POLECAMY! Bożena Ratter: Po Panu Bogu najbardziej kocham Polskę
data:16 lipca 2015     Redaktor: AK

Obowiązujące po wojnie przepisy stanowiły jasno, że osoby skazane na śmierć powinny zostać powieszone albo rozstrzelane przez pluton egzekucyjny. Dokładnie określone było nawet, że pluton musi składać się minimum z czterech strzelających i powinni oni celować w serce. Na Łączce nie znaleziono jednak ani jednego przypadku tak wykonanej egzekucji. Wszystkie osoby, które ekshumowano, ginęły od jednego strzału w tył głowy (w potylicę). Komuniści stosowali tę samą metodę, którą posługiwało się NKWD, zabijając polskich jeńców np. w Katyniu. Ciała nawet skazanych na śmierć w wielu kulturach i w różnych czasach były albo wydawane rodzinie albo rodzina mogła przed (ich) pochowaniem zobaczyć zwłoki. Strzał w głowę powoduje drastyczne uszkodzenia całej czaszki. Zabójcy od razu zakładali więc, że żadnego okazania zwłok, żadnej identyfikacji nie będzie („Gość Niedzielny”, Tomasz Rożek).

 
...Dzięki ofiarnej pracy specjalistów z wielu dziedzin nauki, wolontariuszy, ludzi dobrej woli, a przede wszystkim determinacji dr. hab. Krzysztofa Szwagrzyka trwa ekshumacja i badanie szczątków bestialsko mordowanej elity II RP, wydobywanych z dołów zasypanych wapnem, odchodami i śmieciami, zabudowanych przez cynicznych morderców grobami oprawców.
   Niestety, nie znamy wszystkich miejsc, studni, rzek, lasów, pól, w których znajdują się szczątki 130 000 Polaków zamordowanych w polskich domach na terenach należących obecnie do Ukrainy. Na tych terenach zlikwidowano wszelkie ślady życia ofiar, wyrąbano ludzi, zniszczono ich domy, wycięto drzewa, zasypano studnie. I, tak jak w przypadku ekshumacji na Łączce, wśród oprawców i ich potomków nie ma przyzwolenia na godne pochowanie ofiar ludobójstwa.
   Jak to się stało, że nasi sąsiedzi, w zasadzie bracia − bo na terenie Małopolski Wschodniej co druga, co trzecia rodzina była mieszana, polsko-ukraińska − tak nas nienawidzili, tak okrutnie mordowali? Mieliśmy trzech okupantów: Niemców, z ideologią klasy panów, czystki rasowej, obozami koncentracyjnymi; sowietów, mordujących polską elitę w Katyniu, wywożących bydlęcymi wagonami miliony Polaków na Syberię, do łagrów, do Kazachstanu, i trzeciego okupanta, najbardziej okrutnego − naszych sąsiadów Ukraińców. Jak to się stało, że również chrześcijanie (cóż z tego, że obrządku prawosławnego czy greckokatolickiego) osiągali jakąś satysfakcję, ucinając Polakom głowy, wbijając dzieci na sztachety lub wrzucając je do studni, rozpruwając ludziom brzuchy i obdzierając ich ze skóry? Jak to się stało, że mieli wielką radość i przyjemność z tego właśnie, poza zyskiem ze zwykłego rabunku ubrań, butów, mienia ofiar? Jak to się stało, że kum, brat, ojciec mordował swoje rodziny? Że syn szedł do domu siostry swojej matki, Polki, obcinał głowę jej mężowi, synowi, kładł je na stole i kazał kobiecie na nie patrzeć, aż do obłędu? Jak to się stało, że księża święcili noże i inne narzędzia zbrodni? Najpierw mordowali, namawiali chłopów do mordowania, a po II wojnie uciekali za granicę, byli wielkimi bohaterami w Kanadzie, w Polsce również. Kiedy mordowano ks. Ludwika Wrodarczyka kobiety ukraińskie trzymały go za ręce i nogi, a banderowiec wyjął serce z rozciętej piersi i wołał : to serce Lacha! Czy to jest normalne? Nasuwa się pytanie, kto i z jakiego powodu mógł dopuścić się tak potwornych zbrodni, zbrodni z piekła rodem? Na to pytanie nie byłoby w stanie odpowiedzieć nawet konsylium złożone z lekarzy psychiatrów.
