BOŻEK  TROTYLU ( i pterodaktyl WSI )
data:17 lipca 2015     Redaktor: GKut

Wygląda na to, że pewni obywatele III RP wzdychają do bożka trotylu, a może nawet modlą się do niego żarliwie z demonicznym afektem ( serduszko puka w rytmie hopaka !?) oczekując nowej „katastrofy” ?  Oto była dziennikarka Polsatu i TVN niejaka Aleksandra Frejus-Lipowczan już 24 maja ( o godzinie 23.07 ) apelowała na facebooku: „A może zrzucimy się na trotyl dla nowego prezydenta ?”.

 
 
 
  Tak błyskawiczna reakcja  świadczy, że układ peerelczyków, żądnych starych wypróbowanych metod, zawsze jest czujny i gotowy.
W pośpiechu pani Aleksandra nie dostrzegła, że swoim apelem popiera ekspertyzę o śladach trotylu na szczątkach Tupolewa, czemu tak gorąco zaprzeczała wojskowa prokuratura, prowadząca „śledztwo”.
 
Ale to nie nasze zmartwienie, to jedyny pożytek z jej skandalicznej propozycji, która jest właściwie podżeganiem do zabójstwa, co z kolei podpada pod stosowny paragraf kodeksu karnego. Dziś jednak mało kto się tym martwi, bo społeczeństwo jakby otępiało pod nawałą wiadomości o zbrodniach, napadach i gwałtach. O nierozliczonych aferach, nieosądzonych przestępstwach ( tych z epoki PRL-u i tych  z czasów obecnych ), umorzonych śledztwach pomimo okoliczności wyraźnie obciążających czy kryminalistów zwalnianych z więzienia, podczas gdy aresztuje się ucznia za brak szkolnej legitymacji. W tym chorym państwie obywatel zasypywany jest więc lawiną nowin, które nie tylko frustrują, ale i porażają świadomość do tego stopnia, że w końcu człowiek odczuwa swoją bezsilność wobec zła panoszącego się bez kary. W takim poczuciu bezradności, a nawet osaczenia, ludzie tracą powoli wrażliwość i obojętnieją na przejawy niegodziwości i łotrostwa. Stają się innymi, mówiąc ostrożnie, a niektórzy ulegają nawet odczłowieczeniu, jeżeli stan znieczulicy przybrał u nich charakter permanentny. I tak nieuchronnie, krok po kroku, Polacy stają się mutantami pozbawionymi pozytywnych cech, które kiedyś były powodem do narodowej dumy.
 
     Podobno ryba psuje się od głowy, a tę starą prawdę potwierdzają liczne fakty, książki ( jak Sumliński) oraz wpisy wielu blogerów – ostatnio refleksje contessy w tekście o pewnym doktorze hoRRoris causa (trafna formuła owego „frankensteina” !), gdzie czytamy o jakże patetycznym obyczaju ex-prezydentów III RP, którzy po zakończeniu swoich kadencji zakładają instytuty ...własnego imienia, a potem wykorzystują je  niekoniecznie chlubnie, a nawet ze szkodą dla polskiej racji stanu. I jak się dziwić temu, jeśli owi panowie byli wcześniej złapani na haczyki agentur, a te prowadzą ich potem po antypolskich szlakach, nie dając szansy wyzwolenia. Ile jeszcze zła uczyni Polsce ostatni prezydęt, namaszczony kiedyś nieopatrznie przez bydgoską uczelnię? Tu contessa nie jest optymistką i niestety ma rację : jako „wolny ptak” (niczym pterodaktyl WSI!) Bredzisław – po zakończeniu swej „prezydętury” może dokonać wielu szkód, a sygnałem tego była niedawna jego wizyta w Berlinie i szalenie „odkrywcze” porównania historyczne, które raczył sformułować ku niewymownej uciesze gospodarzy. Zestawienie obok siebie bohaterów AK i „dysydentów” typu Stauffenberga jest dowodem paranoicznych „odmętów szaleństwa”, które tak niepokoiły niegdyś Bronisława Marię.
 
I konkluduje z goryczą contessa, pytając: „dlaczego TW Bolek jeszcze nie siedzi, dlaczego pijanego nad grobami w Charkowie Kwacha i idioty Bronka skaczącego w Tokio Rzeczpospolita Polska jeszcze nie pozbawiła prawa reprezentowania Jej Majestatu...”   Ano właśnie, dlaczego ? Nie dość, że porządzili sobie stosownie z instrukcjami  agentur, to jeszcze puszą się w swoich instytutach. I nikt nie dba o Majestat RP, bo to jednak PRL-bis, a nie III Rzeczpospolita Polska – nie miejmy złudzeń...   Resztę trafnych rozważań contessy ciekawy czytelnik znajdzie w tekście pt. „Dr hoRRoris causa Komorowski – frajer czy zdrajca?” ( naszeblogi.pl).
 
    Na marginesie wypada dodać, że spór między zwolennikami III RP a IV RP jest absolutnie niepoważny, bo nie powstała jeszcze III RP, jako że w r.1989 zafundowano nam precyzyjnie spreparowany PRL-bis, nakręcony przez zegarmistrzów okrągłego stołu. A ktokolwiek  podważał autentyczność III RP był natychmiast nazywany oszołomem. Jeżeli prezydentami mogli być ( za wyjątkiem Lecha Kaczyńskiego ) byli agenci i tajni współpracownicy, jak TW Bolek, TW Alek ( co daremnie ujawniono w Sejmie!) czy pterodaktyl WSI to znaczy, że Polska nie powstała z gruzów PRL-u, a potem szybko przeobraziła się w ową „kupę kamieni” z nocnych rewelacji zasłyszanych u Sowy.
 
