Ewa Kurek: Czysta jak szklanka wody Ukraina - Chrobrów 1939-1943 (III)
data:03 marca 2016     Redaktor: Agnieszka

"Czysta jak szklanka wody Ukraina, czyli dzieje polskiej osady Chrobrów na Wołyniu 1939–1943" - to zapowiedź najnowszej, niewydanej jeszcze książki dr Ewy Kurek "Wiek na zawietrznej 1912-2012". Publikowane fragmenty książki opowiadają o tragicznych losach mieszkającej na Wołyniu rodziny dr Ewy Kurek. Winna to jestem mojej babci Małgorzacie Kurek zamordowanej przez Ukraińców i Ukraińcowi Siańkowi Klepcowi, też przez nich zamordowanemu za to, że ocalił Polaków - pisze Autorka.
Składamy gorące podziękowanie za możliwość publikacji pierwodruku na naszym portalu.

 
 
 
 
 
 
 

Minęło huczne i beztroskie Boże Narodzenie 1942 roku. Przyszedł wielki mróz i śnieg, a do Chrobrowa w nowym roku 1943 w postaci pijanego w sztok Janka zawitała wojna. Na kolei, wszystko jedno, za Polski, Sowietów czy Niemców, służba kolejarska trwała dwanaście godzin, a potem dwadzieścia cztery godziny był odpoczynek. Tamtego dnia Janek zaczynał na stacji kolejowej w Nieświczu pod Łuckiem o ósmej rano i o ósmej wieczór miał wracać do domu. Minęła godzina, potem druga. Janek nie wracał.

Trójka dzieci zawsze czekała powrotu ojca i dopiero potem kładła się do łóżka. Siedziały teraz obok matki i nawet słyszeć nie chciały, że pójdą do łóżek przed powrotem taty. Karolina poszła na kompromis i powiedziała, że wobec tego dzieci poczekają w łóżkach na powrót ojca, a ona i wszyscy pozostali domownicy koło nich się rozsiądą. Tak też się stało. Dzieci poszły do łóżek, a przy nich przysiadła Karolina, babcia Małgorzata Kurek i jedna z sąsiadek, która za jakąś sprawą przyszła i trochę się zasiedziała. Opowiadały o czymś dzieciakom na przemian, ale tak naprawdę niespokojnie spoglądały w okno i nasłuchiwały.

Zbliżała się północ. Dwoje młodszych dzieci już spało, gdy Karolina nagle zerwała się, zarzuciła coś na plecy i wybiegła przed dom. Środkiem osady Chrobrów na Wołyniu, zataczając się w kopnym śniegu, szedł w rozpiętym kożuchu Janek i niemiłosiernie fałszując darł się na cały głos: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy, co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy! Marsz, marsz, Dąbrowski…”.

Karolina pobiegła w stronę męża. Wzięła zataczającego się Janka pod ramię i przyprowadziła do domu.

– Janek, uspokój się, cicho, przecież jest wojna! Co ci do głowy przyszło z tym Dąbrowskim? – uspokajała.

– „…marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej do Polski, za twoim przewodem, złączym się z narodem!” – nie zważając na słowa żony, fałszował Janek.

Wprowadziła męża do kuchni, rozebrały go z matką, posadziły przy stole i zrobiły mocnej herbaty. Obudzone dzieci wyskoczyły z łóżek. Janek przestał śpiewać. Siedział przy stole i płakał.

– Janek, co się stało! Mów, na Boga! Mów!

Znała swojego męża i wiedziała, że musiało się wydarzyć coś strasznego, skoro on, duży i silny mężczyzna, wraca pijany jak bela i leje niemęskie łzy.

– Dzieci, Karolciu, dzieci…

– Jakie dzieci? Czyje? Gdzie? Mów!

– Nasze… nasze polskie dzieci…

Janek nie mógł wymówić słowa. Tamowane łzy ściskały mu gardło.

Kobiety dały mu chwilę ciszy na uspokojenie.

Wypił herbatę i nie pytany, sam zaczął mówić:

– Po objęciu służby odebrałem wiadomość o idącym z Łucka pociągu. Normalnie. Ale kolega, znam go, przekazał mi też poufną informację, że mam uważać. Wszyscy polscy kolejarze postawieni dziś byli cały dzień na nogi. Miałem uważać na bydlęcy transport, którym z rana Niemcy wywieźli polskie dzieci z Lublina – zamilkł Janek.

