Bożena Ratter: I za tę groźną strategię zginął
data:01 marca 2016     Redaktor: Agnieszka

„Tematyka losów Polaków po 1939 r. na ziemiach północno-wschodnich II Rzeczypospolitej ze względów politycznych przez wiele lat nie była szerzej poruszana w historiografii PRL. Przez ponad 45 lat istnienia Polski Ludowej, zwłaszcza w jej najmroczniejszym, stalinowskim okresie lat 1944-1956, starano się wymazać z pamięci narodu żołnierzy Armii Krajowej - jeśli już o nich wspominano, nazywano ich m.in. „sanacyjnymi pachołkami”, „sługusami Andersa”, „bandytami”, „zaplutymi karłami reakcji”. W tym samym czasie skazywano ich na wieloletnie kary więzienia lub mordowano w majestacie prawa.

By Willtron - Praca własna, CC BY-SA 3.0

 

 

 

 

(….)Historią całkowicie przemilczaną, bez względu na przemiany - bardziej personalne niż polityczne - była walka AK na Kresach Wschodnich II RP i to nie tylko z okupantem niemieckim, ale także sowieckim i litewskim. Wymazano z oficjalnej historiografii walki o Wilno i Lwów. Jednak tragizm żołnierzy AK polegał nie tylko na tym, że w powojennym okresie „zapomniano” o ich bohaterstwie, miał bowiem jeszcze inne przyczyny. „Zdrada jałtańska” spowodowała utratę 1/3 terytorium przedwojennej Polski, w tym Wilna. Na Ziemiach Zabranych tysiące Polaków, którzy w latach 1944-1945 nie zdążyli uciec do „nowej Polski”, znalazło się pod jurysdykcją radziecką. (…) Wkrótce po opanowaniu Wilna przez Armię Czerwoną rozpoczęły się masowe represje wobec obywateli polskich. Najpierw rozbrojone zostały skoncentrowane wokół miasta oddziały AK, a następnie zaczęły się aresztowania wśród ludności cywilnej – fragment wstępu Dariusza Roguta do wydanych przez IPN wspomnień żołnierzy wileńskiego AK, „Przeżyliśmy łagry”.

 

Większość osób odeszła już bezpowrotnie i nie miały one szans przekazać przed śmiercią swoich relacji. Można tu jednak wyrazić nadzieję, że dzięki tej publikacji udało się uratować od zapomnienia choć fragmenty losów tych Polaków, w tym żołnierzy Wileńskiego Okręgu AK, którzy znaleźli się pod okupacją sowiecką, losów, które były tak tragiczne i bolesne dla większości z nich. Nie tylko bowiem stracili swoje ukochane Wilno, o które z największym poświęceniem walczyli, ale także przeszli gehennę więzień i łagrów. Po przyjeździe do Polski środowisko wileńskie, jako wyjątkowo patriotyczne i niebezpieczne dla „władzy ludowej”, stało się obiektem działań aparatu bezpieczeństwa, który próbował je systematycznie niszczyć, rozbijać i inwigilować aż do lat osiemdziesiątych XX w. [Pamiętajmy o Polakach z ziem II RP, Żołnierzach Wyklętych].


Axel - wrzesień 1959. 15-lecie oswobodzenia przez Polaków miejscowości i wschodniej prowincji Seeland w Holandii. W pochodzie przez miasto, bogato udekorowane festonami, lampionami i chorągiewkami o polskich barwach narodowych - maszeruję przez miasto z holenderskim wojewodą tej prowincji, burmistrzem miasta, licznymi delegacjami kół oddziałowych dywizji i literalnie całą ludnością tego miasteczka - do pomnika wzniesionego pięć lat temu dla uczczenia żołnierza dywizji pancernej. Pod pomnikiem oddział honorowy armii holenderskiej. Mowy - mowy, w których przebija jedna nuta. Nuta wdzięczności dla Polaków za oswobodzenie miasta i za to, że dywizja walcząc o miasto oszczędziła mu zniszczeń, a ludności, starcom, kobietom i dzieciom krwawych strat. W pewnej chwili chór dziewcząt holenderskich przybranych w polskie narodowe stroje intonuje po polsku "Jeszcze Polska nie zginęła". A przecież przez to miasto przeszła dywizja jak huragan, nie zatrzymując się niemal – tak, że nikt z dywizji nie osiadł na stałe w tym mieście, jak to się stało potem w Bredzie, gdzie dobra setka żołnierzy pożeniła się i na stałe osiedliła. Po złożeniu wieńców oficjalnych sznur dzieci szkolnych – dziewcząt i chłopców – parami, każda dźwigająca dużą naręcz  kwiatów biało – czerwonych, podchodzi pod pomnik i składa kwiaty. Dzieci jest chyba ponad tysiąc – fragment wspomnień Generała Stanisława Maczka, „Od podwody do czołgu”.

