"Wampir"
data:18 lutego 2016     Redaktor: Shork

Śladem naszej interwencji: Biogram "Wampira" i mówiące o nim fragmenty książki autorstwa Ewy Kurek "Zaporczycy 1943-1949".






 


Mieczysław Szymanowski ps. „Wampir”, ur. 18 września 1917 roku w Poznaniu, absolwent Centralnej Szkoły Podoficerskiej w Osowej k/Grajewa. W wojnie obronnej dowódca bunkra Wampir w Batalionie Fortecznym w Mikołowie. Żołnierz ZWZ-AK od 1940 roku. Od lutego 1944 roku dowódca patrolu w oddziale Kedywu AK cc Hieronima Dekutowskiego ps. „Zapora” na Lubelszczyźnie; do roku 1947 w strukturach WiN Okręgu Białystok. Zmarł w 2000 roku w Rumii.

 

Ewa Kurek, „Zaporczycy 1943-1949”

fragmenty

 

Zdobycie większej ilości broni na uzbrojenie napływających do oddziału, spalonych żołnierzy, było w maju 1944 roku najpilniejszym dla „Zapory” zadaniem. Po dłuższym i dokładnym wywiadzie zdecydowano, że najbardziej opłacalna w tym względzie będzie zasadzka lesie w Krężnicy Okrągłej, na drodze z Chodla do Bełżyc, po której ma przejeżdżać kolumna niemieckich samochodów ciężarowych przewożących zboże do Lublina. Dowództwo oddziału posiadało pewną informację, że kolumna składać się będzie z 16 samochodów, w tym 2 samochodów wojska stanowiącego obstawę transportu oraz 14 samochodów ze zbożem. W każdym z nich obok kierowcy siedzieć będzie jeden żołnierz Wehrmachtu.

Wczesnym rankiem 24 maja 1944 roku oddział w sile pięciu plutonów oraz „Strzelca” – Józefa Maja z plutonem „Maksa” zajął stanowiska w lesie właścicieli wsi Wzgórze. Od południowego skraju lasu zaległy kolejno patrole: „Kordiana”, „Babinicza”, „Ducha”, „Wampira”. Zadaniem plutonu „Żbika” było ubezpieczenie oddziału ze strony Lublina. Komendant zajął miejsce pomiędzy plutonami Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” i „Żbika”.

Zbliżało się południe. Dawno już minęła godzina spodziewanego przejazdu, gdy z ust do ust, szeptem pobiegło hasło, że jadą. Po chwili dał się słyszeć daleki jeszcze warkot silników. Niemcy jechali ostrożnie, zachowując znaczne odległości między samochodami. Stojący na pierwszych pojazdach żołnierze powyciągali szyje i bacznie obserwowali las. Gdy do miny było jeszcze daleko, a w zasięgu ostrzału partyzantów znalazło się zaledwie siedem ciężarówek, okrzyk jednego z Niemców zasygnalizował pozostałym niebezpieczeństwo.

Cichy dotychczas las przemienił się w odcinek frontu.

Po dokładnym, ostrym ostrzelaniu niemieckich samochodów, piąte skrzydło ruszyło do ataku na unieruchomione pojazdy. Żyjący jeszcze Niemcy doskakując do rowu położonego po przeciwnej stronie szosy i kryjąc się za samochodami, sieką ostro. „Morwa” widzi, że „Vis” – Marian Józefów i „Żbik” – Roman Groński dopadli już ze swym ckm-em do przeciwległej strony drogi i wymiatają Niemców wprost na nacierających kolegów. Poddający się Niemcy zostali odprowadzeni w głąb lasu.

Podczas bezustannej wymiany ognia pomiędzy plutonami „Ducha”, „Babinicza” i „Kordiana”, „Opal” na czele patrolu Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” starał się łukiem oskrzydlić Niemców od strony Chodla. Jako pierwszy przebiegł szosę Mieczysław Szymanowskiego ps. „Wampir”. Wskoczył do rowu z niemiecką obsadą i zlikwidował pierwszego Niemca, czym ściągnął na siebie cały ogień karabinu maszynowego. Mieczysław Szymanowski ps. „Wampir” błyskawicznie schwycił trupa, przykrył się nim i przywarł do ziemi.

Chłopcy, ratujcie, bo mnie zawalą! – wrzasnął straszliwym głosem.