Po długiej chwili opowiadał dalej:

– W zeszłym roku Niemcy wymyślili, że na Zamojszczyźnie osiedlą Niemców. Zaczęli napadać na wsie i wysiedlać ludzi. Młodych wywieźli na roboty do Niemiec, a starych i dzieci zamknęli w jakimś obozie w Lublinie. Dziś, w ten straszny mróz, zapakowali dzieci z Zamojszczyzny do bydlęcych wagonów i gdzieś powieźli. Kolejarze z Lublina służbowymi telefonami rozesłali we wszystkie strony Polski wiadomość, żebyśmy uważali, bo nie wiadomo, gdzie Niemcy skierują transport. Mieliśmy numer pociągu i opisany jego wygląd, to znaczy ile wagonów jedzie i czy między stacjami ich nie odłączają. Po kilku godzinach dostałem wiadomość, że pełny skład pociągu minął Dęblin i ruszył w stronę Warszawy. Gdy kończyłem służbę, dostaliśmy wiadomość, że zawiadomione przez naszych kolejarzy warszawskie kobiety odbiły od Niemców dzieci. Ale nie wszystkie dzieci dojechały… Prawie połowa z nich zamarzła…

Janek podszedł do kredensu, wyciągnął kieliszek, nalał wódki i wypił.

Kobiety w ciszy uklękły na kolana i zaczęły z dziećmi odmawiać różaniec. Zdrowaś Mario, łaskiś pełna, Pan z Tobą… Zdrowaś Mario, łaskiś pełna, Pan z Tobą…

– Panno Przenajświętsza, miej w opiece wszystkie polskie dzieci…

– Panno Przenajświętsza, miej w opiece wszystkie dzieci na tej nieszczęsnej ziemi…

Tę noc Janek i jego rodzina zapamiętali do końca życia. Nigdy nie potrafili mówić o niej bez łez. Janek również. Na Chrobrów padł blady strach. Bo jeśli Niemcy zechcą także im odebrać dzieci?

 

x     x     x

 

Najgorsze przyszło do Chrobrowa wiosną 1943 roku i nie ze strony Niemców, lecz z tej strony, z której nikt niczego złego się nie spodziewał. Każdego dnia od strony Lwowa, podawane lotem błyskawicy przez tkwiących po uszy w konspiracji kolejarzy, od przedwojennych czasów niemal wyłącznie Polaków, docierały coraz bardziej straszne wieści o wyrzynanych w pień całych polskich wsiach i miasteczkach. Mordów dokonywali Ukraińcy dowodzeni przez jakiegoś Banderę. Polska ludność Wołynia natychmiast ochrzciła ich mianem „rezunów” i „banderowców”. W ten sposób na Wołyń dotarła idea czystej jak szklanka wody Ukrainy, w której nie będzie Żydów ni Polaków, Niemców, Kacapów, czyli Rosjan i Czechów także. Wieści dotyczyły coraz to bliższych miejscowości. Ich nazwy coraz częściej kojarzyły się z konkretnymi ludźmi i wspomnieniami. Strach ogarniał mieszkających w Chrobrowie Polaków na myśl, że i do nich dotrzeć może fala mordów i nienawiści.

– Nie, to niemożliwe, my z Ukraińcami zawsze w zgodzie żyliśmy, nasi nie pozwolą na tyle ludzkiej krzywdy – mówili jedni.

– Pozwolą czy nie, kto to wie? Bo weźcie na przykład Klepców. Porządna rodzina. Siańko, chłopak do rany przyłóż. Ale inni Ukraińcy? Strach pomyśleć. Niektórzy już w 1939 roku o tej Ukrainie czystej jak szklanka wody mówili.

– Jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak garstka wyrodków nie może świadczyć o wszystkich Ukraińcach – twierdziła większość i wierzyła, że jeśli gdzieś dzieje się coś złego, to wcale nie znaczy, że to samo może spotkać ich w Chrobrowie.

Przekwitły sady, pachniało ziemią, słońcem i schnącym na łąkach pierwszym sianem. Hanka Dogońska dumna i szczęśliwa paradowała po wsi z wielkim brzuchem. Przyjechała do Chrobrowa i po śniadaniu u rodziców odwiedzała koleżanki.

– Przed urodzeniem dziecka ostatni raz w drogę się wybrałam. Potem trochę też czasu minie, zanim już we trójkę do was przyjedziemy – tłumaczyła.

