku byłem ich gościem, przegadaliśmy dwanaście dni i dwanaście wieczorów; zegar cofnął się o pół wieku, a na ten czas wytworne magazyny przy Ben Yehuda ustąpiły miejsca sklepikom na Krakowskiej; wydawało się, że przestały nagle rosnąć wokół pomarańcze i banany, bo znacznie ważniejsze okazało się  wspomnienie gorących kasztanów, tych „heise marone” sprzedawanych na Wałach; jeszcze chwila, a gazeciarz roznoszący „Ahronot” zawoła: „Wiek Noooowy!” Mieliśmy tak mało czasu na naszą własną ziemię obiecaną, a każdy z nas miał już za sobą nie dwanaście egipskich, a jedną, ale za to najdotkliwszą plagę - jałtańską. Jak oni ten Lwów wspominają! Proszę pana — powiada pan Czaczkes — ja mam plantację avocado i ja to avocado rozwożę po całym świecie. Ale nigdzie, może  mi pan wierzyć, nie jest tak pięknie jak na Akademickiej. (…)

By Zygmunt Put Zetpe0202 - Praca własna, GFDL,

 

 

 

Pierwszym prezesem Związku Żydów Lwowskich był Józef Katz. Należała mu się ta godność z racji stażu, bo wyjechał ze swojej Snopkowskiej 27 jeszcze w 1936 roku. Ale również i dlatego, że jego lwowska pamięć przypomina gąbkę: wszystko w nią wsiąkło i wszystko w niej zostało. Nawet wszystkie zwrotki Lulajże, Jezuniu zaśpiewane od pierwszej do ostatniej, bo kiedyś chodził z batiarami po Zamarstynowie kolędować z banią i szopką. A kiedy objaśnia fotografie z maturalnego tableau z I Gimnazjum, to jakby do dzisiaj przebywał jeszcze na placu Strzeleckim. To jest dyrektor Kopacz. Ten obok to Kapturkiewicz; uczył łaciny i greki, a kiedy przychodziło żydowskie święto i pół klasy świeciło pustymi ławkami, to od razu zwijał listę obecności: Nie ma Żydów, nie ma kogo pytać.” (Jerzy Janicki, Alfabet Lwowski).

 

27 kwietnia 2016 r.  w Muzeum Niepodległości odbyło się spotkanie z reżyserem Wiesławem Dąbrowskim i pokaz jego dokumentalnego filmu pt. „Kazimierz – unicestwiona idylla”. Kilka dni wcześniej reżyser został wyróżniony główną nagrodą GOLD REMI AWARD na 49 Annual WorldFest – Houston w Texasie.  „Od ponad 100 lat malarze z różnych zakątków Europy ciągnęli do Kazimierza Dolnego nad Wisłą, by w magicznej aurze tego wielokulturowego miasteczka realizować swoje artystyczne marzenia. Zauroczony krajobrazem profesor Akademii Sztuk Pięknych Tadeusz Pruszkowski przywoził do Kazimierza studentów akademii na malarski plener, a w 1923 r. powołał Kazimierską Kolonię Artystyczną.  Bardzo  liczną grupę stanowili artyści żydowscy, którzy bądź to zamieszkiwali, bądź tu przyjeżdżali.  Film jest opowieścią o miasteczku, w którym symbioza chrześcijańsko – żydowska trwała przez lata aż do II wojny światowej. Kazimierz był wielonarodowościowym, wielokulturowym miasteczkiem, które społeczność żydowska nazywała swoim – sztetl, gdzie historia, architektura, natura i mieszkańcy tworzyli osobliwą aurę, gdzie mieszkało ubóstwo, cnota i żydowska pobożność”.

 

A nieszczęsna pani Prezydent Warszawy zamiast wyrazić współczucie europejskim, bogatym  żydom,  których dzięki ówczesnej „strefie Schengen” wprowadzonej siłą przez Niemców III Rzeszy, bez oporu obywateli państw, z których pochodzili lub przez które ich transportowano z  Europy, trafiali  do niemieckich obozów koncentracyjnych na terenie Polski, oraz polskim  żydom zamieszkałym na Kresach, których Niemcy mordowali bestialsko przy pomocy  ukraińskiej i litewskiej policji, a o których zapomniała bogata,  żydowska diaspora, uprawia politykę wstydu.  A jeśli już pani Prezydent chciała się skupić na wyjątkach, mogła omówić temat, który zaledwie  kilka  lat temu został nagłośniony.