 

Generał Stanisław Maczek, dowódca I Korpusu Polskiego, Generał Władysław Anders, dowódca II Korpusu Polskiego i 74 wysokiej rangi Oficerów Polskich Sił Zbrojnych walczących podczas II wojny światowej, wszyscy oni zostali pozbawieni Obywatelstwa Polskiego i nie mogli wrócić do Polski, z polecenia Bolesława Bieruta za pośrednictwem wstecznie działającej uchwały z 6 września 1945 roku. [Polscy Oficerowie zostali wyklęci przez polskich agentów komunistycznych, lecz nie przez  Holendrów].

 

Generał Stanisław Maczek przyszedł na świat w polskim mieście, Szczercu pod Lwowem, w rodzinie sędziego. Jego dziadek był z pochodzenia Chorwatem, lecz życie rodzinne cechowała głęboka więź z polskością, jak to było z licznymi grupami etnicznymi żyjącymi na polskich Kresach. Mistrzami byli dla Generała  m.in. prof. Wilhelm Bruchnalski, prof. Józef Kallenbach oraz wybitny filozof prof. Kazimierz Twardowski. Generał był do śmierci człowiekiem honoru, w obliczu haniebnego zamachu zorganizowanego przez zbirów bezpieki na życie kapelana „Solidarności”, śp. księdza Jerzego Popiełuszki, znów przemówili Generałowie Polscy (nie mylić z towarzyszami generałami). Tym razem gen. Maczek i gen. Klemens Rudnicki zwrócili się do żołnierzy z apelem o jednomyślną, spontaniczną reakcję.

 

Żołnierze!


Głęboko wstrząśnięci mordem dokonanym na ks. Jerzym Popiełuszko, my, starzy dowódcy, którzy w niejednej bitwie Wami dowodziliśmy, zwracamy się do Was, gdziekolwiek się znajdujecie, w wolnym świecie lub [w] Kraju, z wezwaniem złożenia hołdu Jego pamięci.


Poległ jak żył na polu chwały w walce o te same ideały, o które my ongiś walczyliśmy. Zginął zamordowany jak nasi koledzy w Katyniu, a ciało Jego wrzucono do wody chcąc tchórzliwie zatrzeć ślady. [...] Łamiąc barierę strachu, głosił prawdę. I za tę groźną strategię zginął. Organizujcie wszędzie, gdziekolwiek jesteście, nabożeństwa za Jego duszę”. Emigracja Walczących, Wojciech Jerzy Podgórski.

 