   Te zbrodnie były owocem zbrodniczej ideologii − na Ukrainie oprócz 1800 nacjonalistów było kilka tysięcy komunistów, dodać należy do tego satanistyczną ideologię ukraińskiego narodowego socjalizmu, czyli nazizmu. Jak mogła dokonać się taka przemiana w człowieku, nazwana w psychologii efektem Lucypera?
   To temat referatu profesora Czesława Partacza wygłoszonego podczas Konferencji zorganizowanej przez Patriotyczny Związek Organizacji Kresowych i Kombatanckich 10 lipca w Muzeum Niepodległości z okazji 72 rocznicy ludobójstwa na Wołyniu. Analiza historyczna, socjologiczna, psychologiczna uwarunkowań i rodzaju stosunków na terenie Małopolski Wschodniej zaprezentowana podczas Konferencji przez naukowców, na podstawie wieloletnich badań naukowych, faktów, dokumentów, wywiadów to doskonała lekcja historii dla parlamentarzystów i dziennikarzy. Szkoda, że nie byli oni na niej obecni. Wszak to oni są odpowiedzialni za naszą świadomość historyczną. Zwracam się z apelem o zaproszenie prelegentów do polskiego, a nawet europejskiego parlamentu, zaś organizatorom dziękuję za klasę tej konferencji.
   Następnego dnia ulicami Warszawy, jak w wielu innych miast, przeszedł Marsz Pamięci Wołyń 1943. Utrudnienia pojawiły się przed budynkiem Domu Polonii, na ścianie którego wisi tablica, pod którą chcieliśmy złożyć kwiaty. Przed tablicą wyrósł wielki słup ogłoszeniowy skutecznie ją zasłaniający. Kilka dni wcześniej czytałam w metrze o wielkim sukcesie pani prezydent: „po dwóch latach walki miasto wreszcie wygrało. Znika wielkoformatowa reklama z Pałacu Błękitnego przy placu Bankowym. Reklama została tam zamontowana nielegalnie” (sic!). Czy słup ogłoszeniowy zasłaniający tablicę został postawiony nielegalnie, a nie celowo przez panią prezydent? Jeśli nielegalnie, to czas na zmiany, przeraża bowiem kompletny brak wpływu pani prezydent na to, co dzieje się w stolicy. Jeśli zrobiono to celowo, to jest to również przerażające. Jak powiedział ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, przypomina to najgorsze czasy PRL-u. Wtedy nielegalne było mówienie o zbrodni katyńskiej, zsyłkach na Sybir i do Kazachstanu. Ludobójstwo dokonane na 130 000 Polaków na Wołyniu to obecnie niechciana prawda. Tak jak kiedyś dogmatem był sojusz z ZSRR, tak dzisiaj obowiązuje dogmat, za cenę przemilczenia zbrodni, sojuszu z Ukrainą.
   „Możemy z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że tzw. poprawność polityczna jest nienawiścią do dobra za to, że jest dobrem. Poprawność polityczna jest swoistym amerykańskim i dywersyjnym bolszewizmem, który, jak inne znane nam antychrześcijańskie ideologie (bolszewizm, faszyzm, nazizm niemiecki − hitleryzm, nazizm ukraiński − banderyzm), stanowi zagrożenie dla ludzkości.
To ludobójstwo popełnione przez zwyrodniałych nacjonalistów halickich i Ukraińców z Wołynia jest nieuznawane przez władze polskie. Obowiązuje fałszywa doktryna Jerzego Giedrojcia, zmierzająca do stworzenia dobrych stosunków polsko-ukraińskich skierowanych przeciwko Rosji. Doktryna ta ma na celu zapomnienie czy też pominięcie zbrodni OUN-UPA. W jej wyniku zbrodniarze ci, jako funkcjonariusze III Rzeszy Niemieckiej, służący w Ukranische Polizei, zamordowali około 1.300 000 Polaków narodowości żydowskiej, a później 134 000 Polaków, głównie chłopów. (…)W żadnym europejskim kraju mężowie czy żony nie mordowały swojej drugiej połowy i własnych dzieci na rozkaz nazistowskiej organizacji, ze względu na narodowość. Niestety, ale tak było na ziemiach Kresów Wschodnich”. ( prof. Czesław Partacz, „Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich 4”, seria pod red. Witolda Listowskiego2012).