Tygrys” jednym skokiem dopadł tylnych kół trzeciego samochodu i wygarnął ze swej pepeszy do zagrażających Mieczysławowi Szymanowskiemu ps. „Wampir” Niemców. W tym czasie kule dosięgły „Gwizda” z patrolu „Duchów”. Chwilę później Niemcom zaciął się karabin. Wykorzystując chwilową przerwę w ostrzale, do „Tygrysa” doskoczyli inni partyzanci. Okrążeni ze wszystkich stron Niemcy zostali wybici do nogi.

W czasie trwającej około dwóch godzin walki ostatni z kolumny, dziewiąty niemiecki samochód wycofał się w stronę Chodla. Domyślano się, że wezwie pomoc. Czasu było niewiele. Sanitariat przystąpił do ratowania rannych i transportu zabitych. Partyzanci zbierali broń. Uzbierało się 56 sztuk, w tym dwa lkm‑y i kilka pistoletów maszynowych. Do tego duży zapas amunicji i leków.

x x x

 

 

Dozbrojenie oddziału Kedywu AK cc „Zapory” magazynowaną do tej pory bronią oraz rozluźnienie stanowczego dotychczas zakazu przeprowadzania działań dywersyjnych bez porozumienia z „górą” sprawiły, że akcje biegły jedna za drugą. „Opal” znowu zerwał tor kolejowy, pod Bogucinem ostrzelali partyzanci kilka niemieckich samochodów raniąc śmiertelnie ofice­ra SS, podobno samego generała. Wyroki, rekwizycje, potyczki. 18 lipca 1944 roku plutony „Ducha”, „Kordiana”, Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” i „Żbika” zaległy za krawędzią wąwozu pod wsią Kożuchówka. Jak doniósł wywiad, tędy właśnie miała przejeżdżać grupa kilkudziesięciu żołnierzy Wehrmachtu powracających z Ratoszyna do Chodla. Nie czekali długo. Gdy furmanki z Niemcami wjechały w wąwóz, partyzanci otworzyli ogień.

Strzelajcie tak, aby nie ranić furmanów, to Polacy – rozkazał przed akcją „Zapora”.

Niemcy wyczuli, że choć ostrzał gęsty, kule przenoszą gdzieś ponad nimi. Błyskawicznie zeskoczyli na ziemię, ściągnęli moździerz i kryjąc się za chłopskimi wozami, sypnęli ogniem. Rozgorzała walka. „Ryś” – Janek Kocoń leżał obok „Kordiana”, kilka metrów dalej „Zapora”. Za nimi otwarte pole. Karabin maszynowy, ustawiony po drugiej stronie, który powinien ostrzeliwać teraz Niemców, milczał jak zaklęty. Pewnie się zaciął, doszedł do wniosku „Kordian” i uniósłszy się w górę, zaczął z kolana pruć do atakujących Niemców. Nagle „Ryś” kątem oka widzi, jak „Kordian” prostuje się i wyrzuca w górę ręce…

Lekarz! – krzyczy chłopak nie przerywając walki.

Z tyłu, pochylony, biegnie doktor „Lwów” - Adam Jaworzyński. Po chwili, przecięty niemiecką serią, pada obok „Kordiana”. W następnych minutach od wybuchu moździerza ginie „Sławek” – Stanisław Skowyra, a komendanta cc „Zaporę”, Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir”, „Turka” oraz kilku innych ranią odłamki. Partyzantów ogarnia wściekłość. Mija jednak długa chwila, nim odzyskują przewagę. Niemcy zostają rozbici. Tracą blisko dwudziestu zabitych i rannych. W ręce oddziału wpada moździerz z 30 granatami, dwa lkm-y, pistolet maszynowy, kilkanaście sztuk innej broni oraz konie i środki opatrunkowe.

 

x x x

 

Rannych pod Kożuchówką partyzantów przewieziono do Urzędowa, pod troskliwą opiekę doktora Ściegiennego i jego sanitariuszek. W ciele „Wampira” – Mieczysława Szymanowskiego utkwiły odłamki pocisku niemieckiego moździerza.

Wyjmę panu tylko te, które siedzą niezbyt głęboko. Te dwa, które siedzą głębiej, pozostawię. Idzie front. Jak jużwszystko się przewali, poradzimy sobie też z nimi – wyjaśnił „Wampirowi” doktor, wodząc ołówkiem po uniesionej w górę kliszy.