Na przełomie lat 1948 i 1949 krwawy Beria, minister MGB ZSRR postanowił wykończyć głodem, mrozem, trudem i biczem więźniów politycznych, żeby władcy Związku Sowieckiego mogli spać spokojnie. Olbrzymi campus doloris, Kołyma, nie jest w stanie pomieścić wszystkich politycznych, bo było nas w owym czasie około 13 milionów. O wiarygodności tej liczby zapewniali nas niedawni pracownicy MGB a obecnie nasi koledzy - więźniowie polityczni. O budowie na wzór III Rzeszy ludobójczych krematoriów Moskwa nie myślała, uważając, że z każdego więźnia przed jego śmiercią należy wycisnąć wszystkie jego siły żywotne, zmuszać go do pracy dla dobra państwa sowieckiego. Więźniowie kryminalni i bytowi, jako niezaprzeczalnie wierni obywatele Związku, powinni uniknąć tego losu i będą oddzieleni od politycznych. Tej laski dostąpią również ci, co siedzą za „niewyparzony język”. Wprawdzie mają oni paragraf 58-10, ale MGB dobrze orientuje się, że prawie wszyscy są obywatelami sowieckimi i że 90% ich zostało aresztowanych na skutek fałszywych donosów. Część dalekich obozów z Kołymą na czele o najgorszych warunkach klimatycznych i zaopatrzeniowych oraz o najtrudniejszych planach pracy nazwano „specłagrami” i przeznaczono dla więźniów politycznych. Rozpoczyna się segregacja naszych teczek, a potem wielkie przetasowanie ludzi. Jedni jadą z północy na południe, drudzy z południa na północ, inni z Dalekiego Wschodu do centrum, albo w kierunku przeciwnym. Wszystko to się robi w wielkiej tajemnicy przed nami i przed światem. Grażyna Lipińska, „Jeśli zapomnę o nich”(…).

 

Mam skierowanie do systemu specobozu „Ozierłag” w ziemi irkuckiej. Jakże odmiennie od innych tranzytek przedstawia się, ulokowany w mieście Tajszet, punkt przesyłkowy tego obozu. Zniknęli błatnyje, wory, cały ich przestępczy świat, widzi się tylko więźniów politycznych. Polityczni reprezentują nie tylko 100 narodów ZSRR, nie tylko obywateli krajów demokracji ludowej, i krajów suwerennych sąsiadujących z ZSRR, ale również narody odległych państw świata. Między tymi ostatnimi są Hiszpanie, Meksykańczycy, Austriacy, Włosi, Francuzi, Egipcjanie, Grecy i wiele innych. Jedni - ci, co jeszcze nie mieli do czynienia z worami- są porządnie ubrani, inni już okradzeni, obdarci. Wielojęzyczność, zamieszanie, istna Wieża Babel. Poszczególni ludzie łączą się instynktownie w grupy narodowe, ale etapy rozdzielają ich, kierując na różne punkty obozowe, tutaj zwane koloniami. Dla obozu ważne są tylko zdrowie więźnia, jego wiek, kategoria trudu, paragraf, a nie narodowość. Polacy są przez cudzoziemców mile widziani, bo są Europejczykami, bo na ogół znają język rosyjski i obyczaje obozowe i zawsze chętnie służą pomocą i dobrymi radami. Poza tym religijność Polaków zjednuje im sympatię i zaufanie więźniów przygnanych tu z dalekich krajów i zagubionych w odmęcia zła i nędzy obozowej. (…)


Doprowadzono nas z Tajszetu do bramy dziewiętnastego kilometra. Za bramą tej żeńskiej kolonii czekały na nas wcześniej przybyłe kobiety. Do mnie zbliża się drobniutka o przepysznych czarnych oczach dziewczyna i nie pytając rzecze:


— Pani jest Polką, więc proszę do naszego baraku.


Jest to Henryka Grossek ze Lwowa. Z baraku wybiega naprzeciwko mnie dwadzieścia kilka Polek, wśród nich tylko dwie starsze panie, reszta sama młodzież, przeważnie żołnierze Armii Krajowej. Pamiętam niektóre ich nazwiska: Stefania Borowska, nauczycielka z Wilna, żołnierz AK, nasz przywódca duchowy i pasterz religijny. Ma przerzuty nowotworowe. Maria Poznańska, Polka z Krymu, obywatelka sowiecka, aresztowana wraz z jedynym synem w 1937 roku. Jej syn wywieziony na Kołymę, tam zginął. Staruszka zawsze uśmiechnięta, garnie się do nas, podziwia nas, a my ją; Salomea Robaszkiewicz z Poznania, żołnierz AK, wysoka, postawna, energiczna, gospodarna, a przede wszystkim kochana niewiasta; Leokadia Bogucka z Grodzieńszczyzny, żołnierz AK, maturzystka, ładna i serdeczna, ale smutna, bo straciła w czasie wojny matkę i ojca, została sama i do dzisiejszego dnia nie może otrząsnąć się z żalu; Jadwiga Borodziuk z Nowogródczyzny, żołnierz AK, poważna i rozsądna; Franciszka Czeczkowska ze Lwowa, żołnierz AK, miła, wesoła, pracuje teraz jako siostra w sanczasti i z tego tytułu opiekuje się nami; Barbara Dumnicka z Wileńszczyzny, żołnierz AK, związana wraz z matką i braćmi z tamtejszą partyzantką, dobra, wesoła, niestety poważnie chora na gruźlicę, bo przez trzy lata pracowała w obozowym szpitalu gruźliczym w Workucie i zaraziła się, niepokoi się o chorą matkę aresztowaną wraz z nią; Aniela Dziewulska z Wilna żołnierz AK, magister astronomii, córka znanego astronoma, prof. W.Dziewulskiego, piękna dziewczyna o dużych szafirowych oczach i wijących się ciemnych włosach, nasz mistrz logicznego myślenia i przewidywania, o bardzo pozytywnej, silnej osobowości; Bronisława Dąbrowska, wieśniaczka z Łunny koło Grodna, żołnierz AK, nauczycielka, pełna humoru i optymizmu, ciężko chora na serce.