Jak to się stało, że 50% polskiego parlamentu było przeciwne uznaniu bestialskich mordów na Wołyniu za ludobójstwo? Czy to efekt braku wiedzy, wiary w doktrynę Jerzego Giedrojcia, czy też mamy do czynienia z potomkami pokolenia efektu Lucypera, promowanymi przez imperium polityczno-medialne? Wszak ci, co mordowali, zbiegli za granicę.
   Po zakończeniu Marszu Pamięci Wołyń 1943, Tomasz Kuba Kozłowski zaprosił do DSH na projekcję dwóch filmów: „Sieroty Wołynia, córki Zamościa” (2015) Macieja Wojciechowskiego oraz „Zapomniane zbrodnie na Wołyniu” (2009) Tadeusza Arciucha i Macieja Wojciechowskiego. W spotkaniu uczestniczyli zaproszeni goście: Maciej Wojciechowski – reżyser, scenarzysta i producent; Ewa Siemaszko – badaczka ludobójstwa na Kresach, współautorka monografii „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939−1945”; Krzesimir Dębski – kompozytor, którego dziadkowie zginęli z rok ukraińskich nacjonalistów, a rodzice cudem ocaleli podczas ataku na miasteczko Kisielin 11 lipca 1943 r.; ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski – duchowny, historyk i publicysta od lat zabiegający o należyte upamiętnienie ofiar zbrodni ludobójstwa na Kresach.
   Do bardzo pouczającego panelu dyskusyjnego w DSH dołączyli przybyli świadkowie wołyńskiego ludobójstwa −przybyli dobrowolnie, mimo podeszłego wieku, aby dać świadectwo… 10-letni wówczas mieszkaniec przedmieścia Łucka wspominał szukających schronienia, ocalałych mieszkańców pobliskich wiosek, dobijanych na ulicach przez Ukraińców. Do dzisiaj ma przed oczyma czerwoną od krwi rzekę Styr, którą płynęły okaleczone szczątki ludzkie.
   „Musimy pamiętać, że zbrodnie na Kresach zaczynają się od małej skali, większej skali pojedynczych osób cywilnych lub żołnierzy jeszcze w 1939 roku. I 1939 rok, jak i 1941, i 1943, ale i wcześniejsze wydarzenia, nie tylko na Kresach, pokazują, iż w większości przypadków do takich sytuacji jako społeczeństwo i jako państwo nie byliśmy i nie jesteśmy przygotowani. Cały czas wydaje nam się, że jakaś siła, rycerz na białym koniu albo opamiętanie naszych wrogów, przyjdzie nam z pomocą. I ta lekkomyślność nas gubi. Posłowie ukraińscy do parlamentu polskiego podczas publicznych wieców wyborczych w latach dwudziestych XX wieku, w 1923 r. i w 1924 r., publicznie zapowiadali rzeź Polaków na tamtych terenach. Zdjęcia polskich parlamentarzystów oraz dokumenty pokazywał w DSH, z okazji 70 rocznicy ludobójstwa na Wołyniu, Tomasz Kuba Kozłowski. Posłowie zapowiadali, „my was wyrżniemy, wypędzimy, wasze wsie spalimy, majątki zagrabimy”. Wydawało się to tak absurdalne, że nikt nie chciał w to wierzyć.
Teresa Siedlak-Kołyszko w jednym z reportaży kresowych ze zbioru „Przecież tu Polska kiedyś była…” cytuje panią Janinę Zamoyską, pierwszą obywatelkę Lwowa: „za szkolnych lat przedwojennych zapamiętałam taką sympatyczną akcję, w której uczestniczyły dzieci szkolne… my, dziewczynki ze szkoły, jechałyśmy na wieś, żeby zbliżyć się, zaprzyjaźnić się z Ukraińcami, to był taki ze szkoły prąd, Macierz Szkolna to organizowała, bo już narastała ta niechęć, potem nienawiść do Polaków, więc my miałyśmy choć trochę temu zaradzić poprzez te odwiedziny, zabawy wspólne, opowiadałyśmy im o Polsce, czytałyśmy”.
   Dziewczynki nie zaradziły. Polaków mordowali w Małopolsce Wschodniej bracia Ukraińcy, a na terenie powojennej Polski bracia komuniści.