     A ludzie, kontemplując w mediach kolejne afery, czasem nie chcą pozostać w tyle w tym wyścigu po kokosy i próbują też uszczknąć coś dla siebie w tym kontredansie korupcji, który trwa za pozwoleństwem prezydętów-TW. I doszło do ogólnej moralnej zapaści, która niepokoi wielu publicystów, także hierarchów Kościoła. O odnowę moralną apelował jeszcze śp. prymas Glemp, wzywając rodaków do praktykowania „uczynków pobożności”. W oceanie patologii pływa też zło może największe –  czyli kłamstwo – a jest ono spadkiem po systemie PRL-u. A następnie rozmieszane głębiej grubą kreską stało się balastem dziurawej łajby, tzw. III RP, aby wraz z wirusem korupcji stworzyć zabójczą truciznę dla kraju.
 
I stoimy na gruzach moralności rozbitej bombą grubej kreski. Ludzi sumienia nie dopuszcza się do rządów, a jeśli staną oni na czele państwa – jak Lech Kaczyński i obóz patriotów – to układ post-komunistyczny modli się do bożka trotylu, zaś ich arcykapłan – pterodaktyl WSI – wieszczył, że prezydent gdzieś poleci! Nie inaczej teraz, ale tym razem głos zabrała niskiej rangi służebnica bożka, wyrażając zarazem swoją dezaprobatę/odrazę do prezydenta-elekta i proponując  Polakom ...emigrację w obliczu niemiłej kibicom układu prezydentury Andrzeja Dudy. Nie można wykluczyć, że osoby te działają pod opiekuńczymi skrzydłami pterodaktyla, chociaż ich wypowiedzi mogą też być spontaniczne i rozproszone.
 
Miejmy nadzieję, że tak właśnie było w przypadku byłej dziennikarki Polsatu. Jednak jej apel świadczy o głębokiej deprawacji, nawoływanie – nawet niby żartem – do zabójstwa kogokolwiek – a nie tylko prezydenta-elekta – jest smutnym symptomem upadku polskiej duszy, zatrutej podszeptami rodem z Łubianki. A jeżeli ten apel odwołuje się do pewnej grupy podmiotów myślących podobnie, to – żal to przyznać – jesteśmy na drodze odczłowieczania obywateli, a ten proces być może już osiągnął znaczny procent mutantów. Osobników pozbawionych wrażliwości, za to gotowych do aprobaty zła w każdej postaci, byle tylko panujący w Kraju układ post-komunistyczny nie doznał uszczerbku i utrzymał swoje wpływy i władzę. Tacy śmiertelnicy nie lubią wartości nieśmiertelnych, wolą najbardziej doczesne cele i czysto materialne zyski. Dla nich poświęcą kodeks etyczny, dla nich zatracą nawet siebie w aliansie z samym diabłem. Tych mutantów, straconych dla ludzkości, trudno jest poddać rehabilitacji, bo zabito w nich wiarę w sprawiedliwość. O wiele łatwiej odzyskać leminga, który pewnego dnia może przejrzeć i uznać słuszność politycznych racji opozycji, innej partii. Natomiast przebić się przez zrogowaciałą skórę mutanta nie jest łatwo, a już prawie nie sposób znaleźć u niego serce, które prawdopodobnie uległo skarleniu albo wręcz zanikło. Dla profitu lub ze strachu. Zastępy takich mutantów – obok lemingów – cieszą strażników układu (żyrandol jest tylko zabawnym eufemizmem ), bo są przecież opoką dla reżimów dyktatorskich, skrycie zmierzających w kierunku modelu państwa opisanego przez Orwella. A panująca niepraworządność – bezprawie to główna choroba tzw. III RP - jedynie powiększa szeregi owych mutantów, co niestety nie zapowiada szybkiego uzdrowienia państwa, odzyskania Rzeczypospolitej i Jej Majestatu.
 
Marek Baterowicz
Marek Baterowicz ( ur. w 1944 w Krakowie ), poeta, prozaik, publicysta, tłumacz poezji krajów romańskich, latynoskich i Quebec’u. Romanista – doktorat o wpływach hiszpańskich na poetów francuskich XVI/ XVII wieku ( 1998), fragmenty tej tezy ukazały się we Francji. Wydał też tomik wierszy w języku francuskim – „Fée et fourmis” ( Paris, 1977). Jako poeta debiutował na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Studenta” ( w 1971). Debiut książkowy: „Wersety do świtu” ( W-wa,1976) – tytuł był aluzją do nocy PRL-u. W r.1981 wydał zbiór wierszy poza cenzurą: „Łamiąc gałęzie ciszy”. Od 1985 roku na emigracji, po czterech latach czekania na paszport, najpierw w Hiszpanii, a od 1987 w Australii. W roku 1992 odwiedził Polskę, w tym samym roku listem w „Arce” zrywał ze środowiskiem „Tygodnika Powszechnego”, które poparło grubą kreskę ułatwiającą nowe zniewolenie. Autor wielu zbiorów wierszy jak np. „Serce i pięść” ( Sydney, 1987), „Z tamtej strony drzewa” ( Melbourne, 1992 – wiersze zebrane), „Miejsce w atlasie” ( Sydney, 1996), „Cierń i cień „ ( Sydney,2003) czy „Na smyczy słońca” ( Sydney, 2008). W r.2010 we Włoszech ukazał się wybór jego wierszy – „Canti del pianeta”, "Status quo"(Toronto, 2014). Wydawca ( Roma, Empiria) tak określił jego poezję: „to zaproszenie człowieka planetarnego, ceniącego wartości uniwersalne całej ludzkości i braterstwo między ludźmi”.Wydał też kilka tytułów prozy, w tym powieść ze stanu wojennego pt. „Ziarno wschodzi w ranie” ( Sydney,1992). Mieszka w Sydney.

    

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.