Helena Kułakowska z Warszawy, przed wojną pracownik polskiego kontrwywiadu, piękna o czarnych, błyszczących oczach i falujących niegdyś złotych włosach, bardzo silna indywidualność, Lucyna Krupa z Borysławia, żołnierz AK, serdeczna, troszczy się o wszystkich. Stefania Lechowicz ze Lwowa, żołnierz AK, młoda mężatka: jej mąż, Roman Wiszniowski, skoczek, cichociemny, został aresztowany wraz z żoną. Dziewczyna o mocnym charakterze i własnym zdaniu, dobra, ofiarna, wysportowana, ale choruje na płuca. Maria Mike, Polka z Charbina, aresztowana wraz z rodzicami w Mandżurii, na skutek ostrego śledztwa, chora na padaczkę; Melania Nęcka ze Lwowa, nie pamiętam jej dobrze, gdyż przyjechała później; Maria Pelczerska ze Lwowa, nauczycielka, żołnierz AK, nasze sumienie i drogowskaz, dobra, bardzo ofiarna, ale surowa, wymagająca i bezkompromisowa. Odważnie występuje przed wolnym personelem broniąc pokrzywdzonych; Emilia Pożarska, wieśniaczka z Łunny koło Grodna, żołnierz AK, bardzo miła i ofiarna, wszystko by za wszystkich robiła; Anna Szymczyk i ze Lwowa, żołnierz AK, kochające słodkie dziewczątko, tęskni za swą | mamą i pisze do niej listy, wierząc że dojdą, kocha muzykę. Bronisława Tylke, Polka z Charbina, aresztowana wraz ze swym mężem Chińczykiem, o którego niepokoi się, przystojna, smukła i gibka jak smrek, dobra bez granic, wielka polska patriotka, zachwyca się wszystkimi Polkami. Janina Wysoczańska z Sambora, żołnierz AK, wyszła za mąż per procura za Polaka przebywającego we Włoszech, dobra, poświęcająca się, wesoła pomimo swego kalectwa (kuleje od dzieciństwa). [To Polki , Żołnierze Wyklęci ].

 

Jestem na punkcie robót ziemnych. Otrzymuje białe szmatki z nowym, już trzecim z kolei, numerem obozowym, naszywam je na iełogrejkę i suknię. Ciągniemy boczną linię kolejową przez płaskowzgórze ziemi irkuckiej. Wszystkie roboty są bardzo ciężkie, narzędzia są zardzewiałe, grunt im się nie poddaje, my nie mamy sił na walkę z ziemią. Dzienna norma przechodzi ludzkie możliwości i ludzką wyobraźnię. Słychać stuki, zgrzyty, skrzypienia i klątwy popędzających nas brygadzistów. Widać pochylone nad kilofami, piłami, łopatami, taczkami grzbiety pracujących niewolnic XX wieku. Historia powtarza się. Kilka tysięcy lat temu wyglądały tak pustynne połacie Egiptu, gdzie niewolnicy pracowali przy wznoszeniu piramid, z tą różnicą, że tam pracowali tylko mężczyźni. Moja brygada wozi ziemię taczkami, ziemia ma wyrównać powierzchnię toru, wozimy ją więc albo ze zwałów na dół albo z dołu na skarpę. O tej pracy da się tylko jedno powiedzieć: „cholerna robota”. (…)