   „Ci, co nas teraz przestrzegają, mają świadomość, że historia nie skończyła się w roku 1939, 1943 czy 1945. Historia się dzieje na naszych oczach. Niewiele trzeba, by iskrę zła wydobyć.  Jeśli się upominamy o pamięć, o to, by mówić o tym w sposób otwarty, by zbrodnię nazywać zbrodnią, ludobójstwo ludobójstwem, a zbrodniarza zbrodniarzem, a nie bohaterem narodowym, to z tą świadomością, że nic się nie skończyło. To się zawsze może odrodzić”. (Tomasz Kuba Kozłowski)
   Stanisław Srokowski to pisarz, który przekuwa opowieść o tamtych wydarzeniach na język literacki. To, co się tam zdarzyło, działo się na jego oczach, stracił połowę swojej rodziny, to bolało wtedy, to boli do dzisiaj. Sieroty, dziewczynki kilkuletnie, które cudem ocalały i trafiły do domu dziecka w Zamościu już jako dorosłe szukały na Ukrainie szczątków swych rodzin. Do dzisiaj tamta trauma powoduje, że po przekroczeniu granicy osacza je strach. W takim strachu podczas wojny żyli nasi rodacy przez 6−7 lat, o ile nie zostali od razu zamordowani. To nie tylko tragedia wymordowania Polaków, to zagłada cywilizacji łacińskiej, to problem, z którym będziemy się borykać przez wieki, ponieważ odcięto nam kawał rzeczywistości historycznej. Nasza ojczyzna jest zdradzona, nie mamy rządów, które reprezentowałyby naród i dbały o pamięć i dziedzictwo. Ginie cywilizacja, bo burzone są kościoły, wymordowani księża, zakonnice, liturgia i ten mord wciąż trwa. Materialna baza, która na Kresach była wielkim pomnikiem historii, wielka architektura polska, budowana przez ponad 6 wieków, wielkie świątynie, wielkie pałace, wielkie zamki, dworki, szkoły, ochronki, szpitale, zbiory sztuki i osiągnięcia naukowe, to wszystko było − i do dzisiaj − jest mordowane. Rozsypał się system wartości, w którym człowiek dla człowieka był przyjacielem, a polityka nie zwraca uwagi na to, że zbrodniarze byli tam przez 70 lat i są do tej pory. I to ma miejsce w środku Europy?
   Nie szukajmy żadnego usprawiedliwienia, żadnego porównania dla ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej do innych zdarzeń, w tym do akcji „Wisła”. W procesie norymberskim, skazującym na śmierć zwyrodnialców niemieckich odpowiedzialnych za ludobójstwo w obozach koncentracyjnych, nikt nie relatywizował ich zbrodni Akcją pod Arsenałem, akcją polskich harcerzy w Warszawie.
Pamiętajmy, dobre relacje z Niemcami są takimi nie wskutek przemilczenia ich zbrodni − przez kilkadziesiąt lat w szkołach obowiązkowy był zestaw lektur, w których była mowa o zbrodniach niemieckich. Niemieccy chrześcijanie przyjeżdżali do polskich parafii, prosząc o przebaczenie, prosili o wspólną modlitwę za ofiary zbrodni dokonanej przez ich rodaków. Domagajmy się uznania za fakt ludobójstwa ludności polskiej, czeskiej, żydowskiej i ukraińskiej dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich.
   „Zbrodnia bez kary” to tytuł kolejnego odcinka edukacyjnej serii filmowej Adama Sikorskiego (TV Historia). „To był rok 1947, byłem małym chłopcem, gdy do wioski Chotycze wjechał samochód – opowiada świadek. Było w nim około 30 młodych ludzi otoczonych sowietami. Gdy oficer NKWD wyskoczył na chwilę i udał się do sołtysa, obserwowałem młodych w samochodzie. Mieli kołnierze postawione w prochowcach, włosy podstrzyżone, jakieś  20−18 lat, a może mniej. Gdy oficer wrócił, samochód odjechał i skręcił na Toporów. Jako dzieciak bawiłem się na drodze i widziałem, jak samochód wracał, już bez młodych, na ławkach siedzieli sowieci z karabinami. W szkole dziewczynki z Toporowa szeptały między sobą, że było dużo krwi w piwnicy i na schodach”.
