Dopiero co pojawiła się w mediach informacja o możliwości odblokowania inwestycji dzięki ugodzie zawartej między włoskim wykonawcą a stroną polską. Efektem tego miał być pierwszy gazowiec odprawiony w okolicach rozpoczęcia roku akademickiego (Janusz Piechociński) lub "w tym roku" (Włodzimierz Karpiński, ustępujący minister skarbu).
Budowa świnoujskiego gazportu okazała się dla nas ciężkim orzechem do zgryzienia. W pierwotnej wersji już ponad rok temu miał on być ukończony i zaopatrywać nas w gaz z Kataru, jednak włoski wykonawca wciąż domaga się dopłat. Z raportu NIK wynika, że za opóźnienia odpowiadają niekompetencja osób odpowiedzialnych za inwestycję ze strony spółek Gaz - System, Polskie LNG oraz nieskuteczny nadzór ministerialny.
Głosy poddające w wątpliwość rządowe zapewnienia pojawiają się od dawna. Również na słynnych już taśmach "Wprost" pojawił się temat gazoportu - były wiceminister finansów a później prezes PGNiG Andrzej Parafianowicz stwierdził: Mówią o jesieni 2015, a na mieście mówią coś o 2017. Parafianowicz ujawnił także, że umowy ws. budowy gazoportu są skonstruowane w sposób niekorzystny dla polskiej strony, co pozwala włoskiej firmie bezkarnie opóźniać inwestycję i domagać się dodatkowych pieniędzy.
Rozmawiałem z kolesiami, którzy pracują przy budowie gazoportu i mówią, że ta budowa jest jeszcze daleko w lesie, więc mało prawdopodobne jest, żeby statki zawitały przed 2017 r. Do ukończenia budowy potrzeba minimum kilku miesięcy. Potem zaczną się poprawki, odbiory, więc niech zapomną, że jakiś statek w tym roku przypłynie z gazem do Świnoujścia – tak twierdzi anonimowy informator portalu niezależna.pl .