Po wyjęciu odłamków i założeniu opatrunków, Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” przetransportowano na kwaterę w Bęczynie, skąd po dwóch dniach zabrała go mieszkająca wówczas w Skrzyńcu żona. Nie mógł wprawdzie siedzieć, chodzenie sprawiało mu dotkliwy ból, ale rany goiły się szybko i bez komplikacji.

W niewielkim Skrzyńcu, podobnie jak w większości wsi Lubelszczyzny, nic nie dało się ukryć. Od dawna wszyscy wiedzieli, że mieszkająca u młynarza kobieta i jej dwoje dzieci, to żona i dzieci dowódcy patrolu z oddziału AK cc „Zapory”. Wieść o jej rannym pod Kożuchówką mężu i o tym, że przywiozła go do młyna, była najświeższym tematem wiejskich pogaduszek. W pierwszą noc przespaną u boku żony, przed wschodem słońca, Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” obudziło energiczne pukanie do okna.

Kto tam? – zapytała żona.

Panie komendancie, proszę wstać, Niemcy idą! – wołał przyciszonym głosem „Lis” – Jan Ciekot z miejscowej placówki.

Wampir” zerwał się, ubrał najszybciej jak mógł i wyszedł przed dom. Otoczyła go gromada około dwudziestu chłopaków.

Panie komendancie, my wiemy kim pan jest. My wszyscy jesteśmy żołnierzami Armii Krajowej. Staliśmy na warcie. Proszę spojrzeć, o tam, Niemcy idą. Chcemy ich rozbroić. Niech pan obejmie nad nami komendę – mówili szeptem wskazując na pole i majaczące w przedświcie sylwetki.

A ile macie broni? – rzeczowo spytał „Wampir”.

Jeden karabin i jeden urzynek – pokazali.

Wampir” zaniemówił. Lotem błyskawicy przebiegła mu myśl, że jeżeli zostawi tych chłopaków, pójdą na Niemców bez niego, a Niemcy, to pewne, wybiją ich do nogi. Wtedy on okrzyknięty zostanie winnym ich śmierci tchórzem. I co gorsze, poniesie tę winę w resztę swych dni. Jeżeli poprowadzi ich teraz na Niemców, to samym zapałem nie zdoła pokonać frontowych zapewne, dobrze wyszkolonych i uzbrojonych żołnierzy niemieckich. Co robić?

Chłopcy błagalnym wzrokiem wpatrywali się w milczącego „Wampira”.

Dobrze, rozbroimy ich. Czy wykonacie wszystkie moje rozkazy? – rzekł w końcu.

Tak jest, panie komendancie! – odpowiedzieli zgodnym chórem.

– „Lis” i was dwóch – wskazał najbardziej rosłych chłopaków – oraz ten z karabinem i urzynkiem zostają przy mnie. Reszta niech natychmiast postara się o kije długości karabinu – rozkazał i wrócił do domu po broń.

Zatrzeszczały płoty. Po chwili przed „Wampirem” stanął uzbrojony w kije szwadron.

Wy dwaj po parabelce, ty „Lis” bierz pepeszę, sobie zostawiam czternastostrzałową fn-kę. Czy umiecie się z tym obchodzić? – mówił, rozdzielając swą broń.

Tak jest, panie komendancie – odpowiedzieli.

Okrążyć Niemców. Tylko nie podchodzić zbyt blisko. Stać w takiej odległości, żeby nie rozpoznali, że trzymane przez was kije to nie karabiny – poinstruował sztachetowe wojsko.

Z bronią gotową do strzału, na czele uzbrojonej piątki, „Wampir” ruszył przez pola w kierunku Niemców. Boże spraw, żeby nie zaświeciło słońce... żeby chłopcy nie podeszli z kijami zbyt blisko… żeby Niemcy nie zaczęli strzelać, zanosił milczące modły do Najwyższego. Wiedział, że bez Jego pomocy, mogą to być ostatnie chwile życia jego i wszystkich chłopaków.

Niemcy spostrzegli „Wampira”. Przystanęli. Chłopcy z kijami zatrzymali się w bezpiecznej odległości. Zaczynało świtać. Gdy już można było rozpoznać sylwetki, „Wampir” spostrzegł, że na czele kilkunastu Niemców, wysunięty kilka kroków do przodu, z pistoletem w dłoni stoi oficer. Dawno już nie czuł bólu poranionych pośladków. Napięty do granic możliwości, wpatrzony w oczy Niemca, wolno, krok za krokiem, szedł wprost na niego. Złowroga cisza, przerywana jedynie ciapaniem butów wyciąganych z mokrej gleby i chrzęstem łamanych liści buraków.

Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” dzieliło od Niemców zaledwie kilka kroków, gdy oficer przełożył pistolet z prawej ręki do lewej, stanął na baczność i zasalutował. „Wampir” rzucił kątem oka w stronę uzbrojonych w kije chłopaków, przeszedł jeszcze kilka kroków i stając na wprost Niemca, przełożył broń do lewej ręki i oddał salut. Niemiec powiedział coś, co „Wampir” zrozumiał jako pytanie, co chcą od niego.

Tu jest Polska i żaden obcy żołnierz z bronią nie przejdzie – „Wampir” łamaną niemczyzną starał się wytłumaczyć oficerowi, o co chodzi.

Ustalono, że Niemcy złożą broń, w zamian za co otrzymają przepustkę na dalszą drogę.

Gut – zgodził się niemiecki oficer i ku zdziwieniu „Wampira”, wręczył mu polskiego Visa.

Reszta Niemców poszła w ślady dowódcy. Gdy już broń legła na stosie, nadbiegli stojący dotychczas w oddali kijarze.

Mein Gott! – krzyknął oficer na widok uzbrojonych w sztachety chłopców i złapał się za głowę.

To jest wojna, panie oficerze, ona płata różne figle – uśmiechnął się Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” starając się przełożyć wypowiedzianą po polsku sentencję na język wroga.

Przepustka! – żądał Niemiec.

Wampir” posłusznie sięgnął do raportówki, wyrwał z notesu kartkę i napisał: „„21 lipca 1944. Rozbroiłem dziś rano w Skrzyńcu grupę Niemców. Ktokolwiek ich przejmie, proszę ułatwić im drogę do nieba. „Wampir””.

Niemcy, z „przepustką” w dłoni oficera pomaszerowali w stronę Chodla. W Zastawkach trafili na „Etażerkę”. Dostali jeść, a potem dołączyli do stojących na drodze czołgistów. Uzbrojeni w zdobytą broń żołnierze Armii Krajowej placówki Skrzyniec, pod dowództwem Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” wyzwalali spod niemieckiej okupacji Bełżyce i Chodel.

 

 

Mieczysław Szymanowski ps. „Wampir”, ur. 18 września 1917 roku w Poznaniu, absolwent Centralnej Szkoły Podoficerskiej w Osowej k/Grajewa. W wojnie obronnej dowódca bunkra Wampir w Batalionie Fortecznym w Mikołowie. Żołnierz ZWZ-AK od 1940 roku. Od lutego 1944 roku dowódca patrolu w oddziale Kedywu AK cc Hieronima Dekutowskiego ps. „Zapora” na Lubelszczyźnie; do roku 1947 w strukturach WiN Okręgu Białystok. Zmarł w 2000 roku w Rumii.

 

Ewa Kurek, „Zaporczycy 1943-1949”

fragmenty

 

Zdobycie większej ilości broni na uzbrojenie napływających do oddziału, spalonych żołnierzy, było w maju 1944 roku najpilniejszym dla „Zapory” zadaniem. Po dłuższym i dokładnym wywiadzie zdecydowano, że najbardziej opłacalna w tym względzie będzie zasadzka lesie w Krężnicy Okrągłej, na drodze z Chodla do Bełżyc, po której ma przejeżdżać kolumna niemieckich samochodów ciężarowych przewożących zboże do Lublina. Dowództwo oddziału posiadało pewną informację, że kolumna składać się będzie z 16 samochodów, w tym 2 samochodów wojska stanowiącego obstawę transportu oraz 14 samochodów ze zbożem. W każdym z nich obok kierowcy siedzieć będzie jeden żołnierz Wehrmachtu.

Wczesnym rankiem 24 maja 1944 roku oddział w sile pięciu plutonów oraz „Strzelca” – Józefa Maja z plutonem „Maksa” zajął stanowiska w lesie właścicieli wsi Wzgórze. Od południowego skraju lasu zaległy kolejno patrole: „Kordiana”, „Babinicza”, „Ducha”, „Wampira”. Zadaniem plutonu „Żbika” było ubezpieczenie oddziału ze strony Lublina. Komendant zajął miejsce pomiędzy plutonami Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” i „Żbika”.