   Tych młodziutkich chłopców, prawie dzieci, zamordowano w pałacu w Toporowie. Nie znamy miejsca ich pochówku tak jak i miejsc pochówku dziesiątków tysięcy innych, urodzonych w II RP i walczących z naszymi okupantami. O ile konspiratorzy lokalni walczący z komunistycznym okupantem mieli rodziny, znajomych i zawsze ktoś mógł się o nich upomnieć, to ci chłopcy, z daleka, pozostawali najczęściej anonimowi. To młodzi chłopcy z Kresów Wschodnich − żołnierze 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, Brygady Wileńskiej AK oraz innych polskich formacji. Gdy oni walczyli o wolną Polskę, ich matki, siostry i narzeczone mordowano i wywożono bydlęcymi wagonami na śmierć, na Syberię, do łagrów, do Kazachstanu. Nie mieli już rodzin, domów − okaleczeni okrucieństwem wojny nie mieli dokąd wrócić. Jeśli nie zamordowano ich w Toporowie, to prześladowano ich przez całe życie jako ludzi drugiej kategorii, a robili to ci, o których wolność walczyli i którzy wzbogacili się na majątkach ich rodzin.
   Dla uczczenia milionów żołnierzy wyklętych − i tych bezimiennych, i tych, których imiona są znane, tych zakatowanych, wypędzonych z rodzinnych stron, zesłanych i pogrzebanych na Dalekim Wschodzie, Uralu, Syberii, Katyniu, poległych w Puszczy Kampinoskiej, w powstaniu warszawskim, pod Monte Cassino, w Bredzie, Arhen, Anglii, Persji, Iraku i w innych miejscach na całym świecie, zmuszonych do pozostania poza Polską, skazanych na nędzny żywot i wyparcie z pamięci w PRL i III RP − musi powstać Panteon Narodowy przewyższający Muzeum Historii Żydów. Nie pomniczek, na którym, jak na Skwerze Wołyńskim, nie będzie nawet napisu, że dokonano zbrodni.
   17−19 lipca odbędzie się w Zdyni, już po raz 33, Łemkowska Watra. Przyjeżdżają na nią Łemkowie z całego świata, najwięcej z terenów Polski i Ukrainy. Odbywają się koncerty, zawody, odczyty, jest piękna msza i pamięć o wysiedlonych (nie: zamordowanych!). Byłam na Watrze, rozmawiałam. Podczas rozmów wielu z nich podkreśla, iż przesiedlenie z trudnych warunków życia w górskiej wsi do np. Legnicy odczuli jako poprawę bytu. Nie oznacza to braku tęsknoty za rodzinną ziemią, co jest tak widoczne w poezji łemkowskiej i kresowej z Wołynia i Małopolski Wschodniej, a nade wszystko w poezji zesłanych do gułagów. Patronat nad wspomnianym wydarzeniem objął minister spraw zagranicznych RP , to dobrze. Zwracam się do Pana Ministra Spraw Zagranicznych o doprowadzenie do corocznego zjazdu ocalałych Polaków i ich rodzin na opustoszałych i zdziczałych terenach, w miejscu setek polskich osad na terenie Ukrainy. O zaproszenie zespołów, pisarzy, poetów i Wielkiej Orkiestry Symfonicznej, która pod batutą światowej sławy kompozytora, Krzesimira Dębskiego, wykona w każdej z nich wspaniały utwór symfoniczny, skazany przez poprawność polityczną na zapomnienie − oratorium kresowe.
Protestujmy przeciw ukrywaniu i fałszowaniu historii przez imperium medialne. O ile zmiana nazwiska w celu zafałszowania tożsamości jest sprawą prywatną, to wydanie dodatku do „Polityki” pod nazwą „Kresy Rzeczpospolitej. Wielki mit Polaków” jest efektem ignorancji lub publicznym fałszerstwem, które godzi w interes państwowy, obniża poczucie wartości Polaków i które powinno być zabronione jako wyraz ignorancji autorów tekstów, co przynosi wstyd nam wszystkim. Kresy Rzeczypospolitej to nie mit, to rzeczywistość, dziedzictwo narodowe, wielowiekowy i wielokulturowy byt z krwi i kości znany Europie i światu, a wypychany z naszej świadomości przez rządzące czerwone/różowe „elity”.
   W reportażu „Jarmolińce na Podolu” autorka reportażu pyta księdza, czy wie, że były tam wielkie jarmarki i targi końskie, że to znane z powieści Henryka Sienkiewicza Podole, a więc ziemie te należały przez wiele wieków do Rzeczypospolitej, a ziemie kolejni królowie przyznawali co zacniejszym rycerzom. Na początku był klasztor Bernardynów, niestety po powstaniu listopadowym car zamknął klasztor, braci wyrzucił i oddał całą posesję, pomieszczenia klasztorne i kościół we władanie Cerkwi. Kolejny kościół wybudował hrabia Orłowski i zostało przeniesione do niego wyposażenie z dawnego klasztoru. Było ono tam aż do rewolucji i objęcia tych ziem przez bolszewików. Potem kościół przeznaczono na salę sportową i zniszczono wszystko wewnątrz.
