Wystarczyło puścić w media informację, że mocą ustawy znacznej redukcji ulegną emerytury milicyjne i ubeckie, a marsze KOD zaczęły topnieć w oczach. „Młodzież” podkuliła pod siebie cuchnące naftaliną ogony z futerek naturalnych i przestała się stawiać na wiece i marsze.
Resortowe sieroty po PRL przycupnęły po kątach w nadziei, że być może w pierwszej kolejności bandyckie emerytury zabiorą komuś innemu. Może tym, co na marsze chodzą i w oczy się rzucają.
Na placu boju pozostały pozbawione w równej mierze rozumu, jak i wstydu, dzierlatki i wbite w rurki osobniki różnoseksualne, klepiące do podstawionych mikrofonów oczywiste nonsensy w myśl zasady : „Może być głupio, byle było fajnie”.
Partia Razem pochowała SLD w listopadzie, a teraz swoimi wyczynami rozproszyła KOD, sama wcale nie rosnąc w siłę. Cóż, lewica może być tylko jedna.
Topnienie wiosenne przyjęło wartości ekstremalne i już w Wielkanocną Niedzielę, na szumnie zapowiadany „bon żurek” stawiło się KODzików około trzydziestki, a Poniedziałek Wielkanocny w miasteczku namiotowym przed KPRiM tupało już tylko osiem nóg, wliczając te należące do psa.
Nie wiem, jak skończyła się głodówka męskiej części ekstremistów, ale żeńska w osobie jednej dostała L4 od lekarza i już usprawiedliwiona poszła wcinać ateistyczne mazurki i serniki.
Ale o co chodzi? Liczą się intencje.
Jeżeli KOD szykował jakąś krwawą prowokację, to teraz już nie ma ona sensu, bo ofiarami byliby cenni i nieliczni naganiacze, a nie złowieni na fałszywą przynętę, pożyteczni idioci. Do tego siłą rozpędu, do ewentualnego zamachu przyznałby się natychmiast wszystkie organizacje wojującego islamu i nikt nie uwierzyłby, że zrobił to jakiś fanatyczny PiSior.
Schetyna przez konflikt z Protasiewiczem wyciął sobie struktury na Dolnym Śląsku, wyrównując nieco rozkład sił, bo i PiS po wyborach nie pozostawił we Wrocławiu żadnej figury. Wzmocnił się natomiast oportunista-Dutkiewicz, który pod groźbą zarządu komisarycznego i oglądania przez parę latek kwadratowego słoneczka, przystanie na każdy nakaz z góry, uprawiając swój mit niezależności.
Pieniążki się skończyły, a Soros, mając przed oczami wizję USA zarządzanego przez agresywnego Trumpa, przepędzającego batem hamujących rozwój banksterów, oczekuje efektów, bo to ostatnie chwile na spekulacje pustym pieniądzem.
Może już był szykowany misterny plan, ale stroskane dziennikarzyny, rzecznicy prasowi rządu PO-PSL wyszły przed szereg i puściły informację, jakoby wielki prezydent USA Obama niełaską darzył Prezydenta Polski, do tego stopnia, że nie będzie z nim nawet rozmawiał , za to wielkiego przywódcę opozycji na miarę Bolk… to jest chciałem napisać Wałęsy to do Kongresu Amerykańskiego zaprosili. Gdzie pewnie wzorem swego wielkiego poprzednika wystąpi ze słowami „My naród!”.
Prawicowe środowiska zareagowały rozbawieniem, punktując dni pozostałe do końca kadencji Obamy, trzeźwo wskazując, że Andrzej Duda niedawno spotkał się z amerykańskimi senatorami i to oni do niego przyjechali. Bardziej dociekliwi zauważyli, że zgodnie z programem spotkania, Obama ma zaplanowaną rozmowę w cztery oczy jedynie z przywódcą Chin.
Teraz okazało się, że Kijowskiego żaden kongres nie zapraszał, jedzie na zaproszenie organizacji pozarządowej, do tego na swój koszt. To znaczy nie na swój, tylko za kasę zebraną do puszek w trakcie marszów i manifestacji. Podróż życia. Za to wbrew przewidywaniom i planom Obama prawdopodobnie spotka się z Prezydentem Polski.
Podzielona lewica to jest to, o czym zawsze marzyłem. Sto głów, a każda ciągnie w inną stronę.
Teraz tylko ciąć po napiętych szyjach [metaforycznie, rzecz jasna].