Zbliżało się południe. Dawno już minęła godzina spodziewanego przejazdu, gdy z ust do ust, szeptem pobiegło hasło, że jadą. Po chwili dał się słyszeć daleki jeszcze warkot silników. Niemcy jechali ostrożnie, zachowując znaczne odległości między samochodami. Stojący na pierwszych pojazdach żołnierze powyciągali szyje i bacznie obserwowali las. Gdy do miny było jeszcze daleko, a w zasięgu ostrzału partyzantów znalazło się zaledwie siedem ciężarówek, okrzyk jednego z Niemców zasygnalizował pozostałym niebezpieczeństwo.

Cichy dotychczas las przemienił się w odcinek frontu.

Po dokładnym, ostrym ostrzelaniu niemieckich samochodów, piąte skrzydło ruszyło do ataku na unieruchomione pojazdy. Żyjący jeszcze Niemcy doskakując do rowu położonego po przeciwnej stronie szosy i kryjąc się za samochodami, sieką ostro. „Morwa” widzi, że „Vis” – Marian Józefów i „Żbik” – Roman Groński dopadli już ze swym ckm-em do przeciwległej strony drogi i wymiatają Niemców wprost na nacierających kolegów. Poddający się Niemcy zostali odprowadzeni w głąb lasu.

Podczas bezustannej wymiany ognia pomiędzy plutonami „Ducha”, „Babinicza” i „Kordiana”, „Opal” na czele patrolu Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” starał się łukiem oskrzydlić Niemców od strony Chodla. Jako pierwszy przebiegł szosę Mieczysław Szymanowskiego ps. „Wampir”. Wskoczył do rowu z niemiecką obsadą i zlikwidował pierwszego Niemca, czym ściągnął na siebie cały ogień karabinu maszynowego. Mieczysław Szymanowski ps. „Wampir” błyskawicznie schwycił trupa, przykrył się nim i przywarł do ziemi.

Chłopcy, ratujcie, bo mnie zawalą! – wrzasnął straszliwym głosem.

Tygrys” jednym skokiem dopadł tylnych kół trzeciego samochodu i wygarnął ze swej pepeszy do zagrażających Mieczysławowi Szymanowskiemu ps. „Wampir” Niemców. W tym czasie kule dosięgły „Gwizda” z patrolu „Duchów”. Chwilę później Niemcom zaciął się karabin. Wykorzystując chwilową przerwę w ostrzale, do „Tygrysa” doskoczyli inni partyzanci. Okrążeni ze wszystkich stron Niemcy zostali wybici do nogi.

W czasie trwającej około dwóch godzin walki ostatni z kolumny, dziewiąty niemiecki samochód wycofał się w stronę Chodla. Domyślano się, że wezwie pomoc. Czasu było niewiele. Sanitariat przystąpił do ratowania rannych i transportu zabitych. Partyzanci zbierali broń. Uzbierało się 56 sztuk, w tym dwa lkm‑y i kilka pistoletów maszynowych. Do tego duży zapas amunicji i leków.

x x x

 

 

Dozbrojenie oddziału Kedywu AK cc „Zapory” magazynowaną do tej pory bronią oraz rozluźnienie stanowczego dotychczas zakazu przeprowadzania działań dywersyjnych bez porozumienia z „górą” sprawiły, że akcje biegły jedna za drugą. „Opal” znowu zerwał tor kolejowy, pod Bogucinem ostrzelali partyzanci kilka niemieckich samochodów raniąc śmiertelnie ofice­ra SS, podobno samego generała. Wyroki, rekwizycje, potyczki. 18 lipca 1944 roku plutony „Ducha”, „Kordiana”, Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” i „Żbika” zaległy za krawędzią wąwozu pod wsią Kożuchówka. Jak doniósł wywiad, tędy właśnie miała przejeżdżać grupa kilkudziesięciu żołnierzy Wehrmachtu powracających z Ratoszyna do Chodla. Nie czekali długo. Gdy furmanki z Niemcami wjechały w wąwóz, partyzanci otworzyli ogień.

Strzelajcie tak, aby nie ranić furmanów, to Polacy – rozkazał przed akcją „Zapora”.