 

„W styczniu 1945 roku Armia Czerwona wkroczyła na Górny Śląsk. Dopiero co opustoszały baraki nazistowskich obozów, a już powoli zaczęły się zapełniać nowymi więźniami. Przerwa w ich funkcjonowaniu trwała zaledwie kilka dni …Miejsca kaźni pozostały te same, zmienił się jedynie kat. Wkrótce Górny Śląsk pokryła siatka obozów pracy. Bicie, tortury, głód i epidemie – to codzienność tych miejsc. Katem  obozu w Świętochłowicach – Zgodzie był Salomon Morel, sadystyczny polski żyd. Bił więźniów taboretem do utraty przytomności, aresztowani musieli też układać się jeden na drugim, po kilka warstw (tzw. piramida). Ci, którzy leżeli najniżej, zwykle nie przeżywali. Co stało się z Samuelem Morelem  po wojnie? Przed powołaniem Instytutu Pamięci Narodowej był przesłuchiwany jako świadek. Potem zbiegł do Izraela. Niestety, Samuel Morel nie został rozliczony ze swojej nienawiści i zbrodni. Dwukrotnie wysłano za nim list gończy do Izraela, ale tamtejsze władze go nie wydały.

 

Jako naród nie mamy się czego wstydzić, każdy, kto  ma coś na sumieniu, może to wyjaśnić osobiście. Sprzeciwiam się, by Prezydent Warszawy rzucała fałszywe oskarżenia w moim imieniu i oczerniała mnie. Pamiętajmy, za kim się opowiadamy; w każdej grupie narodowej, zawodowej, społecznej, świeckiej, a i duchownej są niechlubne wyjątki,  jak również są Polacy, którzy manipulowani latami, nienawidzą człowieka i Polski. I chcą dokooptować kolejnych do tej grupy. Księdzu Sowie nie oddałbym duszy nawet od żelazka – powiedział Stanisław Michalkiewicz. Ja też, ale oddaję ją Kardynałowi Wyszyńskiemu, który zawsze był z Narodem, i jako Naród wiele mu zawdzięczamy.

 

