W snach przychodzą do mnie
moi zmarli
- dostali przepustkę od Śmierci
i bilet powrotny w zaświaty,
przylatują na Ziemię
chyba z prędkością światła
(o świcie muszą przecież wrócić
do koszar niebieskich)
Śpieszą się więc, aby stanąć
przy moim łóżku
i sen przeniknąć swoją aurą,
powiedzieć słów kilka,
które koją lub ranią,
a czasem objąć mnie
jak mgła spowija drzewo
Moje serce rozbłyskuje wtedy
radością
i słyszę jak daleki strumień
szumi wśród głazów
na przełęczy nocy
W takiej chwili wiem na pewno,
że Śmierć nie jest w stanie
unieważnić Wieczności
Śmierć nie darzy nas tą samą miarą,
ani tym samym szacunkiem,
ani tą samą łaską-
jest nieujarzmiona
jak fakir tańczący
na rozżarzonych węglach
Śmierć nosi maskę,
by nikt nie ujrzał jej twarzy
i krąży w pobliżu
przez długie lata,
zanim ubierze rękawiczki
i przystąpi do dzieła.
Nie śpieszy się
- nie umkną jej pacjenci -
czeka cierpliwie na znak
od Najwyższego,
Śmierć jest bowiem służebnicą Boga,
choć działa często bez Jego pieczęci
- jest wtedy nieobliczalna
jak najmita Diabła
i nie powstrzyma jej płacz dziecka,
modlitwa starca,
ani piękno róży.
Śmierć zamknie ci usta
Pocałunkiem lub pięścią.