Przypominamy: Ewa Kurek - ROSJI ROZUMEM NIE POJMIESZ - 2
data:07 maja 2012     Redaktor: Barbara Chojnacka

Przypominamy kolejny odcinek cyklu historyk Ewy Kurek - myśl przewodnia tej części to Rosja i Rosjanie są nieprzewidywalni i nie potrafią żyć według ustalonych reguł.




theatrum-mundi.pl

Rosja i Rosjanie są nieprzewidywalni i nie potrafią żyć według ustalonych reguł. Mentalność narodów i cywilizacji na przestrzeni wieków zmienia się w stopniu minimalnym lub nie zmienia się w ogóle. Jeśli chodzi o Rosjan, mamy do czynienia z mentalnością cywilizacji prawosławnej, która kształtowała się - podobnie jak mentalność polska - przez ostatnie tysiąc lat. Wypada zatem postawić sobie pytanie, na ile współczesna nieprzewidywalność Rosjan jest świeżej daty, czyli jest wynikiem stu lat komunizmu i postkomunizmu, na ile zaś wpisuje się w jakieś szersze i starsze tradycje.


Przychodzą mi tutaj na myśl zapiski Bernarda Tennera, Czecha z Pragi, który żądny zwiedzania świata, zaciągnął się w roku 1678 do orszaku poselstwa polsko-litewskiego do Moskwy i wszystko to, co widział i słyszał przez trzy miesiące pobytu w stolicy Rosji, po łacinie opisał[1]. Lektura pamiętnika Bernarda Tennera przenosi nas w burzliwe czasy panowania Jana III Sobieskiego, kiedy to Michał Czartoryski i Jan Kazimierz Sapieha zostali wysłani do cara, aby m.in. doprowadzić do zwrotu Rzeczpospolitej miast Smoleńska i Kijowa wraz z ziemiami.


Czeski dworzanin polskiego księcia o Rosjanach napisał tak: Obyczaje tego narodu na tyle, na ile mogłem je poznać podczas mojego pobytu, cechuje taka niestałość, że ponieważ mają w sobie coś mrocznego, mogłyby zamienić się miejscem z księżycem. [?] Moskowici są tak niestali i wiarołomni, że przyrzeczenia złożonego publicznie pod przysięgą nie potrafią dochować dłużej niż przez noc. [?]Mój książę [Czartoryski] powtarzał, że lepiej mieć sprawę z dzikimi Tatarami czy Turkami, niż z niestałymi Moskowitami, którzy to, co raz postanowiono, odwołują, a potem to, co odwołali, na nowo postanawiają. [?]


Moskowitom szczególnie trudno było zaakceptować zwrot Smoleńska i Kijowa. Car nie chciał ich zwrócić. [?] W końcu posłowie oświadczyli, że król polski, o ile nie dojdą do porozumienia, może zechcieć odzyskać owe tereny zbrojnie. Car słysząc to wybuchnął gniewem i odparł, że może zaraz polecić wysłanie posła do Turcji dla zawarcia sojuszu zbrojnego z sułtanem przeciwko Polsce. Zagroził również, że księcia posła [Czartoryskiego], jako że jest zbyt uparty, zatrzyma w charakterze jeńca.[?] Posłowie stali na straży Rzeczypospolitej i mężnie bronili jej spraw. Moskowici postanowili ich nastraszyć. [?]


Jednak Polacy z wrodzonym sobie hartem ducha wzgardzili pustymi pogróżkami i skupili się na tym, jak zażegnać niebezpieczeństwo i jak całej sytuacji zaradzić. Wypróbowany już w podobnych sytuacjach geniusz polsko-litewski znalazł prosty środek zaradczy polegający na tym, żeby przeciwieństwo zwalczać przeciwieństwem. By przytłumić strach, rozmieszczono u góry pałacu [zajmowanego przez posłów] trębaczy i doboszów, by stamtąd płynęły ich radosne nuty. Nastrój niezwykłej radości podtrzymywali także muzycy ustawieni na wykuszach, grający na różnych instrumentach. Do tego hojnie częstowano winem.[?] Gdy koncert zgodnie i miło brzmiących instrumentów trwał już przez kilka godzin, od cara nadjechali wysłańcy, by ustalić, co jest powodem tego wyjątkowego entuzjazmu. Udali się do posłów. Ci przyjęli ich serdecznie, proponując spełnienie w dużych pozłacanych kielichach toastu za zdrowie cara i powiedzieli, że żegnają się i to nie tylko ze sobą, ale i z całą Moskowią, a książę [Czartoryski] oprócz tego przygotowuje się do zesłania. [?] Z powodu tej wizyty posłowie [Czartoryski i Sapieha] wcale nie przerwali trwającej zabawy. [?] Zarządzili jeszcze żywszą zabawę, a trębaczom kazali grać jeszcze głośniej. Od tego ciągłego hałasu car nie mógł zasnąć i po chwili znów przysłał sługę, prosząc posłów, żeby przynajmniej ze względu na niego zaprzestali zabawy, bo nie może zasnąć. Niezwłocznie tak uczyniono[2].


W roku 1678 poselstwo Polaków i Litwinów do Moskowitów zakończyło się sukcesem.


