To jest film o Lechu Kaczyńskim
data:13 maja 2012     Redaktor:

Zachęcamy do kupna książki Toyaha:

Nie umiem powiedzieć, czy to jest coś bardzo dziwnego, czy może zupełnie oczywistego, ale nie przypominam sobie, by sowiecki, czy rosyjski totalitaryzm został kiedykolwiek w kulturze popularnej pokazany w sposób choćby w połowie tak wyrazisty ? by nie wspominać o jakiejś jednoznaczności ? jak zbrodnie hitlerowskich Niemiec. Oczywiście, są książki czy filmy, popularnych nawet autorów, z których możemy się dowiedzieć, jak to za wiele naród rosyjski będzie jeszcze musiał odpowiedzieć, jednak wspomniana oszczędność jest tu wręcz uderzająca. Niezwykle znaczącym faktem na przykład jest choćby ten, że chyba najbardziej solidny dokument na temat zbrodni komunizmu "The Soviet Story" tylko teoretycznie stanowi produkcję brytyjską. Tak naprawdę bowiem, zarówno sam reżyser, jak i większość zaangażowanych w produkcję osób to Łotysze, i wydaje się, że nawet pieniądze przeznaczone na produkcje tego wybitnego w sposób oczywisty dzieła poszły właśnie z Łotwy. No ale wiadomo ? Łotysze, jak wiemy, to pierwsi pomocnicy Hitlera, prawda?

Kiedy już więc jakiś czas temu dowiedziałem się, że Gruzja postanowiła użyć wszystkich swoich politycznych i finansowych możliwości, by historia owej pamiętnej samotnej wojny z Rosją o Osetię została spopularyzowana w świecie za pośrednictwem dużej hollywoodzkiej produkcji, z poważnymi hollywoodzkimi gwiazdami, wiedziałem świetnie, że z tego prawdopodobnie nic nie wyjdzie, a jeśli nawet, to ostatecznie i tak oni sami będą musieli sobie ten film nakręcić. To już prędzej Rosjanie zrobiliby w wersji na rynek amerykański film o ataku Gruzji na Moskwę, i wywalczyliby dla tego obrazu nominację do Oskara, niż ktokolwiek z branży zgodziłby się zaangażować w gruziński projekt choćby dolara. No i film, jak się okazuje, powstał i w dodatku ma, skromną bo skromną, jednak światową dystrybucję. Zatytułowany jest równie skromnie "Pięć dni w sierpniu", jako prezydent Saakaszwili występuje Andy Garcia i pod każdym względem ów film stanowi typową amerykańską superprodukcję, w najlepszym słowa tego znaczeniu.

Poszliśmy na to z młodym Toyahem przedwczoraj wieczorem. Akurat dla tego o czym chcę dziś pisać, nie jest to całkiem najważniejsze ? choć nie widzę też powodu, by ten fakt lekceważyć zupełnie ? ale należy od razu powiedzieć, że jest to film znakomity. Jeden z najlepszych amerykańskich filmów tego gatunku, jaki miałem okazję oglądać w całym swoim życiu. Tam jest wszystko, a więc dźwięk, obraz, akcja, napięcie, strach, humor, wzruszenie ? wszystko czego można oczekiwać, kiedy się idzie do kina dla czystej ludzkiej przyjemności. Film jest fantastycznie sfilmowany, świetnie zagrany, doskonale ? co ostatnio jest rzadkością wręcz chroniczną ? opowiedziany. Nie jest ani za długi, ani za krótki, jednocześnie skromny i wystawny, jest w nim nawet piękna piosenka w wykonaniu Katie Melua, i, co być może najważniejsze, nie jest w żaden sposób tak prostacki, jak można by się było spodziewać po filmie o Gruzji nakręconym przez kogoś, kto o Gruzji nie wie nawet tego, że to nie jest to samo co Georgia w USA.