„Polska wprawdzie miała w swoich dziejach niejeden „wiek złoty”, nie każdy z nich  jest należycie uwydatniony. Ale ten „złoty wiek męki” po Powstaniu Styczniowym  jest zapomniany najbardziej. A przecież był to okres ludzi wielkich. Wcześniej po Powstaniu Listopadowym, także w okresie męki, zaczęły kwitnąć potęgi ducha polskiego: Mickiewicz, Słowacki, Krasiński. Rodząc, ożywiali krew pulsującą, a może uśpioną w żyłach Narodu. Potem przyszli inni, którzy czerpali natchnienie. Tak przecież było z tymi, którzy budzili świadomość historyczną Narodu,  jak Kraszewski czy Sienkiewicz. I tak było z tymi, którzy za wszelką cenę postanowili  obudzić Naród. Prawdopodobnie, gdyby nie było twórczości Sienkiewicza, nie byłoby Legionów, bo przyszli żołnierze odradzającej się Rzeczypospolitej wychowali się właśnie na Trylogii. Może będzie to zuchwałe porównanie i powiedzenie, ale gdyby nie było Reymontowskich „Chłopów”, nie byłoby prawdopodobnie tak fantastycznego zrywu ludu polskiego, który zaczął rozumieć swoje miejsce i zadanie w życiu Narodu. (…). Gdyby nie było konstruktywnej pracy i nadziei wszczepianej w młode pokolenie, nie widzielibyśmy dzisiaj - właśnie dzisiaj - na Krakowskim Przedmieściu, na gruzach dawnego „Kuriera Warszawskiego”, pomnika Bolesława Prusa. On wszczepił to przedziwne umiłowanie Warszawy - Stolicy. To wszystko rodziło  się na popiołach, bo żywy naród umie rodzić kwiaty i na popiołach. [...] Dzisiaj dużo mówi się na ten temat i dyskutuje, kto właściwie spowodował zmartwychwstanie Polski? Zapewne sam Bóg, ale Bóg działa przez ludzi. A On ich sobie przygotowywał na przestrzeni całego wieku XIX, tego wieku klęski i, zdawałoby się, beznadziejnych cierpień i mąk. A jednak, gdy w roku 1972 Episkopat Polski ogłaszał swój „List do Narodu” na 200-lecie pierwszego rozbioru Polski, nie brakło ludzi, którzy się tym zgorszyli: - Jakże można czcić tak bolesną rocznicę? - Odpowiadamy: Nie  tyle czcimy sam fakt, ile to, że po dwustu latach Naród żyje. A więc nie dał się zniszczyć mimo rozbiorów, przegranych powstań i Sybiru, pomimo wynaradawiania, protestantyzowania i rusyfikowania, pomimo „wozu Drzymały” i „Kulturkampfu”. Wszystkie potężne siły zmobilizowały się wówczas, aby Naród nasz zniszczyć. I byliśmy świadkami niezwykłego zjawiska, którego nikt, najwybitniejszy nawet polityk, nie mógł przewidzieć. Oto trzej mocarze padli jak na rozkaz, a „Łazarz” wstał z grobu. Ale ewangeliczny Łazarz miał siostry, które płakały mówiąc do Pana - Ten, którego miłujesz, choruje. A potem: - Już nie trudźcie Pana, bo brat nasz umarł, od czterech dni w grobie, sprawa skończona. Właśnie, że nie skończona! Może te przenośnie są zuchwałe, ale wolno nam je czynić. „Siostrami” tego, zda się, już skończonego Narodu, byli ci wszyscy, którzy niezrażeni nieszczęściami podjęli pracę, modlitwę i trud wychowania młodego pokolenia”.

 

[Fragm. książki  „Prymas Tysiąclecia”; z przemówienia Kardynała Wyszyńskiego do sióstr Niepokalanek, Szymanów, 15 stycznia 1972]

 

Zastanawiam się też, czy aby postawa pani Prezydent, księdza Adama Bonieckiego i Krystyny Jandy nie są przykładem ksenofobii, homofobii i dyskryminacji. Nie widziałam ich zdjęcia z żółtym tulipanem i napisem „pamiętamy” na warszawskich bilbordach w kolejną rocznicę zbrodni katyńskiej dokonanej na 22 000 Polaków. Obchodziliśmy ją 3 kwietnia 2016 roku w Warszawie. Wśród zamordowanych w Katyniu byli urzędnicy, prawnicy, lekarze, księżą i aktorzy. To dla nich Kazimierz Wierzyński napisał wiersz „Msza żałobna w katedrze nowojorskiej”, który został opublikowany już 11 kwietnia 1943 r. w ukazującym się w Nowym Jorku „Tygodniku Polskim”:

 

Modlimy się za Polaków, męczonych, bo byli z Polski,

Za Żydów rozstrzeliwanych, bo mieli z nami ojczyznę

Za Ukraińców zesłanych, bośmy pospołu osiedli,

Za wszystkich bliźnich po kraju, po ojcach ich i po matkach,

Za owoc tej samej ziemi, ludzi tej samej przyrody

I chleba tego samego, ognia, powietrza i wody,

Za wszystkich z naszego domu

[fragment]

 

I to  właśnie ci modlący się, pamiętający - jak Kardynał Wyszyński - o ludobójstwie dokonanym na całym narodzie polskim, ludobójstwie dokonanym w tym samym historycznie czasie co shoah, nazwani zostali  pogardliwie „patriotami” i „narodowcami”.