Od pewnego czasu wydawało się, że sprawa amerykańskiej tarczy antyrakietowej nieco przycichła i stała się sprawą przebrzmiałą. Tymczasem rzecz jedynie odsunęła się w czasie. Nowy amerykański program obrony antyrakietowej przewiduje bowiem między innymi, że do roku 2018 zostaną rozmieszczone w Europie (także w Polsce w bazie Redzikowo koło Słupska) elementy amerykańskiej tarczy antyrakietowej oraz radary naprowadzające. W związku z powyższym ministerstwo obrony Rosji zorganizowało w pierwszych dniach maja 2012 dwudniową konferencję, na którą zostało zaproszonych około dwustu polityków z 50 krajów, w tym także z Polski oraz pozostałych 27 państw NATO.


Podczas konferencji rosyjski szef sztabu generalnego Mikołaj Makarow oświadczył, że jednym z możliwych wariantów jest to, iż w celu zniszczenia amerykańskiej tarczy antyrakietowej Rosja gotowa jest ulokować nową broń ofensywną, w tym m.in. rakiety iskander, w obwodzie kaliningradzkim, a decyzje o prewencyjnym użyciu tych środków rażenia będą podjęte w razie zaostrzenia sytuacji. Na zakończenie zwrócił się z troską do europejskich partnerów i zwrócił uwagę, że to oni powinni zdecydować, czy godzą się na takie zagrożenia. Szefowi rosyjskiego sztabu generalnego wtórował szef resortu obrony Anatolij Serdiukow, który oznajmił, iż rozmowy Rosji z USA w sprawie tarczy antyrakietowej bliskie są impasu, wobec czego, jeśli taki stan rzeczy się utrzyma, Moskwa zmuszona będzie do zastosowania kontrposunięć o charakterze wojskowo-technicznym.


Z tarczą antyrakietową jest tak, że chociaż politycy zaklinają się, że nie jest skierowana przeciwko Rosji, zarówno oni, jak i zwykli trzeźwo myślący obywatele wiedzą, że jest to tarcza, która ma nas bronić przed nieprzewidywalnością Rosji. Dla Polski i pozostałych krajów Europy Środkowo-Wschodniej jest to - poza przynależnością do NATO - bardzo ważny element bezpieczeństwa. Rosjanie wiedzą, że społeczeństwa krajów, które w końcu nie tak dawno wyrwały się spod jej "serdecznej opieki", nadal boją się Rosji i jakaś część polityków i mieszkańców tych krajów uważa, że lepiej nie drażnić niedźwiedzia i dać sobie spokój z amerykańską tarczą antyrakietową. Niestety, do tych ostatnich zaliczyć wypada między innymi obecnego ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej i zapewne znaczną część elektoratu jego partii.


Czy strach jest właściwą reakcją na groźne pomruki Rosji? A właściwie, dlaczego Rosja ciągle mruczy, zamiast rzeczowo stawiać sprawę? Wszystko wskazuje na to, że owo rosyjskie odwieczne mruczenie jest swoistym kodem cywilizacyjnym. W cywilizacji prawosławnej jedną z oznak siły są groźby. Jak sobie z nimi radzić? Może wzorem przodków, posłów Michała Czartoryskiego i Jana Kazimierza Sapiehy, trzeba nam wszystkim stanąć na straży Rzeczypospolitej i mężnie bronić jej spraw, a w kwestii tarczy antyrakietowej zamiast trąb użyć bardziej nowoczesnych instrumentów, czyli mediów, i jednym donośnym głosem polityków i społeczeństwa bębnić wokół, że Polakom niestraszne iskandery pod Kaliningradem i nic nie stanie na przeszkodzie instalacji tarczy antyrakietowej w naszym Kraju?


Na pewno w kontaktach z Rosją strach jest złym doradcą.


Wydaje się, że cała trudność w kontaktach Polski z Rosją polega na tym, że my, wpisani od 966 w cywilizację zachodnią, wychowaliśmy się na ważnym słowie parol, które w ludowej wersji brzmi: słowo się rzekło, kobyłka u płota. W Europie od Hiszpanii po Estonię parol brzmi jednakowo i znaczy to samo: dotrzymanie danego słowa równoznaczne z honorem. Bywało oczywiście i bywa, że w naszej cywilizacji nie wszyscy i nie zawsze dotrzymują danego słowa, ale norma dochowywania ustaleń, przyrzeczeń i danego słowa obowiązuje przez wieki, a odstępstwo od tej zasady jest równoznaczne z niegodziwością, zdradą i utratą honoru.


W Rosji słowo parol znane nigdy powszechnie nie było, a jeśli nawet było znane, to raczej jako jakaś zachodnia nowinka, a nie norma ludzkich zachowań. Podobnie było i jest w Rosji z honorem. Wydaje się, że czasy komunizmu zmieniły w tym względzie niewiele. Stąd właśnie problem z nieprzewidywalnością Rosji i Rosjan, którą pond trzysta lat temu Czech Bernard Tanner niestałością nazwał. Bo człowiek lub państwo, które nie rozumie i nie szanuje słowa parol, z samej zasady jest niestałe i nieprzewidywalne.


[1]Bernard Tanner, Poselstwo polsko-litewskie do Moskwy w roku 1678, Norymberga 1689; tłumaczenie z łaciny na polski - Wydawnictwo Historia Jagiellonica, Kraków 2002.
[2]Tamże, str. 203-206, 214-17, 226.



Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.