Jest współwinną pierwszego rzędu powołania dwóch spółek dla realizacji tego celu. Jej rządowy towarzysz zrezygnował z pozycji ministra skarbu, by zarządzać całym atomowym interesem. Powołano pełnomocnika w randze ministra w KPRM, który wraz z całym zespołem miał sprawę pilotować. Śmiem przypuszczać, że przez ostatnie 2 kadencji kosztowało to wszystko może więcej niż 2 mln zł miesięcznie. Może się wnet okazać, że podpisano jakieś zobowiązania, listy intencyjne itd., co nas będzie kosztowało następne kilkaset mln zł. Przecież były prace projektowe i budowalne, skoro elektrownia miała funkcjonować za 3 lata (2019). A gdzie koszty rozchwiania rynku, zmiany planów i strategii podmiotów gospodarczych w branży? Co z kopalniami, które wiedząc, że spadnie popyt na węgiel, nie przegotowywały nowych złóż, nie starały się o koncesje itd., co wymaga wiele lat? Dziś się nie da w istotnej wielkości zwiększyć wydobycia. Czyli co – wzrost importu z Rosji (dziś już 20 % węgla importujemy). Co na to koalicjant PSL, który 2 kadencje odpowiada za gospodarkę i za strategii energetyczna też. Jak zwykle schowa głowę w piasek i podkuli ogon?
Jak można traktować uchwały Rady Ministrów rządu PO – PSL. Otóż jak dla mnie sprawa jest jasna, bo budowa elektrowni jądrowej oznacza spadek zapotrzebowania na węgiel – a kopalnie są w stanie upadłości i Polacy na Śląsku przygotowują marsz na Warszawę. PO – PSL musi zrobić cokolwiek, albo przynajmniej powiedzieć coś, co niektórych zniechęciłoby do tej wycieczki.
Od lat uważam, że Polska dramatycznie potrzebuje minimum trzech reaktorów jądrowych, ale cele energetyczne nie mają uzasadnienia ekonomicznego. Jest wiele innych argumentów, ale nie ekonomia energetyki (drogo) czy niezależność energetyczna (w wybudowanej elektrowni technologie i główna obsługa przez lata nie będzie polskie i poza polską kontrolą. Tymczasem, mając 4/5 zasobów węgla kamiennego UR, możemy być Szwajcarią energetyczną Unii. Dlatego się zgadzam z panią premier Kopacz, choć przyczyny zbieżności zdań są inne. Dlaczego? Otóż w rządowych konwulsjach pani premier Kopacz zapomniana, że podpisany (2008 r.) przez jej bezpośredniego szefa Donalda Tuska Pakiet Klimatyczno-Energetyczny (PKE), a przez nią w wersji zaostrzonej rok temu, był jedną z przyczyn zapaści górnictwa węgla kamiennego, ale też głównym (sic!) argumentem za budową elektrowni jądrowej. Skoro rezygnujemy z elektrowni jądrowej, to musimy natychmiast wypowiedzieć Pakiet Klimatyczno-Energetyczny, bo musimy budować elektrownie węglowe. Te pod pręgierzem PKE działać nie będą, bo Polska nie udźwignie zakupu limitów emisji CO2 na ograniczenie, których zgadzali się właśnie kolejni premierzy koalicji PO – PSL. Zdaje się jednak, że tego już ona nie rozumie.