   „Tak, to prawda − odpowiada ksiądz − ale wie pani, tu tych tradycji niestety już nie ma, już nikt tego nie wie. Przecież tu była radziecka władza i oni robili wszystko, żeby zabić historię. Według nich historia zaczynała się od rewolucji. Bo gdyby wspominali o czasach przedrewolucyjnych, musieliby mówić o Polsce, która tu przedtem była”. Zastanówmy się, kogo będziemy wybierać w najbliższych wyborach, kim są nasi politycy i nasi sąsiedzi, no i jak mierzą czas.
   Pytajmy naszych dziadków, rodziców, sąsiadów, a okaże się, jak wielki jest nasz związek z Kresami. Odbudowa substancji państwowej i narodowej po II wojnie światowej była możliwa dzięki Polakom z Kresów. Nie dajmy wyprzeć z nas dumy z historii Polski.
   A „czerwonej zarazie”, która poprzez Kresy dotarła do nas ze Wschodu, zawdzięczamy powojenną okupację i dzisiejszą indokrynację.
Redaktorów dodatku do „Polityki” zachęcam do poznania choćby losów pałacu w Toporowie − właśnie tak realne były nasze ziemie na Kresach. Bądźmy dumni z naszej historii.
http://www.polinow.pl/toporow_chotycze-toporow_dzieje.
 
Informacja dla redaktora „Polityki” i dla Ziemowita Szczerka dotycząca uprawianej przez nich profesji/propagandy:
Stefan Kudelski (ur. 27 lutego 1929 w Warszawie, zm. 26 stycznia 2013 w Cheseaux-sur-Lausanne) – polski elektronik i wynalazca, twórca serii profesjonalnych magnetofonów Nagra, podstawowego typu magnetofonu używanego przez reporterów radiowych, telewizyjnych i studia filmowe na całym świecie, laureat nagród amerykańskiej Akademii Filmowej, doktor honoris causa Politechniki Federalnej w Lozannie. Urodził się w polskiej rodzinie inteligenckiej związanej z przedwojennym Stanisławowem. Dziadek Stefana – Jan Tomasz był absolwentem Politechniki Lwowskiej i architektem miejskim Stanisławowa, który pozostawił ogromny wkład w architekturę tego miasta, ojciec Stefana – Tadeusz, obrońca Lwowa przed Ukraińcami w 1918, po studiach architektonicznych na Politechnice Lwowskiej pracował w przemyśle chemicznym, a matka, Irena z Ulbrichów, była antropologiem. Ojcem chrzestnym Stefana Kudelskiego był ostatni przedwojenny prezydent Warszawy Stefan Starzyński.
 
   5 lipca 2015 roku odbył się na Jasnej Górze XXI Zjazd i Pielgrzymka Kresowian, której motto brzmiało:
„Tegoroczny Zjazd i Pielgrzymka są dla nas w dwójnasób szczególne. 70 lat temu na Konferencji w Jałcie, zdradzeni przez najbliższych sojuszników, zostaliśmy pozbawieni suwerenności i poddani sowieckiej okupacji. Z terenów bezprawnie przyłączonych do tzw. sowieckich republik Ukrainy, Białorusi i Litwy wypędzono miliony Polaków, a ci, którzy tam pozostali – zostali poddani komunistycznemu terrorowi. Na terenach Wschodniej Małopolski stali się ofiarami ludobójstwa dokonanego przez zbrodnicze watahy ukraińskich nacjonalistów. Pamiętając o tamtych wydarzeniach, w obliczu nadchodzących wyborów parlamentarnych łączymy się dziś w trosce o losy naszego Kraju i przyszłość Narodu. Wypędzeni i ich potomkowie chcą świadomie zaangażować się w proces przemian zachodzących w Polsce, ale przed podjęciem wyborczych decyzji oczekują od przedstawicieli partii jasnego stanowiska w kwestiach polskiej polityki wschodniej i sprawach Polaków pozostałych za obecną granica państwa. Stąd pomysł debaty podczas Kresowego Forum w II części Zjazdu. Stwierdzam, że budzi nasz wielki niepokój ciche przyzwolenie władz Rzeczypospolitej na dyskryminujące Polaków, łamiące prawa człowieka i normy europejskie, działania państwa litewskiego, a także milcząca aprobata dla honorowania przez obecne władze Ukrainy zbrodniarzy i ludobójców spod znaku UPA. Wierzę, że w obliczu nadchodzących wyborów do Sejmu i Senatu partie polityczne zechcą stawić czoła powyższym problemom. (Jan Skalski, prezes Światowego Kongresu Kresowian, przewodniczący Europejskiej Unii Uchodźców i Wypędzonych).
