Centralny i najwyższy gmach stolicy w chwili jego otwarcia nosił imię jego fundatora, Józefa Stalina - największego zbrodniarza i ludobójcę w historii i był zwany darem narodu radzieckiego dla narodu polskiego. Ten dar symbolizuje okupację sowiecką, śmierć i złamane życie milionów Polaków. Ból i cierpienie. Tego nie wiedzieli lub nie chcieli wiedzieć świętujący jego 60. "urodziny". Uczestnicy protestu o tym przypominali.
- Podpiszcie się na tym banerze! Bo ja nie czuję się podbity - odzywa się zadbany pan w średnim wieku. - Przychodziłem tu na potańcówki, po otwarciu pałacu i było fajnie.
- Na ulicę Rakowiecką Pan też chodził w tamtym czasie? - pytamy. Odpowiedź nie pada.
Kim był starszy pan w wyjątkowo dobrej formie fizycznej jak na swój wiek? Kim byli jego rodzice i jak go wychowali, że wolał tańczyć w rytm radzieckich pieśni w czasie gdy polscy patrioci byli męczeni i mordowani parę kilometrów dalej.
Starszemu warszawiakowi towarzyszy córka lub wnuczka, która dopytuje o cel protestu. Spokojnie tłumaczymy. Czy przekona ją krótka rozmowa, czy górę wezmą argumenty dziadka, krzewione zapewne od dziecka.
- To ja pracuje w chlewiku? - dopytuje ekscentryczny aktor jednego z teatrów mieszczących się w gmachu, po przeczytaniu hasła z innego transparentu. - Niech Pan odpowie sobie sam, po poznaniu historii tamtego okresu.
Sporo zblatowanej młodzieży, szukającej tanich uciech, bezrefleksyjnej. Nie obyło się bez wyzwisk i zgłoszenia na Policję przez oburzonego obywatela, któremu zakłóciliśmy sielską atmosferę.
Niechlubną historię tego obiektu przedstawił Grzegorz Braun, reżyser, polski patriota i kandydat na Prezydenta w ostatnich wyborach oraz Jarosław Bogusławski jeden z liderów wrocławskiego ruchu patriotycznego, organizator akcji.
Zapraszamy na relację wideo