Tu przysiadła, tam pogadała, w końcu u Karoliny na dłużej została.

– Oj, Karolciu, muszę uciekać. Wieczór się zbliża, Daniel będzie się denerwował, że tak długo nie wracam – oprzytomniała widząc zachodzące słońce.

– Hanka, zwariowałaś? Nie masz chyba zamiaru dzisiaj wracać?

– Oczywiście, że mam zamiar. Dziesięć kilometrów to nie jest żadna odległość. Mam bryczkę i dwa konie. Czego się bać? – roześmiała się.

– Szalona. Gdzież to kobiecie z takim brzuchem po nocy bryczką samej latać? – skwitowała pomysł Karolina.

– Ty to zawsze wszystkiego się boisz – odparowała Hanka.

Wycałowały się, wyściskały i Hanka pobiegła do rodzinnego domu.

– Dziś już nie pojedziesz. Późno i niebezpiecznie – przywitała ją matka.

– Co to dla mnie, mamo? Konie mam dobre, to szybko przeskoczę. Jakie tam niebezpieczeństwo? Przed zmrokiem będę w domu – odparła i w pośpiechu szykowała się do drogi.

– Haniu, proszę cię, nie jedź! Na drogach teraz niebezpiecznie, banderowcy grasują. A poza tym, niespokojna jakaś jestem. Nic się nie stanie, jak u nas prześpisz, a rankiem do domu ruszysz.

– Nie mogę. Obiecałam Danielowi, że wrócę dzisiaj, to wrócę. Żadnego niebezpieczeństwa w tym nie widzę.

– Ale w twoim stanie… – matka użyła ostatniego argumentu.

– Co w moim stanie? Przecież świetnie się czuję! – roześmiała się dziewczyna.

Już siadała do bryczki i w pośpiechu żegnała się z rodzicami i rodzeństwem.

– Teraz na wasze odwiedziny czekam! – krzyknęła i pojechała.

W promieniach zachodzącego słońca ciepły wiatr zamiatał zielone łany zbóż. Konie gnały jak szalone. Pęd rozwiewał jasne włosy Hanki i potrząsał jej wielkim brzuchem.

– Wio! – poganiała.

Nie ze strachu lub pośpiechu, lecz z przyjemności galopu, z którym ze względu na mające urodzić się dziecko na długo przyjdzie się jej rozstać.

Nie spostrzegła.

W mgnieniu oka u końskich uzd zawiśli jedni, drudzy wyrwali z jej rąk lejce. Nie pomogło szarpanie i prychanie ulubionych siwków. Stanęły. Rubaszne śmiechy i grube ukraińskie żarty. Bryczka z Hanką Dogońską w asyście banderowców skręciła w pola. Hanka objęła rękami brzuch. Nie myślała o sobie, lecz o tym maleńkim, nienarodzonym. Chłopcem jesteś czy dziewczynką?

Świtało, gdy Daniel Dogoński na spienionym koniu stanął przed domem teściów.

– Gdzie Hania? – zapytała przestraszona matka.

– To ja przyjechałem zapytać – odrzekł i lęk zamknął usta obojgu.

Chrobrów w mgnieniu oka stanął na równe nogi. Zbiegli się wszyscy mężczyźni i tyralierą ruszyli na poszukiwania. Po kilku godzinach znaleźli stratowane młode zboże i odciśnięte w ziemi koleiny. Prowadziły do nieczynnego od lat starego wiatraka.

Leżała naga we krwi.

Z rozciętego brzucha sterczał wiecheć starej słomy.

Obok rzucone na klepisko walało się nienarodzone dziecko.

Twarz martwej Hanki Dogońskiej była jednym wielkim cierpieniem.

Ktoś pognał do osady po prześcieradła. Ktoś inny przyprowadził konia zaprzęgniętego w furmankę. Zawinięte w przesiąkające krwią białe płótno ciało Hanki i ciało jej dziecka ułożono na zielonych pędach zboża. Milczący kondukt skamieniałych ze zgrozy mężczyzn. Pierwsza polska ofiara w Chrobrowie. Powiadano, że ktoś potem widział siwki Hanki Dogońskiej. Nierozumne, roznosiły po Wołyniu zarzewie krwi, którą z polskich najeźdźców w imię samostyjnej czystej jak szklanka wody Ukrainy toczyli Ukraińcy.

 

x     x     x


ciąg dalszy za tydzień

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.