No i niestety, część tej tajemnicy zostaje już wyjaśniona na kończących film napisach. Podobnie jak to miało miejsce przy okazji "The Soviet Story" ? powtórzę, filmu najwyższej klasy ? również "Five Days of August" zostało niemal w całości wyprodukowane przez ludzi, którzy na sprawie się znają i, co najważniejsze, sprawę mocno i szczerze przeżywają. Reżyserem jest Fin, a reszta nazwisk, to albo nazwiska gruzińskie, albo kojarzone raczej z byłymi republikami nadbałtyckimi. Jak idzie o Amerykanów, to mamy tylko świetnego Garcię, Van Kilmera i jeszcze parę osób, w tym ? jak się dowiaduję ? Sharon Stone, która dorzuciła do tego projektu okrągły milion swoich jak najbardziej dolarów. A więc, możemy to powiedzieć raz jeszcze ? to sami Gruzini zadbali o swój narodowy i historyczny interes. I to zadbali bardzo skutecznie.

Byłem z moim synem wczoraj na tym filmie, i oprócz nas, na sali była tylko jedna osoba. W ten sposób chciałbym przejść do głównego powodu, dla którego w ogóle piszę te słowa. Otóż nawet jeśli znam, to akurat w tej chwili nie potrafię sobie przypomnieć bardziej wyrazistego przykładu na to, jak wiele potrafi zrobić propaganda, lub jej kompletny brak, a więc prosta i czysta cisza. Mamy przed sobą film, w najgorszym wypadku równie bestsellerowy jak każda tego typu amerykańska produkcja, film na który w normalnej sytuacji by szły tłumy, i okazuje się, że jakimś cudem o nim nie wie nikt. A jeśli ktoś akurat wie, to wie coś jeszcze ? że to jest najprawdopodobniej jakaś beznadziejna, wykonana na potrzeby chwili, polityczna chała. Ktoś powie, że właśnie tak jest ? ten film to w sposób oczywisty beznadziejna, wykonana na potrzeby chwili, polityczna chała. Tyle że nawet jeśli tak jest, to nie ma żadnych wątpliwości, że w nie większym stopniu, niż każdy inny tak zwany dramat polityczny. Nie w większym stopniu niż którykolwiek z najbardziej wychwalanych filmów gatunku w historii kina. A już na pewno mniej niż takie dzieła sztuki filmowej, jak choćby "Lista Schindlera", czy "Szeregowiec Ryan". A zatem, tu wcale nie poszło o to, że mamy do czynienia z głupim produkcyjniakiem. Tu bowiem sytuacja jest dokładnie taka, z jaką mamy do czynienia, słysząc choćby szyderstwa na temat wtrącania się Kościoła do seksu, o ile oczywiście nie chodzi o Kamasutrę i religie Wschodu.

Jest jednak w tym akurat filmie coś jeszcze. Otóż Gruzini zrobili film przez który oddali hołd Polsce na takim poziomie, jakiego nie udało się dotychczas zdobyć żadnemu naszemu autorowi. Film "Five Days of August" to film w jedynie trochę mniejszym stopniu o Polsce niż o Gruzji. To film, który, jeśli uwzględnić to nasze, tak typowe polskie, pragnienie bycia pierwszym gościem na weselu, powinien nas napełnić dumą wręcz nieporównywalną z niczym, co nas ze strony sąsiadów spotkało wcześniej. Kiedy czytam recenzje z tego filmu, głównie oczywiście przedstawiane w Internecie, spotykam pełen ukrytej satysfakcji zarzut, że kiedy pojawia się scena słynnego wiecu na placu w Tbilisi, tam są niemal wyłącznie flagi gruzińskie, a o tym że tam jest prezydent Kaczyński wiemy wyłącznie stąd, że w pewnym momencie widzimy jakiegoś pokazanego od tyłu wyłysiałego kurdupla. No i owszem ? to jest to co widzimy, tyle że przede wszystkim, polskich flag jednak tam trochę widać, a poza tym na początku mamy jednoznaczną dedykację reżysera dla prezydenta Kaczyńskiego, natomiast już na samym końcu absolutnie porażające ? ze względów o których potem ? dokumentalne nagranie wystąpienia Prezydenta na konferencji prasowej właśnie w Tbilisi. A to wystarczy w pełni, by wiedzieć, że w filmie głównie o tym, że kiedy Gruzja stanęła na progu politycznej anihilacji, przy całkowitej bierności cywilizowanego świata, to właśnie głos Lecha Kaczyńskiego który ją uratował, jest pokazany. Ten sam zresztą głos, który jego samego pare lat później zaprowadził do grobu. Co do tego nie może być wątpliwości. I to jest też film o tym. Podkreślę raz jeszcze ? film w sposób jednoznaczny i klasyczny ? świetny.