Pani Janina Młodzińska, żołnierz AK z Pruszkowa kolo Warszawy, aresztowana tamże w 1946 roku przez MGB i wraz z całym transportem Polaków wywieziona na Syberię, opowiadała mi, że ona i druga Polka skarżyły się wolnemu lekarzowi Gruzinowi o nazwisku Mordanaszkwili - który miał dość ZSRR, a Polek nie bał się - na fatalne warunki obozowe, on im wtedy odpowiedział:


-Nie narzekajcie. Dużo gorszy los przypadł przywiezionym tu z Polski waszym chłopcom, członkom Armii Krajowej, i innym polskim partyzantom. Mordanaszkwili był w obozowej komisji lekarskiej, która badała przywiezionych z Polski aresztowanych przez władze sowieckie młodych mężczyzn. Wszystkim dano I kategorię trudu. Zostali oni skierowani  do budowy w Zachodniej Syberii podziemnych magazynów amunicji, składów broni, warsztatów i fabryk wojskowych. O tych ludziach rodziny ich nic nie wiedziały, bo byli oni porywani przez oddziały Czerwonej Armii w lasach i na drogach w czasie, gdy przez Polskę szedł front.


Pracujących w podziemiach mężczyzn rejestrowano jako numery, bez nazwisk. Żyli, spali, jedli zawsze pod ziemią. Nigdy nie wychodzili na zewnątrz.


-Nigdy już oni białego świata nie zobaczą - kończył swą opowieść Gruzin A wy, póki co, milczcie o tym. [młodzież polska, Żołnierze Wyklęci].(…)

 

W drugiej połowie 1954 iw 1955 roku kończą się dziesięcioletnie wyroki wielu więźniów aresztowanych w latach 1944 i 1945, kiedy Armia Czerwona po przełamaniu frontu niemieckiego grasowała na ziemiach polskich, litewskich, białoruskich i ukraińskich. Od 1947 r. zaczęto dawać masowo wyroki dwudziestopięcioletnie - to było ludobójstwo, bez potrzeby strzelania, wieszania, topienia i innych kłopotliwych zabiegów. Prawie połowa więźniów w obozach kończy teraz swe wyroki, ale dla więźniów politycznych nie oznacza to ich oswobodzenia, bo albo dalej prawem kaduka siedzą w obozach albo jadą na bezterminowe zesłanie: Jadwiga Baczyńska, Aniela Dziewulska, Teresa Skalska Izabela Jasińska, Stefania Lechowicz, Janina Wysoczańska, Janina Szwejkowska, Zofia Sadowska, Krystyna Kowalska, Anna Szymczyk, Maria Pelczarska, Irena Myszkenis, Krystyna Lambert, Maria  Lepiarska, Lucyna Krupianka, Karolina Greżo, Kazimiera Walawender, siostry zakonne s. Serafina Flisińska, s. Maria Herman, s. Anna Mac. (…)


Na podstawie umowy kanclerza Niemiec Zachodnich K. Adenauera z Chruszczowem w 1955 r. wszyscy Niemcy, obywatele niemieccy, przebywający w więzieniach i obozach Związku Sowieckiego zastają zwolnieni i jadą do Republiki Federalnej Niemiec. (…) Naturalnie rząd PRL nie upomniał się o nas, tylko Radio Wolna Europa wyczytywało nasze imiona i nazwiska (m.in. moje).


Po amnestii dla Niemców ogłoszono amnestię dla reszty cudzoziemców. Amnestia dla cudzoziemców nie obejmuje Polaków pochodzących z naszych województw wschodnich, ponieważ wpisano w ich personalia, wbrew wszelkim międzynarodowym prawom, obywatelstwo sowieckie i nie obejmuje takich Polaków jak ja, którym, jak na urągowisko, wpisano do akt osobowych ,,bez obywatelstwa” lub ,,bez ojczyzny”.