   Stanisław Sławomir Nicieja – polski historyk i historyk sztuki XIX i XX wieku, profesor nauk humanistycznych, rektor Uniwersytetu Opolskiego, senator V kadencji podczas XXI Zjazdu i Pielgrzymki Kresowian na Jasnej Górze opowiedział o swoim spotkaniu autorskim w Stanisławowie. Obecny w grupie słuchaczy prawego sektora, znający biografię profesora, zadał pytanie: Panie Nicieja, czemu pan z uporem maniaka od 40 lat zajmuje się naszymi miastami. Pisze pan o Tarnopolu, Kamieńcu, Stanisławowie, Lwowie, nie ma pan innych miast, czemu nie pisze pan o Opolu, Dzierżoniowie? Dostał potężne brawa. Jaka była odpowiedź profesora? „Proszę pana, ja nie piszę o waszych miastach, ja jestem historykiem polskim i piszę o historii Polski. A tym się Polska wyróżnia w tyglu europejskim, że na przestrzeni 1000 lat istnienia miała pulsujące granice. Inny kształt miała w czasach Piastów, inny w czasach Jagiellonów, gdy sięgała od morza do morza, był czas, kiedy jej nie było, bo wcielono ją do Rosji, Austrii, Niemiec. Był czas, gdy się odrodziła i miała granice na Zbruczu i Dniestrze, a wtedy Odra płynęła przez środek Polski. I jeśli wymaga Pan, abym pisał historię w granicach obecnego państwa polskiego, to namawia mnie pan abym wyciął sobie trzy czwarte mózgu, bo tam urodził się Moniuszko, Kościuszko, Słowacki, Piłsudski, Mickiewicz, Zapolska i wielu innych luminarzy światowej nauki, przedsiębiorczości, przemysłu i rolnictwa, kultury, sztuki i tożsamości narodowej”.
Profesor podziękował obecnym za zaproszenie na Kongres Kresowian, po tych spotkaniach napływają do niego zdjęcia, biografie, wspomnienia, które umieszcza w kolejnych tomach swojego wspaniałego dzieła „Kresowa Atlantyda”. Zalecana prenumerata we wszystkich mediach.
 
   Nocą z 3 na 4 lipca 1941 r. między godziną 22.00 a 2.00 kilka oddziałów złożonych z członków SS, policji i polowej żandarmerii przeprowadziło aresztowania profesorów wyższych uczelni we Lwowie. Poza profesorami zabierano wszystkich obecnych w mieszkaniu mężczyzn powyżej 18 roku życia. Na ogół panował pośpiech, kazano się szybko ubierać (część profesorów już spała), przeprowadzano zwykle powierzchowną rewizję, rabując przy tej okazji złoto, dewizy, inne przedmioty wartościowe i, w jednym przypadku, maszynę do pisania.
http://www.lwow.com.pl/albert/albert-pl.html
   W rocznicę tego wydarzenia przy tablicy poświęconej pamięci Profesorów Lwowskich w Instytucie Biofizyki i Biochemii PAN w Warszawie (ul. Pawińskiego 5A), ufundowanej przez profesora Wacława Szybalskiego, nie było nikogo z animatorów życia publicznego.
Dziękuję za to, iż 12 lipca 2015 r. ks. abp Andrzej Dzięga, metropolita szczecińsko-kamieński, podczas mszy św. na Jasnej Górze dla pielgrzymów gromadzących się tam pod hasłem (słowa Kardynała Wyszyńskiego) ,,Po Panu Bogu najbardziej kocham Polskę ” przypomniał o 11 lipca jako rocznicy ludobójstwa na Wołyniu oraz 12 lipca jako rocznicy obławy augustowskiej.
 
Bożena Ratter





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.