 

„Co tu ukrywać - smakowite to było życie, już pomijając wyroby kuchni. Cały wielki świat los im jak kelner podawał na tacy. Dajmy na to zjeżdżał do Lwowa teatr z Warszawy i już mieli przy stolikach jak żywych Lopka Krukowskiego, Dymszę, Bodo i Zofię Terne. Niektórym żal było fatygi, ale takoj jeść chcieli wyłącznie dania od Teliczkowej. No to nosiło się wraz z kelnerem i pikolakiem do Teatru Wielkiego obiad dla Solskiego. Albo Siemaszkowej. Co dzień w koszach nosiło się śniadania na zamówienie do radia dla Petry’ego, Szczepka, Tońka i Budzyńskiego. No i komu to wszystko przeszkadzało? Głupie pytanie, głupia odpowiedź. Wiadomo, czym była dla Lwowa data 22 września. Wywieźli ich w dniu, o też dla lwowian pamiętnej dacie: 13 kwietnia 1940 roku. Kazachstan, Semipałatyńska obłaść. Panią Zofię osiedlono w posiołku Baradulicha, gdzie była cegielnia i szwalnia, w której  ją zatrudniono. Państwo Ludmiła i Stanisław w Kamieniu Alabaster, zwanym tak od pokładów alabastru właśnie, który wydobywali z ziemi. Wszyscy zaopatrzeni w paszporty z pieczęcią po wsie wremia jako niebezpieczny politycznie element.

 

Te wsie wremia trwały na szczęście do układu, który podpisał Sikorski. Z X Dywizją Wojska Polskiego, sformowaną w Ługowoje okrętem wydostali się do Pahlevi. Matka, pani Zofia, wyjechała dopiero z drugim transportem, w sierpniu 42 zabierając się z V Dywizją. Wycieńczona niewolniczą pracą w cegielni, wychudła o trzydzieści kilogramów, cały transport odbyła już nieprzytomna. Zmarła w Pahlevi w wieku 62 lat i tam ją pochowali na polskim cmentarzyku obok polskiego kościółka.

 

A spadkobiercy teliczkowej sławy i fortuny długo mieli jeszcze piętno „niebezpiecznego politycznie elementu”. Po przebyciu Środkowego Wschodu, po całej włoskiej kampanii, po uczestnictwie w walkach o Monte Cassino, gdzie pan Stanisław służył w artylerii pomiarowej, a pani Ludmiła w łączności, powrócili wreszcie do Polski. Ale powrócili jako „andersowcy”. Znajdźcie mi w owych czasach personalnego, który ośmieliłby się ich zatrudnić”. (Jerzy Janicki, Alfabet Lwowski)

 

Czy aby postawa księdza Adama  Bonieckiego i  Krystyny Jandy nie są przykładem ksenofobii, homofobii i dyskryminacji. Nie widziałam ich zdjęcia z żółtym tulipanem i napisem „pamiętamy” podczas upamiętniania  ludobójstwa milionów Polaków zsyłanych do sowieckich łagrów, ludobójstwa dokonanego przez zbrodniczą organizację UPA  i podczas upamiętniania zbrodni dokonanej przez NKWD i polskich komunistów na  setkach tysięcy obywateli polskich. Wśród nich byli księża i ludzie teatru.

 

A kim był Kazimierz Wierzyński? Synem niemieckiego osiedleńca z Unterwalden, który zapewne na życzenie synów, którzy jako polscy patrioci chcieli zatrzeć wszelkie ślady obcego pochodzenia   - pisze  Martin Pollack w eseju "Po Galicji" - zmienił nazwisko.

 