W moich dokumentach pozostawiono prawidłowe miejsce urodzenia „Warszawa”. Myślałam, że to mnie uratuje, ale gdzież tam! Najważniejsze okazały się słowa ,,bez obywatelstwa” napisane przez Rosjan i nakreślona przez nich podobno na pierwszej stronie moich akt czerwona krecha. Skrzywdzeni są również obywatele polscy nie-Polacy, a więc Ukraińcy, Białorusini i inni, nawet urodzeni na ziemiach leżących w granicach obecnej Polski Ludowej, bo wszystkim im dano obywatelstwo sowieckie. Jedynie Żydzi, obywatele polscy, urodzeni w granicach PRL są dziś uważani za cudzoziemców i mają prawo jechać do Polski. Gdzie tu logika?”


Grażyna Lipińska, żołnierz Armii Krajowej, wielokrotnie przesłuchiwana przez MGB, spędziła 13 lat w wielu sowieckich łagrach. Maria Kasprowiczowa, żona poety i przyjaciółka matki, napisała pismo do premiera Bułganina w poprawnym języku rosyjskim, w którym matka prosiła  o przekazanie córki do Polski powołując się na jego obietnice dawane hojnie Polakom w czasie wizyty w Polsce w 1956 r. „Latem i wczesną jesienią  1956 roku przepłynęły bardzo nieliczne transporty Polaków zwalnianych z obozów na mocy zmniejszania wyroków przez komisje sądowe, o których już pisałam. Zostało ich jeszcze dużo. Kiedy będzie można powiedzieć, że przyjechał do Polski ostatni więzień?


A jeśli nawet opuścili „specłagry” nie zawsze mogli uciec przed dalszymi represjami. Znamy  dokumentalny film  „Pani Weronika i jej chłopcy” w reżyserii Artura Pilarczyka. Wzruszający dokument o bezinteresownej przyjaźni, serdeczności i miłości do Polski naszych rodaków w Białorusi. Walczyli o wolną Polskę, katowani w więzieniach i zsyłani do obozów niewolniczej pracy, po odbyciu wyroku (o ile przeżyli) nie uzyskali zgody na przyjazd do Polski. Szykanowani do dzisiaj  przez władze państwa, w którym przyszło im żyć na rodzinnej ziemi, zapomniani przez władze PRL i III RP, pozbawieni rent, opieki lekarskiej, która przysługuje kombatantom walczącym dla armii czerwonej, do dzisiaj nie doczekali się zadośćuczynienia za wyrządzone im krzywdy. Weterani II wojny światowej, polscy żołnierze Armii Krajowej przyjeżdżają, aby wziąć udział w obchodach 150 rocznicy Powstania Styczniowego i złożyć hołd żołnierzom 1863 roku. I by spotkać się z nami, Polakami, bo uważani wciąż za bandytów, za wrogów porządku publicznego, szykanowani wraz z rodzinami w domach, które od wieków były polskie, chcą, choć przez chwilę oderwać się od smutnej, szarej i ubogiej egzystencji.  Pan Alfred Szota, w 1948 roku, jako 19 letni żołnierz AK został skazany na 25 lat łagru we wschodniej Syberii. Więźniowie otrzymywali 30 dkg chleba i zupę z zepsutej kapusty pracując przez 12 godzin przy budowie kolei, wyrębie lasu i w kamieniołomach, w ciężkich warunkach klimatycznych, gdy „zimą konie nie wychodziły do pracy przy 41 stopniach mrozu, a łagiernicy pracowali przy 50 - stopniowym mrozie”. Koc można było otrzymać po roku pobytu w łagrze a pierwszy list do mamy napisać po 5 latach i to na korze brzozowej, papieru i ołówka w łagrze nie mieli. Po kilku latach pracy sprawdzano przydatność więźnia do pracy odciągając skórę od kręgosłupa, gdy udawało się, łagiernik otrzymywał łyżeczkę oleju i garść owsianki. Pamiętajmy o Żołnierzach Wyklętych wielokrotnie.

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.