Niemcy wyczuli, że choć ostrzał gęsty, kule przenoszą gdzieś ponad nimi. Błyskawicznie zeskoczyli na ziemię, ściągnęli moździerz i kryjąc się za chłopskimi wozami, sypnęli ogniem. Rozgorzała walka. „Ryś” – Janek Kocoń leżał obok „Kordiana”, kilka metrów dalej „Zapora”. Za nimi otwarte pole. Karabin maszynowy, ustawiony po drugiej stronie, który powinien ostrzeliwać teraz Niemców, milczał jak zaklęty. Pewnie się zaciął, doszedł do wniosku „Kordian” i uniósłszy się w górę, zaczął z kolana pruć do atakujących Niemców. Nagle „Ryś” kątem oka widzi, jak „Kordian” prostuje się i wyrzuca w górę ręce…

Lekarz! – krzyczy chłopak nie przerywając walki.

Z tyłu, pochylony, biegnie doktor „Lwów” - Adam Jaworzyński. Po chwili, przecięty niemiecką serią, pada obok „Kordiana”. W następnych minutach od wybuchu moździerza ginie „Sławek” – Stanisław Skowyra, a komendanta cc „Zaporę”, Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir”, „Turka” oraz kilku innych ranią odłamki. Partyzantów ogarnia wściekłość. Mija jednak długa chwila, nim odzyskują przewagę. Niemcy zostają rozbici. Tracą blisko dwudziestu zabitych i rannych. W ręce oddziału wpada moździerz z 30 granatami, dwa lkm-y, pistolet maszynowy, kilkanaście sztuk innej broni oraz konie i środki opatrunkowe.

 

x x x

 

Rannych pod Kożuchówką partyzantów przewieziono do Urzędowa, pod troskliwą opiekę doktora Ściegiennego i jego sanitariuszek. W ciele „Wampira” – Mieczysława Szymanowskiego utkwiły odłamki pocisku niemieckiego moździerza.

Wyjmę panu tylko te, które siedzą niezbyt głęboko. Te dwa, które siedzą głębiej, pozostawię. Idzie front. Jak jużwszystko się przewali, poradzimy sobie też z nimi – wyjaśnił „Wampirowi” doktor, wodząc ołówkiem po uniesionej w górę kliszy.

Po wyjęciu odłamków i założeniu opatrunków, Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” przetransportowano na kwaterę w Bęczynie, skąd po dwóch dniach zabrała go mieszkająca wówczas w Skrzyńcu żona. Nie mógł wprawdzie siedzieć, chodzenie sprawiało mu dotkliwy ból, ale rany goiły się szybko i bez komplikacji.

W niewielkim Skrzyńcu, podobnie jak w większości wsi Lubelszczyzny, nic nie dało się ukryć. Od dawna wszyscy wiedzieli, że mieszkająca u młynarza kobieta i jej dwoje dzieci, to żona i dzieci dowódcy patrolu z oddziału AK cc „Zapory”. Wieść o jej rannym pod Kożuchówką mężu i o tym, że przywiozła go do młyna, była najświeższym tematem wiejskich pogaduszek. W pierwszą noc przespaną u boku żony, przed wschodem słońca, Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” obudziło energiczne pukanie do okna.

Kto tam? – zapytała żona.

Panie komendancie, proszę wstać, Niemcy idą! – wołał przyciszonym głosem „Lis” – Jan Ciekot z miejscowej placówki.

Wampir” zerwał się, ubrał najszybciej jak mógł i wyszedł przed dom. Otoczyła go gromada około dwudziestu chłopaków.

Panie komendancie, my wiemy kim pan jest. My wszyscy jesteśmy żołnierzami Armii Krajowej. Staliśmy na warcie. Proszę spojrzeć, o tam, Niemcy idą. Chcemy ich rozbroić. Niech pan obejmie nad nami komendę – mówili szeptem wskazując na pole i majaczące w przedświcie sylwetki.

A ile macie broni? – rzeczowo spytał „Wampir”.

Jeden karabin i jeden urzynek – pokazali.

Wampir” zaniemówił. Lotem błyskawicy przebiegła mu myśl, że jeżeli zostawi tych chłopaków, pójdą na Niemców bez niego, a Niemcy, to pewne, wybiją ich do nogi. Wtedy on okrzyknięty zostanie winnym ich śmierci tchórzem. I co gorsze, poniesie tę winę w resztę swych dni. Jeżeli poprowadzi ich teraz na Niemców, to samym zapałem nie zdoła pokonać frontowych zapewne, dobrze wyszkolonych i uzbrojonych żołnierzy niemieckich. Co robić?

Chłopcy błagalnym wzrokiem wpatrywali się w milczącego „Wampira”.