„…Kazimierz Wierzyński zadebiutował w rodzinnym Drohobyczu, publikując w jednodniówce patriotyczny wiersz z okazji pięćdziesiątej rocznicy powstania styczniowego 1863 roku. Owocował okres gimnazjalny: Wierzyński chodził do drugiego gimnazjum państwowego w Stryju, tam należał do polskiego kółka samokształceniowego i został członkiem związku „Sokół”, który w tych latach przekształcał się w organizację paramilitarną; w pierwszym roku wojny miał się z niej wyłonić tak zwany Legion Wschodni. (…) Spiritus rector konspiracyjnych zebrań nazywał się Wilhelm Horica i był synem emerytowanego urzędnika czeskiego; kilka lat starszy od Wierzyńskiego, studiował w Wiedniu germanistykę, kiedy ten jeszcze uczęszczał do gimnazjum. Z Wiednia przywiózł do sennego miasteczka na prowincji powiew świeżości: estetykę Wundta, książki Wiliama Jamesa i Henriego Bergsona, Wstęp do filozofii Jeruzalema. Horica był pierwszym literackim przyjacielem i krytycznym czytelnikiem początkującego poety. Później spolszczył swoje nazwisko i jako Wilam Horzyca wszedł do polskiej historii literatury: był lirykiem, eseistą, a przede wszystkim pionierem w walce o nowoczesny teatr. (…) W tym samym czasie grupa młodych poetów założyła w Warszawie pismo „Skamander”; skamandryci, wśród nich Wierzyński, odrzucali wszelkie programy i widzieli poezję w służbie radości życia, w służbie teraźniejszości. Wyrażali „ślepy zachwyt” dla rzeczy codziennych, dla cywilizacji, dla sportu... Wierzyński stale nawiązywał w swoich wierszach — także potem, na emigracji, z której po drugiej wojnie już nie powrócił — do krajobrazu swojego dzieciństwa, do lesistych wzgórz przedkarpackich, do spowitej w porannej mgły równiny stryjskiej, do łąki z żółtymi okami glinianek przy cegielniach, do szeregów czarnych wierzb wzdłuż brzegu — wszystko to są obrazy z „wielkiej prowincji”, pejzaż wokół Stryja i Drohobycza.

 

Palester ze Śniatyna,

Ja z Drohobycza,

Otwórz okno: ta sama

Wielka prowincja

Galicyjsko słowicza.

Sady i pola,

Arbuzy i śliwy, len, kukurydza

(…)

Kazimierz Wierzyński, wiersz dla Romana Palestra

(w: Martin Pollack , Po Galicji)

 


Na Konferencję IPN „Polonica w instytucjach zagranicznych. Badanie dziejów polskiej emigracji politycznej 1939–1990” przyleciał Blake Parham z Konserwatorium Muzyki w Sydney, który za temat pracy naukowej  wybrał  sobie „Muzyczni emigranci. Przypadek Andrzeja Panufnika i Romana Palestra” . To wiersz o Romanie Palestra Kazimierza Wierzyńskiego umieścił w swojej książce Austriak, Martin Pollack. Podobają im się Polacy.

 

http://culture.pl/pl/tworca/roman-palester

http://culture.pl/pl/tworca/wilam-horzyca

 


„21 czerwca 1939 na zakończenie roku szkolnego rozdano dzieciom publikacje o starej Warszawie. Na pierwszej stronie jako znak wodny warszawska Syrenka, obok autograf Prezydenta Starzyńskiego. W 1939 roku Gdańsk był wolnym  miastem, nie niemieckim, nie polskim, podległym Lidze Narodów. Polaków mniejszość, około 15%. Spory nasilały się, nastroje antypolskie wyczuwalne były choćby w placówkach edukacyjnych. Polska mniejszość była prześladowana. Na kawiarniach pojawiały się napisy: Polakom  i psom wstęp wzbroniony. W odwecie warszawska młodzież endecka organizowała manifestacje antyniemieckie. Polacy doskonale wiedzieli, że możliwa jest powtórka z Czechosłowacji w części już zajętej. Jednak strona polska pozostała powściągliwa. (…) W lipcu 1939 roku Prezydent Starzyński sporządził testament, posiadane przez siebie dzieła sztuki przekazał Muzeum Narodowemu”. („Tu była Warszawa”, dziennikarz i varsavianista Piotr Otrębski).

 

Czapki z głów, Panowie Prezydenci z listy przywódców rokoszu planowanego w 2016 roku!

 

A jeśli chodzi o wypowiedź Jacka Moskwy z wtorkowego programu Jana Pospieszalskiego poświęconego Obozowi Narodowo-Radykalnemu [https://www.youtube.com/watch?v=15i9eJyhI1k], wypowiedź krytyczną wobec „uprawiania polityki” w kościele, to proszę przypomnieć sobie mszę w katedrze polowej w intencji zmarłego gen. Jaruzelskiego - w kościele były i sztandary, i polityka w przemówieniu, a pan Moskwa nie ocenił tego wówczas krytycznie.

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.