Jak mówię, podczas projekcji, na sali były trzy osoby, w mainstreamowych mediach na temat filmu ? cisza, czytam notkę o filmie w Wikipedia, a tam powtarzająca się z pełnym satysfakcji uporem informacja, że film spotkał się w świecie z jak najgorszym przyjęciem, że jest nieobiektywny i ordynarnie antyrosyjski, słyszę głosy polskich komentatorów, a tam głównie zgiełk, że oto kolejna pisowska propaganda za pieniądze tego idioty Saakaszwilego, no i że oczywiście film jest żenująco slaby. Ale też przypominam sobie sam film i kolejne jego sceny, i nagle przypominam też sobie ten czas dziś już sprzed wielu lat, kiedy w Gruzji szalała zbrodnia, a Polska tonęła z jednej strony w obojętności, a z drugiej w szyderstwie, że co ten Kartofel tam się pcha na tę Gruzję? Film, zanim jeszcze słychać głos prezydenta Kaczyńskiego, zawiera dokumentalne ujęcia z wypowiedziami osób ? starców, dzieci, ale też i ludzi ani młodych ani starych ? którzy ściskają w rękach zdjęcia zamordowanych podczas ataku Rosjan swoich bliskich, i łamiącym się ze wzruszenia głosem, mówią, kogo stracili, a ja sobie przypominam tamtą atmosferę w Polsce, kiedy cała ta Gruzja i te ich dziwne problemy były niczym w porównaniu z coraz bardziej rosnącą potrzeba upokorzenia Prezydenta. Patrzę na ten film, który ? oczywiście nie w sposób bezpośredni ? pokazuje wręcz wołanie o to, by w tej ciszy, jaka zapadła na całym świecie w obliczu tych nieludzkich zbrodni ? zabrał głos polski prezydent Lech Kaczyński ? głos, co na tym filmie widać zupełnie jasno, wielkiego światowego przywódcy ? i przypominam sobie ten rechot o pijanym snajperze. I znów patrzę na ekran? i widzę tych snajperów. I przyznaję. To prawda. Niektórzy z nich są bardzo pijani.

Przypominam sobie tamte miesiące, kiedy Gruzja stała nad przepaścią, ale też już po, kiedy to Lech Kaczyński zostawał niekwestionowanym przyjacielem Gruzji zwycięskiej, i wiem, że on dziś akurat najwięcej otrzymuje właśnie od nich. Nie od nas. Od Gruzinów. I to oni go dziś najbardziej opłakują. I to jest już wiadomość straszna. Przez jakieś zabójcze opętanie, nienawiść do Lecha Kaczyńskiego doprowadziła nas do tego, żeśmy nagle, najzwyczajniej w świecie polubili Putina. Przedwczoraj na Wirtualnej Polsce doszło do bardzo ciekawej manipulacji. Otóż przeprowadzili oni sondaż wśród internautów, z którego wynikło, że 64 procent Polaków nie ufa Putinowi, natomiast 30 procent chciałoby, byśmy mieli takiego właśnie prezydenta. Oczywiście te 30% robi pewne wrażenie, natomiast wyszło na to, że dla Wirtualnej Polski to wciąż za mało, a zatem wyniki tych badań podsumowali oni następującym zdaniem: "Głosów krytykujących nowego-starego prezydenta Rosji jest tylko garstka. Zdecydowana większość Internautów WP zazdrości Rosjanom tak charyzmatycznego przywódcy". A więc to jest oczekiwany kierunek. To w tę stronę powinniśmy iść.

Niedawno miałem okazję rozmawiać z pewną bardzo bliską nam osobą ? katolikiem, człowiekiem jak najbardziej wychowanym tradycyjnie, w miłości do Polski, który mi powiedział, że jeśli z jakiegoś powodu Platforma Obywatelska przestanie istnieć, on będzie głosował na SLD, albo na Ruch Palikota. A ja wiem jeszcze coś. Że oto, jeśli zabraknie też Palikota i Millera, to on poprosi, by polskim prezydentem został właśnie Putin. Przynajmniej zna języki i umie grać na fortepianie. Byleby nie Kaczyński. Byle nie on.

Boże! Chroń Gruzję!

toyah.pl

 






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.