Dobrze, rozbroimy ich. Czy wykonacie wszystkie moje rozkazy? – rzekł w końcu.

Tak jest, panie komendancie! – odpowiedzieli zgodnym chórem.

– „Lis” i was dwóch – wskazał najbardziej rosłych chłopaków – oraz ten z karabinem i urzynkiem zostają przy mnie. Reszta niech natychmiast postara się o kije długości karabinu – rozkazał i wrócił do domu po broń.

Zatrzeszczały płoty. Po chwili przed „Wampirem” stanął uzbrojony w kije szwadron.

Wy dwaj po parabelce, ty „Lis” bierz pepeszę, sobie zostawiam czternastostrzałową fn-kę. Czy umiecie się z tym obchodzić? – mówił, rozdzielając swą broń.

Tak jest, panie komendancie – odpowiedzieli.

Okrążyć Niemców. Tylko nie podchodzić zbyt blisko. Stać w takiej odległości, żeby nie rozpoznali, że trzymane przez was kije to nie karabiny – poinstruował sztachetowe wojsko.

Z bronią gotową do strzału, na czele uzbrojonej piątki, „Wampir” ruszył przez pola w kierunku Niemców. Boże spraw, żeby nie zaświeciło słońce... żeby chłopcy nie podeszli z kijami zbyt blisko… żeby Niemcy nie zaczęli strzelać, zanosił milczące modły do Najwyższego. Wiedział, że bez Jego pomocy, mogą to być ostatnie chwile życia jego i wszystkich chłopaków.

Niemcy spostrzegli „Wampira”. Przystanęli. Chłopcy z kijami zatrzymali się w bezpiecznej odległości. Zaczynało świtać. Gdy już można było rozpoznać sylwetki, „Wampir” spostrzegł, że na czele kilkunastu Niemców, wysunięty kilka kroków do przodu, z pistoletem w dłoni stoi oficer. Dawno już nie czuł bólu poranionych pośladków. Napięty do granic możliwości, wpatrzony w oczy Niemca, wolno, krok za krokiem, szedł wprost na niego. Złowroga cisza, przerywana jedynie ciapaniem butów wyciąganych z mokrej gleby i chrzęstem łamanych liści buraków.

Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” dzieliło od Niemców zaledwie kilka kroków, gdy oficer przełożył pistolet z prawej ręki do lewej, stanął na baczność i zasalutował. „Wampir” rzucił kątem oka w stronę uzbrojonych w kije chłopaków, przeszedł jeszcze kilka kroków i stając na wprost Niemca, przełożył broń do lewej ręki i oddał salut. Niemiec powiedział coś, co „Wampir” zrozumiał jako pytanie, co chcą od niego.

Tu jest Polska i żaden obcy żołnierz z bronią nie przejdzie – „Wampir” łamaną niemczyzną starał się wytłumaczyć oficerowi, o co chodzi.

Ustalono, że Niemcy złożą broń, w zamian za co otrzymają przepustkę na dalszą drogę.

Gut – zgodził się niemiecki oficer i ku zdziwieniu „Wampira”, wręczył mu polskiego Visa.

Reszta Niemców poszła w ślady dowódcy. Gdy już broń legła na stosie, nadbiegli stojący dotychczas w oddali kijarze.

Mein Gott! – krzyknął oficer na widok uzbrojonych w sztachety chłopców i złapał się za głowę.

To jest wojna, panie oficerze, ona płata różne figle – uśmiechnął się Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” starając się przełożyć wypowiedzianą po polsku sentencję na język wroga.

Przepustka! – żądał Niemiec.

Wampir” posłusznie sięgnął do raportówki, wyrwał z notesu kartkę i napisał: „„21 lipca 1944. Rozbroiłem dziś rano w Skrzyńcu grupę Niemców. Ktokolwiek ich przejmie, proszę ułatwić im drogę do nieba. „Wampir””.

Niemcy, z „przepustką” w dłoni oficera pomaszerowali w stronę Chodla. W Zastawkach trafili na „Etażerkę”. Dostali jeść, a potem dołączyli do stojących na drodze czołgistów. Uzbrojeni w zdobytą broń żołnierze Armii Krajowej placówki Skrzyniec, pod dowództwem Mieczysława Szymanowskiego ps. „Wampir” wyzwalali spod niemieckiej okupacji Bełżyce i Chodel.

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.