Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi…- z rozmów z weteranem Bitwy Warszawskiej
data:19 sierpnia 2015     Redaktor: Agnieszka

Wanda Kapica wspomina swoje rozmowy z dziadkiem, weteranem m.in. Bitwy Warszawskiej.

 
 
 
 
 
 
 

Zapytała mnie wnuczka

czy kogoś zabiłem…

Cóż powiedzieć…

Żołnierzem
na trzech wojnach
byłem…

 

 

Mój dziadek, Józef, urodził się w 1899 roku.

W długie, zimowe wieczory wspominał wydarzenia z dawnych lat.

Niewiele rozumiałam z żołnierskich opowieści. Ale zapamiętałam, że musztra francuska różniła się od niemieckiej, a polski żołnierz musiał znać obydwie. Że przy strzelaniu z działa należało otworzyć usta, żeby nie stracić słuchu. Że oprócz dwóch wojen światowych, była jeszcze jakaś trzecia (o której nigdzie się nie mówi, bo to była wojna z bolszewikami, a „oni” teraz rządzą). Że najeźdźcy mieli ogromną przewagę, ale mimo to przegrali i że to był Cud nad Wisłą. Że Sowieci widzieli jak Matka Boska okrywa płaszczem polskie wojsko i zaczęli uciekać w takim popłochu, że rozbrajali ich dziesięcioletni chłopcy. Że dziadek też walczył w tej bitwie i że służył wtedy w Strzelcach Kaniowskich, i że po Bitwie Warszawskiej, została mu ta szeroka blizna pod brodą, która przeszkadza przy goleniu…

 

Z dziecinną prostotą i naiwnością zapytałam go kiedyś: – Dziadku, a czy ty kogoś zabiłeś?

Byłam wtedy brzdącem, może pięcioletnim…

Dziadek zamilkł… Nagle przestał żartować… Zamyślił się…

Odpowiedział po dłuższej chwili – z tak wielką powagą, że pamiętam to do dziś:

„Jak ci to wytłumaczyć… Widzisz, dziecko… ja byłem żołnierzem na trzech wojnach…”.

Westchnął ciężko i po chwili dodał: „Najgorzej było iść na bagnety… bo tak to… człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi… I nie daj Boże nikomu… Oby więcej tego nie było… Oby nikt…”.

I nie skończył… Odwrócił się plecami i długo stał w oknie.

Byłam dzieckiem. Ale wiedziałam, że nie powinnam mu przeszkadzać…

 

 
 
 
 

Dziadek był celowniczym. W czasie bitwy na przedpolach Warszawy Sowieci namierzyli i ostrzelali stanowiska polskiej artylerii. Wszyscy jego koledzy polegli. Dziadek ocalał – jako jedyny. Ochroniła go tarcza działa… Ogłuszony i ciężko ranny, stracił przytomność, ale po jakimś czasie ocknął się i ostatkiem sił dotarł do swoich.

Czy zerwał mu się tzw. „nieśmiertelnik”? Czy może „łapiduchy” przemierzające pole bitwy, zerwały mu go z szyi, uważając za zmarłego…

Nie wiadomo jak to się stało. Jakkolwiek by nie było, mój dziadek, Józef Kapica, figuruje jako poległy w bitwie Warszawskiej.

Dowiedział się o tym przypadkowo, od kuzyna, który był na uroczystości odsłonięcia pomnika w Radzyminie.

Nazwisko dziadka znalazłam w trzech miejscach: na pomniku w Wołominie, na tablicy pamiątkowej w Nieporęcie i na bratniej mogile w Radzyminie.

 

 
 
 
 

 

Za życia dziadek kilkakrotnie jeździł do Radzymina, zapalić znicz na bratniej mogile żołnierzy poległych w Bitwie Warszawskiej.

Uważam za swój obowiązek wesprzeć, na miarę skromnych możliwości, inicjatywę Towarzystwa Patriotycznego Pana Jana Pietrzaka.

Łuk Tryumfalny Bitwy Warszawskiej powinien być wzniesiony jak najszybciej. Dziadek na pewno by sobie tego życzył.

Dziadek Józef zmarł w 1986 roku.

 
 
 

Z tego co udało mi się dotychczas ustalić, w 28 i 29 Pułku Strzelców Kaniowskich nie było drugiego żołnierza o takim samym nazwisku.

 

Strona autorki dostępna TUTAJ.

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.